Piękne sceny filmowe, bez których kino nie byłoby tym samym
A gdzie 2001 Odyseja Kosmiczna i najbardziej epickie wydarzenie w dziejach ludzkości? :)
https://www.youtube.com/watch?v=zmX7K8noikE
Odyseję Kosmiczną 2001 obejrzałem po raz pierwszy dopiero w tym roku, czyli 52 lata po premierze filmu i powiem szczerze, że strasznie mnie wymęczył i wynudził. O ile rozumiem jego wkład w SF (stanowił w końcu inspirację dla całego nurtu filmowego i nawet całkiem współczesne produkcje czerpią z niego garściami), tak moim zdaniem grubą przesadą jest otaczanie go aż takim kultem i nazywanie go najlepszym filmem SF jaki kiedykolwiek powstał. Czytałem recenzje wspominkowe z 2018 roku (napisane z okazji 50-lecia filmu) i takie właśnie stwierdzenia tam padały, tzn., że pomimo upływu wielu lat, nadal nie powstało lepsze kino science fiction... Jest to według mnie o tyle zabawne, że większość krytyków (zarówno tych profesjonalnych jak i domorosłych) przyznaje, że ten film "zachwyca przede wszystkim stroną wizualną, a nie merytoryczną", która jest raczej minimalistyczna i stanowi jedynie dopełnienie tego co widzimy na ekranie.
Sęk w tym, że moim zdaniem strona wizualna tego filmu raczej źle się zestarzała. OK, niektóre sceny nadal robią całkiem dobre wrażenie, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę kiedy powstały i przy użyciu jakich narzędzi czy technik (ponoć wiele z nich było pionierskich w kinematografii tamtego okresu), ale całość zdecydowanie trąci myszką, a czasem wręcz śmieszy nienaturalnością i brakiem realizmu (vide większość scen z astronautą w kosmosie czy na powierzchni Księżyca). Po części to zrozumiałe, w końcu film nakręcono jeszcze PRZED pierwszym lądowaniem na Księżycu, ale jest jak jest.
Wcale nie pomagają w tym przesadnie długie ujęcia i niepotrzebne przeciąganie pewnych scen (np. wstęp z małpami z powodzeniem mógłby przekazać to co chce przekazać w 5 minut, a nie 20). Może 50 lat temu te sekwencje przyciągały oko (jak wspomniany w tekście Blade Runner 2049, w którym długie ujęcia są dobrym pretekstem do napawania się fenomenalną oprawą audio-wizualną), ale dziś są co najwyżej średnie, a czasem wręcz słabe i zwyczajne nudne.
Mam wrażenie, że niektórych Odyseja "zachwyca" trochę w Gąbrowiczowski sposób, bo tak się utarło, bo tak wypada, bo od tego zależy twoja "pozycja" w świecie krytyki filmowej...
Daj sobie trochę czasu (tak parę lat), żeby sprawdzić czy te sceny do Ciebie wracają. Może nawet zechcesz obejrzeć film ponownie. Ja mam często tak, że na seansie się wymęczę, a potem film nie chce wyjść mi z głowy. Niektórzy twórcy mają taki sposób działania, np. Tarkowski.
Na 100% nie. Gdyby chodziło o "przegryzienie" treści, to być może, ale tutaj pierwsze skrzypce (podobno) grają wizualia, a te z czasem lepsze nie będą (wręcz przeciwnie, będą coraz gorsze bo film się starzeje).
Zgadzam się w 100%. Film wymęczył mnie tak, że nawet go chyba nie skończyłem i w sumie nie pamiętam, o czym był. Po wstępie z małpami zacząłem przysypiać, a potem wcale nie było ciekawiej. Doceniam jego wkład w gatunek, ale obecnie taki super nie jest. Zamierzam za to kiedyś przeczytać książkę.
Bo musicie odpowiedzieć sobie, na jedno ważne pytanie: Chcecie oglądać SF czy action-SF?
Powtarzam, to nie kwestia akcji czy braku akcji (bo np. obie części Blade Runnera, które przecież też jakieś super dynamiczne nie są, należą do moich ulubionych filmów w ogóle), tylko tego, że Odyseja nie jest moim zdaniem ani ciekawa, ani specjalnie ładna (poza paroma scenami, które jako tako się bronią). Nie jestem w stanie powiedzieć jakie wrażenie ów film robił 50 lat temu (podejrzewam, że większe), ale obecnie u mnie wywołuje reakcje od "może być", aż po lekki uśmiech politowania, który towarzyszy mi zwykle przy oglądaniu filmów klasy B. Oczywiście jest to też pewnie kwestia perspektywy, bo jednak przez 50 lat film zdążył mocno skisnąć, ale właśnie dlatego uważam, że Odyseja nie jest dziełem ponadczasowym i tym bardziej nie zasługuje na określanie jej mianem najlepszego SF w historii kina. Jasne, z punktu widzenia kinematografii czy sztuki filmowej jej wkład jest nieoceniony, ale jako samodzielnie dzieło "konsumpcyjne", moim zdaniem się już nie broni.
Dla kontrastu, pierwszego Blade Runnera, trylogię Alien czy starą trylogię SW obejrzałem nie wcześniej, niż co najmniej 30 lat(!) po ich kinowych premierach i wszystkie z miejsca pokochałem. A wiedz, że piszę to jako osoba, która z reguły nie lubi starych filmów i która, poza wyjątkami, raczej unika produkcji sprzed lat 90. Dlatego też uważam, że to właśnie te wyżej wymienione dzieła bardziej niż Odyseja zasługują na miano klasyki gatunku SF, bo mimo upływu lat, straciły bardzo niewiele ze swojego pierwotnego blasku i są niemal tak dobre dziś, jak były kiedyś (a taki BR wydaje się być wręcz bardziej aktualny w 2020 roku, niż był w 1982).
Odyseja bez kontekstu swoich czasów jest moim zdaniem filmem dosyć słabym i raczej mało zjadliwym dla współczesnego, młodszego widza.
Nic się w tym filmie nie zestarzało to nadal hipnotyzujący dźwiękowo-wizualny majstersztyk a jak się ktoś nudzi to zawsze zostają Avengers. I nie, wstęp z małpami nie mógłby przekazać tego co chce w 5 minut.
jak się ktoś nudzi to zawsze zostają Avengers
To musiało w końcu nastąpić, tj. ucieczka w elitaryzm i karcenie maluczkich za brak "właściwego" gustu. Jak ci się nie podoba X (tu wstaw coś, co "wielki znawca" uważa za oczywiste i niezaprzeczalne dzieło sztuki), to idź oglądaj Y (tu wstaw dowolnego akcyjniaka czy inny film skrojony pod gusta masowego odbiorcy)... Ot, typowy manewr zaczepno-obronny ludzi pozbawionych argumentów, którzy w ten sposób chcą uchodzić za lepszych, bardziej obeznanych, czy posiadających bardziej wysublimowany i wyszukany gust. A prawda jest taka, że jeżeli ktoś nie potrafi obronić swojego zdania w merytoryczny sposób (przekonując do swoich racji rzeczową argumentacją), to tak naprawdę guzik się za na danej materii i po prostu podąża za dominującą opinią licząc, że w ten sposób doda sobie powagi i respektu, brak argumentów przykrywając arogancją i buractwem.
Nagadałeś się, nagadałeś co i tak nie zmienia faktu że brak Tobie wrażliwości, merytorycznego przygotowania i być może jeszcze kilku innych rzeczy żeby docenić Odyseję więc możesz spokojnie oglądać Avengers, to żaden wstyd i niewiele ma wspólnego z jakąś wymyśloną elitarnością. A co do prawdy, prawda jest taka, że to Ty postanowiłeś się podzielić swoją wyjętą z zadu opinią.
Ja przynajmniej podałem argumenty (można się z nimi zgadzać albo nie, ale w dalszym ciągu są w pełni merytoryczne), ty natomiast już w drugim poście z kolei udowadniasz prawdziwość moich twierdzeń (tj., że jesteś pozbawionym argumentów elitarystą, który nie umie się odnieść do cudzych twierdzeń i zamiast tego atakuje personalnie ich autora, próbując go zdyskredytować i poniżyć). Mów mi tak jeszcze, będę miał jeszcze większą radochę i satysfakcję, że z taką łatwością cię przejrzałem i spacyfikowałem ;].
PS. Jakie "merytoryczne przygotowanie" trzeba mieć do oglądania tego filmu? Trzeba sobie łyknąć LSD przed seansem?
To prawda, że Odyseję ogląda się teraz trudno (paradoksalnie lepiej zestarzał się sequel, który jest mniej wysmakowany, za to nie tak rozciągnięty). Nie zmienia to faktu, że małpy wokół monolitu, rzucona w powietrze kość zmieniająca się w statek kosmiczny, czy cała podróż Bowmana to sceny, które zostały mi w głowie od małego.
Dlatego, tak jak napisałem, szanuję ten film z technicznego punktu widzenia, przede wszystkim za jego pionierstwo i wkład w kinematografię. Pomysłowe sceny, nietuzinkowy montaż, nowatorskie efekty specjalne, wtedy to rzeczywiście było coś, zwłaszcza gdy porówna się Odyseję do innych "filmów o kosmosie" z tamtego okresu. Tym większe robi to wrażenie, gdy człowiek uświadomi sobie, że ten film powstał przed erą eksploracji kosmosu i jego popularyzacji w popkulturze. W tamtym czasie filmowcy nie tylko nie wiedzieli jak wygląda powierzchnia Księżyca, ale nawet nie mieli pojęcia jak zachowuje się ciało człowieka w warunkach mikrograwitacji albo jak wygląda Ziemia widziana z kosmosu (co da się zresztą zauważyć w filmie)!
To powiedziawszy, oceniając ten film z obecnej perspektywy, moim zdaniem nie przetrwał on próby czasu. Jego rzekomo najmocniejszy aspekt (czyli wizualia) zestarzał się dosyć słabo, co w połączeniu z bardzo długimi ujęciami i taką sobie fabułą (która zresztą, jak zgadza się większość krytyków, stanowi jedynie dodatek do "uczty dla oczu i uszu") w moim odczuciu sprawia, że jest to film dosyć męczący i w dużej części nudny.
Dziękuję za kolejny post snobistycznego elitarysty. Nadal jednak czekam na argumenty i to nie takie w stylu "bo Odyseja Kosmiczna 2001 wspaniałym filmem jest". Taki znawca i koneser jak ty, z pewnością potrafi sklecić kilka zdań na ten temat, prawda?
Ja Odyseję oglądnąłem pierwszy raz niecałe trzy lata temu, i byłem pod wrażeniem oprawy wizualnej filmu, a trzeba pamiętać, że to 1968 rok. Co do filmu, fakt, były takie momenty, w których się lekko wynudziłem, ale całościowo obraz świetny, moim zdaniem. Na pewno na plus, i to ogromny, trzeba zaliczyć ścieżkę dźwiękową, tak mi się spodobała, że musiałem ją zakupić na CD, rewelacja.
Nie jest to mój ulubiony film Kubricka, bardziej spodobał mi się "Barry Lyndon", i "Ścieżki Chwały", ale na pewno warto zobaczyć.
zdarzalo mi sie na Odysei Kosmicznej 2001 zasnac pare razy, co nie zmienia faktu, ze jest to film ktory ogladam co pare lat i odkrywam w nim inne rzeczy za kazdym razem. To jest dzielo sztuki, niezaprzeczalnie. Kompozycja, rytm, gra, muzyka.. wszystko ma sens. To tak jak z dobra ksiazka, kiedy wracasz po czasie znajdujesz cos innego, czego nie mogles dostrzec kiedy byles mlodszy. Zawsze 10/10
PS. polecam ksiazke Arthura C. Clarke'a na podstawie ktorej - wespol z ktora ten film zostal nakrecony. Pomaga znalezc inny punkt widzenia.
Może dla odmiany napiszesz, co jest w tym filmie takiego wyjątkowego z perspektywy obecnych czasów, bo jedyne co piszesz, to puste stwierdzenia o wrażliwości, merytorycznym przygotowaniu i braku wrażliwości na doznania. Ja tego nie widzę, Odyseja wydawała mi się po prostu nudna, a te "hipnotyzujące wizualno-dźwiękowe" odczucia to zwyczajne usprawiedliwianie przydługich scen, które nie mają celu. Ten film ma momenty, w których nic się nie dzieje. I nie chodzi tu o wolny pacing, bo ten nawet lubię, jeśli sceny mają znaczenie, tutaj nie mają. Odyseja ma tę elitarno-artystyczną otoczkę, przez którą każda próba krytyki sprowadza się do "nie znasz się, nie potrafisz docenić kina". I rozumiem, że film może się podobać, ale nie jest to najlepszy film w dziejach, patrząc na obecne standardy, choć nie można mu odmówić ogromnego wkładu w kino.
Co to znaczy merytoryczne? Film jest nudny, zestarzał się wizualnie i ogólnie jest dla snobów to identycznie merytorycznie jak i moja wypowiedź. Odyseja jest jednym z najpiękniej wyglądających filmów w historii i przez te wszystkie lata nic się pod tym względem nie zmieniło. Kadrowanie, scenografia, kolorystyka, kostiumy, efekty i przede wszystkim oko Kubricka do kompozycji scen to ciągle jest tip-top, jedyne co tam słabo wygląda to z racji oczywistych ograniczeń technologicznych scena podróży przez portal. Czy film jest nudny? Nie, nie jest nudny, to nie tylko bardzo ciekawy filozoficzny traktat o ludzkości ale trzymający w napięciu techno-dreszczowiec, chociaż to zasługa Clarka nie reżysera i napewno w kwestii poruszanych tematów nie jest minimalistyczny. Teoretycznie opinia na temat filmu jest czysto subiektywna, ale nawet subiektywizm ma swoje granice. Ten film jest arcydziełem kina sf, bo nim po prostu jest i tyle, stwierdziło tak wielu mądrzejszych od nas ludzi wcześniej i stwierdzi wielu potem, Odyseję doceniono nawet w Watykanie i nie zmieni tego opinia jednego chłopa z portalu o grach. Ględzisz w kółko o tych elitach, chyba próbując wykreować siebie na jakiegoś non-konformistę nie płynącego wraz z prądem, tyle że to widzi mi się z powodu obejrzenia filmu prawdopodobnie zbyt trudnego próbujesz z wady zaletę zrobić i jeszcze się tym pochwalić.
Film jest nudny, zestarzał się wizualnie i ogólnie jest dla snobów to identycznie merytorycznie jak i moja wypowiedź.
No nie wiem. Ja to jakoś nie widzę, żeby Persecuted sugerował snobizm u fanów Odysei i głównie wyraża swoje zdanie (co nawet podkreśla) co do dzieła, nie jego zwolenników. Ty natomiast z góry zacząłeś pstrykać w nos, że nie, nie ma racji, niech sobie idzie oglądać kino rozrywkowe, a ja tu podyktuję co jest faktem, a co "wyjętą z zadu opinią".
I kurcze, do dziś nie zrozumiem w ludziach tego "argumentu", że gdy nie spodoba Ci się film powszechnie uważany za kultowy czy też ambitny, to idź sobie oglądać kino czysto rozrywkowe. Ktoś nagle jest przekonany, że dana osoba ogląda tylko taki typ filmów, a to wszystko na podstawie jednej wypowiedzi co do produkcji z jednej strony, bardzo logicznie.
Jak ktoś się nudzi na ambitniejszym powolnym kinie, to powinien chyba się przerzucić na kino lżejsze z żywszą akcją i "szybciej" zmontowane, to najzupełniej normalne i żaden powód do wstydu. Jeżeli widz nie interesuje się tematyką to film może go znudzić faktycznie i w tym przypadku subiektywizm oglądającego faktycznie wychodzi na pierwszy plan, natomiast stwierdzenie że on nie wygląda fantastycznie i dzisiaj to nie jest żadne zdanie tylko zwykła ignorancja, ten film wygląda lepiej niż 99,9% produkcji które powstały po nim.
Odyseja jest jednym z najpiękniej wyglądających filmów w historii i przez te wszystkie lata nic się pod tym względem nie zmieniło
No tak, może za wyjątkiem 52 lat dynamicznego rozwoju sztuki filmowej, nie wyłączając z tego efektów specjalnych (co jest bardzo istotne akurat w tym gatunku).
