Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 19 września 2008, 08:11

autor: Przemysław Zamęcki

Star Wars: The Force Unleashed - recenzja gry - Strona 3

Fani Gwiezdnych Wojen musieli długo czekać na The Force Unleashed. Sprawdź, czy było warto.

Moc wyzwolona

Tym, co wyróżnia The Force Unleashed spośród innych produktów nawiązujących do Gwiezdnych Wojen, jest Moc. A właściwie intensywność i sposób jej wykorzystywania. Moc Mocy, chciałoby się powiedzieć. Galen pruje z palców błyskawicami niczym z kałasznikowa i wykonuje pchnięcie powalające na glebę jednocześnie kilkunastu szturmowców. Wyraźnie widać, że gra powstała po to, by zaprezentować potęgę użytych w niej dwóch silników – Digital Molecular Matter (DMM) i Euphoria. Wspierana przez Havok fizyka w The Force Unleashed nie ma sobie równych i choć daleko jej do doskonałości, głównie przez wszelakie bugi i glitche, to zostawia w tyle wszystko to, co powstało do tej pory. Każdy z elementów otoczenia, na który mamy wpływ, zachowuje się dokładnie tak, jak to sobie wyobrażamy. Metale gną się ze zgrzytem pod naporem Mocy, trawa i rośliny falują w silnych podmuchach, szkło rozbija się… jak szkło.

Eksterminacja szkodników na Falucji. Cięcie, parada, kwarta, półobrót...

Mielibyśmy więc przełom w wykorzystywanych do wizualizacji trójwymiarowej grafiki technologiach, gdyby nie jedno ale… Na miażdżenie, wyginanie, naginanie, wyrwanie etc. reagują tylko te obiekty, które mają reagować. I ani jeden polygon więcej. Możemy do znudzenia pchać Mocą czy walić mieczem w jakiś element, ale jeżeli autorzy nie zapisali w kodzie, że ma się on zachować tak i tak, to pupa zbita. Nic się nie wydarzy. Na dodatek TFU cierpi na multum wspomnianych już wcześniej bugów. Obiekty nierzadko potrafią na siebie brzydko zachodzić, potrącony grzyb na Felucji przez dziesięć minut trzęsie się w dziwacznych spazmach, a rozpadające się fragmenty większej całości przed upadkiem odpracowują taniec pogo. Jednak gwoli ścisłości i nie popadania w skrajny fatalizm, muszę dodać, że powyższe objawy pojawiają się raczej sporadycznie i tak naprawdę w żaden sposób nie psują przyjemności z zabawy.

Galen Marek wraz z kolejnymi misjami dysponuje coraz potężniejszymi mocami. Nic jednak nie przychodzi łatwo. Jako gracze mamy wpływ na rozwój poszczególnych talentów, które pogrupowano w trzy rodzaje: combosy, Moc i ogólny rozwój postaci. Bardzo prosty system, nie wybijający się skomplikowaniem poza to, co możemy zaobserwować w innych slasherach. Aby wykupić lub odblokować któryś z ciosów specjalnych, wymagane jest znalezienie porozrzucanych na planszach holocronów. Zwykle nie są one specjalnie poukrywane i raczej trudno je przegapić. Wyjątkiem są te, które oferują specjalne kryształy do miecza świetlnego. Tak, tak, promień „jarzeniowy” i jego siła jest w TFU w pełni modyfikowalny, wobec czego – jeżeli tylko bardziej pasuje nam, aby niebieskie ostrze wymienić na złote – to proszę bardzo. Wymagane jest tylko odnalezienie odpowiedniego holocronu. Szkoda jednak, że wykonanie menu nie należy do najpiękniejszych, a każdorazowa chęć zmodyfikowania ostrza czy zajrzenia do charakterystyki postaci wymaga kilkusekundowego czekania i wlepiania oczu w ekran z napisem Loading.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej