Witam. Wspólnie z narzeczoną przymierzam się do zaczerpnięcia wiedzy u doradcy kredytowego na jaki kredyt mamy szansę w celu zakupu mieszkania. Może był ktoś w podobnej sytuacji i jest w stanie przypuszczalnie powiedzieć ile możemy dostać od banku ? Oboje zarabiamy w około 5-6 tysięcy, umowy o pracę (ja na czas określony), dzieci nie mamy.
Pozdrawiam serdecznie !
Już chwila. Sprawdzam co powie szklana kula.
Dostaniecie milion pięćset sto dziewięćset.
Wejdź na strony wszystkich większych banków, skorzystaj z ich kalkulatora i podziel tak przez dwa.
I zaraz wpadnie jakiś no nejm z linkiem do doradca za: 3, 2, 1...
Radca kredytowy jest zbędny, bo wybierze wam taki bank, u którego najwięcej dostanie prowizji.
Polecam samemu rozejrzeć się po bankach. Porównać oferty. Niech zrobią wam symulacje. Rabaty możecie dostać w banku, w którym macie wpływy z pensji.
Wszystko zależne jest od miasta, w którym mieszkania oraz od ceny i roku mieszkania/domu. Na kredyt składa się wiele istotnych spraw.
Podobnie jak z radcą, sprawa się ma z biurami nieruchomości. W dzisiejszych czasach nie trzeba mieć licencji, aby założyć biuro. Tak naprawdę agenci niczego nie sprawdzają, a umowy przedwstępne drukują z internetu, a za prowizję biorą 5000zł. Piszą, że koszty pokrywa sprzedający, ale to nie jest prawda. Po prostu cena mieszkania z biurem jest o tę kwotę wyższa, niż normalnie. Notariusza też najlepiej samemu sobie poszukać. Pełno opinii w internecie jest. Ewentualnie z polecenia znajomych.
Myślę, że macie szanse na ponad 220 000zł. Albo i więcej. Ubezpieczenia to też w większości pic na wodę, a tanie nie są.
Polecam za to mieć trochę gotówki na wypadek dodatkowych opłat. Opłaty banku oraz notariusza wyniosą około 10 000zł. Poza tym trzeba mieć 10-20% wkładu własnego w zależności od banku.
No i najważniejsze. Musicie być zdecydowani jakiego mieszkania potrzebujecie. Jakie piętra, zakres cenowy, stan, rok oraz rodzaj budynku was interesuje. A także jaka byłaby dla was najlepsza cena, aby nie przekraczać danego progu.
Doradca daje zawsze ofertę patrząc który bank da mu największą prowizję. Spokojnie sprawdź oferty sam wybierz kilka najlepszych po czym idziesz z daną oferta do innego banku i pytasz czy dadzą lepszą. Ja tak zrobiłem jestem zadowolony wynegocjowałem 1% prowizji ratę mam 1200 zł wiadomo przez okres 5 lat nieznacznie mi się zwiększa lub zmniejsza kredyt na 30 lat kwota 260 tys zł resztę za mieszkanie dopłaciłem z oszczędności.
Nazgrel sądzisz ,że doradca robi za darmo? Napewno dostał od tego banku dobre pieniądze za to że tam a nie gdzie indziej masz kredyt. Tym się kierują doradcy który bank im lepiej zapłaci.
Nikt nie robi nic za darmo, ale to co piszesz to jest trochę bzdura, praca dobrego doradcy nie polega na wciskaniu oferty z banku który mu najwięcej płaci (z pieniędzy kredytobiorcy oczywiście). To tak jakbyś napisał, że lepiej samemu wymienić instalacje w domu bo każdy elektryk to kutwa i montuje najdroższe kable tylko po to żeby zedrzeć z klienta. Szkoda tylko, że to był hcujowy elektryk ;)
2019 zakładasz kajdany i mówisz będę niewolnikiem przez 30 lat.
2029 narzeczona już nie jest narzeczoną a rozwodka. Albo wersja optymistyczna doczekales się potomstwa w ilości 2 i mieszkanie za małe.
2035 zachorowales czy straciłeś pracę aktualna bo (wstaw cokolwiek) i musiałeś przyjąć się za sporo mniejsze pieniądze. A może żona ma zamiar emigrować bo z tym kredytem i w tym samym miejscu pracy już nie chce.
A kajdany dalej masz. Na 30 lat jak żyć.
Nie rób tego.
Mieszkasz u rodziców? Wynajmujesz? Czy oddziedziczyłeś mieszkanie? Czas leci bardzo szybko ja mam już 5 lat spłacone jeszcze 25 i jednak coś człowiek na starość będzie miał.
No raczej, przecież lepiej płacić przez 30 lat miesięcznie więcej za wynajem jakiemuś landlordowi niż za ratę (nawet z odsetkami) , BO PRZECIEŻ KAJDANY. Czyli jak nie masz kredytu i wynajmujesz to co? Zrywasz kajdany, przestajesz wynajmować i zostajesz kloszardem - ale wolnym?
Proponuję wyjść ze średniowiecza, mieszkanie na kredyt w każdej chwili można sprzedać.
Dokladnie 10 lat temu moj ojciec mial firme zysk ok 20 tys miesiecznie na kupno mieszkania bylo go stac bez kredytow no ale mamie zachcialo sie domu 200 metrow wzieli kredyd interesy przestaly isc no i domu nie ma a dlugi jeszcze sa
No i o czym to świadczy? Bo z Twojej wypowiedzi wynika tylko tyle, że Twój ojciec to pantofel.
Pomijając fakt, że to historyjka z cyklu "kolega był i widział" czyli wymyśliłeś to przed chwilą tylko po to żeby napisać cokolwiek.
No tak wymyslilem dlugi ojca, byl producentem sukienek mial 4 stoiska w PTAK Rzgow, typowe na tym forum wyzywanie od trolli
"coś człowiek na starość będzie miał"
w samo sedno, tylko że chyba nie do końca chciałeś tym zdaniem tak przedstawić rzeczywistość statystycznego kredytobiorcy :)
sam jestem zwolennikiem swojego (może nie tyle mieszkania co domu), ale nie wszyscy chcą się osiadać w jednym miejscu do końca życia (tak tak, można sprzedać... ale to nie telefon na allegro i tak kolorowo z tą sprzedażą nie jest zwłaszcza jeśli chcemy wyjść na przysłowiowe "zero").
Były już wątki na forum gdzie byli zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy wynajmu, tak więc nie ma co od razu wieszać psów na innych, którzy wolą życie globtrotera
(tak tak, można sprzedać... ale to nie telefon na allegro i tak kolorowo z tą sprzedażą nie jest zwłaszcza jeśli chcemy wyjść na przysłowiowe "zero").
Rok temu zmieniałem mieszkanie na większe. Stare wystawiłem na sprzedaż pół roku przed odbiorem kluczy do nowego mieszkania od dewelopera. Tak żeby mieć zapas na sprzedaż i spłatę kredytu. Po tygodniu musiałem zdjąć ogłoszenie bo tak mnie nękali ludzie. Sprzedałem za cenę wyjściową i żałowałem, że nie wziąłem więcej. Zwrócił się cały koszt wzięcia kredytu, zapłaconych przez ten czas odsetek i jeszcze coś zostało. Tak obecnie wygląda rynek wtórny w dużych miastach. Na pewno nie wygląda to tak kolorowo w małych miejscowościach. Ale decydując się na metropolię na pewno przez najbliższe lata nie będzie problemu ze sprzedażą mieszkania. Rynek wtórny jest mały. Stare mieszkania, których nie chce się ludziom nawet odpicować przed sprzedażą. Duża część tych nowszych jest zablokowana przez kredyty frankowe.
Dlatego uważam, że nie powinno się traktować obecnie mieszkania jako inwestycji na całe życie albo nieruchomości trudnej w sprzedaży. Ceny mieszkań rosną i będą rosły. Więc nawet jeśli nie planuje się w danym mieszkaniu spędzić reszty życia to i tak warto je teraz kupić i za 3-5 lat sprzedać z zyskiem.
Czyli jak nie masz kredytu i wynajmujesz to co? Zrywasz kajdany, przestajesz wynajmować i zostajesz kloszardem - ale wolnym?
