W obecnych czasach to chyba zawody techniczne i fizyczne szybciej dają pewną i dobrze płatną pracę - elektryk, hydraulik, dekarz, glazurnik, mechanik etc.
Żadne studia prócz medycznych nie są pewnikiem pracy. Filologia to bardzo zły wybór.
ela.nauka.gov.pl/pl/rankings
Polecam stronkę, z tego co patrzyłem to jest naprawdę wiele kierunków na których nie musisz się martwić o pracę, filologia angielska na UW jest na jednym z wyższych miejsc jeśli chodzi o samo zatrudnienie.
Do tłumaczenia żadna filologia nie jest potrzebna. Studia najwyżej systematyzują wiedzę i poszerzają horyzonty, ale nie radzę wybierać się na językoznawstwo, żeby się dopiero uczyć języka, lepiej iść z odpowiednim zasobem własnych umiejętności.
W tej robocie najbardziej przydaje się znajomość języka polskiego - żaden językoznawca nie zna całego słownika na pamięć, od nieznanych terminów ma google translate, PROZ i wikipedię. Natomiast jeśli nie umie chociaż przyzwoicie przełożyć tekstu na język ojczysty, nie znajdzie zbyt ciekawych zleceń (o ile je znajdzie w ogóle). Nie zliczę ilości tekstów, które trafiły do mnie do korekty przetłumaczone dobrze pod względem merytorycznym, ale brzmiące sztuczniej od wysrywów przeklejanych z google translate.
A co do ogólnego pytania w wątku - nie ma takich studiów, które zapewniają pracę, jeśli ktoś jest lebiegą. Nawet jeśli przebrnie się przez trudny i szanowany przez pracodawców kierunek, pierwsze kilka miesięcy roboty w dowolnej branży weryfikuje faktyczne umiejętności - a tych same studia nigdy nie dają. Skończenie prawa na UW nie oznacza, że ktoś z miejsca stanie się postacią z Magdy M. czy innej Chyłki, a machnięcie programowania na polibudzie nie otwiera natychmiast drzwi do pracy przy Wiedźminie 4.
Pewien filantrop na uchodźstwie już dawno powiedział co znaczą studia w Polsce.
https://www.youtube.com/watch?v=F82Uf4Zs6TQ
a po tem po studiach będziesz pracował w fabryce za 1900 zł a twoim kierownikiem będzie koleś po zawodówce
Wyniki matur:
polski 56%
matematyka podstawowa 84%
angielski podstawowy 92%
angielski rozszerzony 82%
Póki co zapisałem się na filologię angielską w dwóch różnych miastach. Im bliżej końca rekrutacji tym więcej mam wątpliwości czy w ogóle mi to potrzebne.
Moje zainteresowania:
historia, filmy, gry, troszkę lotnictwo, ale zawód pilota już sb odradziłem (koszty licencji, badania lekarskie)
Niestety po historii jedyne co to nauczanie w szkole, a tego nie chcę - niskie zarobki, cięzko o pracę. To że lubię grać i siedzieć przy kompie to nie znaczy że myślę o informatyce, bo to jest jednak chyba nie dla mnie. Prędzej grafika czy animacja ale sam nie wiem czy bym wytrwał i się do tego nadawał.
Filmy, aktorem nie zostanę. Niby mam wyobraźnię i fabułę bym wymyślił to jednak to chyba bez przyszłości bo trzeba masę szczęścia i pewnie znajomości.
Tłumaczenie byłoby fajną pracą, ale czy taka filologia starczy, czy moze lepiej skończyć coś innego a zrobić certyfikaty i w ten sposób zostać tłumaczem? Najgorsze dla mnie to literatura na filologi, kompletnie mnie to nie interesuje, wolałbym uczyć się tylko języka i jak najwięcej go ćwiczyć a nie omawiać jakieś lektury :/
Doradźcie coś po czym dostanę dobrą pracę a jednocześnie mam jakieś szanse się dostać, bo polibuda raczej odpada, nie zdawałem fizyki ani matmy rozszerzonej, nawet jakbym się dostał to nie utrzymałbym się tam długo.
