Zawsze mnie zastanawia ich oderwanie od rzeczywistości :)
FILM to gniot i o ile po pierwszej części jeszcze jakiś zapał się utrzymywał bo Han Solo i stara ekipa, nawet Ray spoko na pewno się rozwinie jakiś dramat wskoczy odpowiedni i postać nabierze kolorów. No po drugiej części...nawet nie poszedłem na 3 część. Zresztą całą te ekipa w oczach fanów jest stracona. Zaorać i zasiać coś nowego
Większym utrapieniem według niej jest powszechny dostęp do mediów społecznościowych, dzięki czemu każdy, kto ma internet, może teraz wyrazić swoją opinię.
Rzeczywiście problem dla takich gniotów jak ostatni SW.
"To było dziwne, czułam, że cała ta miłość, którą obdarzyli nas fani przy pierwszej odsłonie, znikła. Zastanawiałam się, gdzie ona się podziała?"
Przepraszam, że tak zapytam ale jaka miłość? XD Przecież coś co nie istniało nie może zniknąć...
Wszak, z ramienia Disneya Lucasfilmowi teraz szefuje feministka, Kathleen Kennedy.
Kobieta bohaterką? Cóż w tym złego? Zupełnie nic, gdyby nie tępa ideologiczna fiksacja stojąca za tym wyborem. Nasza bohaterka Rey z założenia ma być wzorcem osobowym, idolką, dla młodych dziewczyn. Zamiast jednak pokazywać stopniowego wzrostu postaci „od zera do bohatera” według klasycznego schematu trudnego przejścia od chłopca do wojownika, Rey jest od razu silna, zaradna i samodzielna. Luke musiał z wysiłkiem uczyć się nowych zdolności, zaś ona od razu pokonuje wyszkolonego żołnierza w walce wręcz. Pierwszy raz w życiu widzi statek kosmiczny, a już umie latać, a nawet go naprawić. Chwyciwszy miecz świetlny do ręki, pokonuje w pojedynku wyszkolonego i potężnego w Mocy przeciwnika.
Rey nie jest wyjątkiem, ale regułą. Kobiety w nowych Gwiezdnych Wojnach są sprytne, zaradne, silne i niezależne. To one ratują sytuację – zwykle po tym jak namieszali mężczyźni. Ilekroć zaś mężczyzna sprzeciwia się planom płci pięknej, niezależnie jak absurdalne te by się wydawały, okazuje się, że taki bezczelny pokaz machismo kończy się katastrofą, którą musi naprawić… no właśnie. Mężczyzna ma słuchać, bo jest głupi, nadpobudliwy i niestały. To z resztą jest coraz powszechniejsze we współczesnym Hollywoodzie.
Feminizm idzie w parze z obsesjami na punkcie „różnorodności”. Nietrudno dostrzec, że po stronie zła stoją głównie biali (zwykle mężczyźni, rzecz jasna). Dobro zaś, to różnorodność etniczna, rozszerzanie przesadnie rozbuchanej głównej obsady o kolejne role, byle zmieścić więcej kolorów skóry. Nie obyło się też bez innych komentarzy politycznych, ostrych ataków na bogatych, którzy w Ostatnim Jedi zostali pokazani jako próżne darmozjady, a do tego ludzie bez skrupułów. Z kolei poboczny film, Łotr 1 (2016), tworzy paralele pomiędzy działaniami złego Imperium z amerykańskimi działaniami na Bliskim Wschodzie, a dobrych Rebeliantów – z islamskimi terrorystami. Gdzie dawniej panowała prostolinijność, coraz bardziej zamazywana jest niegdyś wyraźna granica między dobrem a złem.
Działania Disneya spotkały się ostrą, narastającą reakcją wielbicieli serii. Dla wielu, nowe produkcje stanowią bolesny cios w dzieciństwo – zatrucie tego co było ponadczasowe, współczesnymi obsesjami polityczno-kulturowej lewicy...
