Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin

Publicystyka FILMag #23 - Wałęsa, Grawitacja i Stephen King

29.09.2013 12:40
Ojboli
😃
1
Ojboli
141
Konsul

Gravity >> nie dziękuję , doła nie mam :) Wałęsa: Człowiek z nadziei >> Nie chcem ale ,muszem :) Prisoners >> na ten film czekam :)

29.09.2013 12:46
Łyczek
👍
2
odpowiedz
Łyczek
218
The Chosen One

Czekam zdecydowanie na Labirynt :) Wysokie oceny nakręcają mnie jeszcze bardziej na ten film. Oby sprostał moim oczekiwaniom.

29.09.2013 14:13
BOLOYOO
3
odpowiedz
BOLOYOO
88
Generał

Riddick nie zawiódł, ale i nie wgniótł w fotel. Film dobry, choć moim zdaniem za mało w nim Riddicka, no i trochę się dłużył. Najsłabsza część, ale czekam na mocne uderzenie w kolejnym "odcinku" :)

Sztanga i cash? Naprawdę liczyłem na coś innego, na inne zakończenie a oni zrobili z ludzkiego nieszczęścia komedię... Mimo to film dobry.

Gravity? Jedyne co mnie w tym filmie interesuje jest to, jak bardzo będzie musiał być głupi, żeby sprowadzić ją na ziemię (o ile im się uda).

29.09.2013 19:54
4
odpowiedz
zanonimizowany737571
3
Pretorianin

"Wałęsa: Człowiek z nadziei 9.7%" skąd te głosy, wy ludzie jesteście poważni? :P

29.09.2013 20:24
5
odpowiedz
zanonimizowany844581
23
Konsul

Serio chcecie oglądać tą POwską propagandę? :)

29.09.2013 20:39
jaro1986
6
odpowiedz
jaro1986
174
Generał

Nie wiem skąd ta podnieta Grawitacją. Wspomniane "Ludzkie dzieci" z tego co pamiętam (bo film widziałem zaraz po premierze i nie miałem chęci do niego wracać) miały debilną fabułę i nielogiczny scenariusz, natomiast w ogóle nie zapadły mi w pamięć jakoby wspaniałe ujęcia i montaż. W Gravity mamy 2 osoby w kosmicznej próżni zmagające się z przeciwnościami - może i od strony wizualnej będzie nieźle, ale jak reżyser rozciągnie to na 2 godziny albo dłużej, to chyba będzie można usnąć z nudów. Raczej poczekam na Blue-ray'a i tylko ze względu na efekty specjalne.
Labirynt (swoją drogą kolejne genialne tłumaczenie) wydaje się dużo bardziej intrygujący.

29.09.2013 22:03
Fett
7
odpowiedz
Fett
233
Avatar

Mi sięSztanga i Cash - kompletnie nie podobało. Od połowy filmu wiało straaaszną nudą.

Do ina wybieram się albo na Grawitację, albo na Metallica: Through the Never (o czym zapomnieliście ;)). Na oba koniecznie do IMAXu :)

29.09.2013 22:22
eJay
8
odpowiedz
eJay
241
Quaritch

gameplay.pl

jaro1986--->Obejrzyj sobie ten film jeszcze raz skoro nie pamiętasz tych scen ;) A co do czasu Grawitacji - 90 minut. Dla mnie film może być nawet o zapałce, ważne, aby reżyser wiedział jak rozniecić płomień.

30.09.2013 08:18
9
odpowiedz
mikecortez
91
Senator

Na Labirynt na pewno sie wybiore. Zwiastuny Grawitacji jakos mnie nie zachecaly, ale sie zobaczy...