Nie, to wtedy możesz się wyprowadzić kiedy chcesz, gdzie chcesz i zmieniać pracę w każdej chwili bez pały kredytowej nad głową. Bierzesz kredyt na 30 lat i nagle tracisz pracę z jakiegokolwiek powodu, rozstajesz się z dziewczyną, bierzesz rozwód z żoną i nagle lądujesz na ulicy.
Nie, to wtedy możesz się wyprowadzić kiedy chcesz, gdzie chcesz i zmieniać pracę w każdej chwili bez pały kredytowej nad głową.
I zamiast płacenia za swoje mieszkanie, to płacisz przeważnie więcej na mieszkanie obcej osoby.
I zamiast płacenia za swoje mieszkanie, to płacisz przeważnie więcej na mieszkanie obcej osoby.
No ale co ci po tym mieszkaniu na starość?
I zamiast płacenia za swoje mieszkanie, to płacisz przeważnie więcej na mieszkanie obcej osoby.
Że na starość będę mógł w nim mieszkać nie płacąc już komuś obcemu na jego mieszkanie, a mam kredyt spłacony i własne mieszkanie. Mam pewność, że nikt mnie z niego nie wywali, moje wnuki będą miały łatwiej w życiu bo odziedziczą mieszkanie zamiast płacić pół życia kredyt.
Czyli warto jest zaryzykować wszystko i uwiązać się w jednym miejscu tylko po to żeby za 30 lat wnuki miały mieszkanie a potencjalnie mogą one mieszkać na drugim końcu kraju albo świata no ale mają mieszkanie 2 pokojowe w Pcimiu pod Białymstokiem. Wygryw xD
Kredyt warto brać na budowę chałupy ale na mieszkanie? LMFAO.
Nie wiem czy mieszkasz na pcim dolnym, ale ja nie :) Nie chcesz, nie możesz lub nie potrzebujesz brać kredytu, to nie bierz. Ale nie neguj brania kredytów ludziom z ustabilizowaną sytuacją życiową. I w razie czego nie płacz na starość, że na emeryturze nie masz za co kupować leków, bo musisz przeznaczyć całą kasę na wynajem.
Wygryw xD LMFAO. Łatwo jest komentować, żyjąc na garnuszku :)
Łatwo jest komentować, żyjąc na garnuszku :)
Na garnuszku to ja nie żyje już od ładnych kilku lat ale nawet gdybym żył to wolno mi mieć własną opinię w danym temacie.
Ale nie neguj brania kredytów ludziom z ustabilizowaną sytuacją życiową
Nie ma czegoś takiego jak ustabilizowana sytuacja życiowa w kontekście 30 letniego kredytu, szanujmy się. Wiesz jak będzie wyglądało twoje życie za rok? Dwa? 10? Stabilną sytuację masz tu i teraz ale jutro rano już możesz nie mieć.
Nie ma czegoś takiego jak ustabilizowana sytuacja życiowa w kontekście 30 letniego kredytu, szanujmy się. Wiesz jak będzie wyglądało twoje życie za rok? Dwa? 10? Stabilną sytuację masz tu i teraz ale jutro rano już możesz nie mieć.
No pewnie że wszystko może się każdemu przytrafić, ale czemu nie mogę nic zrobić w życiu bo może się stać najgorsze? Nie kupuj nowego auta, bo stare jeździ a nowe może się po roku popsuć. Nie kupuj nowych spodni, bo stare są dobre a nowe mogą się popruć. Nie wychodź z domu, bo tu jesteś bezpieczny, a na ulicy potrąci cię samochód.
Nie chcesz to nie bierz, ale nie wyśmiewać ludzi mający własne mieszkanie z kredytem którzy bez problemu go spłacają.
M@co
Wszystko pięknie, ale piszesz to z perspektywy mieszkańca dużej metropolii.
W miastach 100K i mniej (tak... mieszkają tam ludzie i tam też kupują z własnej nieprzymuszonej woli nieruchomości :) ceny nieruchomości idą w dół i nie jet tak łatwo sprzedać.
Wiem, bo od dobrych 6 miesięcy chciałem coś kupić i ceny leciały, a tam gdzie nie leciały to do tej pory stoją i czekają na chętnego.
Sam kupiłem dom 60K poniżej ceny wyjściowej, bo gość się bujał prawie 2 lata ze sprzedażą.
Wolę mniejsze miasto niż dużą metropolię i nie wyobrażam sobie kryterium wyboru miejsca zamieszkania w oparciu o ewentualną inwestycję w nieruchomość.
Malaga -> rozważałem kupno mieszkania/dom w taki Zgorzelcu czy w okolicach, albo gdzieś w jeleniogórskim, na razie jeszcze muszę siedzieć w Danzigerze.
Małe ośrodki maja słabszy dostęp do specjalistycznej opieki medycznej, gorzej tam też z kulturą, jednak nieruchomości znacznie tańsze.
Może być to ważne kryterium bo i czynsz też jest mniejszy, a nie każdy musi chodzić do biura czy fabryki.
Widzący - witam sąsiada :D
Niestety Gdańsk przegonił Warszawę w cenach za m2 nieruchomości. Ceny tu obecnie są kosmiczne, a kupców nie ubywa.
Malaga ---> Oczywiście, że to co piszę tyczy się większych miast. Ale nikt nie mówi, że każdy powinien kupować mieszkanie. i to kierując się lokalizacją. Druga rzecz to wynajem w mniejszych miastach jest dużo tańszy. I ceny nieruchomości też są dużo niższe. W związku z tym ryzyko kredytowe jest dużo mniejsze.
Da się jakoś, ekhm, pominąć/ominąć wkład własny ?
Oboje zarabiamy w około 5-6 tysięcy, umowy o pracę (ja na czas określony), dzieci nie mamy.
No to juz jest dobry wynik, ja wlasnie czytam tekst o frankowiczach - 30% z nich miało dochód rzędu 1000 zł na członka rodziny
Daj linka, lubię sobie humor poprawiać wieczorem przy kawie czytając takie trudne sprawy.
Ale on nie ma na myśli, że oni RAZEM mają 5-6 tysi dochodu a nie każde z nich po 5-6?
https://www.bankier.pl/wiadomosc/5-tys-zl-dochodu-ile-pozycza-banki-7643174.html
Dzisiejszy artykuł więc dane aktualne.
To jest mocno generalizowane, trzeba wziąć pod uwagę jeszcze sporo dodatkowych czynników jak zatrudnienie, limity na kontach, karty, raty, wiek itp. itd. o czym zresztą jest wspominane na początku artykułu. Kolega adirage powinien po prostu pójść do jakiegoś dobrego doradcy, przedstawić mu sytuację i wszystkiego się dowie. No chyba, że woli załatwiać wszystko sam, ale jakby chciał to by nie pisał takiego pytania na tym forum.
Ja to wymiekam z tej tabelki niezle wynika policzylem sobie pierwsza opcje kredyt na 542,5 tys a splacic trzeba 856 tys OMFG prawie 60% lichwa jakas
Nigdy w życiu nie miałem żadnego kredytu, żadnych rat czy tym podobnych łańcuchowych interesów.
Oczywiście wolna wola, każdy może stać się własnością banku jeżeli ma takie życzenie.
To bardzo fajnie, ale nie wszyscy dostają mieszkania w spadkach, od rodziców czy tam kupili w latach 80tych za grosze albo coś takiego.
Da się. Nawet w naszym kraju.
Nie mieszkając w lepiance. I żadnego z w/w bonusów :)
Przynajmniej jeden co nie posłuchał Bula że należy zmienić pracę i wziąć kredyt.
Zależy od banku. Znajoma para z dwójka dzieci, przy zarobkach (razem) 8000 zł brutto i 60 000 zł gotówki dostała kredyt na około 240 000 zł w ING. Mieszkanie warte 300 000 zł z 20% wkładem własnym.
Nie ma reguły. Wszystko zależy od banku. W PKO będziecie mieć niższa zdolność niż w ING.
Sam idź do banku. Ja tak zrobiłem. Doradca zawsze ms prowizje od banku . Więc lepiej iść samemu . Na poczekaniu wylicza Ci zdolność. Ja stawiam na jakieś 500 000 na 15 lat by wam dali.
Obecnie również szukam mieszkania więc mogę co nieco powiedzieć. Jeśli zarobki to 5-6 tysięcy netto, to myślę, że możecie liczyć na coś w granicach 400 000-550 000 zł.
ja nie do konca rozumiem
oboje zarabiacie po 5-6 tys czy razem macie 5-6?
netto? brutto?
Czytaj ze zrozumieniem:
"Oboje zarabiamy w około 5-6 tysięcy" - czyli od 2500 do 3000 PLN na osobę - chyba netto bo brutto to nie mają po co do banku iść po kredyt na mieszkanie.
To jest ogólnie smutne. Jeśli nie masz farta i nie odziedziczysz mieszkania to:
a) możesz wynajmować płacąc chorą kasę w kwocie jak rata kredytu
b) możesz wciąć kredyt na kwotę kilkuset tysięcy złotych na 30 lat - uj wie co się przez te 30 lat wydarzy, czy będziesz mieć pracę, czy będziesz zdrowy - ruletka.
A Państwo ma to w dupie gdzie mieszkają i czy mają gdzie mieszkać jego obywatele.
„A Państwo ma to w dupie gdzie mieszkają i czy mają gdzie mieszkać jego obywatele.”
- myslalem, ze jako wolnosciowiec calkowicie to popierasz?
Niestety spowodowane jest to spadkiem wartości niewolnika.
W starożytności niewolnik był drogi i trzeba było o niego dbać bo inaczej ponosiło się stratę.
Teraz niewolnik jest tak tani, że bardziej opłaca się zamienić go na nowy egzemplarz.
Ja miałem szczęście i jeszcze się załapałem na mieszkanie ze Spółdzielni Mieszkaniowej.Nie czekałem w kolejce bo żonka przewidująca założyła książeczkę mieszkaniową dużo wcześniej zanim została moją żonką .Po roku małżeństwa dostaliśmy nie dość że mieszkanie to jeszcze zwrot kasy z książeczki.A tera mieszkanie już nasze własnościowe wykupione za grosze , więcej notariusz kosztował.
myslalem, ze jako wolnosciowiec calkowicie to popierasz?
Większość postulatów tak, jednak w tej sytuacji, to jest polityki mieszkaniowej - nie. Tą całą kasę z 500+ itp. możnaby przeznaczyć na sensowny program mieszkaniowy, ale....no jest jak jest.
Czy naprawdę sądzisz iż "państwo" pozbawi banki kapitalnego źródła dochodów?
Banki nie wyciągają z własnej kieszeni pieniędzy, banki kreują pieniądze na papierze, takie wykreowane pieniądze stawiają do dyspozycji kredytobiorcy a ten kupuje mieszkanie. Potem przez dziesiątki lat płaci bankowi za stworzenie pieniędzy z niczego. A bank przez cały ten okres pozostaje rzeczywistym właścicielem mieszkania, kredytobiorca w sumie jest tylko słupem.
Bank zjada ciasteczko i ma ciasteczko.
Tani system budowy mieszkań przez "państwo" to nóż w plecy w społeczności bankowej.
Bierz tylko kredyt malejący. Wprawdzie rata na początku będzie duża, ale za to dużo mniej odsetek do spłacenia niż w normalnym kredycie.
Obecnie podchodzicie do kredytu w ten sposób że coś się wydarzy... Równie dobrze może przechodzić przez pasy i uderzy w was auto śmierć na miejscu. Tak więc co nie będę wychodził z domu bo mogę zginąć??Jeśli człowiek straci pracę znajdzie nowa i spokojnie te 1200 zł na ratę kredytu zarobi.
Poza tym doszło do zmiany prawa i obecnie wygląda to tak jeśli nie mamy pieniędzy na spłatę bank ma obowiązek przestawić nam restrukturyzacje kredytu akceptujemy lub nie. Potem my mamy prawo przedstawić propozycję restrukturyzacji bank akceptuję lub nie. Jeśli nie dojdziemy do porozumienia zgodnie z prawem po wypowiedzeniu umowy przez bank mamy rok czasu na sprzedaż mieszkania i oddania długu do banku. Tak więc spokojnie to nie te czasy gdy komornik sprzedaje mieszkanie a my dalej mamy dług.
Widzacy, taki mamy klimat na swiecie, ze jak nie masz duzo kasy, to pozstaje Ci albo wynajem albo kredyt. Obecnie, w wielu miejscach, wliczajac w to rowniez wieksze miasta w Polsce, koszt wynajmu nie odbiega zanczaco od raty kredytowej, czesto ja wrecz przewyzsza. Duzy odsetek ludzi wynajmujac mieszkanie, nie jest w stanie odlozyc na zakup swojego.
Co prawda w przecietnym kredycie za kazda pozyczona zlotowke oddajesz 1.6-1,7 zlotowki to w przypadku dociagniecia kredytu do konca, masz jakies zabepieczenie finaansowe. Czesto dochodzi tez do sytuacji, ze wzrost wartosci nieruchomosci rekompensuje w pewnej czesci koszty kredytu.
Co prawda mozna to rozpatrywac na zasadzie, ze to bank jest "wlascicielem" mieszkania ale to nie do konca prawda. Nie do konca jestem pewien co jest w papierach w Polsce, ale u mnie, na akcie wlasnosci banku nie ma, ani nim nie jest wspominany. Bank moze przejac nieruchomosc w przypadku niespalacania rat kredytowych, ale z drugiej strony to jest ostatecznosc, bo bank nie lubi takcih zabiegow, jako ze onie zjadaja jego dochody z danego kredytu.
Nieruchomosc mozesz sprzedac w dowolnym momencie, wtedy jestes zobowiazany splacic pozostala wartosc kredytu. Warunki tutaj sa rozne, ale nie spotkalem sie z tym aby ktos musial splacac koncowa kwote kredytu powiekszona o przyszle odsetki. Najwyzsza kare z jaka sie spotkalem osobiscie to oplata 2% wartosci kredytu przy wczesniejszym rozwiazaniu umowy.
Takze mowienie, ze majac kredyt jest sie uwiazanym, jest poprostu falszywe.
Tak Drackula, to czysty fałsz z mojej strony, mając wysoki i wieloletni kredyt nie jestem uwiązany.
Jestem swobodnym, wolnym wręcz człowiekiem.
I nic z tego co napisałem nie jest prawdą.
Widzacy, ale wyjasnij nam tutaj, w jaki sposob kredyt mieszkaniowy robi z ciebie uwiazanego czlowieka? Zmusza Cie ktos aby kontynuowac splate kredytu, kiedy zmienisz zdanie na temat jego zasadnosci?
Widzacy, ale wyjasnij nam tutaj, w jaki sposob kredyt mieszkaniowy robi z ciebie uwiazanego czlowieka? Zmusza Cie ktos aby kontynuowac splate kredytu, kiedy zmienisz zdanie na temat jego zasadnosci?
Ok, płącę kredyt od 10 lat, wziąłem kredyt 500 000 kapsli na 30 lat, mam do spłaty 800 000 kapsli z czego przez te 10 lat spłaciłem już 250 000 kapsli. Zmieniłem zdanie/ nie mam ochoty już mieszkać w tym kraju, jutro chce się wyprowadzić na Wyspy Dziewicze albo do Rumunii. Kto za mnie zapłaci pozostałe 550 000 kapsli? Nie pytam ze z ironią/ ze złośliwością tylko z ciekawości, bo ja np. nie wiem.
Sprzedaż mieszkania obciążonego hipoteką nie jest taka prosta. Oczywiście że bank nie jest formalnym "właścicielem" mieszkania, ma tylko ustanowioną hipotekę na nim. Co do kosztów i odsetek za wcześniejszą spłatę, to od 2017 jest z tym już bardziej cywilizowanie, ale zależnie w jakim banku i w jakim czasie nastąpi spłata przedterminowa. Przed zawarciem umowy sprzedaży musisz dogadać się z bankiem i uzyskać promesę wykreślenia hipoteki. To wszystko trwa i nie jest tak że możesz dysponować "swoim" mieszkaniem jak chcesz i kiedy chcesz.
Jeżeli obciążenie kredytowe w wysokości 30% dochodów netto nie jest wysokie to jakie jest?
Przy założeniu że we dwójkę mają stabilną pracę, są związani dozgonnie, nie zrobią dzieci to niech tam, może być, ale co jeżeli nie?