...http://www.pch24.pl/gwiezdne-wojny-po-ciemnej-stronie-mocy,72683,i.html#ixzz6JhJOsR7W
Film ten jest jak cukierek zamoczony w odchodach. Żeby było słodko, musisz przeboleć warstwę strasznych rzeczy.,, Twórcy,, zrobili wszystko co w ich mocy aby ten film podobał się wszystkim i wszystkim. Wiece jak to jest kiedy coś jest do wszystkiego? Jak te ruskie urządzenie do świecienia w du*pe. Nie dość, że nie świeci to jeszcze nie mieści się w du*ie. Wierzę, że ta trylogia miała pomysł na siebie ale nie uwierzę, że to co widziałem było ich wymarzoną wersją. Aktorka robi dobra minę do złej gry.
Większym utrapieniem według niej jest powszechny dostęp do mediów społecznościowych, dzięki czemu każdy, kto ma internet, może teraz wyrazić swoją opinię.
No tak, to znacznie utrudnia utrzymanie przekonania o swojej wspaniałości.
Ja tam wielkim fanem Star Wars nie jestem, ale nawet ja potrafiłem dostrzec głupotę i nie ścisłości już w pierwszym nowym filmie z tej trylogii. Dlatego nawet się nie interesowałem już kolejnymi częściami, bo nie ma sensu oglądać czegoś co jest pozbawione jakiegoś kręgosłupa i logiki. Z tego co później wyczytałem w internecie, to miałem rację aby się nie interesować kolejnymi filmami, bo ponoć to jest jakaś tragedia.
A aktorka no cóż nie dziwie się jej, że może być poirytowana, bo w końcu udało się jej zagrać w filmie z bardzo znanego i lubianego na świecie uniwersum i prawdopodobnie miała nadzieje, że to może być rola jej życia, ale nie pykło, no cóż witamy w nowym Disneyu.
Ostatnia część to syf niemiłosierny, takich głupot to tylko w parodiach się widuję.
Fanów rozczarowanych tymi korpo szmirami zachęcam do zgłębiania książek Expanded Universe, a zwłaszcza Trylogii Thrawna i dalszych opowieści o Skywalkerach i ich dzieciach, które do 2014 roku było uważane za kanon.
Po prostu spartolili całą trylogię... tego nie da się nazwać Gwiezdnymi Wojnami.
"Ridley stwierdziła, że film był tworzony z ogromną miłością"
miłością do niszczenia czegoś co kiedyś dawało radość
To było dziwne, czułam, że cała ta miłość, którą obdarzyli nas fani przy pierwszej odsłonie, znikła.
Bo co innego mogła powiedzieć... sama w tym gra.
Miłość może i była, kiedy ukazały się początkowo zwiastuny pierwszego filmu nowej sagi, po obejrzeniu go w całości - fani dali sobie już z tym spokój, miłości już wtedy nie było.
To samo, co w przypadku ostatniego sezonu gry o tron- aktorzy nie powinni się wypowiadać o realizacji, bo nie mają żadnego związku z reżyserią czy scenariuszem.
cała ta miłość, którą obdarzyli nas fani przy pierwszej odsłonie, znikła. Zastanawiałam się, gdzie ona się podziała?
Tam, gdzie logika w ostatnim filmie- wyrzucono do kosza, napluto i zrobiono jeszcze kilka innych nieprzyjemnych rzeczy.
Rozumiem, że ona w tym filmie grała, no ale c'mon. Musi widzieć, jakim bardziewiem był ten epizod. Zwłaszcza, że sama musiała wypowiedzieć najbardziej cringe'owe kwestie, jak I aM aLl tHe JeDi
Ludzie łyknęli Episode VII, bo to była kopia Nowej nadziei (co samo w sobie było głupie). Potem przyszedł Ostatni Jedi i rozwalił wszystko, Rise of the Skywalker to była już tylko rozpaczliwa próba ratowania czegokolwiek z pożaru.
Wczoraj zrobiłem sobie seans z nudów i chyba pierwszy raz oglądałem SW kompletnie bez emocji, a od połowy filmu srogo ziewając. Właściwie nie wiem co sądzić o filmie, który sprawia wrażenie zlepków scen, jakby zupełnie niepowiązanych ze sobą. Owszem, były wzruszające momenty, albo raczej momenciki. Bardzo szkoda było w tym wszystkim Chewiego. Ogólnie nie wystawiam filmowi oceny, bo nie wiem czy na jakąkolwiek zasługuje.
"Ridley stwierdziła, że film był tworzony z ogromną miłością"
Zapomniała dodać, że był tworzony z ogromną miłością do pieniędzy. Miłości i szacunku do uniwersum nie stwierdzono.
Ja ją trochę rozumiem. Twórca często wkłada sporo serca w swój twór i często nie widzi jego wyraźnych wad i błędów. Dlatego do ocen, testów i konsultacji bierze się zawsze osoby trzecie. Tak samo cała krytyka w oczach twórcy często jest odbierana bardzo personalnie i to jest już taka kolej rzeczy.
a co do social media to jasne. Jeszcze gorsze jest branie do siebie tego co ludzie w tym kanale piszą. Bo właśnie dzięki social media gwiezdne wojny wyglądały tak jak wyglądały. sjw, dziwne przekazy, ideologie i głupoty pod publikę wpychane są w produkcje głównie przez krzykaczy z twittera...
uwielbiam wracać do prequeli i oryginalnej trylogii, no ale tego to nawet nie chce mi się drugi raz widzieć
"Zastanawiałam się, gdzie ona się podziała?" A czy to możliwe, że gdy słabo zagrasz w słabym filmie ludzie nie będą za nim przepadać, hmm...
Ja tego do dziś jeszcze nie obejrzałem i chyba nic nie straciłem. Zagrać w świetnym filmie świetną rolę to jak wygrana w totka.
Disney nie jest problemem sam w sobie, byliby w stanie zrobić naprawdę dobre filmy z SW. Spin-offy moim zdaniem wyszły im bardzo fajnie. Problemem jest fakt, że zamkniętą opowieść postanowiono na siłę kontynuować. Po co wskrzeszać Palpatina, po co przywracać to wszystko, kiedy w poprzednich 6 odsłonach dostaliśmy przyjemny rozwój bohaterów i historii, od spotkania Vadera jako chłopca poprzez intrygi Sidiousa, Wojnę Klonów, przemianę Anakina i kończąc na upadku Imperium. Była to spójna całość, z której zrobiono tanią telenowelę.
To nawet spierdzieliłby sam Lucas (wystarczy spojrzeć ile marnych wątków zrobił w "nowej" trylogii). Star Warsy nigdy nie były ambitnym kinem i nikt nie powinien na siłę szukać w tej sadze głębi i wysublimowanych historii. Zawsze była to prosta opowieść głównie dla młodych ludzi, oparta o schematy ale podana w wyjątkowym uniwersum. Gdyby nie te wszystkie miecze świetlne, błyskawice sithów i inne smaczki to nikt by nawet nie spojrzał na to.
Nie słuchałem podcastu i nie zamierzam, acz mam przeczycie, że znowu dochodzi do manipulacji np. poprzez wybranie pozakontekstowych wypowiedzi i odpowiednie sformatowanie je w newsie (choćby ta pogrubiona), tak żeby rozgorzała dyskusja pod spodem, tak żeby retoryczny kontekst forumowicze sobie dobrali sami.
To że opowiada, jak się czuła w półprywatnej, półreprezentatywnej rozmowie wcale nie dziwi. Na końcową formę jeden trybik ogromnej machiny ma niewielki wpływ. Rozgoryczenie reakcją fanów również nie zadziwia. Na pewno wielu ludzi włożyło sporo serca w wykonanie swoich zadań. Niestety albo stety to reżyser odpowiada za ostateczną wizję, scenarzysta pisze dialogi, a aktor poza sugestiami (i to nie zawsze), może tylko spróbować poradzić sobie jak najlepiej z tym co dostał.
Zgadzam się z Johnynon_Rax2
Mam takie same odczucia. Pierwsza część przyciagnęła tylko i wyłącznie ze względu na starą ekipę, ale później było już tylko gorzej. Ostatniej część nie dało się oglądać- włączałem na 20 minut i dawałem sobie spokój bo nie mogłem. Po obejrzeniu dałem na FILMWEB ocenę 1.
Prequele były przynajmniej podstawą na powstanie perełki czyli serialu animowanego bez którego nie wyobrażam se teraz Gwiezdnych Wojen. Natomiast tutaj mamy jedno wielkie G, które psuję dotychczasową historie.
Miłość fanów po pierwszej części zniknęła, bo to najbliższe Star Wars co otrzymali. W końcu odtwarzało z chęcią motywy ze starej trylogii.
