Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin

Forum: Opowieści z Trasy - HISZPANIA

24.04.2011 20:53
Morbus
📄
1
Morbus
239
settler
Image

Opowieści z Trasy - HISZPANIA

Witam wszystkich oto moja kolejna trasa. Szczegolne podziekowania dla mautrix ktory poswiecil mase czasu na ogolne poprawienie tekstu :) dzieki !

Poniedziałek

Z bazy ruszyłem załadowany o godzinie 8:00 rano. Wcześniej zatankowałem auto i zdałem papiery. Przed startem okazało się, że jeszcze jedno auto z firmy jedzie w to samo miejsce do Niemiec co ja. Wstępnie umówiliśmy się z nieznanym mi kierowcą, że ruszamy o 8:00 jednak okazało się, że „kolega” się niecierpliwił i uciekł mi wcześniej.
No cóż  nikogo nie będę uszczęśliwiał swoją osobą na siłę. Może po prostu bał się, że ubiegnę go przy rozładunku, który za sprawą towaru ładowanego ręcznie będzie przebiegał długo, a później spedycja będzie miała problem ze znalezieniem dwóch zleceń z jednego miejsca? Tak czy owak olałem to bo ja już miałem daaawno swoją przyszłą robotę zaklepaną i nie martwiąc się co dalej ruszyłem w drogę sam. Mój cel znajdował się w Niemczech - miasto Hannover i miałem tam być na 8:00 rano czyli za 24 godziny.
Droga w stronę Krakowa jak zwykle w Poniedziałek delikatnie zapchana - nie ma się co temu dziwić, każdy chce dotrzeć czy to do pracy czy to do autostrady, gdzie powinno być znacznie luźniej. Przez całą drogę korzystałem z telefonu. Dowiadywałem się od kolegów gdzie będą się plątali przez najbliższy tydzień i tak jeden Anglia, drugi Austria inny Holandia i wyszło na to, że ja jedyny z nich wszystkich ląduje docelowo w Hiszpanii.

Po 3 godzinach jazdy dobujałem się jakimś cudem do naszej autobany A4. Oczywiście na Krakowskich Balicach podziwiałem ile się dało - Port Lotniczy i lądującego „ptaszka” z Lufhanzy. Amatorsko czysto hobbystycznie robie fotki (www.morbus.digart.pl), a zawsze chciałem pofotografować lądujące samoloty, ale jak zwykle brak czasu mi to uniemożliwia. W Krakowie ruch lotniczy jest w miarę duży, bo jeśli chodzi o Rzeszów gdzie mam najbliżej to więcej ostałbym się pod płotem niż zrobił fotek. Przy podejściu do lądowania na Balicach jest fajna górka gdzie często widzę ludzi z aparatami, więc na powrocie będę chciał do nich dołączyć tym bardziej, że tym razem zabrałem ze sobą swój aparat. Czy się uda? Czas pokaże..

O godzinie 12:30 zatrzymałem się na przymusową pauzę. Termin miałem napięty, ale to tylko i wyłącznie z mojej winy, gdyż nie chciało się mi wyjeżdżać wcześniej z domu. Zrobiłem obowiązkowe 45 minut przerwy i ruszyłem dalej, gdyż wstępny plan podróży nie przewidywał miejsca na dodatkowe postoje jeśli mam być o czasie w Niemczech.. a mam być bo spedytorka mnie za$#% ! ;) jak plan na przyszły tydzień legnie w gruzach. A tak na poważnie to mi zależało, w końcu święta się zbliżają i czas sobie odpocząć.

Po 15:00 zjechałem z autostrady na stacje Bp w Okmianach, gdzie zawsze tankuje. Zalałem 150l, które zdążyłem dziś wypalić. Dostałem kolejny darmowy film DVD w promocji Bp (chyba mam już wszystkie) poszedłem pod prysznic i chwila relaksu przed komputerem, gdyż jest WiFi. Standardowo Facebook, GG, Email i GO. Nie nacieszyłem się zbytnio surfowaniem po sieci, gdyż czas uciekał nieubłaganie a jak to mawiają ludzie Internetu „TIRowcy nie maja czasu na myślenie oni maja terminy” i taki też głupi podpis znalazłem pod jednym z Demotywatorów z doklejonym zdjęciem dwóch skasowanych ciężarówek. Cóż trochę zmieszał mnie ten obrazek tym bardziej, że nijak ukazuje realia. Każdy normalny kierowca ma gdzieś.. nie powiem gdzie… termin dostawy. Wiadomo, każdy chce być na czas bo taka ma prace i na tym ona polega, ale jak się nie da to się nie da. Też chce być na 8:00 na miejscu, ale jak nie będę to przecież świat się nie zawali – no może kogoś tak, ale co mnie to obchodzi ;) tacho jest święte. Wiadomo, że w każdym zawodzie znajdą się czarne owce, ale na to się nic nie poradzi.. szkoda tylko że przez nich dostają po dupie inni. Tak samo jak na Tirówki mówią Tirówki - a obsługują one w lesie osobówki.. ale o tym już pisałem. W TV nie jest lepiej bo każda „ciężarówka” staje się automatycznie Tirem i od razu pojawiają się przy każdym wypadku hasła „Tiry na tory”. Fuck, ale sobie niewdzięczną robotę wybrałem ;), no ale taka prawda., ta praca to chyba jeden z najmniej docenianych zawodów i w oczach „normalnych” ludzi kierowcy to: brudasy, pijaki, złodzieje, dupczyciele, chamy i mordercy. Wszystkiemu jest winna TV, plotki i niewiedza, czy też strach innych przed większym autem. Bez obrazy, ale przeciętny Polak nie potrafi się nawet włączyć płynnie do ruchu na głupiej autostradzie bo że na normalnej drodze tego zrobić nie potrafi to mnie już nie dziwi. I tak jadąc sobie 88km/h na włączonym tempomacie, nie dotykając gazu mógłbym sobie jechać i jechać gdyby nie było wjazdów na autostradę. Niestety pojawia się na wjeździe taki przykładowy Kowalski i widzi w lusterku „Tira” i co? Panika! Bo on zaraz go zmiażdży, zagniecie, ewentualnie kierowca prowadzi już kilkanaście, godzin i na pewno go staranuje bo zaśnie. Od takie myślenie.. I jak widzę wjeżdżające na autostradę Audi A6 czy inna fajna limuzynę i brak pomysłu jego posiadacza co teraz zrobić to jestem pełen podziwu, że poradził sobie na tyle w życiu aby zdobyć taka fure ;).Bo dalsze jego użytkowanie auta stoi pod znakiem zapytania, bo TIR jedzie a pas wjazdowy się kończy. Czy to strach przed rozmiarem auta sieje taka panikę? Czy po prostu brak pomysłu co ze sobą i swoim autem zrobić? Nie wiem czy nie uczą tego na kursach prawa jazdy, że jak nadepnie się ten pedał po prawej zwany „gazem’ to po kilku sekundach będzie się jechać już ponad 90km/h i będzie można być spokojnym, że straszny Tirowiec nas nie dogoni i będziemy mogli bezpiecznie włączyć się do ruchu na autostradzie. Jak na razie dla naszego społeczeństwa jest to zbyt skomplikowana operacja i z każdym takim przypadkiem nie wiem za cholerę co robić. Nikt nie wie czy osobówka, gdy się skończy pas wjazdowy to zaraz zahamuje czy przyspieszy czy po prostu wpieprzy się mi miedzy auto a naczepę. Jest to jedna wielka loteria, która zazwyczaj kończy się moim hamowaniem. Przypomnę tylko tragiczny wypadek Polskiego autobusu w Niemczech, gdzie Niemka uderzyła w nasz autokar.. – akurat padło na Niemkę - taki los chodziło mi raczej o skutki. Niemcy akurat problemów z włączeniem się do ruchu nie maja. Ilość autostrad i natężenie ruchu jest dobrym nauczycielem. Albo jedziesz jak Bozia przykazała i dojeżdżasz do roboty - albo siadasz w pociąg i nie utrudniasz życia innym, gdy nie masz pojęcia o jeździe.. Jeśli chodzi o Panie za kierownicą tym razem Wam oszczędzę ;) ehm nieważne, ale się rozpisałem, a chciałem tylko powiedzieć ze to był durny demotywator.

Kierowałem się na przejście graniczne Olszyna. Plan ambitny bo mam zamiar jechać dziś nie 9, a 10 godzin żeby troszkę podgonić. Dwa razy w tygodniu mogę sobie na taki wybryk pozwolić, jednak nie należę do osób lubiących się przepracowywać - używam tego przyzwolenia raczej rzadko i przeważnie podczas jazdy do domu. Droga do granicy przebiegała z telefonem przy uchu bo z naprzeciwka jechał mój dobry kumpel, który wracał z Anglii. Trochę pogadaliśmy, póki jest jeszcze polski zasięg. Przed 17:00 szybki telefon do domu i koniec dobroci i jazdy za free Doutchland! Już za znakiem witamy w Niemczech mój Toll Collect zaczyna wydawać „piiiik” które informuje o pobraniu kasy.

Toll Collect - urządzenie do pobierania opłat w Niemczech dla LKW – czyli Tirów. Wygląda jak radio, ma wyświetlacz na którym jest podana suma jaka została pobrana w euro oraz nr zjazdu i nr autostrady. Radosne „piiip” pojawia się po przejechaniu każdego zjazdu, po czym naliczana jest oplata. Nie wszystkie auta są wyposażone w to urządzenie - to już wola firmy. Jedno jest pewne - dzięki niemu zyskuje się na czasie. Kierowca który nie ma Toll Collect musi wykupić opłatę wcześniej - ręcznie na granicy bądź stacji benzynowej. Ze znalezieniem urządzenia też nie jest łatwo, bo nie każda stacja go posiada. Jest to maszyna wyglądająca jak nasz bankomat. Ma wbudowany dotykowy ekran, na którym na początku wybieramy język (jest polski - cud). Następnie podajemy kraj pochodzenia pojazdu - czyli to gdzie auto jest zarejestrowane, czyli klikamy PL kolejno dalej: numer rejestracyjny, ilość osi (5) oraz klasa emisji spalin Euro 1,2,3,4,5. Następnie podajemy nazwę miejscowości z której startujemy oraz miejscowość docelową. Komputer oblicza nam trasę i pokazuje ją wizualnie na mapie. Możemy wprowadzić ręcznie zmiany np. zmienić autostradę. Klikamy na ”dalej” i widzimy wszystkie wpisane przez nas informacje. Wszystko akceptujemy enterem i po chwili z maszynki wysuwają się dwa bileciki z którymi wędrujemy do kasy. Pani (zazwyczaj niemiła Niemra ;). Pobiera od nas pieniążki i zabiera jeden bilecik. Na pozostałym odcinku dla nas mamy wpisane nasze dane oraz autostrady, którymi mamy pozwolenie jechać. Oczywiście tu pojawia się pierwsza niedogodność - poza czasem straconym na tą operacje to w razie jakiegoś wypadku korka czy czegokolwiek będziemy patrzyli jak nasi koledzy z urządzeniem objeżdżają korek innymi autostradami, a my kutasimy się i czekamy, aż uprzątną cały bałagan. Oczywiście w razie większych karamboli policja sama zgania na inne autostrady - wtedy „jest nam wybaczone” i możemy jechać, lecz w każdym innym przypadku nie. Aby czuwać nad całym tym procesem w Niemczech nad autostrada są zamontowane pudełeczka podobne do fotoradaru. Sprawdzają one nr rejestracyjny – są bardzo szybkie - wiedzą czy Kowalski z polski nie odpieprzył jakiegoś numeru i czy jedzie tak jak trzeba, czyli tą trasą za którą zapłacił. O szybkości działania policji długo nie trzeba się przekonywać. Sam miałem okazje odczuć to na własnej skórze, gdy przyprowadzałem do polski sprowadzone auto tzw. „solówkę”, czyli autko bez przyczepy, naczepy, za to z paką. W Niemczech osobówki jeżdżą za darmo oraz pojazdy do 12t. Każdy powyżej 12t płaci kasę – czyli Toll Collect. I tak jechałem autem zarejestrowanym we Francji w dowodzie miał wbite 11999kg czyli tak jak każdy z głową kombinuje ;). Po przejechaniu bramek w ciągu 5 minut był przy mnie radiowóz i ściągał mnie na parking w celu sprawdzenia czemu nie mam opłaty. Oczywiście puścili mnie bez mandatu, gdyż wszystko się zgadzało - nie było 12ton, wiec nie było Euro. Jednak jak widać system opłat w Niemczech działa i ma się dobrze.

Aktualnie u nas w Polsce jest wprowadzany podobny system i ma być już w ruchu na wakacje, więc zobaczymy na jakiej zasadzie będzie się to wszystko odbywało. Na pewno nie będzie to bardziej opłacalne niż dotychczasowa winieta.
Aktualnie Tiry wykupują wyżej wspomniana winietę - jest to karteczka w dwóch egzemplarzach, na których jest podana data ważności - przy czym na jednym odcinku wpisujemy nr rejestracyjny, a drugi egzemplarz przyklejamy na szybę. Winiety są dobowe, tygodniowe, miesięczne i były roczne. Więc wiecie już czego osobówka płaci na bramkach na autostradzie, a Tir pokazuje bilecik. Swoja droga dla informacji podam, że CODZIENIE każdy TIR/autobus musi mieć winietę jeżdżąc po Polsce - niezależnie czy jest to autostrada czy też nie. Jednodniowa taka przyjemność kosztuje 57zł za dobę. Winiety występują w karach Beneluksu, Węgrzech, Litwie, Estonii itp. Natomiast Słowacja, Czechy (premid), Niemcy (Toll Collect), Austria (Gobox), Włochy maja swoje urządzenia. W innych krajach opłaty nie występują, a za autostrady płaci się gotówka bądź karta np. Słowenia, Hiszpania, Francja (wszystko mowa o ciężarówkach z osobówkami jest już różnie).

Mój plan co do jazdy na 10 godzin uległ zmianie po usłyszeniu wiadomości na CB, że 70km przede mną był wypadek śmiertelny. Nic dziwnego poniedziałek i A2 przynosi swoje cotygodniowe żniwo. Po wjechaniu na Ring Berlina zjechałem na pierwszą stację Aral „Fichtenplan”. Była godzina 18:00, wiec jeszcze nie chciało się mi spać. Poszedłem wiec odszukać jakiegoś Polaka z laptopem – jakby nie było, długa droga przede mną więc jest dobra okazja zdobyć kilka filmów. Po krótkiej wędrówce miedzy autami odnalazłem ślązaka, z którym wymieniłem się filmami. Zdobyłem około 11 nowych pozycji - oczywiście wszystko w wersji demo Wysoki Sądzie. Zadowolony wróciłem do auta zrobić sobie kolacje i czas na lulu bo dziś nie będzie pauzy 11to godzinnej, tylko skrócę ją do 9 godzin aby być na rozładunku o czasie.

Wtorek[

Powoli chyba staje się tradycja, że startuje o godzinie 4:00. Wcześniej szybka toaleta i w drogę. Do Hannoveru już niedaleko, więc myślę że będę o czasie. O godzinie 7:10 jestem już na miejscu gotowy do rozładunku. Niemiec informuje mnie, że niepotrzebnie tak szybko przyjechałem bo mam awizacje zrobiona na godzine 9:00 :>. Cholera, w dzisiejszych czasach nikomu nie można wierzyć ;), dlatego jeśli dzwoni do Ciebie telefon i niezależnie kto jest po drugiej stronie słuchawki to jednym uchem wpuszczaj, a rób swoje. Transport opiera się głównie na kombinacjach i ściemnianiu. Zleceniodawca mówi spedycji, żeby być na 8:00 bo towar super pilnie potrzebny, spedytor mówi żeby być na 7:00 bo boi się, aby kierowca się nie spóźnił, a ogólnie po przyjeździe okazuje się że nikt nie ma pojęcia, że ktoś miał coś przywieźć i tak jest zawsze.. Byłem przed czasem, więc odsmażyłem sobie na patelni pierożki które zabrałem z domu i obejrzałem film. Punkt godzina 9:00 wyszli pracownicy i kazali podstawić się pod rampę. W międzyczasie przyjechał na firmę mój niedoszły kompan podróży, który nie spodziewał się mnie o tak wczesnej porze. Nie dość, że go wyminąłem po drodze bo spał na wcześniejszym CPN to jeszcze skróciłem pauzę, więc byłem sporo do przodu.. inna sprawa, że nie potrzebnie no ale kto miał to wiedzieć..