Dziecko (o chorobie czy wypadku nie chcę nawet mówić) to koszty i wytrata dochodów, rata kredytu zaczyna dochodzić do 50% dochodów netto, to już jest dramat bo dochód dysponowany się kurczy.
W sytuacji wysokiego obciążenia kredytowego gwałtownie maleje mobilność zawodowa, ryzyko utraty zdolności do spłaty kredytu paraliżuje możliwości zmiany pracy i uzależnia od aktualnego pracodawcy.
Jeżeli nie jest to uwiązanie, to nie wiem jak to nazywać.
Powiedz nam ile tam u Ciebie w procentach twoich dochodów netto wynosi rata kredytu?
Problemem Polski jest nadal niski dochód dysponowany gdyż nawet jeżeli miałbyś u siebie taki sam procentowo koszt spłaty kredytu, to co Ci pozostaje z nadwyżką wystarczy na koszty utrzymania.
W naszych realiach już nie.
Yarpen --> z tego co wiem, to odsetki na kredyt sa naliczane za kazdy dzien, wiec jesli wczesniej chcesz zrezygnowac z kredytu/sprzedac mieszkanie, to nie bedziesz musial placic 800K. Pewnie bedzie jakas kara za wczesniejsze zamkniecie umowy, ale np w UK to sa grosze, jesli nie jestes juz na obnizonej racie (czyli przez pierwsze 2-5 lat)
Widzacy --> ale uwiazanie, o ktorym mowisz, dotyczy kazdego posiadacza nieruchomosci, niezaleznie od tego, czy placicsz kredyt czy nie. Niby mozesz wynajac splacone mieszkanie, ale to tez wiaze sie z pewnymi niedogodnosciami.
jak sam napisale, nawet w Polsce pod tym wzgledem robi sie lepiej.
Ja osobiscie nie czuje w zaden sposob uwiazany do swojego kredytu. W ogolnym rozrachunku, finansowo wychodzi mi na plus. Jesli chcialbym wynajmmowac nieruchomosc jak moja, musialbym placic okolo 20% wiecej miesiecznie. Wzrost wartosci nierucomosci i nizszy koszt miesieczny rekompensuje mi z nawiazka moj koszt kredytu, nawet biorac pod uwage ze obecnie obowiazujace mnie oprecentowanie jest zdecydowanie wyzsze niz to jakie bede mial po zmianie umowy, ktora nastapi niebawm. W moim przypadku, takze proces sprzedazy mieszkania nie jest w zaden sposob spowolniony przez hipoteke. Kasa poporstu idzie do banku gdzie odtracane sa ewentualne koszty rozwiazania umowy a roznica laduje na moim koncie.
W moim osobistym odczuciu, jedynym zagrozeniem w sytuacji kredytrowej niest przeszrzowanie z kwota kredytu i i wizecie wiecen niz na to pozwalaja dochody.
Dodatkowo, ja mam ubiezpiecznie , ktore w razie czego pokryje pelna kwaote kreduty i kosztow z nim zwiazanych, takze kolejny argument o sytuacjach losowych nie bardzo ma sile przebicia.
Ok, płącę kredyt od 10 lat, wziąłem kredyt 500 000 kapsli na 30 lat, mam do spłaty 800 000 kapsli z czego przez te 10 lat spłaciłem już 250 000 kapsli. Zmieniłem zdanie/ nie mam ochoty już mieszkać w tym kraju, jutro chce się wyprowadzić na Wyspy Dziewicze albo do Rumunii. Kto za mnie zapłaci pozostałe 550 000 kapsli? Nie pytam ze z ironią/ ze złośliwością tylko z ciekawości, bo ja np. nie wiem.
mysle ze zanim wezmiesz kredyt mieszkaniowy, musisz podniesc poziom swoej wiedzy z tym tematem zwiazany ;)
mysle ze zanim wezmiesz kredyt mieszkaniowy, musisz podniesc poziom swoej wiedzy z tym tematem zwiazany ;
Właśnie to robię.
No i piszesz w oparciu o własny przypadek. OK.
W oparciu o mój przypadek napiszę, że wystarczy odłożyć pełną kwotę i kupić mieszkanie za gotówkę.
Wcale nie potrzeba kredytu.
Właśnie to robię. Na forum związanym z grami...
W oparciu o mój przypadek napiszę, że wystarczy odłożyć pełną kwotę i kupić mieszkanie za gotówkę.
Wcale nie potrzeba kredytu.
Nie każdy na GOL-u jest prezesem firmy, chociaż patrząc na komentarze, zastanawiam się czy tak faktycznie nie jest.
Yarpen, jesli sie wczytasz to juz poniekad dostales odpowiedz.
Widzacy, piszesz tak, jakbys byl wlasicicielem kilku mieszkan, ktore wynajmujesz i w twoim interesie jest to aby ludzie bali sie kredytu ;)
Panowie, jak już jesteśmy przy temacie kredytów mieszkaniowych to mam pytanie:
Znajoma jest po rozwodzie i twierdzi, że ma nieuregulowaną sprawę mieszkaniową z byłym mężem, w związku na jej konto wlazł jej komornik (że niby połowę za raty sobie ściagą a jej mąż dalej mieszka w tym mieszkaniu albo ma je na siebie). A i jeszcze w banku zamrozili jej to konto, a i nie chcą jej podać powodu co samo w sobie jest co najmniej dziwne. Większych szczegółów nie znam, ale coś mi podpowiada, że nie wszystkim się chce się pochwalić.
Da się przy rozwodzie nie załatwić tych spraw?
Da się. Kwestie finansowe/mieszkaniowe nie muszą być przedmiotem sprawy o rozwód, jeśli małżonkowie stwierdzą, że sami się tym zajmą i nie ma między nimi sporu w tej kwestii.
Jesli byli oboje kredytowbiorcami i wlascicielami mieszkania to po rozwodzie, jesli ta sprawa nie zostala rozwiazana nadal nimi w takim samym stopniu pozostaja.
To jak sad sprawe rozpatrzy w razie problemow to juz co innego.
W opisanym przypadku, sad moze przenisc ciezar wlasnosci mieszknia w calosci na jedna osobe, jesli ta wykaze ze przez okres kredytowany, to on/ona wlasnie splacali kredyt oraz inne rodzinne wydatki.
Generalnie, ludzie zalatwiaja te sprawy w czasie rozwodu bo potem to sie moze zamienic w niekonczaca sie batalie, kesli jeden z bylych malzonkow jest skonczonym sk...m.
Zapewne jednak nie płaciła swojej połówki raty ,inaczej komornik nie miałby powodu żeby wchodzić na konto.
Za mało mamy informacji ale komornik od tak nie blokuje konta i nie rozpoczyna egzekucji zaległości. Jest cała procedura. Musiały być chociażby wezwania do zapłaty.
Bank może sobie wybrać od kogo ściąga ponieważ oboje są zobowiązani do spłaty całego długu. Może bank uznał, że ta pani ma lepszą sytuację finansową i od niej łatwiej będzie ściągać. I skoro pojawił się komornik to znaczy, że jakieś zaległości zapewne były. Nawet jeśli pani płaciła swoją połowę raty, a były mąż nic nie płacił to pojawia się zaległość i bank może jej dochodzić, również od tej pani. Banku nie interesuje rozwód, nie dzieli rat na pół.
Po sobie widzę, że jak narazie wolę wynajmować mieszkanie, nie brać żadnego kredytu, przy systematycznym odkładaniu co robię już od roku, do 5,6 lat kupię mieszkanie bez kredytu. Moim zdaniem lepsze zbieranie przez te 6 lat, a nie spłacać dwa razy tyle przez następne pół życia.
To niestety zależy od tego co i gdzie się chce kupić. Gdybym ja miał odkładać przez 6 lat na mieszkanie to miesięcznie musiałbym odkładać 5600 zł. Dla mnie nierealne.
to sie wszystko sprawdza przy malych mieszkaniach najlepiej
ja chcalbym kupic cos duzego, w okolicy 200m, kredyt na 500k, 100k wkladu wlasnego (plus 80k podatku)
rata miesieczna 2500 na 20 lat
a wynajem takiego mieszkania to niestety chodzi i po 3000, wiec nie jest tak ze wynajme i oszczedze :(
PanWaras-> To racja, wszystko zależy od planu jaki się ma oraz od indywidualnych potrzeb ;)
el.kocyk-> mój wynajem kosztuje 1000 zł (1100 zł z wodą i ogrzewaniem) miesięcznie. Mieszkanie 38 m2, wystarcza mi z żoną całkowicie jak narazzie. Nie mamy też dzieci. Kombinuje też mieszkanie ze spółdzielni i coś może z tego wyjść, kredyt będzie już najbardziej ostateczną decyzją.