Kadrowanie, scenografia, kolorystyka, kostiumy, efekty i przede wszystkim oko Kubricka do kompozycji scen to ciągle jest tip-top
A w czym, na tym polu, ustępują Odysei współczesne "filmy o kosmosie"? Ano w niczym, wręcz przeciwnie, z uwagi na dużo lepsze efekty specjalne, w większości przypadków prezentują się zdecydowanie lepiej (chociażby za sprawą bardziej naturalnego oświetlenia czy efektów cząsteczkowych, czego bez użycia komputerów i obróbki cyfrowej w zasadzie nie da się realistycznie zasymulować w warunkach ziemskich). I właśnie na tym polega jeden z większych problemów filmu Kubricka. Strona wizualna, która była jego siłą 50 lat temu, dziś nie robi w zasadzie żadnego wrażenia, bo cała masa filmów zdążyła już osiągnąć w tym względzie znacznie wyższy poziom i uzyskać lepsze, bardziej realistyczne i przekonujące rezultaty. To niczyja wina, po prostu nowe filmy wizualnie wyglądają coraz lepiej (co bezpośrednio łączy się z rozwojem technologii jako takiej), taka jest naturalna kolej rzeczy i trzeba się z tym pogodzić. O ile więc lata temu oglądanie 5 minutowego ujęcia dokowania promu kosmicznego mogło zapierać dech w piersiach, tak dziś tego typu sekwencje bardzo spowszechniały i muszą się wyróżniać czymś naprawdę spektakularnym, by utrzymać uwagę widza na dłużej. A jeżeli nie są (a te w Odysei zdecydowanie nie są) to zwyczajnie nudzą.
Nie, nie jest nudny, to nie tylko bardzo ciekawy filozoficzny traktat o ludzkości ale trzymający w napięciu techno-dreszczowiec
Trzymający w napięciu? Przecież tam poza jednym rozdziałem (finałowym, w którym komputer pokładowy próbuje zamordować załogę) w zasadzie nie ma żadnego napięcia. A ten cały "traktat o ludzkości" jest w zasadzie dosyć banalny, tylko ukryty pod płaszczykiem artyzmu.
spoiler start
Kosmici (prawdopodobnie chcąc przeprowadzić swego rodzaju eksperyment) podarowali stadu człekokształtnych małp (praludzi) monolit. Kontakt z nim sprawił, że ludzie rozwinęli swoją technologię, poczynając od najprostszych narzędzi, a kończąc, miliony lat później, na statkach kosmicznych. Ten skok technologiczny doprowadził ich na Księżyc, gdzie kosmici ukryli kolejny monolit, który to pozwolił im dotrzeć do jeszcze kolejnego, tym razem większego, orbitującego wokół Jowisza. Ten ostatni monolit okazał się zresztą być rodzajem portalu, po przejściu przez który Bowman (astronauta) zostaje pochwycony przez tych kosmitów, którzy następnie umieszczają go w czymś na kształt zoo i w przyspieszonym tempie obserwują całą resztę jego życia, natomiast po śmierci zamieniają go w "kosmiczne dziecko" i wysyłają na Ziemię.
spoiler stop
Ot, bełkot. Dziś spekuluje się nawet, że udział w jego powstaniu miało LSD (to były lata 60, wtedy wielu twórców z nim eksperymentowało...), nawet sam Kubrick nie doszukiwał się w tym głębszego, metaforycznego sensu:
"The idea was supposed to be that he is taken in by god-like entities, creatures of pure energy and intelligence with no shape or form, They put him in what I suppose you could describe as a human zoo to study him, and his whole life passes from that point on in that room. And he has no sense of time. They choose this room, which is a very inaccurate replica of French architecture (deliberately so, inaccurate) because one was suggesting that they had some idea of something that he might think was pretty, but wasn’t quite sure. Just as we’re not quite sure what do in zoos with animals to try to give them what we think is their natural environment. Anyway, when they get finished with him, as happens in so many myths of all cultures in the world, he is transformed into some kind of super being and sent back to Earth, transformed and made into some sort of superman. We have to only guess what happens when he goes back. It is the pattern of a great deal of mythology, and that is what we were trying to suggest."
Teoretycznie opinia na temat filmu jest czysto subiektywna, ale nawet subiektywizm ma swoje granice. Ten film jest arcydziełem kina sf, bo nim po prostu jest i tyle
Dokładnie, przecież filmy Patryka Vegi też są arcydziełami (obiektywnie!) i tyle, koniec dyskusji :D.
stwierdziło tak wielu mądrzejszych od nas ludzi wcześniej i stwierdzi wielu potem
Mów za siebie. Nie sądzę, by można było kogoś nazwać mądrzejszym ode mnie tylko dlatego, że ma inną opinię niż ja.
