Jak się u was mówi "wychodzę na pole, na dwór" a może jeszcze inaczej?
pewnie, że na pole:P jak wieśniacko by to nie brzmiało :) Kraków
tak się zastanawiam czy to tylko w małopolsce tak mówią? czy może w całej południowej Polsce?
[6] miałem podobno przygodę, ale w drugą stronę, babka się zastanawiała jak powiedziałem, że idę na pole, gdzie w centrum Warszawy jest jakieś pole? ale chociaż sam nie mam pola (uprawnego) to chyba jeśli ktoś idzie właśnie na takie pole do pracy, to u nas mówi się, że idzie "w pole"
A to faktycznie jest skomplikowany temat: z jednej strony małopolskie "na pole", które świadczy o tym, że miasto jest mniejsze, z drugiej strony w końcu mało kto w Krakowie, uznawanym jako ta już dzisiaj centralna część miasta, w dziecinnym wieku mógłby prosto z podwórka znaleźć się na polu. Może więc płynące z dłuższej tradycji miejskości umiłowanie do tradycji?
U mnie (Wielkopolska) mówi się "na dwór"*
*W Krakowie jak mnie jakaś starsza pani spytała "Jaka dziś pogoda na polu" to chwilę potrwało zanim zatrybiłem o co jej chodzi ;-)
U nas w Danzigerze i okolicach wychodziło się na dwór, z pokojów (czy to z jadalni lubo bawialnego) do sieni a potem na dwór.
I tak i tak. Nie zauważyłem by jedna z tych form była w szczególny sposób dominująca.
Mazio próbuje rozszyfrować Twojego posta od dłuższej chwili. Nie mam pojęcia o co Ci chodziło
Zaściankowa jedynie po to by na rogach niedźwiedzie z matecznika płoszyć mój drogi Jeremy.
[9] jak już to "z gruby"
a tak w ogóle to "na plac"
albo "ida furt" :P
tylko czy to jest aż tak ważna kwestia?
Chłopstwo szło na dwór do pana, a pan wychodził z dworu na pole.... no ewentualnie do lasu:)
Ja tam lubię polskie regionalizmy. W czasach PRLu tępiono je niemiłosiernie i dzisiaj niektórym dotkniętym "mentalnością robotniczo-chłopską" wciąż one przeszkadzają. Unifikacyjna polityka PRLu sprawiła, że jesteśmy społeczeństwem kulturowo mało urozmaiconym, homogenicznym, a co za tym idzie mało kreatywnym. Widać to w różnych dziedzinach życia. Gdy ktoś się w PRLu wybijał/wyróżniał, to motłoch ciągnął go za nogi. Indywidualizm był be.
Dziś żyjemy w wolnej Polsce, ale wciąż doskwiera nam tamta indoktrynacja. Ze dwa pokolenia muszą upłynąć zanim zaczniemy być bardziej otwarci, tolerancyjniejsi i nauczymy się szanować wewnętrzną różnorodność. W dawnej Rzeczypospolitej mawiano, że w różnorodności siła. W PRLu uznawano różnorodność za przejaw burżuazyjnego rozbestwienia i źródło podziałów społecznych.
Polityka PRLu pośrednio zrażała do polskości tych, którzy byli z niej rugowani i których polskość kwestionowano. Mazurzy w większości wyemigrowali, Ślązacy zaś powoli wracają do kożdoniowej idei tzw. narodowości śląskiej stojącej w opozycji do polskości. Polityka PRL ma w tym swój udział. Gdy mówią ci, że jesteś Polakiem drugiej kategorii, albo wręcz Hansem, Szkopem, Szwabem, to pośrednio kształtują twoją odmienną tożsamość narodową. No i dzisiaj płacimy za to cenę, a jutro możemy zapłacić jeszcze wyższą. Tak to niestety działa - związek przyczynowo-skutkowy prowadzi nas ku kolejnemu konfliktowi etnicznemu, na wzór tego, który wyhodowała nam IIRP w relacjach z Ukraińcami.