Rezort - tak z ciekawosci. 1k zl miesiecznie przez 6 lat da ci 72k. Rozwazajac kredyt powinienes sobie policzyc, czy koszt kredytu w tym okresie (prowizja, odsetki) wychodzi wiecej, czy mniej. Bo jesli po 6 latach zamierzasz kupic mieszkanie za gotowke, to rownie dobrze moglbys juz teraz kupic na kredyt, a potem go spłacić.
Cainoor- Kto powiedział, ze odkładam 1000 zł ?, ja napisałem tylko o kosztach wynajmu jakie ponoszę, bo kolega wyżej nadmienił, że to koszt z rzędu 3000 zł i nie da rady zaoszczędzić.
Rezort -> Jeżeli płacisz za mieszkanie 38m2 kwadratowych 1000 zł to nie jest to raczej duże miasto i koszt nieruchomości jest niższy. Więc biorąc kredyt i ustawiając ratę na kwotę podobną do obecnie płaconego czynszu nic nie zmienia się w kwestii Twoich wydatków na mieszkanie (w końcu czy 1000 zł za wynajem czy za ratę - i tak w plecy) ALE z tego 1000zł który spłacasz bankowi częściowo spłacasz SWOJE mieszkanie. Jednocześnie nadal możesz odkładać te same pieniądze i po tych magicznych 6 latach spłacić resztę kredytu.
Czyli jeżeli płacisz 1000 zł miesięcznie za wynajem to przez 6 lat wynajmu tracisz bezpowrotnie 72k. Wspaniała perspektywa.
Poważnie nie rozumiem ludzi którzy nie mając własnego mieszkania kalkulują, że bardziej opłaca im się wynajmować niż kupić - oczywiście zakup wiąże się z wykończeniem i wyposażeniem, ale to można robić stopniowo i po kosztach.
Jeszcze przy historiach o żonach, uwiązaniu i innych podobnych bzdurach: mój bliski kolega po paru latach małżeństwa wziął rozwód - mieszkanie kupione na kredyt dwa lata temu za około 400 000 zł zostało sprzedane za ok. 680 000 (Wwa) w przeciągu dwóch tygodni, te mityczne formalności o których wspomina Widzący to jest pestka i standard, dla nikogo to nie jest problem. A żeby nie ograniczać się do Warszawy, inny kolega ma małą kawalerkę w małym mieście (ok. 25k mieszkańców), wystawił ogłoszenie z ciekawości żeby się zorientować czy jest zainteresowanie wynajmem i sprzedażą - no i nie ma z tym żadnego problemu, zresztą jak ktoś chce to niech sobie zarzuci fikcyjne ogłoszenie na olx czy innym portalu lokalnym, niech sam się przekona.
Rezort - nie wiem ile odkładasz miesięcznie, a odnosiłem się do kosztów najmu. Przeczytaj raz jeszcze na spokojnie moja wypowiedz.
Nazgrel
Po pierwsze na podstawie jednostkowego przypadku kolegi zakładasz, że rozwód się ładnie i szybko zakończy. A wcale być tak nie musi. I równie dobrze możesz skończyć w sytuacji jak powyżej, że bank tylko z Twojej pensji ściąga ratę kredytu.
Po drugie obecną sytuację na rynku nieruchów przekładasz na cały okres kredytu, w którym średnio dojdzie do dwóch, trzech zmian cyklu gospodarczego.
Nazgrel
akurat kawalerki i małe lokale idą jak woda. Problem się robi jak chcesz sprzedać mieszkanie 60m2 i więcej
Jeśli nie kupuje się nieruchomości z nastawieniem inwestycyjnym tylko do celów mieszkaniowych własnych nie ma żadnej mowy o tym że robisz biznes życia. Mieszkania w centrum, dobrze zlokalizowane mają potencjał sprzedażowy, wszystkie inne za X lat niekoniecznie. Oczywiście biorąc pod uwagę spadek wartości pieniądza po 10, 20 czy 30 latach okazuje się że rata np. 4000 miesięcznie za 10 lat będzie znaczyć tyle co obecnie 2500, a za kolejne 10 tyle co 1000. Więc generalnie z roku na rok zyskujemy na samym spadku wartości pieniądza i tym że średnie oprocentowanie roczne to tylko 3-3.5%.
yarpen - do oddania masz dokładnie tyle co pożyczyłeś + odsetki liczone od dnia zero (co 24 godziny). Więc jeśli pożyczyłeś np. 500K na 30 lat a oddajesz po roku to do oddania masz jakieś 17.5K odsetek po 12 miesiącach (365 dniach) + kapitał pomniejszony czyli po roku obsługa tego kredyty to będzie z 17.5K odsetek i z ok. 8-10K kapitału czyli gdzieś raty w wysokości 2300-2400 miesięczne. Po roku zostanie ci do oddania 490K i z tego kolejne 3-.3.5% itd. Przy ratach równych kapitał będzie z czasem zwiększany, a odsetki zmniejszane ze względu na niższą ogólną kwotę do oddania (przez to niższe odsetki). 500K, potem 490K, potem 478K itd. Oczywiście że jeśli patrzysz na pełną obsługę kredytu po 30 latach to możesz spokojnie wyliczyć że odsetki wyniosą cię 500K (3.5%x30-[1]) z jakieś 364K czyli ostatecznie oddasz 864K pożyczając 500K.
ale
nikt normalnie myślący biorąc kredyt na 30 lat nie zakłada sytuacji że będzie spłacał kredyt 30 lat no chyba że jest wybitnym gamoniem i kredyt faktycznie i wielkość raty stanowi więcej niż 10-15% budżetu domowego (wtedy raczej powinien mierzyć siły na zamiary). Długi okres to przede wszystkim ustalenie niskiej raty a spłacać kapitał możesz dowolnie i większość osób które mają kredyty hipoteczne spłaca kapitał kiedy tylko może aby mieć mniejsze zadłużenie a tym samym wielkość odsetek w racie (a jednocześnie robiąc wszystko aby zamknąć kredyt jak najwcześniej spłacając całość kapitału)
Nieruchomości teoretycznie są łatwo zbywalne ale daleki byłby od założenia zawsze i wszędzie w dobrej cenie. Osobiście nigdy bym się nie związał z żadnym biznesem gdzie to ja jestem pasywnie obciążony na 30 lat.
przesrana ta Warszawa... orientuje sie ktos czy da sie ominac ten 20% wklad wlasny i jaki jest realnie najmniejszy mozliwy wklad? bo wynajem 2500 i uzbieraj tutaj 80tys na gowniane mieszkanko w wawie....
brak.
brak jakiegokolwiek wsparcia, jedynie jak na pl warunki wzglednie wysoka pensja, ale niestety na kontrakt i nie widnieje na PIT... ale spokojnie kredyt samochodowy dostalem,w iec nie ze nie istnieje dla fiskusa :)
problem mam z tym marnowaniem pieniedzy na wynajem... za stary jestem
Volk .Tym bardziej że Warszawie jest podobno Metro. Szybko , łatwo i przyjemnie , bez korków i stresów. Za te pieniądze kupiłby se supermieszkanie w Pałacu Kultury.
i co z plebsem mialbym jezdzic?
nie dziekuje. Niestety u mnie samochod to mus. Wygoda zycia nieporownywalna, a jezdzenie starym gruchotem mija sie z celem... a 90tys na samochod to nie tak duzo... faktycznie akurat wplata wlasna, ale tez i bez przesady.
ale wiesz ile on szczescia dal? i blizej 90k z kredytem i ze wszystkim
O rynku nieruchomości wiem sporo (dwa lata pracy dla developera, 4 mieszkania + dom w tej chwili) i choć sam mam nieruchomości nie tylko w Polsce, to uważam, że kwestia zakupu mieszkania jest jedynie zależna od perspektywy.
