Na szybko bo zaraz wyjeżdżam a temat wydaje mi się bardzo ciekawy :)
Rodzice, nauczyciele, społeczeństwo - wszyscy okłamują dzieci. Każde nastawia się na sukces, który będzie jedynie dla nielicznych. Większość która na ten sukces nigdy nie miała szans, cierpi potem na depresje, brak poczucia własnej wartości itp. Czy zwiększa to mobilizację tej nielicznej grupki która coś osiągnie, a nawet jeśli tak, to czy warto unieszczęśliwiać większość w celu wywyższenia mniejszości?
Pytam na GOLu, bo wiem że tutaj wszyscy osiągnęli sukces :)
W moich czasach szkola nie uczestniczyla jeszcze w tym wyscigu szczurow. Uczyla raczej dyscypliny i pracy, co cwanszych, w tym mnie, unikow od tych rzeczy. Ogolnie mowiac wspolczuje dzisiejszej mlodziezy, my tez bylismy ambitni, ale tylko nieliczni mogli przekuc te ambicje w obraz zasady: byc znaczy miec. Wszyscy z grubsza mieli po rowno, a ci co mieli wiecej byli tak znikomym marginesem, ze albo mowilo sie o nich nomenklatura, albo widywalo w filmach sensacyjnych z gatunku "O7 zglos sie" jak dzielni milicjanci odbieraja im to, co ukradli.
Doprawdy - nie wiem czy to bylo dobre - z pewnoscia nauczono nas wielu chorych zachowan. Ale w dzisiejszym swiecie pelnym nierownosci juz na etapie szkoly podstawowej mysle, ze to wy dopiero macie przesrane. Pzdr.
ps. Dzis pracuje znacznie ponizej mozliwosci - dlugo trwalo zanim pogodzilem sie z tym faktem. Przy czym nie czuje sie nikim, choc sukcesu faktycznie nie osiagnalem. Byl moment, ze moglem, ale wygral we mnie tryb hulaszczy. Carpe :)
ps. A artykul bardzo dobry!
Swoją drogą - "edukując" się w gimnazjum, potem jakieś idiotyczne studia z licencjatem w Wyższej Szkole Tego i Owego jak tu osiągnąć jakikolwiek sukces?
Miara sukcesu jest przede wszystkim w nas samych, satysfakcjonujący poziom samoakceptacji bez popadania w narcyzm, to wystarcza aby samodzielnie mierzyć swój sukces.
Zauważyć należy, że sukces osiąga się wyłącznie dzięki sobie. Tylko dzięki zdobytej przez siebie wiedzy (z kursów opłacanych przez rodziców), tylko dzięki zdobytej przez siebie pracy (po znajomości) w firmie (taty) i tylko wykorzystując własne możliwości (geolokalizacja, zamożność rodziny, kontakty i parę innych rzeczy, na które nie ma się wpływu). Nie słyszałem jeszcze, żeby mogło być inaczej.
dla jednego sukcesem jest zarobienie miliona dolarow i posiadanie ferrari w garazu, dla innego 3 osobowa rodzina i raz na rok skromne wakacje za granica....
Sukces moze byc tylko oceniany obiektywnie, kazdy sam sobie wyznacza co dla niego jest sukcesem...
a to ze ludzie angazuja sie w wyscig szczurow i chca byc lepsi od innych to inna sprawa, ich problem.
5 sukcesy nie osiąga się tylko nauką
można mieć pasje i w tedy według mnie największym sukcesem jest jak za xxx czas
żyję się z pasji
Aby odniesć sukces trzeba być w czymś dobrym, jak się nie jest dobrym w niczym, nie ma się talentu, to sukcesem może być jedynie np. zarabianie najniższej krajowej na maglu w pralni.
Widzący, Dessloch - macie rację, problem w tym że w procesach wychowania i edukacji promuje się obecnie tylko jeden model sukcesu, związany wprost z sukcesem zawodowym.
