autor: Michał Marian
5 rzeczy, za które pokochałem Fallouta 76 [SERIO] - Strona 2
Można lubić Fallouta 76? Można, ja lubię i wcale się tego nie wstydzę. Opowiem Wam nawet dokładnie za co go lubię.
Eksploracja

Samotnicy zawszę mogą skorzystać z opcji prywatnych światów. Wymagana jest subskrypcja Fallouta 1st.
Gdybym miał opisać F76 w kilku słowach, nazwałbym go Skyrimem w klimatach postapo. Twórcy zaczerpnęli najlepsze (według wielu najgorsze) elementy z Fallouta 4, przenosząc je do jeszcze większego świata, który pęka w szwach od pobocznych lokacji, a te – choć nie zawsze wnoszą zbyt wiele do fabuły – wręcz proszą się, by je bez umiaru (i litości dla obecnych tam wrogów) eksplorować.
W praktyce podczas rozgrywki w F76 nie sposób skupić się wyłącznie na jednym zadaniu – Appalachy cały czas wabią aktywnościami pobocznymi oraz sekretnymi miejscówkami. Nieraz zdarzyło mi się tylko „na chwilę” zejść ze ścieżki, którą podążałem, by po niemal godzinie zorientować się, że zawędrowałem w zupełnie inną część mapy, po drodze zapełniając plecak przedmiotami i opróżniając magazynki z amunicji. Gdyby nie część planów i schematów, które można zdobyć w trakcie misji fabularnych, te ostatnie wydawałaby się niemal zupełnie zbędne.
Podczas eksploracji postapokaliptycznej Ameryki Północnej czas leci błyskawicznie – jestem przekonany, że Fallout 76 po swoim debiucie na platformie Steam stanie się godnym przeciwnikiem Skyrima, w którym sporo graczy spędziło ponad kilka tysięcy, a rekordzista aż 55 tysięcy godzin. Skąd ta pewność? Cóż, F76 ma jeszcze jednego, bardzo czasochłonnego, asa w rękawie – o tym na następnej stronie.