Cześć. Chciałem sobie tutaj trochę ponarzekać na mój los, którego kowalem jestem ja sam. Może nie jest to wyłącznie moja wina, bo wobec chorób jestem bezsilny - trzeba swoje odcierpieć. Niestety zamiast myśleć o świątecznym odpoczynku, to bardziej intensywnie myślę o nauce te święta. Stoję nad przepaścią, gdzie jeden krok zaprowadzi mnie do tzw. pościgu i będę musiał powtarzać ten przedmiot za rok. A teraz krótka historia...
Na samym początku roku akademickiego sporo chorowałem. Opuściłem kilka laboratoriów + zdarzyły się jakieś wypadki losowe i za nieobecności, nie za złe oceny mogę mieć ten przedmiot niezaliczony. W zasadzie moje zwolnienia lekarskie prowadzący zajęcia ma w dupie - nie było Cię na 1/3 zajęć to wypie*dalaj - powiedziałby tak, gdyby mógł. W dodatku odrabiam jeszcze kilka innych przedmiotów, ale z tego magicznego jakim jest "programowanie w ansi C" mam super przerąbane.
Mieliście jakieś pościgi? Ile można mieć max by przejść przez semestr? Wydaje mi się, że to zależy od tych ECTS, których mam bodajże 30 w tym semestrze( z wszystkich przedmiotów). Daję z siebie 300% normy, by to wszystko ogarnąć, ale nie wiem czy dam radę.
Przed chwilą wydrukowałem notatki, włożyłem RedBull'a do lodówki, by się schłodził i włączyłem GOL'a - czyli można się uczyć :)
Jeżeli masz parcie, masz dokumentacje medyczną potwierdzającą twoją chorobę, oraz zwolnienia to idź "wyżej". No chyba, że choroba nie jest przewlekła to wtedy zaliczaj.
Co to ku*wa jest "pościg"?
Pościg, to je powtarzanie przedmiotu, zależnie od uczelni, ale raczej płatne. U nas taka przyjemność chyba kosztuje ~11zł * [wymiar godzinowy przedmiotu].
Mieliście jakieś pościgi?
Jeszcze się udało nie mieć. Na mojej uczelni jest nawet pierwsze 30 godzin darmowe, każdemu kiedyś tam się coś nie chce/nie podoba/siłą rzeczy noga podwinie.
Ile można mieć max by przejść przez semestr?
A to zależy na który semestr. Na pierwszym roku masz 30 + 30 ECTS za dwa semestry (wnioskuję, żeś świeży), a ile Ci ich potrzeba, żeby przebrnąć następny, to powinieneś mieć napisane w Waszym systemie usos, czy co tam macie.
Naprawdę każda uczelnia inaczej podchodzi do niezaliczonych przedmiotów, u nas jest płacisz=powtarzasz, a gdzie indziej dokupuje się terminy zaliczeń egzaminów, jeszcze gdzie indziej nie zaliczasz, to narka. Weź se poczytaj regulaminy, albo popytaj ludzi w podobnej sytuacji, albo nawet panie z dziekanatu. Przeciez nie moze byc tak, ze jestes sam jedyny w takiej sytuacji. :P
Ja mam tylko jedno zasadnicze pytanie. Skoro wiesz, że jesteś w czarnej dupie to po co chcesz czekać do świąt z nauką? Nie lepiej od razu przysiąść ? W świeta i tak się nie pouczysz
Jak wiesz, że jesteś w dupie, to lepiej powtórzyć cały semestr, a nie stresować się :D
druga sprawa - nie ma cię na zajęciach to Cię nie ma, nie ważny jest powód - skończyła się szkoła średnia i usprawiedliwianie się :) czy jak kierowca MPK nie zdąży na przystanek na czas, to ludzi interesuje, że były korki, albo wypadek ? nie ich interesuje, że nie zdążą do roboty ;)
W skrócie nie można zaliczyć laborek których się nie wykonało, nie ma też czasu ani możliwości, aby zrobić je w innym terminie (no, że chyba innym terminem jest rok później to ok).
Ja dwa razy oblałem Analizę matematyczną, przez moje lenistwo.