O godzinie 10:00 miałem już w rękach podbite papiery i ruszyłem w drogę. Do miejsca załadunku miałem około 120km i o godzinie 12:15 byłem na miejscu. Mała mieścina koło Kassel, a w niej fabryka papieru. ;/ Miałem mały dylemat, czy jechać przez mostek 12t przez miasteczko, ale nie widziałem żadnej innej ciekawszej drogi na nawigacji więc zaryzykowałem. Później na miejsce podprowadzili mnie chłopaki na CB. Ogólnie nie byłem zadowolony jak się dowiedziałem co tam produkują.. Papier to jedna z bardziej ryzykownych rzeczy do przewożenia. Nie dość, że jest zawsze ciężko to jeszcze ładunek w rolach i pod sam dach. Na zakrętach trzeba bardzo uważać, bo przy takiej wysokości można się pozbyć ładunku w mgnieniu oka. Idąc do biura przepustek miałem jeszcze nadzieje, że może załadują mi ręczniki papierowe, jednak po kilku minutach już wiedziałem, że są 24tony. W biurze przepustek podałem numery auta, nazwisko i numer załadunku, po czym Niemiec odprawił mnie z kwitkiem do samochodu informując, że gdy pojawi się mój numer rejestracyjny na tablicy to wjeżdżam na wagę. Większość poważnych firm ma jakiś system powiadamiania kierowców. Najlepszy jest albo gość chodzący i stukający po drzwiach albo pager. Tutaj była najgorsza opcja, czyli tablica diodowa, a raczej kilka tablic bo były rozstawione co kilka metrów, gdyż auta stały w sznureczku jeden za drugim. Nie cieszyło mnie to zbytnio bo niby stoisz i masz pauzę, a nie ma jak się przespać. Weź siedź na fotelu i patrz się jak szpak w pi..*$#^ aż się coś pokarze. Po godzinie pilnej obserwacji stwierdziłem, że olać system - jest dopiero wtorek i niech się dzieje co chce - idę kimać. Zerkałem co jakiś czas jednak nic ciekawego nie wypatrzyłem, co mogłoby mnie zainteresować. O 15:30 wybrałem się na biuro przepustek poinformować Hitlera, że czas pracy kończy się mi o 17:30 i jak mnie nie wpuści za chwile, to może sobie do jutra darować. Napisałem mu numer rejestracyjny na co on odrzekł „kuuur##@ mać”. Cóż tylko tyle go Polacy nauczyli. Okazało się, że mój numer był wyświetlany 3 krotnie o 14:30 :D. No cóż - sweet dreams. Godzina 15:40 wjechałem na wagę i dołączyłem do drugiej kolejki - tym razem już na zakładzie. Korzystając z wolnej chwili posprzątałem na naczepie, poukładałem pasy oraz zapsikałem WD - spinki do naciągania pasów, co by się troszkę rozruszały po zimie. Dopiero o 16:50 przyjechał po mnie wózkowy i kazał się podstawić. Otworzyłem bok i rozłożyłem specjalne niebieskie podkładki na podłogę – maja one na celu zapobiegnięcie przesuwania się papieru. Wózkowy załadował mi 9 rolek papieru. Na pierwsza i ostatnią rolkę założyłem dwa pasy, a na pozostałe po jeden. Pod każdy pas musiałem dać narożnik, aby nie pozaginać papieru. O 17:40 byłem już gotowy do wyjazdu. Została mi tylko godzina pracy, więc postanowiłem ja wykorzystać. Miejsce docelowe rozładunku była Hiszpania. – jakaś wichura za Barceloną. Udało mi się dotrzeć do stacji paliw Aral na skrzyżowaniu autostrad w Kassel i tym sposobem zakończyłem jazdę o godzinie 19:00. Jako, że pod fabryka wykręciłem 3 godziny pauzy, więc mogłem kolejny raz skrócić drzemkę do 9 godzin - co też uczyniłem..

Środa

Godzina 4:00 rano i wio Do celu miałem 1500km, więc mam 2 dni spokoju z otwieraniem naczepy. Oczywiście papier na pace, więc przez cała drogę leje deszcz. O godzinie 7:00 zatrzymuje się na śniadanko, a o 8:20 jadę dalej zbliżając się do niemieckiej granicy. Granice postanowiłem przekroczyć w miejscowości Baden, a nie tak jak zawsze w Freiburgu. Byłem czasowy, a przez Baden jest ciut dalej, ale za to jedzie się po francuskiej stronie rzeki i to za darmo. Większość kierowców tędy jeździ. Przejście graniczne jest charakterystyczne, gdyż przez granice płynie rzeka i przekracza się ją jadąc po tamie. Jedyną niedogodnością jest miasto Strasburg, gdyż jest przeważnie zakorkowane. Ja akurat byłem o dobrej godzinie i wszystko poszło w miarę sprawnie. O 11:30 musiałem zjechać na kolejna 45minutowa pauzę, podczas której się przespałem. Trasę tego dnia zakończyłem na wielkim parkingu „Aire du Jura” z charakterystycznym wiaduktem nad autostrada. Oprócz stacji benzynowej na parkingu była restauracja oraz budynek z wystawami – gdyż parking ten jest bardzo blisko jakiegoś parku przyrodniczego. Ogólnie to wokoło był las oraz ścieżka z tablicami informacyjnymi, na których przeważnie były opisy drzew oraz fragmenty starych zabudowań. Cały teren obszedłem - zawsze to jakaś ciekawostka, a w aucie i tak niewiele jest do roboty. Wieczorem poszedłem pod prysznic i stwierdzam - im droższy prysznic, tym gorszy stan. Grzyb jaki gościł na suficie mnie wprost przerażał. Gdyby Mario Bross go zjadł, to z cała pewnością otrzymałby wszystkie moce naraz + nieśmiertelność. Kto wie, czy by się mu jeszcze jakiś film nie wyświetlił ;). Ogarnąłem się troszkę i spanie.

Czwartek

Do przejechania pozostało mi jakieś 900km, czyli wiem na pewno, że jeszcze dziś nie będę na miejscu. Ruszyłem standardowo o 4:00. Dostałem SMS, że po rozładowaniu mam trzy miejsca załadunku.. Fuck, takie szczęście nie zdarza się często. SMS wprowadził troszkę zamieszania, gdyż w Piątek mam zrzucić jeden ładunek i trzy podjazdy do załadunku - czyli mission imposible! A biorąc pod uwagę, że jeśli coś nie wypali z którymś miejscem to podejrzewam, że hiszpańskie pastuchy nie pracują w sobotę, a co za tym idzie będę stał na jakimś odludziu jak frajer i weekendował się w krainie byków.
Lyon przejechałem sprawnie i powoli zmierzałem A7 w stronę Montpellier. Pogoda była ładna - świeciło słoneczko i było 18 stopni. Od Montpellier w stronę Parpignan ziemia staje się powoli czerwona, a po naszej lewej stronie pojawia się miejscami woda – jest to nic innego jak morze (a raczej zatoka). Widoki są ładne, zawsze to jakieś urozmaicenie na autostradzie. O 7:15 zatrzymuje się na parkingu na przymusową pauzę. Parking nosi nazwę Aire du Fitou i z niego jest bardzo blisko do zatoki. Zrobiłem sobie śniadanie i poszedłem zrobić zapas wody. Każdy nabiera w bańki ile może jeszcze po francuskiej stronie bo jakość hiszpańskiej wody ma wiele do życzenia.

O godzinie 10:00 przejechałem francusko-hiszpańską granicę na wysokości miasteczka Le Perthus. Na samym początku wędrówki Hiszpania wita nas górami. Zaraz po przejechaniu granicy rozpoczyna się wspinaczka i jazda po wysokich wiaduktach. Zjeżdżam z autostrady pierwszym zjazdem na sławną hiszpańska miejscowość La Junquera. Wskazówka paliwa bardzo opadła, więc pora zjechać na stacje i troszkę dolać. La Junquera to miasto pełne sklepów, supermarketów, night clubów, stacji benzynowych oraz parkingów. Tu jest inwazja handlarzy oraz dziewczyn które są bardzo przyjacielsko nastawione :D (pod warunkiem, że jesteś wyposażony w plik banknotów z euro). W Polsce są ssaki leśne a w Hiszpanii? Nie wiem? Może ssaki górskie lub stepowe? Kto to wie :D. To wręcz tradycja.. jeśli byłeś w Hiszpanii, a nie byłeś w Juquerze to znaczy ze wcale Hiszpanii nie widziałeś. Krótko w trzech słowach - inwazja kurestwa złodziejstwa i kiczu. Zjechałem na stacje benzynową Repsol i zalałem 300l. Paliwo w Hiszpanii jest w miarę tanie, lecz nie chciałem tankować do pełna bo na parkingach jest dość niebezpiecznie. Do samej Barcelony jest autostrada, lecz tą samą trasę można pokonać jadąc wzdłuż autostrady drogą bezpłatną, która jest w bardzo dobrym stanie i śmiga się nią spokojnie 80km/h. Landówką jechałem około godziny - przez cała drogę mijając przydrożne dziewczyny. Żal, bo niektóre na prawdę wizualnie laski pierwsza klasa. Chyba tu pracuje cała narodowość Europy. Jazda landówką nie szła aż tak różowo jak przewidywałem, więc uciekłem z powrotem na autostradę. Czas dobiegał końca, więc bezpieczniej jest się zamaskować na stacji paliw na płatnej drodze. O godzinie 15:00 zjechałem na stacje Agip i tam rozpocząłem odpoczynek. Obejrzałem kilka filmów, zjadłem kolację i zabezpieczyłem drzwi na noc. Z opowieści parkingowych słyszałem/widziałem już różne cuda o Hiszpanii, gdzie każdy pcha łapy po nie-swoje. Nie chciałem ryzykować, więc wkręciłem na noc w zamek od centralnego wkręta, który uniemożliwiał odblokowanie drzwi. Niektórzy kierowcy spinają drzwi pasem, jednak jest to troszkę niewygodne. Uchyliłem szyber-dach, żeby w razie jakichś nieprzyjemności się nie udusić, gdyż pastuchy lubią coś wpuścić do kabiny i wpaść na ciche zakupy. Przeważnie wtedy dobierają się do zamka i wychodzą z laptopem i kasa. Życie jest brutalne - nawet wydawać by się mogło w cywilizowanych krajach. Paliwa miałem zalane na styk ładunek niechodliwy, więc niech się dzieje wola nieba.

