Czy androidy śnią o Philipie K. Dicku?
Fajny tekst, przeczytałem za jednym razem. ;) Nie miałem do tej pory do czynienia z książkami Dicka, ale część z nich miałem na oku już od kilku miesięcy. Swoim tekstem zainteresowałeś mnie jego osobą, dlatego teraz nie wiem, czy lepiej zabrać się za Diunę, czy za Ubika. :D
Niestety, po książkach Dicka widać, że są pisane na amfie. Mogłyby być znacznie lepsze, gdyby pisał je na trzeźwo, bo widać że talent miał, ale tak te jego książki mimo że niezłe, zawsze sprawiały na mnie wrażenie niedokończonych, niekompletnych. Może poza Trzema Stygmatami Palmera Eldrighta, tą książkę bardzo lubię.
Mogłyby być znacznie lepsze, gdyby pisał je na trzeźwo
Niektórych tematów nie dałoby się wymyśleć na trzeźwo.
Ubik ---> książka mojego życia.
Najwybitniejszy pisarz S-F.
Najczęściej poruszanym motywem o Dicka jest prawdziwość świata, który postrzegamy. A jeśli nie jest on prawdziwy to czy egzystując w nim jesteśmy w stanie to stwierdzić? No i co to znaczy, że świat jest prawdziwy? A może w ogóle to nie ma znaczenia...
Ah... arcydzieła.
Dick miał niesamowity łeb do wpadania na coraz to dziwniejsze pomysły. Jego powieści fabularnie może nie porywają, ale realia w których je umieszcza, klimat i częste mindfucki sprawiają, że czyta się je jednym tchem i zostawiają po sobie jak najbardziej pozytywne wrażenie.
w ekranizacjach twórczości Dicka zabrakło filmu, który najlepiej oddaje późniejszą psychodelię autora: http://www.filmweb.pl/film/Przez+ciemne+zwierciad%C5%82o-2006-121935 świetny film, polecam.
Super tekst :) Jakbym nie znał książek Dicka to już czułbym sie zachęcony do czytania :)
A jeśli chodzi o najbardziej "dostępne/znośne" książki Dicka to polecam zacząć od zbioru 5 tomów opowiadań ;D
Mój ulubiony pisarz sf. I fakt, niektóre jego opowiadania były mistrzowskie. Mnogość poruszanych wątków, w które wkomponowana była pewna groteska. Dla przykładu: temat zaprogramowanego fabrycznie terminu używalności rozmaitych produktów (np. dwa tygodnie co do godziny dla tanich butów, po których te automatycznie przeistaczały się w proch i pył) albo "aborcja" dziecka dozwolona do 12 czy 13 roku życia (jeśli dziecko było niegrzeczne, albo rodzicom znudziło się wychowywanie potomstwa zawsze można było takiego "przedczłowieka" oddać na przemiał w przeznaczonych do tego ośrodkach aborcyjnych).
Jeśli chodzi o powieści to oryginalny nie będę. Moje ukochane to "Ubik", Człowiek z Wysokiego Zamku" und "Trzy stygmaty Palmera Eldritcha".
Spory problem z tym Filipem. Nie znam jego twórczości dobrze i trudno jest mi w takiej sytuacji oceniać go jako pisarza. Bez wątpienia zapisał się w annałach science-fiction na zawsze. Przeszkadza mi jedno: kompletnie absurdalne, bełkotliwe i bezsensowne pomysły jakie dość często można znaleźć na kartkach jego powieści i opowiadań. Ja rozumiem, że należy to tłumaczyć "szerokimi horyzontami", rozwiniętym zmysłem wyobraźni, ekscentryzmem i wszechobecnymi dragami. Sorry, ale nie mam zamiaru ćpać i odwiedzać innych wymiarów i percepcji żeby lepiej zrozumieć jego książki. Pierwsze przemyślenie po przeczytaniu "Ubika" to WTF?! Pomysł z bogiem w spreju fajny, ale to jedyne co zapamiętałem z tej książki. Z opowiadań w pamięci utkwiły mi dobre i zekranizowane: "Tajemnica Syriusza" ("Odmiana Druga") i "Impostor". "Raportu mniejszości" nie czytałem więc się nie wypowiadam, natomiast o "Zapłacie" z szacunku do tego opowiadania nie napiszę nic.
Choroba psychiczna i narkotyki to nie najlepsze połączenie. Ciekaw jestem jakby wyglądała twórczość Dicka gdyby był całkowicie zdrowy na umyśle i nie brał dragów...
Reasumując, Dick to dla mnie pisarz problematyczny. Z jednej strony trudno mu odmówić wpływu na gatunek science-fiction (bardzo pozytywnego rzecz jasna), z drugiej to co on wypisywał bywa dla mnie po prostu dziwne, zbyt dziwne...
No ale krzyżyka na nim nie stawiam, przeczytam pewnie jeszcze: "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?", "Człowiek z Wysokiego Zamku", "Doktor Bluthgeld" i "Trzy stygmaty Palmera Eldritcha". Wtedy będę mógł sobie wyrobić jako taką opinię...
dickowi można wiele zarzucić, ale na pewno nie to, że jego książki sprawiały wrażenie niedokończonych. wszystkie są krótkie, przepełnione tym co w scifi najważniejsze - pomysłami.
co więcej z ogromnej ilości powieści (i jeszcze większej opowiadań) duża większość jest znakomita. znajdują się oczywiście słabsze pozycje, takie jak "we can build you", "simulacra" czy "the penultimate truth", ale jest ich naprawdę niewiele, a i one posiadają kilka rewelacyjnych pomysłów i koncepcji, nie do końca trafnie rozwniętych i połączonych.
przykład książki dicka, która nie jest wymieniana w pierwszej kolejności - "clans of the alphane moon" zawsze niszczyło mnie pomysłem na fabułę :)
mamy księżyc w galaktyce alfy, zawsze mieścił się na nim szpital psychiatryczny pod kontrolą ziemską (terra). w pewnym momencie kadra opuszcza księżyc i pacjenci pozostają bez opieki, z biegiem czasu tworzą społeczeństwo oparte na klanach (w zależności od choroby na jaką cierpieli).
Jednocześnie na ziemii mamy głównego bohatera, który programuje dla CIA propagandowe androidy, rozstał się z żoną, która jest z zawodu doradcą małżeńskim.. jak to u dicka żona to prawdziwa suka, która chce go puścić z torbami..
w międzyczasie ze względu na konflikt zbrojny ziemi z obcą cywilizacją księżyc alfy staje się istotny militarnie. ziemia chce przejąć nad nim kontrolę, w tym celu zamierza wysłać na księżyc ekspedycję (w celu pertraktacji z klanami) składającą się m.in z psychologa - wybrana zostaje żona głównego bohatera, o czym on sam się dowiaduje..
.. na księżycu klany zwołują spotkanie, gdzie ich przedstawiciele dyskutują co zrobić w zaistniałej sytuacji (konflikt zbrojny, interwencja ziemi)
.. w ekspedycji wysłany też ma zostać propagandowy android jako wtyczka CIA (co nie jest powszechnie wiadome).. programować będzie go wiadomo kto. w tym momencie główny bohater postanawia zaprogramować androida tak, żeby zabił byłą żonę :)
---
przykład mniej znanej ksiązki o tak odjechanej fabule.. imo jeden z nielicznych autorów, któego warto przeczytać w 100% :)
co do filmów jedna uwaga..
- Truman Show - totalna zrzynka z "time out of joint", to jest zbrodnia, że nie dali w napisach czym się inspirowali. niektóre sceny wyjęte z książki
przepraszam za chaos