Ja natomiast wolę różnorodność, również językową, gwarową. I wolę myśleć, że wszyscy jesteśmy tak samo Polakami, nawet jeśli różnią nas regionalne zwyczaje, czy tradycje. Wolę myśleć, że Polakiem jest Ślązak, Kaszub, góral, polski Żyd, potomek mieszczan niemieckich, podlaski Tatar, małopolski Ormianin, cieszyński ewangelicki Cesarok, kłodzki Rom i augustowski Litwin niż twierdzić, że istnieją tylko PRAWDZIWI POLACY, czyli katoliccy chłopi małorolni, niepiśmienni i prymitywni.
@25 To się musieli ciągle mijać. Dlatego zawsze było takie niezrozumienie klasowe...
@26 Ahaswer, wynikałoby z tego, że absolutnie wszystko co złego w naszym charakterze jest zasługą PRL-u. Krótka ta Twoja historia i mocno wybiórcza. Zupełnie nie bierze pod uwagę faktu, że ów homogeniczny twór nie jest wytworem komunizmu, a jedynie na niego przyzwolenia. Że cała nasza opowieść to zbiór odrębnych historii zebranych w całość przez historię, przypadek i czynniki zewnętrzne. Że zanim na ten grunt padł cień socjalizmu już mówiliśmy na dwór i na pole, nie wiedząc jeszcze że domorośli demagodzy będą używać tych różnic, aby udowodnić, że nasze jest na wierzchu.
ty nikomu fett nie polewaj, bo u ciebie to tych cyganow to nie traktujo jak polakow
http://www.limanowa.in/wydarzenia,2146.html
Bullzeye_NEO - coś bym dopisał, ale klasyfikowałoby się to już pod bana. Poza tym o pewnych rzeczach się nie mówi, nigdy...
O regionalizmy nie ma się co spierać. Dzięki nim jesteśmy jednością, ale jednak trochę odrębną. I to jest fajne. Nie ma poprawnej formy, wszystkie są ok. :D
shawnz -> Cała dawna Galicja, czyli Małopolska i Podkarpacie. Jestem z Dębicy i chodzę na pole. :) Od Przemyśla do Oświęcimia wyjdziesz właśnie na pole.
a tak w ogóle to "na plac"
Dokładnie. A nie jakieś dwory, czy pola.
Małopolska u mnie mówi się "wyjść na pole", ale to dlatego iż faktycznie hektary pól uprawnych koło domu.
Stra Moldas---> Zaryzykowałbym, że jeszcze trochę dalej na zachód niż Oświęcim też się mówi "na pole" kiedyś małopolska kończyła się trochę dalej niż teraz.
Runnersan -> Dalej to jest Jaworzno i Będzin, a tam (tak mi się wydaje) - chodzi się już chyba na dwór? :)
Runnersan czy ja wiem? Sam mieszkam jakieś 70 km na północny zachód od Krakowa i wszyscy mówią "na dwór". To samo w okolicach Dąbrowy Górniczej i Sosnowca (pozdrawiam Hanysów ;D). Mam znajomego z Bierunia, miasto leży trochę na zachód od Oświęcimia i też mówi "na dwór" :)
Między Krakowem a takimi miastami jak Kielce, Katowice itp - na podwórko.
No na południowy zachód:) Faktycznie, Bieruń i Tychy to "na dwór".
Stra Moldas ==> W Jaworznie widać naleciałości obu kultur - to taka w dużej części Małopolska, ale już trochę Zagłębie/Śląsk. Ja chodzę na pole, ale część kolegów ze szkół chodziło na dwór, więc toleruję oba sformułowania i mnie nie rażą :)
Na dwór, czasami na podwórko, może trzy razy w życiu powiedziałem, że na pole (ale to tak bardziej specjalnie dla odmiany).
Opolskie, na dwór lub na podwórko :)
Czyli reasumując i trzymając się ściśle granic, to po prostu Małopolska i Podkarpacie. Ziemia Świętokrzyska to już dwór. :D
Który to już w tym roku wątek?
Na Mazowszu ,,na dwór", na pole to się idzie ale ziemniaki kopać albo gnój wywalać.
Kimegyek kívul (Veszprem).
Małe sprostowanie, na śląsku mówi się "na hałdy", a że Z kopalni, to już co innego.
Ty, jedziemy do rzadkochowy, ty z Raciunża jesteś czy mi się zdaje?