Tzn. wynajem wcale nie jest taką złą opcją w dłuższym terminie, po prostu u nas kojarzy się często w pejoratywny sposób (dorabianie prywaciarza). Natomiast warto spojrzeć na zachód, gdzie rynek wynajmu jest bardziej rozwinięty niż u nas i w wielu przypadkach ukierunkowany na bardzo długie okresy. Ludzie cenią sobie mobilność i brak obciążających zobowiązań. W przypadku, gdy wszystko idzie zgodnie z założeniami po prostu mieszkają całe życie w tym samym miejscu, mając zawsze możliwość "łatwej" migracji za pracą.
co racja to racja
u mnie podstawowy okres wynajmu to 9 lat, na tyle podpisuje sie prawie kazda umowe
W wielu Polakach, po latach komuny, występuje jednak chęć posiadania. Stąd u nas wynajem długoterminowy jest mało popularny i masa ludzi dąży jednak do posiadania mieszkania na własność. Co w sumie można zrozumieć.
Zgadzam się z [28]. Gdyby rynek wynajmu był normalniejszy wielu osób (w tym pewnie ja) by przemyślała taką opcję. Mieszkając chwilę za granicą zobaczyłem, że można wynajmować mieszkania w cywilizowany sposób gdzie obydwie strony są zadowolone.
Macie rację w tym, co tutaj piszecie. Niestety u nas rynek nieruchomości trochę kuleje pod tym względem właśnie z powodu wymienionych wyżej kwestii.
Na plus można zapisać, że jednak powoli zmierzamy w kierunku "ucywilizowanego" wynajmu, coraz więcej osób jest w stanie pozwolić sobie na tego typu inwestycje. Chociaż tutaj ważną rolę odgrywa państwo. Obecność dużego, stabilnego programu budowy mieszkań docelowo pod wynajem (nie mówię o mieszkaniach socjalnych) bardzo pozytywnie wpłynęłaby na możliwości, ceny i rynek.
Nawet mimo obecnych trudności da się jednak wszystko zorganizować tak, by zoptymalizowany, długoterminowy wynajem był korzystny dla obu stron i zapewnił najemcy spore oszczędności w porównaniu do kredytu mieszkaniowego.
Dzięki temu mimo braku "własnej" nieruchomości osoba decydująca się na wynajem może zapewnić sobie po prostu wyższy standard życia tu i teraz.
Oczywiście, wtedy najemca traci atut o własnościowym mieszkaniu, które po kilkudziesięciu latach może przekazać dzieciom ułatwiając im start w dorosłe życie. Ale ten argument często jest naciągany.
Tzn. wartość takiego mieszkania jest jak najbardziej realna, ale po pierwsze - nie bierze pod uwagę zmian demograficznych, na rynku nieruchomości czy pracy.
Po drugie - warto rozważyć, czy dziecko w rzeczywistości nie skorzysta bardziej, jeśli zaoszczędzone na wynajmie pieniądze zainwestujemy w jego odpowiedni rozwój, edukację, budowę własnego kapitału i stworzenie mu już w młodym wieku przewagi na rynku pracy.
Bo za kilkadziesiąt lat studia na dobrej, zagranicznej uczelni, dwa języki obce i praktyki w odpowiedniej firmie mogą być po prostu warte znacznie więcej dla dwudziestopięciolatka niż 38m2 w Poznaniu.
Sam właśnie całkiem nie dawno kupiłem mieszkanie. Cena wynajmu w moim mieście to jakiś absurd. Ratę mam mniejszą (mieszkanie 65m2) niż wynajem kawalerki. I to porównuje dokładnie te same lokalizacje
@kali
Jestem ciekawy lokalizacji, jeśli możesz zdradzić. Rynkowe absurdy się zdarzają :)
sytuacja z przed około roku, teraz ceny mogą być inne:
Kraków - okolice Prądnika białego - wynajem kawalerki (ponad około 30m) około 1500 - 2000 PLN z wszystkim.
Rata przy kupnie mieszkania (ponad 40m) w tej samej okolicy, posiadany wkład własny na poziomie około 30% - 1300 PLN + rachunki.
Całość problemu w tym przykładzie rozbija się o wkład własny i koszt wykończenia. Więc jestem świadom, że nie jest on idealny.
CheshireDog - ja wynajmuje swje mieszkanie na Pychowicach, calkiem fajna lokalizacja
biore 1300 + oplaty placi najemca (czynsz + wiadomo, woda i prad)
wychodzi pewno z 2000
mam salon z kuchnia, 2 sypialnie i biuro
lacznie jakies 60 m uzytkowej, po podlodze 104 (skosy)
nie splaca mi to kredytu calkiem, ale wole kogos na dluzej niz zmieniac co chwila (ostatnio stiudenci doprowadzili mieszkanie do strasznego stanu i musialem cale remontowac)
jeśli zaoszczędzone na wynajmie pieniądze zainwestujemy w jego odpowiedni rozwój, edukację, budowę własnego kapitału
bla bla bla, tak sobie mozna gadac wynajmujac kawalerke w pcimiu. Niech mi ktos da przyklad normalnego miejsca do zamieszkania gdzie z finanasowego puntu widzenia wynajem jest lepszy od kupna wlasnej nieruchomosci.
Dla pewnych osób każde duże miasto będzie lepsze. To zależy od priorytetów.
Przy takich samym wydatkach można mieć wyższy standard życia, przy takim samym standardzie życia można mieć mniejsze wydatki. Nie piszę, że to cudowne rozwiązanie na wszystkie problemy, sam z niego nie korzystam (nie muszę ze względu na sytuację finansową). Ale pracowałem przy konstruowaniu raportu rynkowego dla dużego dewelopera na temat opłacalności długoterminowego wynajmu, jego potencjału, plusów i minusów względem zakupu. Więc dosyć dobrze orientuję się w sytuacji.
Mam nieruchomości w Krakowie, Warszawie i we Włoszech. Być może ten Pcim to po prostu twoja jedyna perspektywa. Jednym z problemów na polskim rynku jest właśnie to ciasne myślenie ludzi, którzy wynajem kojarzą jedynie z ciasną, studencką kawalerką i nie potrafią szerzej spojrzeć na rynkowe możliwości.
Tak jest panie prezesie, bidok jestem i poza pcim sie ruszyc nie moge :(
Pytalem sie o konrety a dostalem pierdu pierdu.
Ale o jakie konkrety pytasz?
Mam ci teraz wyliczać cenę dwudziestoletniego kredytu na konkretne mieszkanie i szukać wynajmu w tej samej okolicy?
Doradzić jak ulokować pieniądze, żeby zyskać więcej?
Plus wróżenie z fusów gdzie pracujesz? Czy planujesz przeprowadzki? Czy dopuszczasz "przeprowadzki za pracą"? Jakiego standardu oczekujesz w następnych latach i gdzie zamierzasz posłać swoje dzieci do szkoły? Jak zmienią rynek mieszkaniowy nowe techniki budowania (domy modułowe, wchodzące na rynek 3D)? Jak po dwudziestu latach będzie wyglądać rynek pracy w twoim regionie?
Z pewnością policzyłeś wszystkie te i jeszcze inne czynniki dla każdego Polaka z osobna i teraz możesz ogłosić wszem i wobec, że wynajem opłaca się tylko w Pcimu.
kolejny bezwartosciowy post prezesa :)
Szablonowe pytanie w twoim poscie sa kompletnie bez sesnsu. Ja wiem, ze moze to byc szok, ale to czego ja oczekuje od nieruchomosci to potrafie sobie sam odpowiedziec. Sam tez potrafie sobie wyliczyc koszt kredytu mieszkaniowego oraz ocenic jego oplacalnosc wzgledem mojej sytuacji.
Zadalem dosc proste pytanie dotyczace miejsca zamieszkania, w kotrym wynajem sie oplaca bardziej niz kupno. Jesli nie potrafisz odpowiedziec to sie przyznaj a nie kombinujesz jak kon pod gorke.
Musiałem podpytać, żeby podać jakiś konkret.
Kraków, Bronowice ul Stańczyka 14, mam w biurze osobę wynajmującą za 1 650 złotych miesięcznie dwupokojowe mieszkanie. Koszt zakupu podobnego metrażu w tym samym miejscu od 450 000.