30.09.2013 12:47
10
odpowiedz
Nikow1987
95
Pretorianin

Riddick - Trzecią część przygód łysego łowcy widzącego w ciemności, łatwo podzielić na trzy akty. Fatalny, dobry i konieczny. Zaczynają nijako, bez dialogów, z marną akcją, wymuszonym slow-motion i odmienionym bohaterem. Riddick, niczym ostatnimi czasy każdy heros, jest na kolanach. Obity, umierający, bezradny. Reżyser David Twohy obrazuje go jako 100% protagoniste, a nie ukrywam, że nie tak zapamiętałem tę postać. Nigdy facet nie był słodki, a tutaj wszystko jest wręcz cukierkowe. Niby są potwory, niby czai się niebezpieczeństwo, ale szybko schodzi to na przedziwny dla serii ton, kiedy Riddick chowa sobie pieska, a nawet ratuje go z opresji...
Wraz z łowcami głów, film wkłada inną maskę, Riddick wraca do bycia soba – motherfucker wybijający przeciwników. Przeradza się to w mroczną akcję, której wszyscy wyczekiwali. Wciąż bywa zabawnie, ale potworo-psa, zastępują teksty – uff. Plejady gwiazd nie ma, ale zaangażowani ludzie, odgrywają poprawnie swoje charaktery. Liczba statystów, których zachowanie wskazuje na szybką śmierć, ograniczona zostaje do minimum. Każdego jakoś zapamiętamy, każdy będzie miał swój moment. Czas zaczyna lecieć szybciej, uśmiech pojawia się częściej.
Akt kończący, to czające się potwory – i to nie spoiler, to coś, do czego nie trzeba podrasowanego wzroku czy zmysłu. Łączymy siły, czy nie? Ufamy Riddickowi, czy nie? Standard. Wszystko przewidywalne, kroczy powoli do napisów końcowych. Pozostaje żal, że nie skrócili tego wstępu. Sami sobie udowodnili w jego trakcie, że był zbędny. Zebrał on czarne chmury nad „Riddickiem”, ale meteorolodzy się pomylili. Czas stracony nie był, choć jak ktoś liczy na kozackie sceny akcji, tego tu nie znajdzie. Jeśli ktoś czeka na budowane w ciemności napięcie, znajdzie tego bardzo niewiele i będzie z utęsknieniem wspominał „Pitch Black”. Ot, taka pocieszna papka na raz, z kozacką, lubianą przez wielu postacią. Na pewno gorsze od jedynki, lepsze od efekciarskich „Kronik” – 5/10

To już jest koniec - Jeśli chodzi o jakiekolwiek końce świata w wydaniu komediowym, pomysł Rogena i spółki trzeba zaliczyć do najlepszych. Oni po prostu grają siebie, a grając siebie, nie mogą nic zepsuć. Szybko wkręcamy się w historie tej ekipy, a na żadne przedstawienie postaci nie trzeba tracić czasu, każdy ich zna. Baruchel, jako najmniej popularny, stoi gdzieś z boku – ekipy, bo z punktu widzenia widza, jest naszym głównym bohaterem. Z początku nawet nie wszyscy kojarzą jego imię, tak jak My wszyscy nie kojarzymy filmów w których grał. Franco jest „zakochany” w Sethie, Jonah Hill to przemiły grubasek, a Michael Cera biega wiecznie naćpany. Wszystko zdaję się być oparte na ich najczęstszych kreacjach. Tak żeby widz mógł uwierzyć.
Warstwa komediowa to jazda bez trzymanki. Absurdy się prześcigają, a granica przyzwoitości, jest przekraczana kilka razy na minutę. Większość tego oczekiwała, jedni się będą śmiać, inni nie – jak to w komedii. Linia między geniuszem, a czystą głupotą, jest bardzo cienka. Sam miewałem mieszane uczucia. Przy rozmowach, często nawiązujących do ich filmografii, zwykle był uśmiech na twarzy. Kiedy szli w fabularyzowanie apokalipsy, już niekoniecznie. Za często ich ponosi. Genialne są za to sceny spowiedzi przed kamerą - niczym w domu Big Brothera – i okazjonalne występy takich gwiazd, jak Emmy Watson czy Channinga Tatuma – plus jeszcze jednego składu, którego nie spoileruje, bo się popłakałem ze śmiechu na sam koniec.
Jeśli ktoś lubi takie pokopane komedie, to nie powinien się zastanawiać. Twórcy przemycili przesłanie, którym nie zabijają uśmiechu, tworząc na jego bazie jeszcze więcej gagów – co się chwali. Mam wrażenie, że aktorzy śmiali się podczas kręcenia, tak jak widzowie będą się śmiać podczas oglądania. Gdyby nie nadmiar toaletowego humoru – jak w kazdym ich filmie, jest zdecydowanie za dużo żartów o penisach – to prawdopodobnie byłoby wyżej – 7/10