Jak nie informatyka, to może studia prawnicze? Nie wiem, jaki jest próg na uczelniach, na których startujesz. Nie musisz być alfą i omegą z polaka, by dobrze kumać prawo. Wielu wybitnych absolwentów prawa było we wcześniejszej edukacji ścisłowcami.
Filologia angielska jest akurat spoko, głównie jednak by się porządnie nauczyć języka (pod warunkiem, że się przyłożysz). Przy tym bankowo będziesz miał tam drugi język - do niego też przysiadź. Porządna znajomość języków obcych - szczególnie tych mniej "mainstreamowych" jak angielski czy niemiecki - może ci otworzyć sporo drzwi, niekoniecznie zagranicą i na zmywaku.
Co do przyszłości, jeśli nie interesuje cię informatyka, ze swojej strony bym radził pójść w copywriting (pewnie możesz uderzyć do chłopaków z GOLa, ciągle kogoś poszukują - świetny sposób na zdobycie doświadczenia i zarobek; na FB też nie brakuje grup gdzie szukają ludzi do współpracy) i/lub szeroko pojęty marketing, bo w tym coraz łatwiej o pracę i da się z tego naprawdę przyzwoicie żyć. Przed tobą kilka lat studiów - po wszystkim solidne opanowanie języka, doświadczenie w tworzeniu tekstów i znajomość działania marketingu internetowego to może być niegłupi plan.
Edytka - doczytałem, że niespecjalnie interesuje cię literatura. Bez tego słabo widzę rozwój zdolności językowych. :)
Matma podstawowa na dobrym poziomie napisana, więc spróbowałbym na jakieś studia techniczne złożyć papiery.
Ja studiowałem na łódzkiej polubudzie i wiem, że niektórzy się na informatykę dostali, nie zdawajac matmy, czy fizyki, na samym angielskim się dostali. Ale to było w czasach, kiedy matma nie była obowiązkowa.
madrzejszy doswiadczeniem doradzam nastepujaco - idz na filologie, a nastepnie skrec w jakies korpo. mocny angielski to najwazniejsza kompetencja na tym rynku - moga cie przyjac do roboty w oparciu o sam dobry angielski prawie wszedzie do pracy biurowej, wyjatek to jakas informatyka i ksiegowosc. z mocnym angielskim mozesz sobie pojsc na praktyki do firm podatkowych (big 4) - na start nie beda tam od ciebie niczego wymagac wiecej jak zaangazowania, nie musisz idac na rozmowe recytowac stawek podatkowych etc.
Ja ci podpowiem tak:
Skoncz jakies sredniej jakosci studia z finansami a do tego szybko zrob jakies:
a) BA+AML+KYC
b) BA+ BDA
Maximum zysku przy minimum wkladu :)
Bycie tłumaczem jest w chwili obecnej bardzo mało przyszłościowe i zdecydowanie odradzam. Chyba, że znałbyś jakieś bardzo nietypowe języki i specjalizował się w czymś mocno technicznym.
Nauczyciel w małej peepeedówce to jest naprawdę niezły zawód, w dużym mieście wprost przeciwnie, wiadomo.
Korpo korpu nierówne, zrobiłbyś sobie jakąś podyplomówkę albo certyfikat z agile czy co tam będzie na topie i miałbyś elegancką karierę. Ale wśród nastolatków (faktycznych i mentalnych) rzeczywiście chyba pokutuje obraz korporacji rodem z jakichś studenckich żartów na kwejku i dżomonster, to nie będę namawiał.