Poquelin=> pisze się 'Śląsku' a nie 'śląsku'.
Podaj nazwisko i adres, wyślę Ci priorytetem komplet słowników.
Runnersan ---> Zaryzykowałbym, że jeszcze trochę dalej na zachód niż Oświęcim też się mówi "na pole" kiedyś małopolska kończyła się trochę dalej niż teraz.
Ano proszę bardzo :)
Granica pomiędzy Wielko- i Małopolską znajdowała się gdzieś w okolicy Częstochowy.
pisze się 'Śląsku' a nie 'śląsku'.
A mogę pieszczotliwie mówić Hałdygi? xD
podkarpacie - na pole, na studiach usłyszałem na dwór lecz nie rozumiem niektórych oburzenia jak słyszą "idę na pole" zamiast "idę na dwór", na polu to się ziemniaki kopie tak?
to działa w drugą stronę także
dwór - obszerny dom mieszkalny charakterystyczny dla dawnych posiadłości ziemskich, dawna siedziba ziemiańska
http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=11697
Świetokrzyskie - Na dwór
Szlachta na swoje pole,
Czyli na wykopki czy gnojownik rozrzucać?
wieśniactwo na dwór Pana.
Ucztować czy z córkami Pana chędożyć?
Nie wiem gdzie codziennymi obowiązkami szlachty były wizytacje na polach (nawet w zimie?). Bo skoro tylko pole to nigdzie indziej się nie ruszali.
Chciałbym poruszyć jedną kwestię, czy w całej Polsce obok dworu/ pola używa sie także słowa podwórko ? Podejrzewam, ze tak, ale lepiej się upewnić;p
A poza tym to jo mówia że ida na plac bo jest żech ze Ślonska !
Jak jest podwórko to się używa. Ale dotyczy to chyba dzieci bo dorośli na podwórkach nie przesiadują. I raczej dotyczy to starszych dzielnic czy okolic przy centach miast (kamienice) niż 'terenu'.
Schemat działania:
Miasto - na dwór
Wioska - na pole
Gów prawda. Jam ze wsi i "na dwór" się nauczyłem mówić.
na zewnatrz ... lol
zeby wyjsc na dwor to trzeba jeszcze jakis miec
Krakow - na pole ale to chyba stety/niestety wplyw migracji "pipuli" z okolicznych wiosek, na teraz to rodowici krakusi stanowia znaczna mniejszosc
Na dwór.
Bo jak mówią ci co chodzą ,,na pole'' jeśli faktycznie idą na pole (rolne), wtedy idą do pola? Bezsens.
Niektóre posty są naprawdę przedziwne, nigdy nie zrozumiem czepiania się regionalizmów.
I nie ma sensu już meldować, jest jasno określone, gdzie na pole, gdzie na dwór.
Czepiacie się.
Nie każdy też zrozumie, co oznacza słowo "krańcówka" :) Taki urok naszego języka.
Nigdy nikogo się nie czepiam, chyba że mówi niepoprawnie.
Po wieloletnich badaniach udało się mi ustalić ostateczną wersję frazy używanej podczas wychodzenia na zewnątrz, według podziału na województwa.
Pomorskie - "na ryby". W Sopocie chodzą "na molo" (prawdopodobnie dlatego, że jest to jedyny obiekt w mieście)
Zachodniopomorskie - "do rajchu", "na saksy", ewentualnie "na prom"
Warmińsko-mazurskie - "do ruskich po wachę". Przy czym w okolicach Suwałk mówi się "nie idę, bo piździ"
Podlaskie - "do cerkwi" tudzież "w pierjod". Katolicy z okolic Białegostoku używają zamiast tego "do Gołębia na basen", zaś okoliczne wioski chadzają "na koncert Toplesów"
Kujawsko-pomorskie - w Toruniu i Bydgoszczy mówią "na żużel". We Włocławku natomiast idzie się "na zaporę". Reszta województwa chodzi "do lasu"
Lubuskie - tam się nie wychodzi wcale, a to z tego prostego powodu, że takie województwo jest odpowiednikiem amerykańskiego stanu Wyoming - po prostu go nie ma, nikt nigdy tam nie był, nikt nie zna nikogo, kto by stamtąd pochodził i nikt tam nie mieszka. Jego obecność na mapie to błąd kartografów, w tym miejscu powinno napisać się zgodnie z XIV-wieczną tradycją "Tu żyją smoki".