Odyseję doceniono nawet w Watykanie i nie zmieni tego opinia jednego chłopa z portalu o grach. Ględzisz w kółko o tych elitach, chyba próbując wykreować siebie na jakiegoś non-konformistę nie płynącego wraz z prądem, tyle że to widzi mi się z powodu obejrzenia filmu prawdopodobnie zbyt trudnego próbujesz z wady zaletę zrobić i jeszcze się tym pochwalić.
A kto powiedział, że ja chcę coś zmieniać? Mnie nie obchodzi jakie opinie mają inni i pod wpływem czego zostały sformułowane (autentycznego zachwytu czy zwyczajnej presji społecznej i samonakręcającego się nadęcia domorosłych znawców kina). Ja mam po prostu własne zdanie i nie widzę powodu, by się z nim kryć, zwłaszcza, że w przeciwieństwie do ciebie, potrafię go merytorycznie bronić.
Jak ktoś się nudzi na ambitniejszym powolnym kinie, to powinien chyba się przerzucić na kino lżejsze
A skąd pomysł, że jak komuś nie spodobał się JEDEN film, to powinien odrzucić całą gałąź filmową?
Jeżeli widz nie interesuje się tematyką to film może go znudzić
Kulą w płot. Jestem pasjonatem kosmosu i nie przepuszczę żadnej, bardziej wartościowej pozycji z tego gatunku (tak w świecie filmów jak i gier). I to właśnie między innymi ta okoliczność sprawia, że nie mam dobrego zdania o Odysei. Dla mnie liczy się realizm i dbałość o detale, które mają stworzyć jak najlepszą iluzję, jak najwierniej odtwarzającą realia przestrzeni kosmicznej czy obcych światów. Na tym polu film Kubricka jest zwyczajnie kiepski, nie zgadza się oświetlenie, wygląd ciał niebieskich widzianych z kosmosu, powierzchnia księżyca (ma zupełnie spierdzieloną topografię i jest tam grawitacja jak na Ziemi), zachowanie obiektów i ludzi w warunkach mikrograwitacji itd. Pod względem realizmu ten film jest po prostu mierny. Nie winię ich, w końcu Odyseja powstała przed 1968, ale mnie interesują rezultaty, nie wymówki.
natomiast stwierdzenie że on nie wygląda fantastycznie i dzisiaj to nie jest żadne zdanie tylko zwykła ignorancja
Dobre :). To ja w tym miejscu pozwolę sobie zacytować Gombrowicza (Ferdydurke):
"Dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? (...) Dlatego, panowie, że Słowacki wielkim poetą był! (...) Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca."
ten film wygląda lepiej niż 99,9% produkcji które powstały po nim.
Pod jakim względem lepiej?
" Jeżeli kiedyś powstanie ekranizacja Silmarillionu, twórcy filmu po prostu muszą porozmawiać z Peterem Jacksonem i Andrew Lesniem…" - z Lesniem niestety nie pogadają, bo facet zmarł w 2015 roku
Więc jeżeli uważacie te wybrane przeze mnie za zupełnie niepiękne, cóż, macie do tego prawo, biorę krytykę na klatę!
To proszę przyjąć następującą: z przyjemnością przeczytałem, nie pierwszy raz zresztą, Pana kolejny artykuł. I szanuję Pana selekcję pomimo tego, że dodatkowo wybrałbym sceny m. in. z Chwały, Misji, Foresta Gumpa, Drakuli, Stowarzyszenia umarłych poetów, Milczenia owiec, Skazanych na Shawshank, Wroga u bram, Szeregowca Ryan itd. .
Tylko, że są ich dziesiątki, nawet setki i ostatecznie stanąłbym przed tym samym dylematem co Pan :)
Grzecznie tylko bym prosił o danie spokoju "dziełom" Vegi. Zdecydowanie stać Pana jak widać na więcej ;)
Pozdrawiam.
W Ojcu chrzestnym najbardziej szokowała scena finałowych morderstw przeplatanych ujęciami z chrztu syna Michaela Corleone
Panowie jak Wam nie wstyd wstawiać takie byki i to w klasyku nad klasykami. To nie był syn Michaela, tylko jego siostrzeniec. Czyli syn Connie i Carla...