Blue Jasmine - Woody Allen ma dar do dobierania sobie ludzi. Jest mistrzem castingów. Niekoniecznie idzie za trendami biorąc głośne nazwiska, patrzy tylko i wyłącznie przez pryzmat oferowanej roli. U niego, nawet najmniej ważna postać, zdaje się być odgrywana przez właściwą osobę. Nie inaczej jest w „Blue Jasmine”. Cate daję urzekający portret wariatki. Bo tym jest główna bohaterka - wariatką. Człowiekiem zepsutym, nieporadnym, który trafił na dno, z którego ciężko znaleźć wyjście. Mimika Blanchett jest bezcenna. Nie musi nic mówić, że coś jest z bohaterką nie tak, wyczytamy to z twarzy. I mimo, że pozostałe charaktery nie są tak wielowarstwowe, to idealnie wpasowują się w całość. Kto by pomyślał, że Andrew Dice Clay czy Louis CK, ludzie odpowiedzialni za stand-upy/komedie, dadzą sobie radę w sytuacji, gdzie nie dane im rzucać punchline’a za punchlinem – Woody widział w nich swoją postać. Czapki z głów – szczególnie dla tego pierwszego, którego magnetyczna persona działa też na wielkim ekranie.
Oczywiście, Allen tradycyjnie tonie w związkach i miłości, ale nie czerpie z tego całymi garściami, tylko zahacza. Jego nowe dzieło, to już nie „pocztówka” fundowana za pieniądze miasta. Daleko też temu do komedii, czy nawet komedio-dramatu. Owszem, jest kilka gagów, czy śmieszniejszych scen, ale skupiająć się w głównej mierze na Jasmine, ciężko do tego podchodzić, oczekująć uśmiechu na twarzy. To dramat o materialistce. Samotnej, szukającej miejsca na ziemi. Nie idzie to „jak po sznurku” zwanym kom-romem, choć niejednokrotnie próbuje zwodzić w tym kierunku. Atutem jest niechronologiczne podejście – choć z początku, przyznaję, może razić. Wymieszanie jej przeszłości z mężem Halem (Alec Baldwin) i dzisiejszej Jasmine. Kontrast brutalny, nie tylko w statusie społecznym.
Wielu pewnie napiszę, że to najlepszy film Allena ostatnich lat. Może nie będę do niego wracał, jak do „Co Nas Kręci, Co Nas Podnieca” - to tylko moja słabość do tamtej wartości komediowej - ale ciężko będzie tym słowom zaprzeczyć. „Blue Jasmine” jest dobre! – 7/10