Wielkopolskie - większość regionu mówi oczywiście "po pyry". Poznań, jako że aspiruje do miana światowej metropolii konkurującej ze Stolycą, wprowadził prikaz, że wszyscy mieszkańcy mają mówić "Na UAM". Pokaźny kontyngent hip-hopowców maści wszelakiej "wychodzi reprezentować biedę". Natomiast w Kaliszu idzie się "na wino".
Łódzkie - większość chodzi "na Widzew" albo "na Bałuty". Ponieważ ci, którzy tam poszli, już nie wracają, zwyczaj wychodzenia gdziekolwiek powoli zamiera
Mazowieckie - Centrum Warszawy idzie "do Złotych" albo "Do Arkadii", hipsterzy "na Chmielną", studenci "na kebaba", południowe dzielnice ościenne "do Janek", Praga "do Polmosu" albo "na Wschodni" w weekendy natomiast wszyscy ruszają "do miśków" (używane zamiennie z "do zoła"). Wołomin, zgodnie z tradycją przekazywaną z ojca na syna - "do Białołęki". Pruszków wychodzi "na Jerozolimskie", mniejszość cygańska "do tramwaju", a mniejszość azjatycka i rosyjskojęzyczna, jako, że na ich miejscu pracy postawiono Stadion Narodowy, obecnie chadza "na Marywilską". Reszta województwa (czyli wszystko, co znajduje się dalej niż 30 kilometrów od Stolicy) zgodnie wychodzi "po chrust" albo "na grzyby"
Lubelskie - idu ja prosie tiebja po kukuruzu" (jeśli jest się statystycznym mieszkańcem województwa) , lub też "na KUL" (jeśli jest się studentem). W Puławach chadza się "na Azoty" a w Kazimierzu idzie się "do Żyda"
Świętokrzyskie - większość tubylców "wydzi na buraki", Kielce wychodzą "szukać tramwaju" albo "budować Szklane Domy". Jedyny mieszkaniec Kielc, który kiedykolwiek był poza miastem, Liroy, już tam nie wraca, więc nie wiadomo, jakiego zwrotu używa przy wychodzeniu. Starachowiczanie idą "pod górę"
Dolnośląskie - Wrocławianie idą "na plac Grunwaldzki" albo "do ZOO", młoda elita miasta idzie "do Gugla". Odwiedzający województwo Niemcy mawiają "ich werde ihre zurückbekommen"
Opolskie - wszyscy zgodnie idą "myć stopy w Odrze" (jeśli mieszkają powyżej drugiego piętra), albo "nurkować" (gdy zamieszkują niższe partie budynków). Jeśli akurat nie ma powodzi, mieszkańcy Oplau chodzą "bić przyjezdnych", a autochtoni z Brzegu jadą "na Jamajkę"
Śląskie - coraz mniej chodzi "na gruba". Młodsi mieszkańcy GOPu drałują "do Sylezji" (albo "do KFC" lub "na internet do ajspota", można stosować wymiennie), Chorzowianie "na tysiąca" albo "na keciok", mieszkańcy Tychów "na dworzec" (bo wszyscy, niezależnie od adresu, mają do niego daleko). Pszczynianie idą "na zamek", Cieszyn "do pepików", Bytom "na hasiok" a w zimie każdy rzecz jasna wybiera się "po wongel". Wyjątkiem jest Sosnowiec, wszyscy jego mieszkańcy idą "do Warszawy"
Małopolskie - Krakusy jako jedyne są zgodne i wszyscy jak jeden mąż idą "rabować angoli" ("na Wawel" idą tylko turyści). Mieszkańcy Nowej Huty idą "szabrować", zaś reszta województwa "kłusować w puszczy". Poza Zakopanem, tam wszyscy "wracają do domu".
Podkarpackie - województwo ledwo unika losu Lubuskiego ze względu na istnienie Rzeszowa, w którym wciąż mieszka 5 osób. Zapytane o to, dokąd idą, odpowiadały kolejno "do Tesco w Cork", "zrywać Azbest w Chicago", "na magazyn we Warsiawie", "sprzedawać tureckie dżinsy w Berlinie" oraz "na bezrobocie".
