Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Gramy dalej 22 kwietnia 2020, 14:54

Escape from Tarkov – to trudny związek, ale wciąż kocham tę grę - Strona 2

Escape from Tarkov po latach wciąż jest technicznym bałaganem. Bardziej cię stresuje niż relaksuje, ciągle ci coś zabiera i na dodatek wszystkiego każe się domyślać. A mimo to wciąż kocham tę grę.

Padłem, powstaję

W Escape from Tarkov nie ma sezonów, nie ma kolorowych skórek operatorów dostępnych przez dany okres. Jest jednak parę rzeczy, które zachęcają do systematycznego grania, do wgryzania się w świat i mechaniki Tarkova pomimo częstych porażek i zgonów. Pierwsza z nich to na pewno wyjątkowo wyraźny proces samodoskonalenia własnych umiejętności. Tutaj praktycznie trzeba się od nowa nauczyć grać w strzelaniny FPS, bo nic nie jest takie jak w innych tytułach. Swoje postępy widzimy nie tylko w liczbie zabitych przeciwników na rajdzie, w wartości wynoszonego do schowka lootu, ale i w tym, jak przygotowujemy się do akcji – od zajechanego karabinka AK i kamizelki wędkarza po pełen pancerz i zmodowany M4 z termowizją. Wszystko przychodzi z czasem, stopniowo, a obserwacja tych zmian sprawia dużą satysfakcję.

Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco! Kryjówka zmienia się z rudery w przytulne gniazdko, o ile wciągniemy się w grind zapasów z rajdów.

SPRAWA DLA PSYCHOLOGA – GF

W Escape from Tarkov bardzo wyraźny wśród graczy jest tzw. GF – Gear Fear, czyli strach przed utratą wirtualnego sprzętu. Gra jest brutalna i bezkompromisowa. Jeśli ktoś nas zastrzeli podczas rajdu, cenny karabin z dodatkami na pewno zostanie nam „skradziony” przez inną osobę. Z tego powodu wielu graczy boi się zabierać na akcję szczególnie wartościowe wyposażenie. Pozostaje ono jedynie ozdobą schowka lub gadżetem do zabawy offline. I nie ma w tym nic dziwnego, jeśli dopiero zaczynamy rozgrywkę, a udało nam się dorwać jakiś cenniejszy egzemplarz.

W niektórych przypadkach jednak taki stan trwa przez cały czas – swoje zdobycze chomikują także gracze, którzy dorobili się milionowych kwot i z powodzeniem mogliby odkupić od razu wszelkie stracone fanty. Prawdopodobnie chodzi tutaj o fakt, że taki sprzęt nie zostanie po prostu skasowany z wirtualnej pamięci komputera, ale skonfiskowany przez inną żywą osobę. Dla niektórych to uczucie porównywalne z faktycznym byciem okradzionym przez kogoś ze swoich osobistych rzeczy, a jedyną obroną przed tym jest pozostawienie kosztownego ekwipunku w bazie. Rady weteranów są tu jednak jednoznaczne – każdą cenną rzecz należy z miejsca sprzedawać, aż w końcu będzie nas stać, by kupować je bez problemu.

Ammo? Full. W EFT nie ma magicznego liczenia nabojów - po wadze wyjętego magazynka postać zgaduje, czy jest pełen, połowa, czy prawie pusty.

Reszta zachęt jest już dość typowa. To przede wszystkim bariera poziomów gracza, które odblokowują dostęp do tańszych produktów u sprzedawców i dalsze questy. Właściwa gra w zasadzie zaczyna się dopiero po dojściu do 10 levelu postaci. Potem mamy wspomniane misje poboczne. Są to najbardziej prymitywne questy fedexowe, na dodatek prezentowane w formie tekstowej, ale zapewniające spory zastrzyk punktów doświadczenia oraz przenoszące nas do różnorodnych lokacji, co zachęca do uczenia się kolejnych map.

Na końcu jest Hideout – nasza baza wypadowa składająca się z szeregu udogodnień: od strzelnicy do testowania broni, przez kuchnię i WC, po kopalnię bitcoinów zbudowaną z kart graficznych. Na początku to zdezelowane lokum w jakieś piwnicy. Dopiero po włożeniu w nie ogromnej ilości pieniędzy i grindu przeróżnych drobnych przedmiotów zmienia się we w miarę przytulny kącik. Obserwowanie tego, jak z czasem Hideout przechodzi wielką transformację, to kolejny wizualny wyznacznik naszych postępów w Escape from Tarkov, który motywuje do regularnego grania.

Spokojnie jak na wojnie. W każdym pokoju ktoś inny może szukać cennych łupów.

Labs to wyjątkowe miejsce. Bez zdobycia specjalnej karty nie można tam wejść nawet w treningowym trybie offline.

Trudny związek

Wymienianie tutaj samych zalet gry oczywiście nie oznacza, że to cudowny tytuł bez wad, że dokuczające graczom od dawna problemy zniknęły. Mnie, tak jak i innym, też doskwierają ciągłe ścinki animacji, desync na serwerach, bugi, wyrzucanie do pulpitu. Granie w Escape from Tarkov i lubienie tej gry to trudny związek wymagający sporo wyrozumiałości co do kwestii technicznych. Jednocześnie rozumiem autorów i uważam, że tworzenie nowych map i ciągłe dodawanie sprzętu do lootowania jest równie ważne jak naprawa błędów.

W Tarkovie nie ma jeszcze endgame’u i część graczy dochodzi w końcu do momentu, w którym nie ma co robić. Zwiedzili wszystkie pomieszczenia, mają każdy model broni, najcenniejsze przedmioty, dziesiątki milionów wirtualnej waluty. Co dalej? Popularni streamerzy zaczynają po prostu od nowego konta, startując ponownie od poziomu pierwszego, i grają głównie solo, jeśli osiągnęli wszystko przed cyklicznym „łajpem”, czyli odgórnym resetem postępów. Dzięki nowym gadżetom, zmianom, nowym mapom zawsze są powody, by nie zapomnieć o grze, by ciągle do niej wracać.

Obecny zestaw map zawiera bardzo zróżnicowane lokacje, choć prawie wszędzie czuć wschodnie klimaty.

Przyznam jednak, że bałbym się cokolwiek wyrokować w sprawie ewentualnej premiery tego tytułu i jego zawartości, biorąc pod uwagę plany twórców i to, czego chcą dokonać jeszcze przed debiutem pełnej wersji. Nie czekam już tak bardzo na story mode – czekam na mapę miejską, na karabinki SCAR, modowanie kamizelek i inne małe rzeczy. Bez względu na stopień ukończenia to już jest dostarczający unikatowych wrażeń, wyjątkowy FPS na tle innych gier na rynku. A jeśli kiedyś wyjdzie z tego kompletny, ukończony produkt, z historią fabularną i elementami RPG, zapadnie nam w pamięć równie mocno jak niegdyś S.T.A.L.K.E.R.

Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl