A co dziarę robisz?
Uważaj by nie wytatuować sobie czegoś w stylu gówno albo pomnik Neptuna
google translator też może pomóc :P
http://translate.google.pl/?hl=pl&tab=wT#pl|ja|pomy%C5%9Blno%C5%9B%C4%87
na szybko w paincie gdyz na GOLu nie da sie pisac znakami. zlozenia w gornym rzedzie oba maja znaczenie 'przyszlosc', ale to po lewej (shourai) jest bardziej przyziemne a to po prawej (mirai) bardziej abstrakcyjne.
zlozen ze screena nie da sie ze soba laczyc od tak, gdyz polaczone nie beda mialy sensu. wrzucilem je w ramki zeby bylo wiadomo ktory znak co oznacza.
To wyrażenie co przesłałeś oznacza co prawda "północny", ale składa się ze znaku na północ (kita) +postpozycji gramatycznej "no" (ten drugi znak) wyrażającej przynależność, czyli dosłownie "należący do północy". Nie jest to samodzielne wyrażenie, w zdaniu japońskim poza wyjątkowymi przypadkami, jak np. odpowiedź na pytanie, przeważnie coś by musiało być dalej napisane, np. kita no kuni - kraj na północy. Najbliższym samodzielnie funkcjonującym odpowiednikiem słowa "północny" byłoby pewnie kitagawa - po stronie północnej http://translate.google.com/?source=osdd#auto|auto|%E5%8C%97%E5%81%B4 ewentualnie hoppou - na północ, w kierunku północy http://translate.google.com/?source=osdd#auto|auto|%E5%8C%97%E6%96%B9
Arni -> mam nadzieję, że go nie wkręcasz i te śmieszne obrazki z [7] nie znaczą: gówno, dupa, zero, osioł ;P
sony yamaha toyota suzuki honda.... :)
Arni28 ---> Oplaca sie isc na japonistyke? Czy polski rynek jest juz przesycony?
koniczula - witam
Drift King - Krol Driftu
sushi-surowa ryba (dobra)
Nissan
Honda
Yamaha
Samsung
Gajzin-Obcy
Sumo-sumo
[16]
@d@m, japonistów w Polsce jest masa a rynek bardzo skromny. Ma to sens jeśli na dzień dobry nastawiasz się na to, że w Polsce nie będziesz pracować w zawodzie a i tłumaczeń nie za dużo. Co innego poza Polską.
A, jeszcze jedno - to, że znasz japoński w samej Japonii też nie jest jakieś specjalnie niesamowite.
Przynajmniej tak wynika z moich obserwacji.
Hayabusa ---> Dzieki za info, kto jak kto, ale Ty - obok Tofu - sie chyba najlepiej orientujesz ;)
Co w takim razie z "egzotycznych" jezykow zostaje? Chinski, jakis skandynawski?
Wiesz, to nie tak że japonistyka = kompletny brak perspektyw. Po prostu sama znajomość japońskiego ( a także kultury i całej tej otoczki ) to trochę mało, zarówno u nas jak i w Japonii.
Chiński bardzo się opłaca - i ten trend powinien utrzymać się co najmniej przez dwie dekady.
Nawiasem mówiąc znając chiński PLUS angielski możesz znaleźć robotę w naprawdę ciekawych miejscach - często nieźle płatną. A tak czy inaczej w Polsce też będziesz poszukiwanym pracownikiem.
Jako pewien punkt odniesienia mogę podać fakt, że gdy rok temu znajomy szukał kogoś do pracy w Chinach ze znajomością polskiego, chińskiego i angielskiego ( czyli standard w przypadku kogoś po sinologii i nie tylko ) i oferował 3000 na rękę to nikt nawet się nie zgłosił - za niska płaca.
Języki skandynawskie to z tego co mi wiadomo raczej hobby - z uwagi na powszechną dobrą znajomość angielskiego w krajach skandynawskich jest to raczej ciekawostka, niż solidny fundament. Oczywiście, jeśli chcesz uczyć się dla siebie - super, ale po prostu nie powinieneś zakładać że od razu świat padnie do Twoich stóp ;)
PS Żeby nie było - sam uczę się hobbystycznie ATM dwóch języków, z których jeden ma ograniczone zastosowanie a drugi jest kompletnie nieprzydatny.
Basshuntersw -> samodzielne wyrażenie na północ to właśnie ten znak, który umieściłem w moim pierwszym poście :) wyrażenie na człowieka z północy to by było hokkokujin - osoba z kraju/rejonu na północy ale nie wiem czy o to Ci chodzi. http://translate.google.com/?source=osdd#auto|auto|%E5%8C%97%E5%9B%BD%E4%BA%BA
@d@m -> jeżeli chciałbyś iść na japonistykę mając na uwadze tylko pieniądze to radzę sobie odpuścić - to kierunek wymagający naprawdę dużo pracy (szczególnie nauka pisma) i bez pasji i zacięcia ciężko na nim wytrwać. Wielu znajomych się o tym przekonało na własnej skórze. Jest 20 miejsc na roku ale duży przesiew, do końca studiów licencjackich przeważnie dochodzi około 60% grupy. Jeśli natomiast Cię to kręci i jesteś w stanie w pełni się takim studiom poświęcić to myślę, że warto. Są japoniści i japoniści, jeżeli ktoś jest naprawdę w tym dobry to sobie poradzi. Co do innych studiów orientalnych się nie wypowiem ale wspomnę, że na japonistyce studiujemy w ograniczonym zakresie również drugi język orientalny - w Krakowie jest do wyboru chiński lub koreański, nie wiem jak na innych japonistykach.
Hayabusa --> a to nie pisze sie wtedy z malych liter? Bo ATM to jest bankomat ;-)
Tofu --> Wybieramy sie do Japonii w przyszlym roku (pewnie marzec-kwiecien). Planujesz byc wtedy w Tokio? Moglibysmy wyskoczyc na piwo :-)
pasterka - mieszkam 30 minut od Tokyo, więc będę na 99% o ile mnie ten dzisiejszy tajfun nie zwieje/zmyje z powierzchni ziemi ;) A na piwo koniecznie. I może jakieś sushi, okonomiyaki czy cuś :P
Tofu --> to super! :-) Co prawda okonomiyaki znam z Abeno ( http://www.abeno.co.uk/ ), ale nie ma to jak autentyczna kuchnia w kraju pochodzenia. I milo bedzie spytac sie fachowca, jakie japonskie piwo poleca, bo tutaj to tylko Asahi (ciemne jest dobre, ale nieziemsko drogie) i Sapporo mozna dostac.
Arni28 ---> Nie tylko pieniadze, ale nie chce po studiac zostac wyksztalconym bezrobotnym. Wiem, ze jezyki azjatyckie sa trudne - od ~2 tygodni ucze sie chinskiego i prosto nie jest.
A wyzwan jezykowych sie nie boje.
Basshuntersw ---> Ogólnie nie przychodzi mi nic na myśl, może Tofu ma jakiś pomysł. Coś konkretnego da się tak opisać, np. jeżeli do wcześniejszego "kita no" (należący do północy) dołączymy "hito" (człowiek), "kuni" (kraj) itd. to wtedy będzie to samodzielne wyrażenie http://translate.google.com/?source=osdd#auto|auto|%E5%8C%97%E3%81%AE%E4%BA%BA
A do czego chcesz to zastosować?
@d@m -> to zależy co potrafisz poza samym językiem; np. jeśli interesujesz się jakąś konkretną dziedziną to możesz robić tłumaczenia specjalistyczne z tej dziedziny (w Krakowie np. nieustannie pracowników poszukuje Instytut Metalurgii i Inżynierii Materiałowej do tłumaczeń dokumentów w tym zakresie) lub zatrudnić się w japońskiej firmie zajmującej się daną branżą itd. Jeśli chcesz się skupić tylko i wyłącznie na samym języku to pozostaje w sumie kariera na uczelni lub w szkołach językowych. To już jest kwestia kreatywności, studia dają Ci narzędzie ale musisz sam pomyśleć jak wykorzystać je tak, by wyróżnić się wśród innych. Mnie osobiście interesuje na przykład leksykografia i akwizycja językowa, szczególnie w zakresie edukacji znaków sinojapońskich wśród obcokrajowców i w najbliższej przyszłości zamierzam składać papiery na japoński uniwersytet i w tym zakresie się rozwijać. Co z tego wyjdzie - zobaczymy ;)
"Northern Light" ma dosłowny odpowiednik dwuznakowy po japońsku - hokkou 'światło północne' :) http://translate.google.com/?source=osdd#auto|auto|%E5%8C%97%E5%85%89
Ale zarówno po japońsku jak i po angielsku ma to znaczenie 'zorza polarna'. Nie ma jednego znaku znaczącego jednocześnie północ i światło.