Śląskie - na pole, choć czasem na dwór ale częściej to pierwsze
Predi2222 -> Świętokrzyskie mówi "na dwór" (bynajmniej w mojej okolicy).
Czyli wcale tak nie mówią?
Discord jak możesz wychodzić na dwór, skoro jako szlachta tam mieszkasz:)
Na Dolnym Śląsku wychodzi się na wioskę.
Predi2222 -> Świętokrzyskie mówi "na dwór" (bynajmniej w mojej okolicy).
Czyli wcale tak nie mówią?
Nie wiem,mówię tylko za najbliższą okolicę.Jeszcze nigdy się tu nie spotkałem ze powiedzeniem "na pole" (no chyba że rolnik idzie na pole je obrabiać).Ciotki które przyjechały z Krakowa mówią już "idę na pole .
[90] Możliwe ... (zap. nie używać słowa "bynajmniej"!!)
Stra -> "Bynajmniej" ciągle w modzie :D
Krzeszowice, okolice Krakowa, oczywiście wychodzi się na pole. Czasami na podwórko, ale to bardzo rzadko. Nie wychodzimy do centrum, lecz do miasta :)
Predi sprawdź sobie znaczenie słowa bynajmniej, podpowiem ci, że nie jest to synonim słowa przynajmniej.
Mutant -> Dziwne, myślałem, że w Krzeszowicach, w przypadkach, kiedy akurat nikt nie idzie kłusować (patrz [81] - przyp. red.) chodzi się "do zdroju" albo "po oligoceńską".
A może pomyliło mi się z Nałęczowem?
[91]Znaczenia tego słowa chyba już nigdy się nie nauczę :) Prawdopodobnie za bardzo pier li mi się z "przynajmniej" właśnie .
Farben ==>
oczywiście wychodzi się na pole. Czasami na podwórko
Dbasz o trawę? :)
Nie wychodzimy do centrum, lecz do miasta
AAAaaaa! Czyli boi się jazdy po rondzie :D
Yoghurt ==> Mistrz!
u nas się wychodzi z dworu na pole :)
Z tego co mi wiadomo, z porządnego dworu wychodziło się na krużganki, brukowany gościniec albo do ogrodu. Chyba że wyjściem kuchennym, wtedy można było wyjść naprzeciw powozowni lub stajni.
No, chyba, że mowa o dworze zaadaptowanym po triumfalnym pochodzie armii radzieckiej na siedzibę sołtysa, wtedy twoje słowa mają sens.
Od zawsze na pole-Nowy Sącz
Z tego co mi wiadomo, z porządnego dworu wychodziło się na krużganki, brukowany gościniec albo do ogrodu. Chyba że wyjściem kuchennym, wtedy można było wyjść naprzeciw powozowni lub stajni.
No, chyba, że mowa o dworze zaadaptowanym po triumfalnym pochodzie armii radzieckiej na siedzibę sołtysa, wtedy twoje słowa mają sens.
Wszystko zależy od tego czy przez dwór rozumiesz sam ścisły budyneczek dworu czy może zespół obiektów składających się z dworu właściwego, powozowni, stajni, krużganka... Jeśli pojmujemy w ten najszerszy sposób obiekt "dworu" to obawiam się, że przy poziomie Polskiego rolnictwa, z dworu wychodziło się na pole, ewentualnie na drogę, ale gdyby się mówiło "Idę na drogę" to zaraz budziłoby to u rozmówcy ciekawość i chęć uzyskania odpowiedzi: a na jaką drogę? a po co? czy grzybiarki już stoją? itp.
A tak mówimy idę na pole i nikt już nie wnika w szczegóły....
[81]
Lubuskie - tam się nie wychodzi wcale, a to z tego prostego powodu, że takie województwo jest odpowiednikiem amerykańskiego stanu Wyoming - po prostu go nie ma, nikt nigdy tam nie był, nikt nie zna nikogo, kto by stamtąd pochodził i nikt tam nie mieszka. Jego obecność na mapie to błąd kartografów, w tym miejscu powinno napisać się zgodnie z XIV-wieczną tradycją "Tu żyją smoki".
nie wiedziałem że pochodzę z takiej zapomnianej krainy :D
Warszawa na dwór
reszta kraju na pole
FLAME MODE ON ;)
zawiercie na dwór a ze stwierdzeniem na pole spotkalem sie pierwszy raz na tym forum ;p
Yogh - uśmiałem sie jak fretka.