Dracula, ja znowu ze swojego podworka, czyli z Belgii
podatek od zakupu mieszkania/domu
Flandria - jedyne 7.5%, spadlo z 10%
Walonia (i Bruksela) - 12.5%
pieprzona 1/8 wartosci domu jako podatek
WTF?
niby do 170k podatku nie ma, ale kup cos w brukseli za te cene
a powyzej 500k znizka nie obowiazuje, wiec jak kupisz cos za 640k to placisz 80k podatku...
Mieszkam od urodzenia w Warszawie. I od kiedy pamiętam nigdy nie opłacało się wynajmować mieszkania. Nie ważne czy to jest kawalerka czy mieszkanie 2 lub 3 pokojowe. 5 lat temu sam wynajem po znajomości kawalerki w mało ciekawej okolicy Targówka kosztował mnie 1300 zł. W Centrum pewnie koszt kawalerki kosztowałby minimum 1800 zł + opłaty. I ktoś mówi, że wynajem się bardziej opłaca niż wzięcie kredytu?
P.S. 3 lata temu wziąłem kredyt, oszczędzam ile się da. W między czasie czekała mnie zmiana pracy, gdzie byłem zmuszony przez pracodawcę do tego kroku i ... nie czuję żadnej pętli na szyi jak większość starszy i tutaj pisze. Powoli, bo powoli zarobki idą w górę, zatem mam nadzieję, że przyszłościowo spłacę wcześniej kredyt.
7 lat temu, pod koniec studiów wynajmowałem dwupokojowe za 1450, z czynszem. Tuż przy Nowym Świecie, na Kopernika 15, pierwsze piętro. Dokładnie ten budynek:
https://www.google.pl/maps/place/Kopernika+15,+05-077+Warszawa/@52.2353649,21.0206459,3a,75y,241.78h,91.92t/data=!3m7!1e1!3m5!1sJfOez7qe3Pa12hbYClK-jg!2e0!6s%2F%2Fgeo0.ggpht.com%2Fcbk%3Fpanoid%3DJfOez7qe3Pa12hbYClK-jg%26output%3Dthumbnail%26cb_client%3Dsearch.TACTILE.gps%26thumb%3D2%26w%3D86%26h%3D86%26yaw%3D212.78397%26pitch%3D0%26thumbfov%3D100!7i13312!8i6656!4m5!3m4!1s0x471eccf5fc595309:0xda5fccd9d654d8a8!8m2!3d52.2353016!4d21.0205556
To nie możecie iść bezpośrednio do banku i się zapytać? Przecież nie dość że właśnie może wam polecić bank od którego dostanie prowizje to jeszcze taki najdroższy. Jakby było tego mało to jeszcze ściągnie wam za porady kasę.
Po za tym ty się zastanów czy się chcesz pchać w kredyt na dzień dobry. Kredyt będziecie spłacać przez długie lata. Nie długo pewnie wesele to znowu będzie trzeba wyłożyć kasę. Też weźmiecie kredy?. Lepiej już wynająć jakieś niewielkie mieszkanie. Przez ten czas można odłożyć trochę kasy i dopiero brać kredyt, a nie tak od razu.
Mabiosie kochany nikogo tutaj nie obchodzi gdzie pracujesz a tym bardziej co masz, cała ta analiza (twoja i innych) jest bezwartościowym zaśmiecaniem internetu (chyba że chodzi o wyprodukowanie kolejnych literek w internecie i podtrzymanie wątku na forum) ;) wszystko tak naprawdę sprowadza się do banału -> na co przeznaczysz swój stracony (jak ktoś woli) zamieniony czas na pieniądze. Każdy powinien usiąść i sam się zastanowić co zrobić z pozyskanymi środkami. Wiadomo też że większość osób nie ma wyuczonego i nie potrafi oszczędzać / a tym bardziej pomnażać pieniędzy, za to potrafi dość sprawnie regulować zobowiązania. M.in. dlatego dla tych osób zakup nieruchomości na kredyt jest jedyną formą oszczędzania pieniędzy w czasie, bo po X lat będą coś faktycznie mieli co ma jakąś wartość i da się to zamienić w drugą stronę na pieniądz.
Biorąc jednocześnie pod uwagę że kredyty są bardzo tanie 3-3.5% (w PLN) w skali roku lub w np. euro jeszcze tańsze / oraz biorąc spadek wartości pieniądza generalnie dla osób nie potrafiących oszczędzać jest to kolejnym bonusem do odpisania na marginesie.
Banki jednak jak każda instytucja finansująca doskonale zdaje sobie sprawę z sytuacji na rynku i najczęściej do kredytu dokłada inne instrumenty finansowe na 3 do 5 lat (pierwszych) gdzie wyciągną dodatkowe środki jakby ktoś szybko chciał z kredytu zrezygnować, różnego typu ubezpieczenia (poza na życie i od szkody na nieruchomości - całkowicie bezwartościowe) obniżające marżę.
Wracając znowu do banału z początku -> każdy sam niech przeanalizuje swoje możliwości i dokona właściwego wyboru.
Nikogo nie obchodzi, ale jednak komentujesz. Zarówno to co napisałem, jak i to co mam oraz gdzie pracuję(btw. nigdzie nie pisałem, gdzie obecnie pracuję).
Na dodatek do "bezwartościowej" analizy wypociłeś jeszcze kilka akapitów własnych banałów, na temat subiektywnych odczuć kto i ile potrafi oszczędzać, zarabiających banków (szczególnie odkrywcze) i tego, że każdy powinien podejmować decyzje sam za siebie.
No ten tekst o zaśmiecaniu internetu od kogoś, kto naprodukował kilkanaście tysięcy postów na portalu o grach...
To skąd i jakie doświadczenie mam w temacie zaznaczyłem tylko dlatego, że dosyć istotne w tym przypadku jest, czy ludzie mają w nieruchomościach jakiekolwiek doświadczenie. Napisałem w kilkaset postów, w których nie musiałem i nie miałem powodu z nikim licytować się na majątki i podkreślać swojego statusu. I wolałbym, żeby tak zostało, więc proszę odnoś się do moich wypowiedzi i pomiń swoje uwagi na temat mojego stanu posiadania :)
dlatego kochany Mariuszu napisałem ten post abyś ty nie musiał się dalej produkować :) czy czeka mnie jakaś nagroda za to ?
MaBo_s
przecież ty celowo piszesz o swoim stanie posiadania i tryliardzie nieruchomości właśnie po to, żeby ludzie to komentowali, albo po prostu w celu połechtania własnego ego :)
Posiadanie kilku nieruchomości nie czyni z nikogo eksperta w tym temacie, więc możesz sobie te wzmianki darować, bo #nikogo
Masz prawo wytykać mi epatowanie. Przecież ty nie poinformowałeś nikogo w swoim poście o tym, że akurat zakupiłeś dom...
Ale racja, posiadanie kilku nieruchomości nie czyni z nikogo eksperta. Zakup domu w małym mieście już tak!
niestety misiu-pysiu ale pudło :)
tamta informacja była argumentem za tym, ze w mniejszych aglomeracjach ceny nieruchomości spadają. Stąd podany przykład z "pierwszej ręki".
Twoje dygresje o posiadanych nieruchomościach w Włoszech czy gdzie tam jeszcze nic nie wniosły do dyskusji poza tym, że później "prosiłeś" rozmówcę, żeby ci tego nie wypominał... logic :)
Może jednak jakieś pożyteczniejsze konkluzje?
Pytanie, jaki procent z dochodów netto w wysokości 6000,-PLN, można według was przeznaczyć na ratę kredytu?
Wysokość kwoty kredytu (przy braku innych) w stosunku do zarobków określa się jako DTI. Banki i deweloperzy uznają za całkowicie bezpieczne DTI wynoszące 0,3 czyli 30% dochodu. Komisja Nadzoru Finansowego rekomenduje 40% jako maksimum. Z tego co pamiętam, kilka lat temu średnia wysokość u nas wynosiła trochę ponad 27% i miała tendencję rosnącą.
Chociaż trzeba też uwzględniać przy tym również inne zobowiązania, sytuację osobistą (dzieci itd). Przy dochodach rzędu 6k netto i założeniu, że pozostałe warunki są stabilne i brak jest innych zadłużeń kwoty około 2000 złotych są bezpieczne i nie "uduszą" domowego budżetu.
Czyli jak zarabiam netto 2000,- PLNów, to mogę spokojnie i bezpiecznie spłacać 600,- miesięcznie?