Basshuntersw --> Hokkou to raczej rozwiazanie optymalne. Mozna jeszcze cudowac i poszukac rzadszych/starszych kanji ale to takie kombinowanie. Choc i owo hokkou jakies strasznie popularne nie jest aczkolwiek latwe do przeczytania.
Była kiedyś historia o dziewczynie, co zrobiła sobie tatuaż w alfabecie kanji, przerysowany z opakowania herbaty. Później chodziła z napisem "tania i zdrowa".
Na orientalistyki nie oplaca sie isc, bo daje ci to sama wiedze, zero umiejetnosci. Chinski to przydatna umiejetnosc, ale jesli towarzyszy konkretnym skillom z jakiejs rzadkiej dziedziny. Poza tym na polskich orientalistykach nie nauczysz sie jezyka. Ludzie, ktorzy przyjezdzaja na Tajwan po 1-2 roku sinologii sa na poziomie, ktory ja np osiagnalem po 3 miesiacach zycia tutaj. Licencjat z sinologii nie daje ci nic, a magister tylko, jak sam zap,ierdalasz ile wlezie. Poza tym chinski jest jezykiem totalnie nieefektywnym. Zeby sie go nauczyc dobrze trzeba siedziec te 5,6 godzin, a i tak nie masz pewnosci, ze sie go dobrze nauczysz. 5-6 godzin dziennie ,przez pare lat, ten czas mozna wykorzystac na nauczenie sie tysiaca, znacznie bardziej przydatnych rzeczy w zyciu zawodowym.
Rynek tlumaczen pol-chin jest bardzo ograniczony. Po prostu nie ma podazy tlumaczen, a sinologow coraz wiecej. Tlumaczenia pol-ang tez wybilbym sobie z glowy. Miliony Tajwanczykow i setki milionow Chinczykow uczy sie angielskiego. I oni, chociaz z bledami, wykonaja prace za 1/3 stawki, jaka ty bys chcial miec.
Praca w Chinach, albo na Tajwanie z samym chinskim to tez brak perspektyw. Na Tajwanie szuka sie albo inzynierow z doswiadczeniem, albo nauczycieli angielskiego, a zeby to robic legalnie, potrzebujesz angielskiego, albo amerykanskiego paszportu. W Chinach juz mozesz sie pokusic o jakas tam prace na entry levelu, ale to tez musi sie wiazac z konkretnymi umiejetnosciami. Nawet jak chinski bedziesz znal bardzo dobrze, to wsadza cie do roboty, w ktorej bedziesz sie musial poslugiwac angielskim, bo bedziesz dla nich "obcokrajowcem". A wbrew pozorom, mimo ze Azjaci sa uprzejmi (nie naduzywalbym w tym wypadku slowa przyjazni, bo zobaczysz, ze nikt tak naprawde nie ma wiekszej ochoty cie poznac), ale to tak naprawde straszni rasisci/nacjonalisci.
Tofu --> troche nam sie plany poprzestawialy i chyba zawitamy do Kraju Kwitnacej Wisni juz jesienia ;-). Jak mozna sie z Toba skontaktowac, bo mam pare pytan, co to wycieczki.
Maly up, bo bilety juz kupione :-)
Tofu --> wyslalam Ci maila na gmail, nie wiem, czy to jeszcze aktualny adres.
Mazio:
Jeden to Mina, i tego się uczę.
Drugi - ale to idzie bardzo powoli - to Balumbu.
Poza tym uczę się francuskiego, no ale to mainstreamowe ;)
Hayabusa --> Wow, jeśli można wiedzieć to w jaki sposób ich się uczysz? Masz nauczyciela czy jakieś książki? (o ile w ogóle takie ktoś napisał, google nawet mało informacji zwraca na temat tych dwóch języków).
ppaatt1 -->
w obu wypadkach kontakt z native speakerami tych języków.
Z tego Mina jest popularniejszy, jakieś 700,000 użytkowników.