Ogólnie należy traktować ten pokaz slajdów jako rozrywkę, a nie poważne opracowanie tematu. Zabrakło zbyt wielu kluczowych dla rozwoju kina pozycji.
Chwila chwila.Jest Avengers koniec gry.Która oczywiście dobrze że tu jest, bo to była świetna scena ,zwieńczająca wszystko co było wcześniej . Ale jak jest to, to gdzie do jasnej ciasnej, jest szarża z powrotu króla? I właściwie scena z ostatniej Godzilli ,gdzie szarżuje wraz z ludźmi. Może nie zmieniła kina, ale jakie to było dobre :D
"Piękne sceny filmowe, bez których kino nie byłoby tym samym"
Bez Avengersów i finałowej sceny z Endgame kino zdecydowanie niczego by nie straciło.
Kino superbohaterskie jest nam potrzebne niezależnie od tego, czy tego chcemy, czy nie. To naturalny spadkobierca westernów, eposów rycerskich i mitologicznych opisów zmagań herosów. Marvel nie zainteresował milionów ludzi na całym świecie historią nazbyt oryginalną, zainteresował ich mitem. Fenomen Kevina Feige’a nie polega na sprawieniu, by widzowie zechcieli oglądać akurat produkowane przez niego filmy. To Kevin Feige stworzył dokładnie to, co widzowie chcieli zobaczyć.
Mam już trochę dosyć budowania jakiejś głębi wokół filmów superbohaterskich. Czy są one bardzo popularne? Tak, są. Czy są one fenomenem kasowym? Oczywiście, że tak. Czy są czymś więcej niż wysokobudżetowym kinem akcji tworzonym tylko i wyłącznie jako rozrywka? Nie, nie są niczym więcej.
Kiedyś ludzie zachwycali się filmami akcji ze Schwarzeneggerem, znał je każdy, oglądali wszyscy. Tak samo Stallone i jego Rocky czy Rambo. Szklane pułapki z Willisem, saga Star Wars, Bondy, Matrix, Predatory, Terminatory, Parki Jurajskie, Mad Maxy i wiele, wiele innych. Teraz po prostu ktoś słusznie wyczuł, że inwestując grube miliony w akcyjniaki na podstawie komiksów można zarobić masę kasy bo mainstreamowa część widzów (ogromna swoją drogą) takiej właśnie niewymagającej rozrywki pragnie. Tak więc nadszedł czas na superbohaterów. Duże wytwórnie inwestują, tworzą uniwersum, wiążą te filmy ze sobą, zachęcają śmietankę aktorską do wzięcia udziału bo kto by odrzucił taki hajs no i się to wszystko kręci. Tyle w temacie. Dobry plan biznesowy, sprawny marketing, przyzwoita realizacja i w zasadzie nieograniczone fundusze. A nie żadna mitologizacja czy inne górnolotne wymysły ;) Za argument niech posłuży ten oto fakt, że na dobrą sprawę nie mówimy o ogólnoświatowym fenomenie tylko o jednym uniwersum, MCU, które naprawdę rozrosło się, przyciągnęło miliony i zainteresowało sobą swiat. Jakoś DC nie potrafi tego sukcesu powtórzyć. Żadna inna wytwórnia nawet nie zbliżyła się do osiągnięć produkcji Marvel Studios.
I oczywiście próżno szukać w tym zestawieniu filmu tak miałkiego pod względem wartości dramatycznej, ale kto nie wzruszył się, widząc Czarną Panterę i spółkę wyłaniających się z portali, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Serio? To już scena śmierci Czarnej Wdowy była bardziej wzruszająca. No ale to jest kwestia mocno subiektywna.
Pozwolę sobie wkleić jedną z moich ulubionych, może nie najpiękniejszych, scen w historii kina :)
https://www.youtube.com/watch?v=uirBWk-qd9A
Świetna lista znakomitych filmów. Czas Apokalipsy faktycznie obfituje w niezapomniane sceny. No i jednak chyba najsłynniejsza to atak na wietnamską wioskę przy muzyce Wagnera. Czy może być coś piękniejszego w kinie wojennym:-)?
[link]
Tu można by się zastanowić, czy szarża helikopterów, czy pijackie wygłupy Czarliego Szina z początku czy wreszcie monolog Marlona.