Piątek

Obudziłem się standardowo o 3:30 - takiego świergotu ptaków dawno nie słyszałem - na każdym drzewie na parkingu setki ptaszków. Pomimo wczesnej pory poranek był jasny. Obszedłem auto - wszystko było porządku, więc herbatka i jedziemy dalej. Starałem się nadrabiać czas, aby przejechać cała Barcelonę przed porannym tłokiem. Wszystko szło jak marzenie - do czasu… Nawigacja kazała mi skręcić na drugą autostradę, jednak byłem pewien, że mam ciągłe jechać AP7 i nie wiem co mnie podkusiło, ale skręciłem i dupa \! Nie miałem jeszcze tej mapy wgranej na Hiszpanię, więc nie wiedziałem za bardzo czy można jej ufać. W skrócie straciłem 15 minut i nadłożyłem 10km - niby nic strasznego, ale dziś z całą pewnością nie miałem czasu na nieplanowane zwiedzanie Barcelony.

Po dwóch godzinach jazdy zjechałem na drogę bezpłatną, gdyż zbliżałem się do celu. W miejscowości, do której zmierzałem wjechałem na rondo i od razu zrobiłem minę zdziwionego karpia, gdy na każdym zjeździe ukazał się mi znak ‘8ton’. Włączyłem światła awaryjne, przyjrzałem się bliżej nawigacji i objechałem całe miasto dookoła nadkładając kolejne 10km. Ujrzałem znak informujący, że zaraz wjadę na strefę przemysłową. Przejechałem rondo i od razu zobaczyłem znak firmy, której szukałem. Pomyślałem, że gładko poszło, jednak strzałka która mnie miała zaprowadzić pod firmę po prostu na pierwszym rondzie się pojawiła, a na kolejnym już nie było podanego żadnego kierunku :> - za taka pomoc to ja dziękuję. No nic, poszukiwania czas zacząć.. Zjeździłem strefę wzdłuż i wszerz i firmy po prostu nie ma. Mało tego - nikt z zatrzymanych przeze mnie osób nic nie wiedział. Po kolejnych 30 minutach krążenia wjechałem w drogę, która prowadziła w pola w których rosły winogrona.. I co ? jest mój cel.

Troszkę kręcenia i zamotania jednak jest dobry czas, więc rozpinam boki i czekam aż pastuch skończy ściągać auto, które przyjechało przede mną. Wykręciłem przy okazji pauzę 45 minutową i rozpoczął się mój rozładunek. Oczywiście na mnie musiało skończyć się paliwo w wózku i brakuje tylko tego, żeby się złom zapowietrzył i mnie tu przetrzymał - a trzy miejsca czekają. Na szczęście po kilku minutach wrócił kierowca tego wynalazku z bańką ropy i o dziwo złom odpalił. Na wózkowego narzekać nie mogę, bo nawet szybko mnie zrzucił i o 8:45 byłem już wolny. Obrałem kierunek Terragona i Walencja. Do samej Walencji można dojechać landówką, która biegnie wzdłuż autostrady, ale ja nie miałem czasu na głupoty - może na powrocie się skuszę. Widoki z autostrady miałem bardzo fajne. Z prawej strony ciągle góry, a z lewej miasteczka i morze - szkoda tylko, że czas mnie tak goni. Podziwiając widoki dotarłem do Castellon i tam miał być pierwszy załadunek płytek ceramicznych. Znów miałem problem ze znalezieniem firmy. Miałem podany kod pocztowy, nazwę firmy i km na którym się firma znajduje, tylko nikt nie wspomniał na której drodze ;/. Lekko poirytowany, błądziłem po miasteczku, wjechałem na rondo które miało jedenaście zjazdów i jeździłem sobie dookoła wypatrując odpowiednich znaków. Na szczęście pomocne okazało się CB radio i po chwili zobaczyłem docelową firmę.

Okolice Castellon to tak jak u nas Śląsk, tylko że w Hiszpanii jest to zagłębie płytek, które zapewne każdy z was ma w domu i nawet nie wie, że są one z Hiszpanii – zresztą sam nie wiedziałem ;). Na firmie jak w ulu - kilka wózków widłowych i chłopaki na prawdę maja ruchy ekspresowe, trzeba uważać aby nie wpaść pod koła bo nawet się te speedy gonzalesy nie odwracają. Jeżdżą jak nietoperze ;) - z tą różnicą, że oni o przeszkodzie dowiadują się już po uderzeniu, więc nie ma żartów. Szybko załatwiam sprawy w biurze i od razu wjeżdżam na plac. Otwieram dwa boki i dostaje pierwsze 8 palet - okazuje się, że to wszystko w tym miejscu. Spinam ładunek pasami i jazda dalej w drogę bo czas ucieka - jeszcze dwa miejsca a niewiadomo do której dziś czynne.

Kolejne miejsce załadunku jest tylko 5km dalej w miejscowości Almanzora, jednak za cholerę nie mogę odnaleźć firmy. Jeżdżę po miasteczku - wszędzie firmy z płytkami tylko nie ta co trzeba. Oddalam się drogą w stronę Walencji - miejscowość się kończy i okazuje się, że już jestem za daleko. Nie ma co bezsensownie krążyć może z kolejnym miejscem pójdzie łatwiej! Wklepuje miejsce nr 3 do nawigacji i jadę dalej. Dojeżdżam do miejscowości Nules i od razu na rondzie widzę wielka firmę. Na wstępie od razu jestem proszony na wagę i na parking czekać. Wracam do biura w celu rejestracji - młode Hiszpanki robią papierkową robotę, wyglądają na max 20 lat i są całkiem fajne (w porównaniu do Niemek to są zaaaajebiste ;)). Dziewczyny z uśmiechem na twarzy witają mnie swoim Hiszpańskim „ola” i zaczynamy procedurę rejestracji. Jedna blond, druga czarna – obie ubrane modnie. Krótka spódniczka, duży dekolt legginsy ehm ;), człowiek może się rozmarzyć. Obie troszkę przykopcone, a raczej opalone, jednak wszystkie te hiszpańskie dziewczyny są podobne do siebie… taki typ urody… jakieś takie na jedno kopyto robione ;) :D (albo miały obrotnego ojca ;)) - nieważne. Zarejestrowany wracam do auta, rozpinam dwa boki i czekam na wózkowego.

W Hiszpanii przerwy są często - a raczej chyba siesty i właśnie trafiłem na jedną z nich.. Więc chwilka odpoczynku. Po godzinie pojawia się wózkowy i przywozi 7 palet twierdząc, że to wszystko. Zdziwiony patrzę na wagę a tam 12 ton :> cóż troszkę sobie to wszystko waży. Patrzę na papiery z pierwszego załadunku i okazuje się, że te 8 palet ważyło 10 ton :> nie zdawałem sobie sprawy, że to cholerstwo takie ciężkie, co oznacza że jestem przeciążony na oś na potęgę. Wózkowy za żadne skarby świata nie chce przestawić mi palet z wcześniejszego załadunku – straszny z niego qtas. Karze, więc załadować wszystkie palety pojedynczo na środku. Wszystko spinam pasami i odpalam laptopa. Namierzyłem „ręcznie” ulice której nie mogłem wcześniej znaleźć - teraz powinno być lepiej. Jadę na wagę i idę po papiery. Na wszelki wypadek pytam młodziutkiej hiszpanki o firmę do której chce jechać.. rysuje mi ona mapę na kartce. Szybki rysunek jak dojechać do Almazory, czyli to co już wiem, ale nie mam serca jej przerywać gdy pochylona z takim pięknym dekoltem rysuje drogę - mało tego wszystko ładnie pokolorowała i mi wytłumaczyła - bardzo pomocny i przyjacielsko nastawiony naród ;) zaczyna mi się tu podobać.

Nie czas na głupoty - jest już przed 16:00 więc czasu pozostało już niewiele (o ile już nie jest za późno). Pędzę do Almazory i z lotu odnajduje wcześniej zaginioną ulice. Okazuje się, że mam tu do odebrania tylko 1 paletę :>, czyli moje rozmieszczenie na naczepie jest całkiem do dupy. Tak to jest jak się ładuje w kilku miejscach i nie wie się, ile ma być palet. Wózkowy szybko dowozi moja paletę i udaje się mi go przekupić moja ostatnia czekolada z Wedla. Rozpinam dwa boki i Hiszpan robi małe zmiany na naczepie. Poprzestawiał mi kilka palet na tylną oś. Wszystko jest zrobione bez rewelacji ale i tak dużo lepiej niż na początku.. teraz jest chociaż nadzieja, że można na to rozmieszczenie oko przymknąć. Idę do biura po papiery - tam też same dziewczyny w okolicach 20stki i też bardzo ładne – istne hiszpańskie lachonarium ;o.

Jestem wykończony - czas jazdy i pracy również. Dla relaksu jadę landówką i oglądam hiszpańskie miasteczka. Bliżej 19:00 zatrzymuje się na stacji paliw, gdzie zamierzam spędzić noc. Do morza jest jakieś 1.5km, jednak dzisiejszy dzień dał mi popalić, więc idę pod prysznic, zabezpieczam drzwi i lulu.