Jak to mówią, you made my midnight.
Ale w w sumie w Lublynie to raczej chodzi się "po Perłę"
Yoghurt, szacun :)
Aż dziwne, że nikt dotąd nie skierował albo do Google'a albo do Poradni Językowej.
Różnica w użyciu "na dwór" lub "na pole" jest echem konfliktu o to, która wersja "kultury polskiej" -- kongresowa, galicyjska czy wielkopolska -- ma być dominująca po zespoleniu zaborów w 1918 r. Tak się stało, że stolicą została jednak Warszawa, a nie Kraków. Ostatecznie, nie musiało się tak stać ;)
Malinowski pisze: "Omawiana dziś przeze mnie kwestia poprawnościowa to niejedyna różnica występująca w polszczyźnie już od czasów Królestwa Kongresowego i Galicji. W pierwszym posługiwano się na przykład wyrazami smutnie, trzechletni, uczni, lubieją, w drugiej - smutno, trzyletni, uczniów, lubią. Które formy się ostały? Z wyjątkiem lubieją właściwie wszystkie, słowniki poprawnej polszczyzny odnotowują bowiem i smutnie, i smutno; i trzyletni, i trzechletni, a na formę uczni... zezwalają w użyciu potocznym! Czy więc warto kruszyć kopie o powiedzenia wyjść na dwór, wyjść na pole i wydawać jednoznaczny werdykt na korzyść którejś z nich?" http://obcyjezykpolski.strefa.pl/?md=archive&id=125
[92] Ciężko mi się publicznie przyznać do bycia kłusownikiem, niejedna menda jest na forum.
[95] Lepiej niż wy tam na stadionie narodowym, jak się zadba to rośnie i rośnie, nie trzeba wymieniać :p
lol tak sluchajcie jogurta, ktory zamienil warszawe (ktora jest zla) na polska morie (jeszcze gorsza) - z pewnoscia ktos taki jest zdrowy psychicznie
@up
Racja. Tylko, czy czasem nie powinno to odnosić się do mieszkańców Katowic?
Yoghurt, a mi zdawało się cały czas, że na śląsku chodzi się na plac ;(.
DżejDżej, Tumin-> "Na tauzena" chodzą tylko ci, którzy mieszkają na kukurydzach, które są nieoficjalną linią demarkacyjną między Kato i Chorzowem. Po ostatnich starciach nadgranicznych w zeszłym miesiącu, Chorzowscy Partyzanci naruszyli traktat z 2005, pod osłoną nocy próbując przedostać się za aleję Wojska Polskiego i postawić tablicę z napisem "Chorzów" za osiedlem Piastów. Po udanym kontrataku Katowiczan od strony suszi-baru obok Silesii, siły Chorzowa wycofały się na Kukurydze i do dziś trwają na swych pozycjach. Z tego co słyszałem, Uszok chce ściągnąć posiłki z Wujka, niestety, najbardziej doświadczone i wyposażone w najnowsze kilofy bataliony są związane walką ze szwadronami RAŚ z Ligoty.
Stąd właśnie ten problem, jak mówić na Tysiąclecia - nikt nie wie, do kogo należy, to ziemia niczyja, która co tydzień przechodzi z rąk do rąk. "Tauzen" to przechodnie określenie linii frontu przebiegającej przez osiedle. Neutralne chorzowiaki chodzą "na tysiąca", a hanysy z Katowic "na piastów", bo to jedyna część osiedla, która nigdy nie została zajęta przez przeciwnika.
Łatwo poznać, w której części Tysiąca się jest po napisach na murach - tam, gdzie widać "R" na szubienicy, wciąż znajdujemy się w strefie Gieksy. To podstawowa wiedza, przydatna dla każdego przyjezdnego i autochtona.
Bulzaj -> Jak widać po powyższych słowach, z moim zdrowiem psychicznym wszystko w porządku.