Ale naprawdę kiepsko to mają kobiety, bo obarczone dodatkowo naciskami o charakterze "feministycznym" aby sprostać oczekiwaniom muszą osiągać sukces na większej ilości pól naraz.
W ogóle stylowy jest.
To jest podstawa - sukces trzeba wyobrazić sobie samemu. Bez patrzenia na wpływ środowiska, trzeba robić wszystko dla siebie.
Najtrudniejsze dla czlowieka to jest przyznac sie i pogodzic sie z tym ze sie jest zwyczajnym czlowiekim.
Wielu ma zludzenia az do konca .
Życie nie jest bezpieczną przystanią. Nigdy nie było i nigdy nie będzie. Jeśli nawet posiedzimy w oku cyklonu przez rok lub dwa, to i tak nie ma znaczenia. Nie ma żadnego bezpiecznego schronienia ani dla naszych pieniędzy, ani dla nas samych, ani dla tych, których kochamy. I nie powinniśmy się tym ani trochę martwić.
Ale pociągnąć do pięćdziesiątki na koszt rodziców to też może być sukces!
Sukces to my a nie jakieś pierdoły wymyślone przez innych.
W najgorszym okresie mojego życia byłem na imprezie organizowanej cyklicznie przez sentymentalnych kumpli ze szkoły. Odwaliłem się jak nieprzymierzając Chwin, przywieźli mnie znajomi eleganckim autkiem, wszedłem z kwiatami dla Pań i flaszką dla Panów. Rozmawiałem o tym co lubię i co mi sprawia przyjemność, opowiadaliśmy o różnościach. Pod koniec imprezy gdy już wódka pocieszycielka zabuzowała w żyłach, trzy czwarte gości zaczęło smucić jak to w życiu mają przejebane i jak to niektórzy mają szczęście i jaka to niesprawiedliwość że taki Widzący ma lepiej od nich.
A Widzący nie wiedział czy go za dwa dni nie wypierdzielą z mieszkania a na kwiaty i wódeczkę pożyczył od kumpla.
Sukces i szczęście to my i jest tylko w nas a nie na kontach czy w cegłach chałupy.
Prestiż jest w społeczeństwach pośrednią miarą sukcesu ale pamiętajcie że jest to zwodnicza miara i ludzie prestiżem otoczeni nie muszą byc szczęśliwi.
Ja uczestniczyłem (pierwszy i ostatni raz) po 20 latach niewidzenia się w takiej imprezie, pierwsze spotkanie, po półgodzinie kopania się pod stołem z moją klasową paczką, spierdoliliśmy po Angielsku i zasiedliśmy we trójkę nad Odrą, wspominając nasze szkolne przygody.
Ale przecież mamy już uśmiechniętych sprzedawców i dowóz zakupów z Tesco pod drzwi. O czym ten Chwin plecie.
“We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.”
Trochę ten pan przesadza. Szkoła i tak jest bardzo depresyjnym miejscem dla większość, to niech jeszcze zaczną tam do głowy wpychać, że skończymy na zmywaku...oh wait już to robią.
Tak się ułożyło, że zmieniłem coś z 5 szkół. W każdej był mniej więcej podobny system - źle się uczysz, olewasz naukę - jesteś idiotą, nic w życiu nie osiągniesz. Zdolności rozwiązywania równań matematycznych, przeczytane lektury, znajomość układu trawiennego pasikonika - to się w życiu liczy!
http://www.ted.com/talks/bill_gates_teachers_need_real_feedback.html
Wyobraźcie sobie, że lekcje we WSZYSTKICH szkołach byłyby podobne do tej z filmiku. Każdy nauczyciel musiałby doskonalić swoje umiejętności nauczania, wykładania materiału..