Sobota

Budzę się wyspany i o 4:00 jestem gotowy by jechać w stronę naszego kraju. Do domu jeszcze daleko, ale nie przejmuje się tym zbytnio bo i tak mam bardzo dobry czas i na święta spokojnie zdarzę. Nie sądziłem nawet, że uda się mi to wszystko wczoraj załadować. Byłem raczej bardziej nastawiony na weekend w Hiszpanii. Spieszyć się nie musze, więc stwierdzam że póki nie ma zbyt wielkiego ruchu to pojadę droga bezpłatna - nacjonalką N345. Miasteczka wyglądają na zadbane i takie jak to pokazują w TV. Jest troszkę starego budownictwa, jednak w środku domów jest już całkiem nieźle, żeby nie powiedzieć że bogato. Na ulicach sporo neonów prowadzących do dyskotek i nocnych klubów. Upatrzyłem sobie parking płatny, bezpośrednio w sąsiedztwie bloków - dosłownie kilka kroków od morza. Kiedyś będę musiał się tam zakotwiczyć na weekend. Jadę szybko, więc i spać się nie chce, a czas szybko płynie. Po 3 godzinach jazdy fotoradar pstryka mi zdjęcie. Wrr ! Koniec tego - wracam na autostradę bo jak tak dalej pójdzie to będę robił na same mandaty.

Przed Barcelona chce zatrzymać się na pauzę 45 minutową, jednak wszystkie stacje paliw są zapchane śpiącymi szoferami, więc jadę dalej. Za Barceloną robie kolejne podejście na krótki postój, jednak też nie ma nic wolnego. Szybka decyzja, spadam na jakiś dziki parking bo na CPN nie ma co liczyć. Uwagę moja przykuł gość stojący koło niemieckiego Mercedesa Actrosa, który kręcił się koło auta z kijem. Na mój widok schował patyk za plecami jednak nie zdawał sobie sprawy, że jest on na tyle długi że wystaje mu ponad głowę. Odjechałem troszkę na pas wjazdowy na autostradę, otworzyłem drzwi i udawałem że poprawiam lusterka. Gość gdy mnie zobaczył zaczął chodzić bezsensownie i wiedział, że już się zorientowałem, że jest złodziejem i czai się na paliwo. Wszedłem do auta, włączyłem klakson i odjechałem. Na CB powiadomiłem chłopaków o co chodzi i mieli oni trąbić, gdy będą przejeżdżać obok CPN. Nie wiem, czy ten oszołom się wypłoszył czy nie. Wyjechałem z parkingu trąbiąc, bo gdybym tam został mógłbym stracić szybę. Już raz widziałem taką akcje i nie chciałem ryzykować. Wszystko rozumiem, ale żeby w biały dzień przy samej autostradzie okradać auto to trzeba mieć tupet. Cóż pod latarnia zawsze niby najciemniej i to jest w Hiszpanii najsmutniejsze.

Po 20 minutach zjechałem na zwykły parking, zaciągnąłem firanki i poszedłem kimać na 2 godziny bo od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Przebudziłem się bliżej 11:00 i zjechałem z autostrady. Postanowiłem dać sobie jeszcze jedną szanse i jechać powoli ku Juquerze. Jechało się całkiem fajnie - odniosłem nawet wrażenie, że na tej nacjonalne są mniejsze górki. Już 60km od granicy pojawiły się pierwsze strażniczki lasu.
Droga jest górzysta, jednak dafik daje rade i bliżej 11:00 melduję się na La Junquea. Zajeżdżam na stacje Stell, jednak wszystkie miejsca parkingowe są zajęte - nic dziwnego, w końcu jest weekend a parking na Shellu darmowy. Zmieniam plan i jadę na słynny CPN „żółw” gdzie dziewczyn i sklepików jest chyba więcej niż aut. Parkuje auto i zabieram się pod prysznic. Oczywiście już od samego początku postoju stukania do kabiny nie ma końca - jakby nie było dziewczyny widzą potencjalnego klienta. Szykuje rzeczy pod prysznic i dodatkowo do torby wkładam portfel laptopa i aparat. Bezpieczeństwa nigdy za wiele i robie to tylko, gdy jestem w Hiszpanii.

Prysznic w bardzo dobrym stanie - czysto i schludnie. Szybkie golenie i czas wracać do auta. Niemoralnych ofert ciąg dalszy i aż żal, że takie laski się puszczają. Podczas mojej nieobecności zdążyła się wykręcić pauza, więc wracam na stacje Repsol zatankować potwora. Tankuje tylko na tej stacji, bo tylko na niej mogę płacić karta DKV. Ogólnie na Junquerze nie ma problemu z paliwem, bo stacje są od siebie oddalone co 300metrów – jedno wielkie skupisko ropy o ile można tak ten specyfik nazwać.
Zalewam niecałe 800 litrów i płacę ponad 1000 EURO. Zostały mi jeszcze trzy godziny jazdy, więc chce ten czas jakoś wykorzystać. Mógłbym zostać na Junquerze, ale wtedy na pewno nie odpocząłbym w weekend bo pukania do kabiny nie byłoby końca.
Droga w stronę Lyon odbywała się bez większych atrakcji. W Bieziers widziałem najprawdopodobniej lakiernie samolotów pasażerskich. Liczyłem, że będzie gdzieś niedaleko parking, abym mógł porobić kilka zdjęć. Niestety nie jest dane mi zatrzymywać się koło interesujących mnie miejsc, więc pojechałem dalej w stronę Lyon. Po 15:00 czas dobiegał końca i powoli zaczynałem myśleć o parkingu na weekend. Akurat pojawiła się tablica z informacja, że za chwilkę będzie Totoal i od razu sobie przypomniałem, że kiedyś już tam stałem na weekend, a było to dokładnie przed świętami Bożego Narodzenia. Wiedziałem, że parking jest duży (jest sporo drzew) więc nie ma co wybrzydzać i o 15:30 byłem już zaparkowany. Weekend wypadł w okolicach Montpellier i bardzo dobrze bo znaczyło to, że w Poniedziałek zdążę przejechać Lyon przed porannym tłokiem.

Ugotowałem sobie obiad - dziś szef kuchni poleca pomidorową ;). Na parkingu trwała impreza - oczywiście Made in Poland, ale jakoś nie miałem zbytnio ochoty na tak rozbawione towarzystwo. Obejrzałem filmik ,czy też dwa i około 22:00 poszedłem spać.

Niedziela

Przebudziłem się przed 10:00. Słoneczko nawet nie dokuczało - pogoda była idealna. Zabrałem się za poważniejsze porządki w kabinie co zajęło mi sporo czasu. Zmusiłem się w końcu do pochowania kabli od nawigacji pod deskę rozdzielczą i naprawienia gniazda zapalniczki. Ogólnie elektryka zajęła mi najwięcej czasu a i tak nie zrobiłem wszystkiego co chciałem. Po porządkach kolejny film i czas na obiad – dziś rosół. Ogólnie nic ciekawego do wieczora nie robiłem, jednak nie nudziłem się.. przesmarowałem zamki w naczepie umyłem szyby i światła. Wieczorem kolejne filmy. O 22:00 kończy się zakaz jazdy we Francji dla ciężarówek i mogłem już ruszać, jednak nie było potrzeby jechać w nocy i tak mnie to nic nie ratuje.. więc wystartowałem standardowo.

Poniedziałek

Wyspany i wypoczęty ruszyłem o 4:00 rano. Ruch jak zawsze niewielki.. Dzięki czemu po dwóch godzinach byłem już na bramkach przed Lyon. Na obwodnicy Lyonu zaczął się delikatny zator, jednak ja byłem zajęty obserwowaniem lądujących samolotów, gdyż niedaleko znajduje się lotnisko Saint Exupery. Po kolejnej godzinie dojechałem do kolejnych bramek, gdzie samoloty rozpoczynały ścieżkę do zniżania. Ucieszyłem się tym widokiem - tym bardziej, że samoloty przelatywały centralnie nad stacja BP. Zaparkowałem mojego tupolewa i z aparatem pogoniłem na trawnik. Cała pauzę spędziłem na trawie robiąc fotki przelatującym samolotom. Zdjęcia można zobaczyć w galerii. Z tą pauzą to nawet przesadziłem bo w sumie zeszły mi ponad dwie godziny  - nie ma się co martwić czasowy jestem. Przed 10:00 ruszyłem w stronę Strasburga i po dwóch godzinach jazdy zgłodniałem. Na wcześniejszej pauzie nie miałem czasu nawet na kanapki ;) - taka mania lotnicza. Zjechałem na parking i ugotowałem barszcz z uszkami. Przed 13:00 dalsza jazda na Strasburg. Całą drogę nic się nie działo i o godzinie 15:00 zaparkowałem auto na długą pauzę dobową 30km od Strasburga.