[link]
Charlie Sheen zagrał w Plutonie. Co najwyżej mógł podziwiać jak gra jego ojciec w Czasie Apokalipsy:-).
eee tam dla mnie wyglądają tak samo!
Oczywiście, że masz racje.
Poruszające problematykę wojny w Wietnamie można byłoby się pokusić o niektóre sceny z wspominanego Plutonu, Urodzonego 4 lipca, Byliśmy żołnierzami, Full Metal Jacket, Good Morning Vietnam, Ofiary wojny i Łowcy jeleni. Najbardziej jednak wstrząsnęły i utkwiły w pamięci sceny z Hamburger Hill, zwłaszcza ta z bratobójczego ostrzału.
"Jakiś czas po premierze Leone nieco uszczypliwie mówił o Clincie Eastwoodzie, że „ma dwie miny, w kapeluszu i bez”
Genialne :D
Chłopaki z ferajny -> scena bez ciec gdy główny bohater wprowadza zapleczem kobietę do lokalu
Kochankowie z księżyca -> ujęcia domu są rewelacyjne, ogonie andersen imponuje mi stylem
Obcy -> obcy wydostający się z brzucha
Drużyna pierścienia -> gdy dziwić biegną za wozem krzycząc Gandalf a on puszcza fajerwerki, magiczna scena neisamowixie oddająca sielankowy mit shire
25 godzina -> monolog przed lustrem
Podłączania lampek w domu griswaldow
Wspólne pisanie muzyki przez saloeroego i Mozarta -> w tej jednej scenie jest więcej życia i emocji niż niektórzy ludzie maja przez całe życie
Cała masa scen przychodzi mi do głowy ale nic z kina polskiego, dopiero gdy się skupiłem na polskim kinie to pomyślałem o bunkrach których nie ma
Aha muszę wymienić jeszcze scenę z knajpę z wściekłych psów
Z polskiego kina?
Może scena z "cukrem w cukrze", kiedy to śp. Mieczysław Czechowicz robi się cały czerwony w komedii "Poszukiwany, poszukiwana"? Można by tak Rejs, ale tam jest masa genialnych scen.
A z poważniejszych filmów scena głównej konfrontacji w "Nożu w wodzie".
zadna z nich mnie nie ujela. Rejs moim zdaniem jest ponadczasowy ze wzgledu na tematyke, jak i blyskotliwosc ale technikalia pozostawiaja wedlug mnie wiele do zyczenia. Na nozu bylem w kinie tez mnie nie porwal, chyba nawet wynudzil, co wazne w zaden sposob nie przekresla to jego wielkosci, po prostu nie moj styl plus nie tyle nie lubie co w jakis niewyjasniony sposob brzydzi mnie Pan Leon Niemczyk.
Z polskiego kina? No to tylko palenie wódki u Wajdy.
Drogi autorze, Andrew Lesnie zmarł w 2015 roku na atak serca więc niestety już nie zrobi zdjęć do Silmarillionu... Chyba trzeba by było to poprawić w artykule.
Jest taka scena w czasie apokalipsy, w której tubylcy zabijają bawoła. Wtedy myślałem sobie, że jak na te czasy to bardzo dobrze to zrobili ale jak się okazało to nie były żadne efekty specjalnie tylko zaszlachtowali na planie filmowym żywego bawoła.
https://www.youtube.com/watch?v=3k1OYtFZs6I
W sumie jeszcze przypomniało mi się coś fajnego z Pulp Fiction. Piękna scena jak dla mnie.
[link]
Nic dodać nic ująć. Monolog Roya Battyego to jedna z najbardziej ikonicznych scen w historii kina. Jeśli już sięgamy po tytuł "Blade Runner", to należałoby wskazać właśnie na ten fragment filmu.
Hmm, sceny z filmów które mi utkwiły w pamięci...
Kino Paradiso - mały Toto biegnący w przeciwną stronę niż wszyscy uciekający z płonącego kina.
Łowca androidów - android Pris rzucająca się w konwulsjach.
Psychoza - scena z nożem i zasłoną prysznicową.
Matrix i scena uniku Neo przed kulami.
Szeregowiec Ryan - scena lądowania w Normandii
i pewnie jeszcze wiele innych ale nie chce mi się móżdżyć.
Taksówkarz - You talkin' to me?
Łowca jeleni - rosyjska ruletka
Ale Avengerów to zmieściliście...