W korpo można robić karierę bez technicznego wykształcenia i jakichkolwiek certyfikacji (które w praktyce i tak praktycznie nic nie dają). W te zresztą i tak lepiej bawić się robiąc kolejny skok i certyfikując się na koszt pracodawcy. Agile jest spoko do rekrutacji, bo jest modne i każdy managiero mniej więcej wie o co cho.
praca w korpo jest naprawde spoko. kasa jest calkiem spoko juz na studiach (jako praktykant w big four w podatkach mozna wyciagnac pracujac 40h/tygodniowo kolo 4k brutto, powiedzialbym calkiem zacnie), pracujesz z inteligentnymi ludzmi ktorzy faktycznie lubia pracowac (jak ktos pracowal kiedys w budzetowce to pewnie spotkal tych ludzi co siedza w jednej robocie 20 lat i kazdego dnia przypominaja wszystkim jak jej nie lubia), a sama praca naprawde nie jest taka monotonna jak w memach. czy jest rutyna? tak, tak jak w kazdej pracy poza branza kreatywna. najbardziej co odstrasza od korpo to nadgodziny (zwykle platne, chociaz to tez zalezy od stanowiska i firmy) ale to jest ogolnie domena dobrze platnej pracy, ze majac wyzsza stawke godzinowa/dniowkowa i tak musisz dymac wiecej godzin niz jakis potocznie mowiac robol.
Problem w tym że wiele zawodów jest nudne przez 8 godzin. 8 godzin klepać kod jako programista? 8 godzin ślęczeć nad jakimś tekstem i go tłumaczyć? 8 godzin jeździc autem? I tak dzień w dzień? W takiej sytuacji myślę ze w wielu przypadkach staje się to nudne i męczące :P najlepiej chyba coś urozmaiconego
Hej, jestem doradcą zawodowym z dużym doświadczeniem zdobytym w pracy na uczelniach ze studentami, uczniami absolwentami. Powiem tak, moim zdaniem, podchodzisz nie z tej strony do tego wyzwania (żeby nie powiedzieć od d.. strony). Niema obiektywnie dobrej pracy. Różni ludzie się spełniają w różnych zawodach i różni ludzie zarabiają dużo w różnych zawodach. To nie jest taki prosty mechanizm, że po filologii angielskiej-->mało się zarabia i nie ma satysfakcji z pracy. Znam odwrotne przypadki. I to nie jest tak, że po filologii angielskiej, to można być tylko tłumaczem lub nauczycielem np. taka osoba (dobrze znająca angielski) ma większe szanse żeby (po uwczesnym dokształceniu się w zakresie rekrutacji) zostać rekruterem IT. Tak więc jest mnóstwo wiedzy o której dużo z was nie wie. Trudno wyciągać wnioski z małą ilością danych. W mojej opinii pierwszym ważnym krokiem, jest pójście za głosem (jakby to dziwnie nie brzmiało) serca. Zrobienie wglądu w siebie i poczucie co ja tak naprawdę chcę i po co. Ja mogę w tym pomóc. Przybliżenie się do odpowiedzi co? i jak? to zrobić. No i oczywiście pamiętam że to Ty jesteś twórcą swojego życia, a ja nie jestem wszechwiedząca. Oto moja stronka --> [link]
wolałbym uczyć się tylko języka i jak najwięcej go ćwiczyć a nie omawiać jakieś lektury :/
Nic lepiej nie ćwiczy angielskiego jak omawianie utworów literackich po angielsku. Na filologii wszystkie przedmioty prowadzone są w języku angielskim, ja od drugiego roku na żadnych zajęciach nie mogłem nawet słowem odezwać się po polsku (na pierwszym roku jeszcze nam pozwalali zadawać pytania po polsku w ostateczności) więc nie ma przedmiotu na którym nie cwiczylbys języka.
Druga sprawa - po filologii angielskiej możesz zostać nauczycielem albo tłumaczem z czego tłumaczem najlepiej przysięgłym a egzamin na przysięgłego ponoć jest diabelnie trudny. Nauczyciele wiadomo - zarabiają słabo.
Wynik z matmy masz dobry, ja bym startował na jakiś kierunek techniczny a z angielskiego zrobił sobie certyfikat.
nawet jakbym się dostał to nie utrzymałbym się tam długo.
No to najwyżej odpadniesz. Co to jest za problem? Masz żonę i dziecko na utrzymaniu? Rok przerwy nawet jak odpadniesz krzywdy ci nie zrobi.