Wtorek

Wtorek zapowiadał się bez rewelacji i taki właśnie był. Ruszyłem z Francji, więc na pewno braknie mi do granicy Polskiej, co za tym idzie - pośpiech jest niewskazany. Jechałem sobie powoli mijając kolejne miasta: Strasburg, Heilbronn, Nurnberg, Chemitz i na Dresden dzisiejszy dzień zakończyłem. Zjechałem na stację Stell, na której jest Burgerking oraz spory parking. Była godzina 17:00, a niemieckie BAG dopiero rozkładało wagę. Do ważenia mieli polskich laweciarzy oraz gabaryt z maszyną do robienia odwiertów. Była wielka – niektórzy na autach wożą jedynie jedna gąsienice, a gość nie dość że miał dwie gąsienice, to jeszcze cała maszynę do kompletu. Raczej zezwolenia na to nie było, bo Niemcy po rozłożeniu wagi łapali się za głowę, a samo ważenie chyba zajęło 1,5 godziny, gdyż samych osi było 13 szt. Co daje ilość prawie 50 opon w zestawie, więc sprzęt był naprawdę specjalistyczny. Miałem nawet propozycje od polaka, aby przewieść mu kilkanaście doniczek z kwiatami, bo był przeciążony. Jechał busem i zapłaci 500 EURO. Oczywiście nie zgodziłem się na takie coś mimo, że miejsca miałem sporo.. ale dodatkowa tona nie jest mi potrzebna i nikt mi nie da na to papierów, ani tym bardziej gwarancji, że zanim dojadę do polskiej granicy nie wyrosną z doniczek jakieś riki tiki narkotiki. Obejrzałem kilka filmów i poszedłem spać.


Środa

Ruszyłem o godzinie 3:30 gdyż nie chciało się mi już spać. Jest to odpowiednia godzina bo odcinek od Chemitz do Polski jest najbardziej patrolowanym i o kontrole nie trudno. O godzinie 5:00 byłem już na naszym Zgorzelcu i zjechałem na Żarską Wieś na duża stację Bp. Zrobiłem pauzę, poszedłem pod prysznic i zasiadłem przed laptopa. Trochę poczytałem i czas coś popracować.. ujechałem kolejną godzinę i znów zjechałem na Internet. Miałem sporo czasu, więc musiałem sobie jakoś dzień przeciągnąć. Następnie kolejne godziny jazdy i zjazd na stację Lotos na Krapkowicach i tam 3 godziny netu. Takimi skokami bujałem się do samego Krakowa, gdzie zaparkowałem na dobre na Balickich bramkach - czyli tak jak planowałem. Cały wieczór spędziłem na fotografowaniu startujących/lądujących samolotów. Czas mijał szybko i ogólnie bardzo mi się podobało. Wieczorkiem warunki się pogorszyły i zdjęcia nocne nie wychodziły, więc kima aby rano ruszyć.

Czwartek

4:00 rano – start. Około 7:00 zajechałem do baru Taurus specjalizującego się w golonce. Zjadłem śniadanko i o 8:00 byłem w moim miejscu docelowym. Musiałem przejechać po mostku 12tonowym, ale to już szczegół - tu jest polska i tu tak się jeździ i nie z wyboru a z przymusu. Rozładunek bardzo się przeciągał mimo, że było wiele ramp to nikt się nie kwapił, aby zabrać się za mnie. Dopiero o godzinie 11:00 coś się ruszyło i po 12:00 zakończyłem pracę. Pozostało mi tylko umyć auto, odprowadzić na bazę i zacząć świąteczny weekend.. więc Wesołych Świat !

FOTKI z trasy
https://picasaweb.google.com/107655063071534771460/Hiszpania#

archiwalne opowiesci z trasy dostepne w archiwum Go wystarczy wpisac "opowiesic z trasy" i 99999 dni wstecz

24.04.2011 20:58
eltexo
2
odpowiedz
eltexo
86
Idzie Grzes przez wies

[2] Inaczej to wygląda, kiedy tylko czytamy, a inaczej kiedy jednak trzeba za tą kierownicą siedzieć. Cóż, po prostu trzeba to lubić, inaczej ten zawód szybko stanie się udręką ;p

Hiszpania, oh, Hiszpania.. Chyba żaden z kierowców nie przepada za jeżdżeniem w tamte rejony. Podróż, jak zwykle, pełna przygód. Przynajmniej nie mogłeś narzekać na nudę ;p
Swoją drogą - myślałem, że Niemcy są "królami" jeśli spojrzymy na sposób załadunku/rozładunku (choć i to w sumie regułą nie jest, byłem świadkiem, kiedy to 2x letnia dziewczyna tak chłopaków goniła, że chwilę po 7 byliśmy rozładowani ;dd), a widzę, że Hiszpanii dotrzymują im kroku :)

Szerokości pozostaje mi jedynie życzyć (i oby tych wypadów do Hiszpanii jak na razie wystarczyło.. ;d)! :)

24.04.2011 21:07
Kowal172
3
odpowiedz
Kowal172
54
Szpec od BHP

W gruncie rzeczy jak to się czyta to się wydaje że masz ciekawą robotę :)

24.04.2011 21:33
4
odpowiedz
mirencjum
66
Legend

Kręcisz się po całej Europie i tylu firmach. Nie szukasz zaczepienia w jakiejś zachodniej firmie transportowej, by trochę pojeździć za prawdziwe pieniądze, a potem to rzucić w cholerę? Bo ile można tułać się w tej blaszanej budzie?

24.04.2011 21:47
Morbus
5
odpowiedz
Morbus
239
settler

mirencjim - sam nie wiem.. narazie kase mam wmiare niezla i w domu jestem w miare czesto narazie nie znalazlem nic ciekawego zagranica. Ogolnie opcja wygnania sie mi calkowicie nie podoba ale wiem ze to bedzie najlepsze rozwiazanie i chyba niedlugo trzeba bedzie cos w zyciu zmienic. Szczerze to wolalbym wyjechac gdzies do Stanow Zjednoczonych czy Canady aby tam cos sie dorobic w "zwyklej" robocie niz dorabiac sie siedzac w tej konserwie na wygnaniu. Wiem ze ameryka sie skonczyla ale jakos mnie tam ciagnie lub w kierunku Norwegi

24.04.2011 21:49
6
odpowiedz
zanonimizowany681887
44
Pretorianin

Jak jest u ciebie z językami?? Angielski starczy czy jednak niemiecki lepiej znać bo widzę że każda trasa przez Niemcy prowadzi...

24.04.2011 21:52
7
odpowiedz
zanonimizowany627706
66
Senator

słuchaj, weź mnie na jedną taką wyprawę, jako qmpla do towarzystwa... Jeśli się zgodzisz, mógłbym dostać 10% tego, co zarobisz :D

24.04.2011 21:54
kokoju
😜
8
odpowiedz
kokoju
108
Handlarz z Neverwinter

A tam weź mnie, wystarczy mi 5% i będę ci cały czas opowiadał o Apple, czy jest jakiś bardziej magiczny i ciekawszy temat na świecie;)?

24.04.2011 21:57
Morbus
9
odpowiedz
Morbus
239
settler

Sopellek - z dogadaniem sie nie ma problemow. Staram sie wszystko zalatwiac przez angielski choc moja znajomosc tego jezyka jest srednia. Wiecej rozumiem niz wiem jak odpowiedziec. Jesli chodzi o policje niemiecka to oni tez znaja kilka słow w naszym jezyku - zwlaszcza " dziendobry, duzy probelm, duzo euro" Jedyne problemy z dogadaniem sie wystepuja u mnie na wegrzech - oni maja calkowicie niezrozumialy dla mnie jezyk a o znajomosci przez nich angielskiego to mozna zapomniec. Bedac zagranica zawsze sie dogadasz uzywajac mieszanych jezykow - osoby zwiazane z transportem odpowiedzialne za zaladunki rozladunki przewaznie wszystko rozumieja bo codziennie maja kilkunastu kierowcow z roznych krajow. Podstawa to "zaladunek, rozladunek" pozniej podaje sie numery wozu i zaladunku... reszta jakos sie juz uklada

24.04.2011 21:58
siwy346
10
odpowiedz
siwy346
106
addicted to music

Podwieszam - jutro sobie ogarnę ten tekst:)

24.04.2011 22:00
11
odpowiedz
zanonimizowany605218
34
Generał

O, nowa część. Czekałem na nią. Jutro postaram się przeczytać.

24.04.2011 22:05
😊
12
odpowiedz
mirencjum
66
Legend

Dobrze, że teraz jest nawigacja. Pamiętam ile to kiedyś człowiek musiał się nagadać z ludźmi by znaleźć ulicę z firmą do rozładunku. Najgorzej to było na Śląsku, można tam było zamotać się na amen. Kiedyś w rozpaczy zapłaciłem taksówkarzowi, by mnie zaprowadził. Teraz to luksus. Mapa, pyk i jak po sznureczku.

24.04.2011 22:06
preDratronIX
13
odpowiedz
preDratronIX
88
Generau

Można by rzec "jazda na Hiszpana" :D

Morbus - lubisz jeździć po Europie? Jakieś ciekawe miejsca zapadły Ci w pamięć?

Pozdrawiam.