Jeszcze dwa filmiki:
http://www.ted.com/talks/sir_ken_robinson_bring_on_the_revolution.html
http://www.ted.com/talks/ken_robinson_says_schools_kill_creativity.html
Z pół roku temu byłem na prezentacji Uniwersytetu z mego kraju, który założyli tutaj Amerykanie. Był w formie wykładu na temat...myślenia. Podczas tego wykładu dowiedziałem się więcej wartościowych informacji niż przez dobrych kilka lat w szkole. Serio, nie żartuję, nie przesadzam. Facet bardzo fajnie wyjaśnił jak mamy myśleć, żebyśmy mogli generować nowe idee biznesu w mgnieniu oka. Dość prosty schemat kiltu pytań jednak mega wartościowy. Większość wielkich biznesów powstało po przez nie świadome używanie tego schematu.
Gdyby w szkołach uczono właśnie jak MYŚLEĆ. A nie jak kuć to świat byłby lepszym miejscem dla na wszystkich. A teraz mamy masę ludzi którzy gonią się za papierkiem żeby skończyć w jakiejś nudnej pracy w dwójką dzieci na karku, bo nigdzie nikt im nie powiedział, że zakładanie rodziny to nie jest dobrym pomysł gdy nie może jeszcze samemu utrzymać...
Ostatnio w biurze turystycznym Itaka, gdy czekalem w kolejce, rodzinka 3 osobowa kupowala akurat wakacje. Rozwalilo mnie, jak platnosc rozlozyli na 3 rozne karty kredytowe. No, ale jak tam juz pojada, to pewnie beda "Pany" na salonach...
Ja uwazam siebie za czlowieka sukcesu, chociaz w porownaniu do innych mieszkancow mojego bloku, to cienki bolek jestem. Wszystko zalezy od tego, do kogo sie porownujemy, skad sie wywodzimy i co rozumiemy przez "sukces". Dla mnie fakt, ze nie musze sie martwic o rachunki pod koniec miesiaca, mam kochajaca zone i dwojke wspanialych dzieci wystarczy za definicje sukcesu. Doceniam to, co mam, bo wiele osob w moim wieku moze o tym tylko pomazyc.
Ale nie zmienia to faktu ze apetyt rosnie w miare jedzenia i moj glod kasy i kariery jest nadal niezaspokojony :)
Osiągnie sukces w życiu każdy kto będzie robił to co CZUJE.
Tak ten system jest tak zbudowany, jest totalnie spropagowany aby od dzieciństwa uczyć ludzi być niewolnikami. To jest robione świadomie przez elity. Oczywiście ludzie w to nie wierzą, wyśmiewają to i ignorują krzycząc ze to teorie spiskowe ale prawda jest taka że to praktyka a nie teoria i każdy w niej siedzi po zęby trzonowe samemu ten chory system podtrzymując.
Przestańcie spełniać oczekiwania osób trzecich. Żadna z osób trzecich nie jest wami, niema waszego Ducha. Żadna z tych osób was nie czuje dlatego przestańcie spełniać oczekiwania swoich kolegów " a tamten poszedł do tej szkoły to i ja tam pójdę ", " a jak nie będę pił wódki to mnie wyśmieją " ... oczekiwania rodziców " ucz się na lekarza bo lekarz dużo zarabia " itd. itd. itd.
Zostawcie wszystkich a wtedy wśród ciszy i spokoju bez natłoku myśli POCZUJCIE kim i jacy jesteście, jakie Boskie Cechy chcecie Urzeczywistniać !! I jak je Urzeczywistniać !!
Zadajcie sobie pytanie co w głębi waszego Ducha i Duszy jest waszym Bogactwem, Satysfakcją, Radością i Szczęściem i to zacznijcie robić !! Wtedy i tylko wtedy będziecie ludźmi sukcesu bo będziecie przejawiać Siebie w pełni ... przestańcie żyć w Matrixie, grając kogoś kim nie jesteście i nie chcecie być, kimś kto się stworzył z wymuszeń systemu i osób trzecich. Zacznijcie być Sobą i róbcie to co kochacie, nie to czego się nauczyliście do tej pory lub jest wam narzucane.