Niestety taka przyjemność kosztowała mnie w sumie 660zł, a to i tak tanio w porównaniu do co poniektórych uczelni :)
Praktycznie na kazdej uczelni do zaliczenia cwiczen i laborek wymagana jest frekfencja na jakims poziomie: 80-100%, wiec udokumentowana choroba jest podstawa tylko i wylacznie do anulowania danego kursu, czyli tak jakbys tego nie robil, oczywiscie przedmiot nalezy zaliczyc w innym semestrze. Nie mam pelnego obrazu sytuacji zeby konkretnie cos doradzic, ale ogolnie masz do wyboru:
- jesli to pierwszy rok to olac go i zaczac raz jeszcze w przyszlym roku (zalezy ile i jakich przedmiotow w plecy sie ma),
- wziasc urlop dziekanski,
- probowac anulowac kursy ktorych nie jestes w stanie zaliczyc
Oczywiscie kursy powtorkowe kosztuja wpizdu kasy, dlatego warto anulowac jak sie da :)
Zgłoś to dziekanowi i to mu udokumentuj. Wtedy powinni dać ci poprawki. Zresztą o czym ty gadasz? Przecież mamy grudzień, więc do poprawek jeszcze daleko. A o kolokwia się nie martw...
Kiedyś chodziłem na studia i powiem tak: Nie uda ci się to masz poprawki. Wykładowca nie da ci dostępu do poprawek czy nawet do egzaminu zgłoś to dziekanowi i przedstaw mu papierki z chorowaniem...
g@mers0ft -> jakie poprawki ? czytac nie potrafisz ? On byl nieobecny na cwiczeniach laboratoryjnych, a tam w zaleznosci od rodzaju laborek i prowadzacego trzeba miec obecnosci 80-100% zeby zaliczyc. Jak masz problem z ta laborka i nie blokuje ona zadnego przedmiotu to najlepiej anulowac kurs wtedy za powtarzanie nie trzeba placic :) i liczy sie on jako niebyly, a nie jako niezaliczony :)
A spytałeś prowadzącego, czy możesz te laborki odrobić? Wiesz, to też są ludzie.
@Kilgur Jeśli dostarczy dziekanowi usprawiedliwienia z nieobecnością i dziekan to uzna to tamten nie ma nic do gadania.
W zasadzie moje zwolnienia lekarskie prowadzący zajęcia ma w dupie - nie było Cię na 1/3 zajęć to wypie*dalaj - powiedziałby tak, gdyby mógł.
Przez całe studia nie spotkałem nikogo kto by olał zwolnienia lekarskie. Tylko wiesz co za moich czasów ludzie robili jak chorowali?
Po pierwsze starali się być na bieżąco z tym co dzieje się na ćwiczeniach.
Po drugie, w trakcie choroby rozmawiali o swojej nieobecności z prowadzącym np. wysyłając mu maila i pytając się co masz w danej sytuacji zrobić. Prowadzący to też ludzie i pójdą na wiele ustępstw pod warunkiem, że studentowi zależy.
Teraz sytuacja wygląda tak, że 90% studentów nie powinna nigdy na studia trafić. Prowadzący ćwiczenia załamują ręce widząc ludzi z którymi muszą pracować. Zatem nie dziw się, że prowadzący Cię olał, skoro Ty olałeś go przez pół semestru.
g@mers0ft -> no na gowno-uczelniach prywatnych pewnie tak sie dzieje, na normanych jak sie zawalilo 1/3 terminow i ich nie odrobilo to dziekan za duzo do powiedzenia nie ma i moze anulowac kurs jak sie napisze podanie i posiada zwolnienia. Zrozum zaliczenie = wykonanie zadania w laboratorium, a w jego przypadku przedmiot to "programowanie w ansi C" wiec pewnie dalo by sie to zaliczyc tylko trzeba to bylo z prowadzacym odrazu i na biezaca zalatwiac, a nie czekac na niewiadomo co :P
Ja bym poszła do dziekana, zwykle na takim stanowisku siedzi miła osoba, której zależy na studentach i stara się im pomóc.