24.04.2011 22:16
Morbus
😍
14
odpowiedz
Morbus
239
settler

mirencjum - w dzisiejszych czasach jazda po europie bez nawigacji czy laptopa mija sie z celem. To juz nie sa czasy kiedy byly kilka zjazdow i firm. Teraz nawet mapa sie tak nie przydaje jak nawigacja w ktorej masz wiecej ulic. Wiadomo oszczednosc czasu i wygoda. A jesli chodzi o jazde po kraju to oczywiscie bez navii tylko do znalezienia ulicy - trase planuje juz na mapie. A jesli chodzi o slask to mnie do dzisiaj przyprawia o bol glowy. Tam sie calkowicie nie odnajduje ;)

preDratonIX - jesli moglbym zarabiac jakas mozliwa kase to chetnie zmienilbym jazde na nasz kraj. Jednak ciezko tu cos zarobic bo jezdzac naszymi drogami nie zrobisz zbyt wielu kilometrow. Szczerze ? najchetniej siadlbym na jakis mks wzial kilka zlotych i pracowal na zmiany jak czlowiek. Ale narazie 3ba sie czegos dorobic.. a moze cos swojego otworzyc kto to wie

W europie jak narazie nie mam swojego miejsca do ktorego chcicalbym na gwalt powrocic. Ogolnie to inne kraje nie robia na mnie wiekszego wrazenia. Gdybym pojechal tam czysto turystycznie to byloby inaczej ale jak widze z drugiej strony jak to wszystko wyglada to nigdzie sie mi jeszcze nie podoba. Mysle ze Norwegia zmienilaby moje myslenie.. moze kiedys sie przekonam. Jedno jest pewne chcialbym mieszkac w polsce

24.04.2011 22:51
👍
15
odpowiedz
Piotrek.K
203
... broken ...

Super! Ja chce wiecej opowiesci :). Zwlaszcza przefiltrowane i sprawdzone przez kogos innego :). A jakby jeszcze dopasowac zdjecia do tekstu to juz w ogole byloby bosko...

Tylko brak zdjec hiszpanskich 'chicksow' :(

24.04.2011 22:54
szymon_majewski
16
odpowiedz
szymon_majewski
114
Legend

Morbus - po raz kolejny gratuluje pieknej opowiesci z trasy !

Co do Norwegii -> bylem tam i musze Ci powiedziec - nie masz sie spodziewac cudow wiankow. Ludzie sa niesamowicie "rutynowi" - wpadaja w swoj rytm zycia i malo kto poza niego wychodzi (co nie oznacza, ze sa niemili dla kogos nowego). Stolica mnie troche rozczarowala, poniewaz jest bardzo mala i nie ma tam wielu ciekawych budynkow. Widzialem tam m.in. takie dlugie domki, ktorym z latwoscia wszedlbym na dach, bo byly niezwykle niskie. Troche nowoczesnego zabudowania tez jest, ale bez wiekszych rewelacji. No ale co kto lubi. Jedynym miejscem ktore przykulo moja uwage byl sklep muzyczny (z racji moich zainteresowan). Za krata w sklepie stal m.in. Strato z 1963 roku, ktory kosztowal 65000 koron (nie mam pojecia czy kupie sobie za to w Norwegii obiad czy mieszkanie, choc znajac stereotypowa manie Fenderkowsko-Gibonowska to pewnie to drugie).

Z krajow skandynawskich przyjazna wydala mi sie Finlandia, mimo ze tak naprawde guwno w niej widzialem (jedynie stolice). Moj kumpel z polnocy Finlandii uznal nawet "Finlandia zaczyna sie tam, gdzie koncza sie Helskinki". Najgorzej czulem sie w Danii. Nie spotkalo mnie tam nic dobrego (zostalem oszukany i okradziony, zadnej wiadomosci o zamknietych muzeach, stare miasto mocno przereklamowane - wszedzie drogo a widok wysokich kamienic Andersena niespecjalnie mnie przekonal, a ostatecznie w sklepie spozywczym zamiast masla do smarowania kanapki wcisneli mi ... drozdze - tak to jest jak nie powiesz Lurpak). W chwili obecnej mam do tego kraju nawet wiekszy uraz niz do Niemiec, co nie znaczy ze bylo skrajnie beznadziejnie. Spacer alejka tuz przy zatoce byl bardzo przyjemny.

Nie bylem jedynie w Islandii, ale jest to jednak dosc odlegly kraj i watpie czy sie tam wybiore. Predzej pojade do mojego kolejnego celu, ktorym jest KRLD !

25.04.2011 18:43
Morbus
17
odpowiedz
Morbus
239
settler

szymon_majewski - norwegie chcialem zobaczyc tylko pod wzgledem krajobrazow :) zobaczymy... pewnie kiedys sie tam zjawie

25.04.2011 18:50
peterkarel
18
odpowiedz
peterkarel
61
Legend

[7]

jako qmpla do towarzystwa...

ale, że co ? Obciągniesz jak będzie potrzeba ?

25.04.2011 18:51
Awerik
19
odpowiedz
Awerik
62
Backpacker

szymon_majewski - Finlandia nie jest krajem skandynawskim, podobnie Islandia.

25.04.2011 19:22
piokos
👍
20
odpowiedz
piokos
108
27 do 1

dlatego lepiej używać terminu kraj nordycki

kolejna fajna opowieść

25.04.2011 20:37
Azerath
👍
21
odpowiedz
Azerath
156
Senator

Przeczytane, kolejny raz świetny tekst.

Morbus, mam pytanie. Jak to jest z tą Twoją pracą, pracujesz co drugi tydzień czy jak? Bo to raczej niemożliwe i raczej nieludzkie jest, że masz tak tydzień w tydzień. Zwłaszcza jeśli ma się kogoś, jak sobie z tym radzisz?

No i nie wiem czy możesz, czy już tego może nawet nie robisz, ale ja na Twoim miejscu umilałbym sobie czas słuchaniem muzyki albo jakichś e-booków, które podnosiłby moje kwalifikacje, nie wiem, coś np. o ekonomii, może nauka jakiegoś języka. Ja np. uwielbiam jeździć i często co drugi weekend wsiadam do busa i jadę jak najdalej można i z powrotem, uwielbiam widok ciągle zmieniającego się otoczenia, no i nie ma lepszej okazji do właśnie słuchania muzyki, kiedy nie masz niczego, co zajmowałoby Twoją uwagę i możesz się naprawdę wsłuchać w muzykę.

25.04.2011 20:45
😊
22
odpowiedz
zanonimizowany767769
4
Generał

Załóż jakiegoś bloga i tam publikuj te swoje opowieści, myślę, że mógłbyś mieć sporą publikę nawet poza forum GOLa, bo czyta się to całkiem ciekawie, a może i jakaś kaska z reklam by wpadła :)

25.04.2011 20:45
dzony600
23
odpowiedz
dzony600
41
ru ru ru rurkowców

fajnie, jak zwykle, tak trzymaj ;)

25.04.2011 21:15
tygrysek
👍
24
odpowiedz
tygrysek
249
porywacz zwłok

gites :)
tylu samo lądowań co startów życzę tupolewem :)

25.04.2011 21:44
Sizalus
😊
25
odpowiedz
Sizalus
206
Legend

No właśnie szkoda, że urodziwych Hiszpanek nie uwieczniłeś na fotkach :(

Sama trasa z tego co przeczytałem w miarę spokojna tym razem, obyło się bez takich hardkorów jak w poprzednich odcinkach.

26.04.2011 12:54
Morbus
😍
26
odpowiedz
Morbus
239
settler

Azerath - pracuje codziennie :) wolne mam weekendy czasami od czw. do pn czasami dluzej czasmi krocej. Tu nic nie przewidzisz i nie zaplanujesz.. Jesli musisz byc w home to wczesniej zglaszasz a pozniej i tak liczysz na troche szczescia. Aktualnie od niedawna jestem solo. Uwolnilem ise po 6 latach :) krecenia ale to akurat uwazam za plus. Narazie mysle jeszcze troche pojezdzic a niedlugo czas pokarze..

Murinio - chce miec swoja strone ale ogolnie z moimi fotkami z trasami - ogolnie portfolio ale nie mam czasu go skonczyc :) moze teraz w trasie sie uda

Silazus - nastepnym razem beda fotki napewno ;p trasa byla wmiare spokojna teraz jade na 2 tygodnie.. nowy kierunek obieram a pozniej w srodek francji wiec najwczesniej powrot po majowym weekendzie :( a czy bedzie jakas recenzja to sie przekonamy bo narazie to chyba coraz mniej osob to wszystko czyta :) ale i tak milo ze ktos ma checi i czas

26.04.2011 14:03
👍
27
odpowiedz
Bad Olo
133
Ronaldo de Assis Moreira

Morbus, a nie myślałeś o transmisji na żywo? Zajebista sprawa oglądać na żywo poczynania truckerów.

Oczywiście zajebistą opowieść nam skrobnąłeś, respect!

26.04.2011 14:14
tygrysek
👍
28
odpowiedz
tygrysek
249
porywacz zwłok

pisz pisz
to że mało się wypowiada to nic nie znaczy. ludzie muszą znaleźć dłuższą chwilę, by przeczytać taką ilość bajtotekstów :)

26.04.2011 14:18
Trael
👍
29
odpowiedz
Trael
226
Ja Bez Żadnego Trybu

Morbus -> Jak masz tylko czas to pisz :) Ja się wątku mało udzielam, ale zawsze czytam. Także mała ilość postów nie koniecznie musi oznaczać brak zainteresowania.

26.04.2011 14:21
Nazgrel
👍
30
odpowiedz
Nazgrel
201
tgn

Też się wpiszę - czytam za każdym razem ale nigdy się nie wpisywałem, czyta się rewelacyjnie.

