autor: Michał Marian
5 rzeczy, za które pokochałem Fallouta 76 [SERIO] - Strona 5
Można lubić Fallouta 76? Można, ja lubię i wcale się tego nie wstydzę. Opowiem Wam nawet dokładnie za co go lubię.
Małe historie
Kiedy już dopakujemy naszą postać i jej wyposażenie do granic możliwości, pozostaje zagłębić się w ten niesamowity, klimatyczny świat, rozkoszując się jego eksploracją i walką z hordami zmutowanych wrogów. Wydaje się wówczas, ze niczego nam już do szczęścia nie potrzeba – czy jednak aby na pewno? Ostatnim, choć z pozoru naprawdę drobnym elementem, są te wszystkie „małe historie”, na ślady których natykamy się na naszej drodze.
Mowa o pozostawionych notatkach do bliskich, wpisach w terminalach, niedokończonych posiłkach czy innych przejawach rutyny dnia codziennego przerwanej przez pustoszącą świat wojnę. Niby nie wnoszą nic istotnego do fabuły, jednak zetknięcie z nimi porusza często bardziej niż nawet najlepiej wymyślony zwrot akcji. Nie wiem, czy te wszystkie smaczki to dzieło jednej osoby, czy też całego zespołu, niemniej bezapelacyjnie należą się za to oklaski – to kawał świetnej roboty, którą tak łatwo można niechcący ominąć.
Małe historie stanowią nieodłączny element eksploracji, swoistą nagrodę za czas poświęcony na gruntowne przeszukanie jakieś lokacji. Momentami łapałem się na tym, że kilka linijek zapisanych w nieruszanym przez lata komputerze wywarło na mnie tak duże wrażenie, iż zaczynałem czuć szczególny sentyment do ich autora i danego miejsca. Dramaty ludzi, których wojna pozbawiła normalności, a czasem i człowieczeństwa, ojcowie i matki poszukujący zagubionych dzieci czy wreszcie dzieci cierpiące po stracie rodziców – każda historia łapie za serce równie mocno, jeśli tylko damy jej szansę.
Podsumowanie
Wymienione powyżej elementy to jedynie moja subiektywna lista, z pewnością każdy, kto dobrze bawi się w najnowszej odsłonie Fallouta, mógłby sporządzić podobną. Jeśli dotarliście aż dotąd, należą się Wam słowa wyjaśnienia. Tak, naprawdę dobrze się bawię, grając w Fallouta 76. Nie, nie jestem fanem wszystkiego, co serwuje Bethesda, i podobnie jak Wy uważam, że wiele jej ostatnich decyzji jest mocno dyskusyjnych. Tak, jestem świadomy wszystkich bolączek F76 i nie twierdzę, że to produkt idealny, wręcz przeciwnie – to bardzo trudna miłość, pełna bugów, mikrotransakcji, niespełnionych obietnic i niewykorzystanego potencjału. I mnie, i Wam byłoby prościej, gdyby tytuł ten wyszedł jako bezpłatny dodatek do Fallouta 4 – wtedy dopiero zgodnie pialibyśmy z zachwytu.
O AUTORZE
Ponad 220 godzin w Falloucie 4, strach pomyśleć, ile w Falloucie 76 (platforma Bethesdy nie liczy czasu). Na półce Vault Boy, w garażu hełm z kolekcjonerki – tak, jestem fanem tej serii. Najlepsza część to dla mnie New Vegas, choć F4 plasuje się tuż za nią.