Tytuł ma swoją wartość, zrozumcie to " jeżeli nie osiągnąłeś sukcesu to jesteś nikim " to prawda ponieważ nie osiągnąłeś sukcesu bo jesteś nikim a jesteś nikim bo nie jesteś Sobą, skoro nie jesteś sobą to kim masz być ? Jesteś wtedy nikim więc jak możesz osiągnąć sukces ?! .... Proste.
Dlatego powtarzam, bądź Sobą a osiągniesz sukces. Sobą w swojej istocie, w Duszy, nie bądź myślami o sobie. Przestań myśleć ! POCZUJ kim jesteś !
Tyle :)
Powodzenia <3
Sukces... udało mi się dopisać :)
Określenie ukute przez idiotę (pewnie ekonomistę) dla idiotów którzy owego szukają i zawsze czegoś im do tego sukcesu brakuje.
Myślę, że nie istnieje jedna, obiektywna definicja sukcesu. Dla jednych będzie to pozycja, szacunek ludzi, dla innych rodzina czy piękny ogródek.
Jeżeli każdy będzie stawiał sobie na punkt docelowy, spełnienie marzeń - pieniądze i pozycję, to jest to oczywiste, że mało który osiągnie swój sukces. W korporacjach pracują tysiące ludzi, jednak ilu może być prezesów? Zgadzam się w pełni ze słowami Pana Chwina, powstaje błędne przekonanie, że ktoś, kto stawia sobie inny cel niż ja jest kimś gorszym. Mówi się, że każdy może osiągnąć wszystko o czym zamarzy - nie, tak nie jest. Trzeba to jasno stwierdzić, mieć na uwadze i liczyć się z niepowodzeniem.
Widzę, na własnym przykładzie, z otoczenia, że młodzi ludzie próbujący wejść w dorosłość, usamodzielnić się, założyć rodzinę - nie mają na to warunków. Nie mają perspektyw. Jest garstka, których powodzenie było uzależnione od pozycji tatusia. I przykro mi, ale jeśli ktoś mi powie - "ucz się, a osiągniesz wszystko", to mu nie uwierzę. Nie nauka, a łeb do kombinowania daje pieniążki. Całą swoją edukację dbałem o oceny, dostałem się wszędzie, gdzie chciałem się dostać. Studiów jeszcze nie skończyłem, ale już wiem, że jedynie własny biznes da mi szansę na spokojne życie. Pracowałem w różnych miejscach zarabiając śmieszne pieniądze, na naukę zacząłem patrzeć z dystansem jak założona przeze mnie firma przyniosła pierwsze zyski. Większe niż to, co wypracowałem wcześniej dorywczo w dwa lata. Nie można żyć sztucznymi nadziejami, nadmuchanymi przez te wszystkie lata. Trzeba brać się do roboty i nie wybrzydzać.
Dlatego też tak ważna jest rola rodziców w wychowaniu, szczególnie w procesie kształtowania samooceny - co ciekawe wcale nie jest tak, że wysoka samoocena ma same plusy a niska same minusy. Najważniejsze jest, aby była stabilna. Niestety ludzie obecnie z powodu pracy mają coraz mniej czasu i to widać niestety też w sposobie wychowywania potomstwa.
Natomiast nie mogę się zgodzić z tym jakoby mówienie głośno o realnych szansach na sukces w szkole miałoby być lepsze od propagandy sukcesu. Jest coś takiego jak np. samospełniająca się przepowiednia i to jest najlepsza droga ku temu, aby nic nie robić, a najlepiej sobie zracjonalizować wszystkie swoje błędy i porażki. Jasne, że nie każdy jest kowalem własnego losu, ale nie jest też tak, że przyszłość każdego z nas jest zdeterminowana wyłącznie przez czynniki zewn.