26.04.2011 14:46
fisherfighter
👍
31
odpowiedz
fisherfighter
53
Szalony drajwer

Morbus dawno(nigdy?) nie czytałem tak DOBREGO długiego tekstu. Naprawdę masz chłopie talent. Czytałem pierwszy raz ale na pewno nie ostatni.

Tak jak poprzednicy zachęcam do stronki/bloga z jakimiś reklamami czy cuś bo można by coś skrobnąć z tego na jakiś nowy film na podróż:)

I jeszcze raz, zajebista opowieść!

26.04.2011 14:51
Wiewiórk
32
odpowiedz
Wiewiórk
141
ciekawe ile to 24 znaków

przeczytane, czekam na kolejne :)

26.04.2011 20:01
Morbus
33
odpowiedz
Morbus
239
settler

mam kamere postaram sie zrobic filmik ale niestety narazie mam za slabego kompa zeby go zmontowac.. moze niebawem zmieni sprzet

26.04.2011 20:09
34
odpowiedz
zanonimizowany782436
2
Generał

też zawsze czytam. pisz dalej.

26.04.2011 20:31
35
odpowiedz
McTire
59
Generał

Na początku pomyślałem wall of text, ale w miarę zagłębiania się w tekst coraz przyjemniej się czytało i musiałem doczytać do końca. Czekam na następne Opowieści z Trasy :)

27.04.2011 11:38
r_ADM
36
odpowiedz
r_ADM
248
Legend

Morbus - jak wyglada przekraczanie granic przez TIRy?

27.04.2011 12:06
tygrysek
37
odpowiedz
tygrysek
249
porywacz zwłok

a mnie interesuje to jak się to stało, że zostałeś pilotem tupolewa

27.04.2011 12:18
Tlaocetl
👍
38
odpowiedz
Tlaocetl
196
Ocenzurowano

Kolejny świetny tekst. Nie pękaj i pisz następne.

27.04.2011 13:01
Child of Bodom
39
odpowiedz
Child of Bodom
148
Woo Hoo!

r_ADM
a jak ma wyglądać skoro cały czas porusza się po strefie Schengen? Nie ma granic i tyle.

27.04.2011 13:06
😊
40
odpowiedz
Dycu
65
zbanowany QQuel

Aż uwierzyć nie mogę że te teksty są w stanie przyciągnąć człowieka na pół godziny - świetna sprawa, jak zwykle fajnie się czytało ^^

27.04.2011 13:10
r_ADM
41
odpowiedz
r_ADM
248
Legend

@39 - ale pytal sie ciebie ktos o cos?

Nieraz widzialem ciezarowki w kolejkach przed granica poza tym moze jezdzi tez na wschod.

27.04.2011 14:58
42
odpowiedz
zanonimizowany605218
34
Generał

Morbus, jeździłeś kiedyś na wschód, tzn. Rosję? Mój wujek zaczął niedawno jeździł TIR-em, jeździł i na zachód, ale ostatnio częściej jeździł na Rosję. Wczoraj wziął kurs gdzieś nad Morze Czarne. Większość kierowców mu zazdrości tego kursu :D.

27.04.2011 15:24
gacek
👍
43
odpowiedz
gacek
161
FISHKI dot NET

Morbus >>> nie poddawaj się chłopie :) pisz dalej. Na bank czyta to wiele osób ale nie kazdy komentuje

27.04.2011 16:08
blackhood
44
odpowiedz
blackhood
79
sentimental fool

Dokładnie. Ja się nie dopisuję, ale zawsze z przyjemnością czytam Twoje opowieści.

27.04.2011 16:12
Glob3r
👍
45
odpowiedz
Glob3r
97
Tots units fem força

I ja również czytam każdą opowieść, ale nie zawsze komentuję. Pisz dalej, dobra robota :)

27.04.2011 16:16
wysiak
👍
46
odpowiedz
wysiak
95
tafata tofka

27.04.2011 19:36
👍
47
odpowiedz
Interior666
158
Generał

Szacun ziom! Widać, że chyba ci się nudzi bo sporo się rozpisałeś. Nawet nie chce mi się czytać ale Good Story Bro!

27.04.2011 19:55
😊
48
odpowiedz
Dycu
65
zbanowany QQuel

I żeby nie było - Ja też czytam każdy wpis, i oczywiście nie zawsze się dopisuję : )

28.04.2011 18:35
mautrix
👍
49
odpowiedz
mautrix
83
Foo Fighter

Witam wszystkich oto moja kolejna trasa. Szczegolne podziekowania dla mautrix ktory poswiecil mase czasu na ogolne poprawienie tekstu :) dzieki!

Nie ma problemu - poprawa błędów wiązała się z czytaniem tekstu co niewątpliwie było czystą przyjemnością. Tekst i tak nie jest perfekcyjny, wkradło się parę błędów których nie zauważyłem z pośpiechu, ale myślę że następnym razem będzie lepiej.

Tak jak już wspomniałem w naszych wcześniejszych rozmowach - masz tutaj rzeszę wiernych fanów i mam nadzieję, że dalej będziesz kontynuować prowadzenie swojego 'dziennika pokładowego'.

28.04.2011 19:43
👍
50
odpowiedz
Weakando
141
Legend

Na Twoim miejscu bym założył Bloga :)
Bardzo fajnie się to czyta, sam czytam od pierwszej opowieści.

28.04.2011 20:30
k2o
👍
51
odpowiedz
k2o
81
Senator

Ja również czytam, ale nie wpisuje się.

Bardzo fajnie się czyta i można się dowiedzieć, że to nie taka łatwa praca jak się wydaje. Oczywiście czekam na kolejne opowieści.

28.04.2011 22:18
52
odpowiedz
zanonimizowany740676
69
Legend

Szkoda że się z kobieta rozstales. czekam na nowe opowieści

04.05.2011 21:45
Morbus
😍
53
odpowiedz
Morbus
239
settler

r_ADM --> przekraczanie granicy wyglada tak ze jedziesz i o przekroczeniu granicy informuje Cie tylko znak.. bo jestesmy w uni. Ale i tak niezaleznie od kraju trzeba wykupic myto na autostrady wiec na parking zjechac trzeba w celu wykupienia oplaty chyba ze ma sie automat. mowa oczywiscie o tirach

wczesniej byly granice i odprawy - ale to nie za moich czasow. Ja jedynie doczekalem sie koleiki na granice ktora ciagnela sie na kilka km a na granicy pokazywalo sie tylko paszport badz dowod i puszczali Cie wolno albo full konktrola.

tygrysek --> ktos musial ;) a na powaznie lubie jezdzic.. lubie latac wiec tak zycie ulozylo.. przynajmiej narazie :)

Rares - nie jezdze na wschod - moja spedycja nie obsługuje tego kierunku - a i ja nie chce tam jechac ale to tylko z tego wzgledu ze nie wiem jak to sie odbywa z papierami... jakbym juz raz pojechal to pewnie bym i jezdzil.

Wielka wiesniara - :) szkoda nie szkoda.. :) powiedzmy ze zamienilem na mlodszy model ;)

ps. wlasnie jestem na granicy wracam z koleczka Pl-Cz-D-F :P moze cos skrobne choc nie obiecuje fotek brak

dzieki wszystkim za wpisy :) ciesze sie ze jednak ktos to czyta.. blog powstanie.. a raczej strona www bo juz nad nia pracuje jednak na GO moje powiesci beda dalej sie pojawialy..

04.05.2011 21:49
tygrysek
54
odpowiedz
tygrysek
249
porywacz zwłok

nie rób żadnej strony, bo to będzie przerost formy nad treścią

załóż po prostu bloga albo na fejsie rób wpisy. jak zrobisz stronę to będzie klarowna a jak będzie to w społeczności będzie się własnym życiem rozwijać. to taka mała rada z mojego punktu zawodowego :)

04.05.2011 21:52
👍
55
odpowiedz
zanonimizowany685929
44
Pretorianin

Dokładnie (Wawawasz ;) załóż bloga i podepnij pod fejsa.

05.05.2011 08:16
56
odpowiedz
zanonimizowany605218
34
Generał

Ja też radzę ci założenie bloga zamiast strony. Wszystko masz tam zautomatyzowane, wystarczy się zalogować, skrobnąć coś i masz gotowy wpis. Do tego łatwo podpiąć bloga pod FB, internauci mogą dodawać komentarze pod wpisami, a ze stroną miałbyś sporo pracy, żeby stworzyć jakiegoś CMS-a (system zarządzania treścią).

28.06.2011 21:04
Morbus
57
odpowiedz
Morbus
239
settler

:) informuje ze kolejna trasa.. powinna zagoscic do sieci w przyszlym tygodniu a moze i na weekendzie.. zdradze tylko ze pisze tego posta z Angli - dziewiczy kurs

29.06.2011 02:30
preDratronIX
58
odpowiedz
preDratronIX
88
Generau

[14] Trochę spóźnione.

Sugerujesz, że warunki pracy są złe, czy płaca nie dobra za kierowcę TIR'a? :)

Może nie proporcjonalne do straty paliwa i czasu? :D

Pozdrawiam.

Forum: Opowieści z Trasy - HISZPANIA