Tom Clancy's The Division rok po premierze – Ubisoftu ratowanie przebojowej strzelanki - Strona 5
The Division przeszło wyjątkowo ciężką chorobę wieku dziecięcego; kilka miesięcy po premierze gra był wręcz w stanie agonii. Na szczęście sztab doktorów z Ubisoftu i studia Massive wykazał determinację, by uratować pacjenta – i udało im się tego dokonać.
Ucieczka z Nowego Jorku czy powrót?

Pomimo znormalizowania statystyk wytrzymałości, walki w trybie PvP często odbywają się na bardzo bliskim dystansie.
Tom Clancy’s The Division przebyło długą i burzliwą drogę od momentu premiery. Zaliczyło upadek i podniosło się z kolan. Teraz jest to niewątpliwie lepsza gra niż na początku – warta poznania, jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji. Choć z góry muszę uprzedzić, że zwolennicy filmowej opowieści znajdą tu jedynie jej skrawki. W The Division bohaterem jest samo miasto, a fabułę ukryto w znajdźkach, mających postać krótkich rozmów zwykłych mieszkańców metropolii, które dokumentują jej stopniową zagładę. Ma to swój urok i zmusza do zobaczenia całej, świetnie wykonanej mapy NYC.
Największym grzechem The Division jest po części endgame, przeznaczony głównie dla tych, którzy gotowi są poświęcić grze trochę więcej czasu, oraz dla lubujących się w przeszkadzaniu innym bądź odpornych na takie „psoty”. Ale przede wszystkim rozczarowaniem okazuje się zawartość przepustki sezonowej jako całości.
Każdy z dodatków (a zwłaszcza ostatnie dwa) niewątpliwie wnosi do gry coś ciekawego – coś, co ją wzbogaca i czyni lepszą – jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nie tego oczekiwaliśmy. Nie tak powinny wyglądać dodatki w cenie całej gry. Czy rzeczywiście jeden tryb PvP jest wystarczającą zawartością płatnego rozszerzenia? Czy w Battlefieldzie bylibyśmy zadowoleni, gdyby DLC oferowało raptem tryb szturmu i dwie nowe mapy?
The Division pozostaje na razie grą z rewelacyjnymi fundamentami, która nie wykorzystała jeszcze drzemiącego w niej potencjału. Zamiast wprowadzenia nowych terenów Nowego Jorku i nowych misji fabularnych oraz dokończenia urwanych w połowie wątków dostaliśmy głównie dodatkowe tryby rozgrywki na już istniejących mapach. Coś takiego wyglądałoby dobrze zebrane razem w jednym DLC, ale rozbite na cały rok generuje tylko spory niedosyt.
The Division w oczywisty sposób aż prosi się o kontynuację, o powiększenie istniejącej mapy choćby o teren Central Parku, do którego przylegają już nowe sektory Strefy Mroku, o wyjaśnienie losów Aarona Keenera i April Kelleher w kolejnych misjach fabularnych. To gra, w której zdecydowanie lepiej sprawdziłaby się skończona, filmowa opowieść niż powtarzanie w kółko tych samych zadań czy walki PvP. Jeśli zerkniemy na opinie członków społeczności na najpopularniejszych forach, najmilej wspominana jest właśnie droga do 30 poziomu i poznawanie świata gry.
Wielu stworzyło drugą postać agenta nie po to, by zbierać dodatkowy ekwipunek, ale by znowu doświadczyć tego erpegowego awansu przy zwiedzaniu mapy. Sęk w tym, że ewentualna zapowiedź kolejnego season passa, jak to miało miejsce w przypadku Rainbow Six: Siege, spowoduje zapewne o wiele słabszy odzew konsumentów – a to może zadecydować o krótszej przyszłości tytułu. Obyśmy jednak dostali konkretny powód, by w tym roku raz jeszcze przejść się ulicami Nowego Jorku jako agent Strategic Homeland Division.
O AUTORZE
Bez względu na wady tej produkcji należę do miłośników The Division, którzy dali się wciągnąć w ten wspaniale wykreowany świat – mimo wszystko, mimo tych wszystkich błędów, niedociągnięć i niespełnionych oczekiwań. Ujął mnie niezwykle sugestywnie przedstawiony obraz miasta po katastrofie biologicznej, świetny model strzelania i dobrze zaprojektowane misje fabularne. W The Division spędziłem łącznie około 700 godzin, sprawdzając również wszystkie dodatki DLC, przeczytałem także książkę rozwijającą jeden z pobocznych wątków z gry.
ZASTRZEŻENIE
Autor grał na prywatnej kopii The Division.