WarCraft Adventures - czy skasowana przygodówka Blizzarda byłaby hitem? - Strona 3
Okazji, by zagrać w przygodówkę Blizzarda, która została anulowana 18 lat temu, nie mogliśmy przegapić. Czy WarCraft Adventures miało szansę powalczyć z przebojami takich tuzów jak LucasArts bądź Sierra?

Jak widać, w omawianym tytule miało znaleźć się również wiele smaczków dla fanów Azeroth. Jednak znawcom tego uniwersum mogłoby być dzisiaj ciężko przełknąć pewne założenia scenariusza, stojące w jawnej sprzeczności z przyjmowanym obecnie kanonem wydarzeń. Największe dotyczą smoków. Na pewnym etapie Thrall ma za zadanie zjednać orkom przychylność tych potężnych stworzeń. Bohater udaje się więc do Alexstraszy – tej samej, która jeszcze niedawno, w trakcie wydarzeń z WarCrafta II, była w niewoli Hordy – i... znajduje w smoczycy sprzymierzeńca w zamian za pozbawienie głowy Deathwinga (nazwanego tutaj, ciekawostka, jej synem). Zaskakujące mogą być też kulisy śmierci Durotana. Według WarCraft Adventures stali za nią dwaj synowie Blackhanda, który z kolei przedstawiony został jako niegdysiejszy najlepszy przyjaciel Orgrima Doomhammera i ojca Thralla, sprowadzony ostatecznie na złą drogę przez czarnoksiężnika Gul’dana. Co więcej, Rend i Maim – bo tak zwą się owi zabójcy – na dodatek okazują się zdrajcami własnej rasy, spiskującymi z Przymierzem. Tym samym urastają do rangi głównych antagonistów w grze, razem ze wspomnianym wcześniej lordem Blackmoore’em, prześladowcą Thralla.

A jak to było według obowiązującego dziś kanonu?
- Durotana (i jego żonę, Drakę) zabili bezimienni siepacze służący Gul’danowi;
- po tym, co przez nich wycierpiała, Alexstrasza nigdy nie została przyjaciółką orków;
- wprawdzie Deathwing padł z ręki Thralla, ale znacznie później (w World of WarCraft: Cataclysm) – i nie był synem Alexstraszy, lecz jednym z pięciu Smoczych Aspektów (tak jak ona);
- Rend i Maim, jako przywódcy klanu Blackrock, są negatywnymi postaciami, ale nigdy nie kolaborowali z Przymierzem – wręcz przeciwnie, stanowią wyjątkowo zaciekłych wrogów ludzi.
Wspominam o kanoniczności wydarzeń, ponieważ omawiana gra miała być w obrębie serii WarCraft czymś więcej niż tylko ciekawostką albo spin-offem. Choć nie wszystko w Lord of the Clans jest na serio, główny zrąb przedstawionej tu opowieści powstał z myślą o wniesieniu istotnego wkładu w rozwój uniwersum Azeroth. Nie bez powodu fabuła przygodówki dość szczelnie wypełnia lukę między drugim a trzecim WarCraftem; tylko jej ostatnie sceny – zjednoczenie klanów orków i ponowne wypowiedzenie wojny ludziom – poniekąd pokrywają się z „trójką”. Co więcej, mimo że projekt WarCraft Adventures ostatecznie wylądował w koszu, Blizzard spożytkował napisaną na jego potrzeby historię. To właśnie na niej oparta została uznawana za część kanonu książka Władca klanów (od gry również wziął się jej tytuł), napisana przez Christie Golden i wydana w 2001 roku. Wprawdzie autorka wprowadziła do powieści liczne zmiany względem oryginału – np. usunęła z niej smoki oraz Renda i Maima – ale ogólny zarys dziejów Thralla pozostał taki sam.

Przygodo, wróć!
Na koniec spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy Blizzard dobrze zrobił, kasując WarCraft Adventures? Tak jak mówiłem, to naprawdę dobra przygodówka. Jednak nie byłaby to gra zasługująca na znaczek jakości tej firmy – ani absolutnie wybitna, ani rewolucyjna, ani z innego powodu wiekopomna. Włodarze Blizzarda postanowili anulować ów projekt na ostatniej prostej, kiedy spojrzeli na całokształt swego dzieła i zawyrokowali: „Byłoby świetne... ale trzy lata temu”. Cóż, trudno się z tym nie zgodzić. W tym samym czasie na rynek trafiło chociażby The Curse of Monkey Island, a tuż za nim w cieniu czaiło się Grim Fandango – i na tle tych dwóch pozycji studia LucasArts WarCraft Adventures rzeczywiście wypada trochę blado (zwłaszcza graficznie).
Jakieś znaczenie mógł mieć też fakt, że końcówka lat 90. to schyłek złotej ery przygodówek – być może Blizzard wolał wycofać się z inwestycji w gatunek, który nie miał przyszłości. Tak czy inaczej, jest czego żałować. Firma miała zadatki na kolejnego świetnego producenta gier typu adventure i zmarnowała drzemiący w niej potencjał. Ale kto wie, może jeszcze nie wszystko stracone? Może w dobie renesansu przygodówek „Zamieć” jeszcze nas zaskoczy, zapowiadając odcinkową serię w stylu produkcji Telltale Games... Nie wiem jak Wy, ale ja na wycieczkę do Azeroth w takiej postaci nie dałbym się długo namawiać.