Sztanga i cash - To był jeden z tych filmów, do którego podchodziłem mega pozytywnie. Była niezła historia – do tego z życia wzięta – kulturystyczna polewa, The Rock i rozpoznawalny reżyser. O ile ciężko mi się czepiać fabuły, a jeszcze ciężej postaci, tak całe podejście jest podejrzane od samego początku. Bierzesz prawdziwe wydarzenia, i z dupków, morderców, kryminalistów, którzy dopuścili się zbrodni, chcesz zrobić protagonistów? Prawie tak samo porypane, jak nasze polskie tłumaczenie. Czy to przypadkiem nie burzy tego stwierdzenia „oparte na prawdziwej historii”? Czy tam nie powinien być jakiś aneks do tego? Czy w ten sposób nie zmieniamy charakterystyki postaci? Raczej prawdzia historia...widziana przez różowe okulary M. Baya.
Załóżmy, że przełknąłem to wszystko. Nie jestem członkiem oburzonych rodzin naszych zbrodniarzy, więc chcę tylko czerpać satysfakcję z seansu, jako widz. Znów nazwisko Bay, skutecznie to utrudnia. Brakuje tutaj skoncentrowania się na konkretnym aspekcie. Ten film chcę być o wszystkim, o wszystkich, więc tak naprawdę jest o niczym. Każda postać, dostaje nawet swój „voice-over” (głos zza kadru), czym skutecznie wybija z rytmu, biadoląc o swojej przeszłości czy przemyśleniach – stanowczo tych motywów jest za wiele. Jeśli mamy ich gdzieś, to ciężko mieć na uwadze ich wewnętrzne gadanie...
Wahlberg i spółka, wydają się cieszyć z grania w „Pain & Gain” bardziej, niż ja z oglądania ich wyczynów. Nawet nie trzeba być fanem The Rocka, żeby stwierdzić, że Dwayne jest najbarwniejszą postacią. Wielki chłop, o dobrym sercu. Wydaje się najgłupszy z całego trio, które żadną głębszą myślą skażone niestety nie jest. To jedyny koleś, po wyczynach którego można się uśmiechnąć. Jedyny, który ma jakiekolwiek argumenty, by bawić ludzi. Cała reszta wypada zbyt poważnie, co niestety przekreśla całą produkcję. Poruszyli drażliwy temat. Podjęli rękawice, by zrobić z niego komedie. Jedyną szansą na przepchnięcie takiego pomysłu, byłoby arcydzieło. Absolutny top, w generowaniu uśmiechu u ludzi. Efektem jest przeciętniak. Bay rzucił kośćmi po siódemke, ale wypadło tylko cztery – 4/10 - Najlepszą rolą Dwayne'a Johnsona, pozostaje Snitch.

30.09.2013 13:10
Sebo1020
11
odpowiedz
Sebo1020
171
Generał

W pierwszej kolejność czekam na Labirynt na drugim miejscu jest Grawitacja

30.09.2013 21:06
wert
12
odpowiedz
wert
204
Kondotier

Ja bym "Riddicka" ocenił nawet poniżej "Kronik" - żeby takie ciućmoki mu taki łomot sprawiły. I jeszcze to zakończenie - szkoda tylko, że buzi sobie nie dali na do widzenia.
Praktycznie jest to dokładnie ten sam film co Pitch Black, tylko sam Riddick jest zdecydowanie zbyt cienki.

Widać starzeje się już gość.

01.10.2013 14:01
HUtH
13
odpowiedz
HUtH
120
kolega truskawkowy

Ludzkie dzieci to jeden z majstersztyków filmowych i przez wielu niezrozumiany/niedoceniony, ale o Grawitację się obawiam, bo nie wiem czy technologia dobrze temu filmowi zrobi, może być plastikowo

Ciekaw jestem nowego Robocopa. Wiadomo, nie będzie to już to samo, bo stylu Verhoevena nie da się podrobić(jeden z niewielu reżyserów, którego niby głupawe i lekkie produkcje mają w sobie to coś), ale może nie będzie złe. Choć trailer nie grzeszy specjalnie czymś oryginalnym, robocop taki dark-cyberpunkowy, ale z reszty mało co wygląda w ogóle na s-f.

02.10.2013 00:17
LooKAS
14
odpowiedz
LooKAS
133
Konsul

obejrzalem To już jest koniec zachęcony opiniami jaki to on jest śmieszny... pod koniec filmu miałem wrażenie, że pomyliłem seanse i obejrzałem nie to o czym pisali w sieci. Można obejrzeć, nawet uśmiechnąłem się pod nosem kilka razy, ale ...gag goni gag? iskrzące dialogi?

02.10.2013 10:43
sekret_mnicha
15
odpowiedz
sekret_mnicha
255
fsm

GRYOnline.plTeam

Wielka szkoda, że Ci nie przypadł do gustu. Ja śmiałem się niemal bez przerwy i zastanawiam się, kiedy obejrzeć go po raz drugi. Widocznie nie Twój gatunek komedii...

03.01.2014 21:03
Nolifer
16
odpowiedz
Nolifer
166
The Highest

No Grawitacja bardzo mi się podobał. Do samego końca mnie ciekawiła fabuła i muszę przyznać że mnie zaskoczyło. Duży plus

Publicystyka FILMag #23 - Wałęsa, Grawitacja i Stephen King