Nie wiem czy możesz, bo nie wiem czy przy takich niskich zarobkach bank w ogóle udzieli ci kredytu hipotecznego jako jedynemu kredytobiorcy.
Ale wiem, że nie powinieneś, bo tu do głosu dochodzi zdrowy rozsądek. Koszty życia niestety nie skalują się proporcjonalnie wraz z zarobkami i o ile 70% z 6 000 wystarczy, żeby mieszkanie utrzymać oszczędzając też rozsądne kwoty, to z 1 400 złotych będzie to już bardzo trudne.
MaBo_s w sumie odpowiedział to co ja bym napisal. Dodam jedynie, ze wg mnie te 30% to maksimum, a optymalnie jest mieć ratę 10% netto. Wtedy tego praktycznie nie czujesz. Przy 6k to faktycznie wypadałoby przeznaczyć nie więcej niż np 1k ale to zależy od tego co chcesz zrobić z reszta :)
Widzacy - 1000 pln miesiecznie max chyba że jesteś twardy orzech to możesz 2000 ;)
Widzący ---> Wszystko zależy od tego gdzie mieszkasz, jakiej wysokości są Twoje zarobki czy masz dzieci etc. Nie można sobie od tak przeznaczyć sztywnej granicy ile procent można swoich zarobków przeznaczyć na kredyt. Ja mogę Ci napisać na swoim przykładzie, że mój kredyt z żoną pochłania 20% naszych miesięcznych zarobków netto. Dużo? Nie mnie oceniać. Tak wyliczyliśmy sobie, że przy "gorszych" czasach damy sobie radę. Jasne że zawsze może nastąpić i taki kryzys, że kredyt będzie naprawdę ciężko spłacać, ale dlatego przy "lepszych" czasach trzeba się jakoś zabezpieczać na tego typu sytuacje.
[Edit] Przy Twoim przykładzie 6000 zł netto myślę, że spokojnie możesz przeznaczyć 1400-1500 zł na kredyt. Jeśli masz dziecko lub dzieci to obniżyć do 1100-1200 zł.
To przykład twórcy tego wątku, mają 5000-6000 netto na dwoje.
Według mnie to już jest ryzykowna sprawa, prawdopodobieństwo wydarzeń nieoczekiwanych rośnie a dochód dysponowany jest zbyt niski aby rozsądnie myśleć o kredycie.
O tym od początku piszę, nie ma złotego schematu, osobiście jestem wrogiem kredytów, wedle powiedzenia "Pożyczasz cudze a oddajesz swoje".
Jeżeli masz dużo kasy to kredytu używasz jako narzędzia (jeżeli czujesz potrzebę ich mnożenia), jak dobrze skalkulujesz to koszt pieniądza jest akceptowalny, dla ludzi skromnie żyjących kredyt bywa pętlą z której ciężko się wydostać.
Przy tak niskich dochodach trzeba mieć oparcie, najlepiej w postaci zobowiązania (rodziny) czasowego przejęcia spłaty rat w przypadku jakiś zawirowań.
Jeżeli nie ma takich możliwości, to trzeba wstrzymać się z bólami do czasu wzrostu dochodów, jak je podwoją to wtedy kredyt.
Co do mnie osobiście, nie mam żadnego mieszkania, domu, posiadłości i mam nadzieję, że nie będę miał, ten etap mam już za sobą, zdolności kredytowej też nie mam z prozaicznego powodu, nie mam dochodów.
Widzący
Myślałem, że chęć posiadania nieruchomości to stan umysłu, a nie etap w życiu :)
Twoje działania zależą od stanu umysłu (ducha). Czasami bywa tak, że masz w życiu szczęście zrozumienia nędzy posiadania.
Jeżeli jesteś w stanie przełamać stereotyp, wybierasz drogę ubóstwa, nie musisz niczego posiadać.
Posiadanie jest zbędne, nie wytwarza mentalnej wartości dodanej.
Nie wiem co wy się tak uparliście na "nie idź do doradcy bo doradca dostaje z banku kasę i wybierze Ci kredyt za który dostanie najwięcej". To tak jak by bank sam nie dawał swoim pracownikom prowizji od sprzedanej usługi + każdej dodatkowej usługi wciśniętej wraz z kredytem.
Dobry doradca doradzi Ci taki kredyt, abyś był w stanie go spłacić oraz jak zaczniesz zarabiać więcej do niego wrócił po kolejny kredyt na większe mieszkanie. Słaby doradca da Ci to co mu się najbardziej opłaca.
Moim zdaniem dużo lepiej opłaca się iść do doradcy niż do każdego banku z osobna. Raz że taka wizyta jest bezpłatna dwa masz pełen przekrój ofert.
Kolejna sprawa - co może być dla osób opisanych w pierwszym akapicie niemożliwe - często prowizja doradcy jest niższa niżeli standardowa prowizja banku, więc już w tym momencie leci oszczędność.
A doradcę najlepiej poszukać wśród znajomych - ktoś coś mógł kupować, to może kogoś poleci, albo chociaż odradzi.
Złota zasada mojej rodziny "nigdy nie bierz kredytu" :D
Co lepiej zrobić, zwolnijcie się z roboty, machnijcie sobie 2-3 dzieci i starajcie się o mieszkanie socjalne. Wykupicie po X lat za grosze. Możecie pracować na czarno (emerytura i tak będzie niska z tego co tam odprowadzacie) i sobie żyjecie jak szlachta. Jak wam już dadzą mieszkanko i datki dla ubogich (dobre żarcie) to szukacie normalnej roboty i nikt wam nic nie weźmie.
Tym samym widzę, że wywołałem sporą dyskusję. Doradcę poleci mi siostra, korzystała już wcześniej z jego usług. Co jest potrzebne na takie pierwsze spotkanie w celu zrobienia symulacji ? Wystarczy zaświadczenie o zarobkach z zakładu pracy ? Oboje z narzeczoną jesteśmy z innych miejscowości. Obecny zakład pracy jest mi potrzebny by dostać kredyt. Czy po otrzymaniu takowego będę mógł spokojnie się wyprowadzić i zmienić pracę ?
Widzę, że zwolenników kredytu i wynajmowania mieszkań jest wielu. Zdania są podzielone. Cóż... ja uważam, że płacić za wynajem ładnego mieszkania 2400 zł miesiąc w miesiąc obcej osobie, gdzie praktycznie nie mam żadnych praw. Kopa mogę dostać w każdej chwili, kiedy coś się popsuje to muszę o wszystko prosić, nic w mieszkaniu wynajmowanym nie można zmienić.... to już bardziej się opłaca faktycznie brać kredyt i spłacać swoje mieszkanie, a nie nabijać kabzę komuś i nie mieć nic
zwolenników kredytu nie znajdziesz choćbyś całą Polskę przekopał.
Kredyt to konieczność dla ludzi, którzy nie mają alternatyw.
O ile ktoś może napisać, że woli wynajmować zamiast mieszkać "na swoim" tak nikt zdrowy na umyśle, nie powie, że bierze kredyt, bo lubi płacić bankowi odsetki :)
Dokładnie kto przy zdrowych zmysłach chciałby oddawać bankowi kupę kasy, kredyt jak pisze kolega wyżej to konieczność dla tych których nie stać żeby kupić mieszkanie czy budować dom za gotówkę. Jeżeli chodzi o wynajem to jeszcze większa porażka, bo płacisz komuś więcej kasy niż byś przeznaczył na czynsz i ratę kredytu własnego mieszkania. Może ma to sens gdy ktoś często zmienia pracę na krótkie okresy czasu i nie opłaca mu się kupować mieszkania.
oradca kredytowy może być uczciwy. Dla niego sukcesem jest realizacja kredytu jak i polecenia dla rodziny czy znajomych zadowolonej osoby.
Kredyt może pomóc zarobić lub oszczędzić na kosztach. Sam kupiłem swoje mieszkanie 7 lat temu i jestem 50% do przodu. Nie odłożyłbym takiej kwoty równolegle wynajmując. Podobnie sprawa ma się z budową domu. Ci którzy wzięli kredyt 3-4 lata temu vs Ci którzy budują z bieżącej gotówki to dwa różne światy. Ci z kredytem mieszkają i nadpłacają. Ci z gotówką plują sobie w brodę bo koszty materiałów i usług im wzrosły o 50%.