A że potem postanowili zrobić coś nowego, co do Star Wars kompletnie nie pasuje i jest obiektywnie złym scenariuszem, cóż...
Cóż, gdybyś sama znajdowała się w gronie tych największych fanów i rościła nadzieje do ponownie, przynamniej w mniemaniu fana, czegoś wielkiego, to już na etapie występowania w tym i czytaniu scenariusza nasrałabyś w oczy reżyserom.
A teraz obwiniasz świat za jego własne zdanie i możliwość wyrażania? Parodia xd
Tak jest, kiedy na stanowisko bierze się randoma i kogoś komu uniwersum jest obojętne, bo może już właśnie na etapie angażu ktoś kto miał cokolwiek odgrywać powiedziałby, że nie róbmy tego, bo to jest tylko wielkim, śmierdzącym kupskiem. Mówię Wam to jako fan.
Wtedy być może coś by się przed samym już startem zmieniło. Jeśli nie to przynajmniej byłoby powiedziane, że ktoś chociaż próbował, a nie na koniec mamy narzekanie na media i wyrażanie opinii o.O
Daisy Ridley, skończ może z graniem w czymkolwiek.
Kolejne Twoje role, jak również same filmy, seriale także będą, nie ogarniesz tego, ale powiem .. oceniane :O!
Ja mam swoją opinię do kogo miał być adresowany film. Jego głównym targetem nie byli ludzie którzy z otwartą papą oglądali powrót jedi na VHS, tylko młodzież która nie wie co to VHS. Po prostu kontynuacja tradycji, wciągnięcie w całą tę zabawę nowego pokolenia, pokazanie im uniwersum i ogółem o co chodzi. Mój rocznik miał dla siebie 6 części sagi, z czego aktualny dwunastolatek nie zdzierży raczej oryginalnej trylogii. Więc nakręcili kolejną trylogię i dwa spin offy z myślą o standardach młodszej widowni. Dla mnie nic złego, natomiast wyżywanie się na aktorce która zagrała w tym filmie bo jest kobietą to trochę szczyty żenady które wierni fani sagi zaczętej pół wieku temu jak zwykle osiągnęli xd
Jaka miłość to tylko kasa i biznes nic więcej. Prawdziwy fan SW po przeczytaniu scenariusza pokazał by dla Disneya środkowy palec a nie zagrał w tym g... Jak widać i Ford i Hamill nie mieli problemu aby wejść po szyje do szamba. Hamill to nawet postanowił w nim zanurkować. Miłość blecheche.
Ja bym na jej miejscu zapadl sie pod ziemie i nie odzywal. Koledzy z jej planu filmowego juz dawno graja w dobrych filmach i od SW sie odcieli. Cala nowa trylogia to totalna klapa i najlepiej by bylo gdyby Disney po prostu wywalil ja do Legends gdzie jej miejsce.
Ja to bym chciał, by w SW wreszcie ktoś używał mocy kto nie jest Jedi.
Finn mógł być taką osobą. Nie chodzi by od razu używał force pusha, ale mógł używać mocy na mniejszą skale.
Gdyby jeszcze Phasma mogła też używać, to już wo ogóle by było super.
A tak to tylko się kręcił i krzyczał "Rey" i właściwie nic nie robił.
Według mnie Jedi i Sithy to największa wada SW.
Mam wrażenie, że na nowe Gwiezdne Wojny narzekają ludzie, którzy nie oglądali starych. Przecież są bardzo podobne, maja taki sam klimat, nawet te same błędy powielają. Gdy pierwszy raz widziałem stare Gwiezdne Wojny, to byłem zachwycony, ale miałem wtedy mniej niż 10 lat i były to inne czasy. Dziś już nie czuję takiego zachwytu, tak samo reaguję na nowe i stare Gwiezdne Wojny. Ale do głowy by mi nie przyszło nazywać nowe odcinki "gniotem".
Ja tam mam beczkę z pseudo fanów ;) teraz płaczą w kącie, no i spoko w sumie, nie pasuje, niech nie idą do kina i zamkną się w 4 ścianach, może nie są priorytetem twórców, mają koncepcje niech działają. Dla wielu było to fajne widowsiko w świetnym klimacie. Raz się uda, raz nie, trudno dogodzić wszystkim.