To co należy bezwzględnie zrobić to zmiana systemu edukacyjnego w kierunku o jakim mówi Ken Robinson.
graf
"Ale naprawdę kiepsko to mają kobiety, bo obarczone dodatkowo naciskami o charakterze "feministycznym" aby sprostać oczekiwaniom muszą osiągać sukces na większej ilości pól naraz. "
Nie zgodzę się. Kobiety szczególnie w Polsce już dawno przeszły ten etap, że wymaga się od nich coraz więcej w dodatku sprzecznych rzeczy - praca - dom - dzieci i do tego ładny, seksowny wygląd i wiecznie dobry humor jak Pan domu staje w drzwiach etc. Teraz dużo gorzej mają faceci. Z jednej strony mają być męscy, zarabiać pieniądze - generalnie sprostać społecznemu stereotypowi mężczyzny, z drugiej strony mają aktywnie wychowywać dzieci itd.
Mac94
Ken Robinson miażdży jak zawsze. Też miałem zapodać :)
dobrze gada, najlepszy przykład - rodzice z wybujałymi ambicjami, co to "mój konstancjusz musi umieć grać na 10 instrumentach, śpiewać, tańczyć, recytować, występować w teatrze i jeszcze noble co tydzień dostawać".
W szkole powinny być lekcje, na których uczniowie dowiadywaliby się, co to znaczy nieudane małżeństwo, co się może w takiej sytuacji zdarzyć i jak z tym żyć - mówi Stefan Chwin, pisarz i nauczyciel akademicki.
Pierwsze zdanie w artykule i od razu infantylna bzdura.
Ja za sukces uważam zdaniem studiów informatycznych i dostanie pracy w niemieckiej firmie traktującej w mojej specjalizacji czyli grafika komputerowego. Nie musze być aktorem, modelem czy innym tego typu by mówić o moim sukcesie życiowym i zawodowym, no doliczam do tego że mam kochającą mnie dziewczyne.
Powiem, jak to wygląda z mojej perspektywy.
Skończyłem dobre studia i dostałem pracę w dziedzinie, która mnie interesuje - w najlepszej grupie na świecie, zajmującej się tym zagadnieniem. Mniejsza specjalnie o detale. Ciągle się rozwijam, dysponuję sporą samodzielnością w organizowaniu projektu, spotykam wielu mądrych ludzi, którzy również są gigantami w dziedzinie... i z tego, co widzę, to niektórym osobom z mojego otoczenia od tego sukcesu zupełnie łby siadają.
Mowa tu o osobach, które będąc zdolne do rozwiązywania najbardziej skomplikowanych zadań w swoim temacie, mają problemy z osobowością, depresję, trudności w rozwiązywaniu problemów interpersonalnych (coś w stylu problemu fizyka-teoretyka, który nie umie zawiązać sznurowadeł :).
W dodatku, akurat w mojej dziedzinie, o "sukcesie" nierzadko decyduje nie tyle doświadczenie, co różnego rodzaju polityczne zagrywki. W pewnym momencie przeanalizowałem sobie to wszystko na chłodno (zwłaszcza, że ten rok dość ostro dał mi po łapach w kilku kwestiach) i jednak nie ciągnie mnie na ten najwyższy szczebel kariery. Zależy mi na przyjemnym życiu, gdzie jestem w stanie robić to, co lubię, z tymi których kocham, nie musząc być poddawanym silnej presji otoczenia, ani samemu nie musząc wywierać na to otoczenie presji. Jednym zdaniem - fajna robota w dziedzinie, którą lubię oraz w miarę przyjemne życie osobiste jest dla mnie wystarczającą definicją sukcesu. W dodatku już samo to jest w pewnym sensie sporym wyzwaniem :).
Jedyne, co mi przyniósł nadmiar ambicji, to frustracja. Odkąd zacząłem bardziej cieszyć się przyziemnymi sprawami, wszystko - nawet na szczeblu profesjonalnym - uległo zmianie na lepsze.
Czasami warto "wrzucić na luz".
P.S. dziadek ma fajną stylówę :P