Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Crash Bandicoot 4: Najwyższy czas Recenzja gry

Recenzja gry 1 października 2020, 15:00

autor: Karol Laska

Recenzja Crash Bandicoot 4 - Crash powraca taki sam, a jednak lepszy

Grając w najnowszą część Crasha uświadomiłem sobie, że gdzieś to już wszystko widziałem. Znajome mechaniki, poziomy, animacje. Ale wiecie, co? Te powielone schematy zagrały aż za dobrze i otrzymaliśmy nowego króla platformówek 3D.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji XONE

Studio Toys for Bob nieprzypadkowo dało nowemu Crashowi podtytuł It’s About Time, którego polska wersja, Najwyższy czas, nie do końca oddaje jego przewrotność i dwuznaczność. Bo jeżeli zapoznaliście się z materiałami promocyjnymi dotyczącymi tej gry, zapewne zauważyliście, że nie chodzi tu tylko o powstanie po wielu latach fabularnej kontynuacji części trzeciej (nie licząc stosunkowo świeżutkiego remastera całej trylogii), ale i o główną tematykę tej produkcji. A tą jest właśnie wspominany wyżej czas.

Skaczemy więc naszymi uroczymi bandikami pomiędzy wymiarami, po raz czwarty już próbując dorwać tych samych złoli. Nie da się jednak ukryć, że motyw przewodni stał się też w jakiś sposób pomysłem artystycznym twórców. Sięgnęli oni bowiem do przeszłości ale potrzebowali jakiejś bazy – posłużyła za nią gra Crash Bandicoot N. Sane Trilogy. Rzucili też okiem na parę innych platformówek i zapożyczyli z nich najciekawsze mechaniki. A wszystko to postarali się zamknąć w oprawie audiowizualnej przypominające najlepsze animacje Pixara z kilkunastu ostatnich lat. Nowy Crash nie chce być innowatorem w swoim gatunku, tylko jego czołowym reprezentantem.

Ale to już było! I co z tego?

PLUSY:
  1. grywalność, grywalność i jeszcze raz grywalność;
  2. przepiękna kreskówkowa grafika bogata w środowiskowe detale;
  3. stale rosnący stopień trudności;
  4. pomysłowo zaprojektowane poziomy z masą rzeczy do zebrania;
  5. to samo, co wcześniej, tylko mocniej, odważniej i lepiej!
MINUSY:
  1. nieco zmarnowany potencjał fabularny;
  2. długość gry – główny wątek kończy się dość szybko, a niektóre czynności poboczne to zwykłe zapychacze.

Naprawdę nie wiem, czego możecie oczekiwać po tej grze. Bo zrozumiem zarówno obóz, który żąda fundamentalnych zmian i widocznego rozwoju serii, jak i grupę miłośników zremasterowanej trylogii po cichu liczących na to samo, ale w większych ilościach. Myślę jednak, że nikogo z Was nie spotka gorzkie rozczarowanie.

Już na starcie widać, że mamy do czynienia z tą samą grą, tylko lepszą. Pierwsze wykonywane przez nas ruchy mają prawie identyczny feeling, a wszelkie skoki, kręciołki i inne akrobacje zostały niemal skopiowane z N. Sane Trilogy. Ponadto początkowe okolice wyglądają dziwnie znajomo. Znów zaczynamy na plaży, a tuż za nią czeka masa skrzynek do rozwalenia. Po raz kolejny można popaść w manię zbierania jabłuszek w przerwie pomiędzy omijaniem śmiertelnie niebezpiecznych przeszkód. Szkielet pozostał taki sam, niczego nie musimy uczyć się od nowa, ale i świeży gracze nie zostaną nagle przytłoczeni jakimiś zaawansowanymi mechanikami.

Z drugiej strony nie można narzekać na nudę, poziomy już na starcie zachwycają dynamizmem i kolorami, a i wysoki stopień trudności potrafi dać o sobie znać już w pierwszych kilkudziesięciu minutach zabawy. Część z Was pewnie zapyta: „Po co znowu grać w to samo?”. No to uspokajam, przeczekajcie tych kilka wstępnych etapów. Po jakimś czasie przenosimy się z tropików na pustynię rodem z Mad Maxa i zaczynamy stopniowo poznawać przygotowane przez deweloperów nowości.

Czasowe igraszki

I tutaj właśnie pojawiają się mechanizmy, z którymi nie mieliśmy w tej serii wcześniej do czynienia. Nie wzięły się one jednak znikąd, a już na pewno nie z jakiejś burzy mózgów przeprowadzonej przez amerykańskie studio. Wszystkie te pomysły można zapewne kojarzyć z innych tytułów platformowych, pierwsza do głowy przyszła mi chociażby niezależna gra Celeste. Nie nazwałbym tego jednak bezczelną kradzieżą, tylko raczej kreatywną reinterpretacją. Pamiętajmy, że żyjemy w czasach postmodernistycznych, w których największe sukcesy odnosi między innymi Quentin Tarantino, a ten co chwilę odwołuje się do klasyki, aby ulepić z zastosowanych w niej motywów czy środków stylistycznych autorskie dzieła totalne.

Najlepsze zwolnione tempo od czasów Matrixa. Fakt, nie opinia.

Nie zapędzajmy się jednak za daleko na obszar kinematografii i wróćmy do najważniejszych zmian w Crashu 4, bo te czynią grę bardziej płynną, a co najważniejsze – uatrakcyjniają ją. Mamy więc standardowe już odwrócenie grawitacji, pozwalające za pomocą jednego przycisku skoczyć z podłogi na sufit. Możemy też zmienić się w kręcące się z prędkością światła purpurowe tornado, potrafiące przelecieć ogromne odległości kosztem naszej równowagi na często niestabilnym podłożu. Możemy także spowolnić otoczenie wokół nas, co pozwala chociażby na wykorzystanie ruchomych powierzchni jako chwilowych podestów.

Trochę mi te wszystkie tymczasowe „umiejki” przypominają supermoce z trzeciego Raymana. W obydwu przypadkach zostały one dopasowane do ogólnej stylistyki gry i podpowiadają w pewien sposób taktykę, jaką musimy obrać na następnych parę (albo i parędziesiąt, jeżeli etap okaże się zbyt trudny) minut przygody.

Żadna z nich nie wywołuje może efektu „wow”, bo – jak mówiłem – żadna nie jest innowacją pokroju wynalezienia żarówki. Mimo to doskonale się bawiłem, korzystając z nowych mechanik, bo mają one tutaj po prostu sens. To nie casus Harry’ego Pottera i Insygniów Śmierci, gdzie twórcy wprowadzili ni stąd, ni zowąd możliwość strzelania z różdżki niczym z karabinu maszynowego. W tamtym przypadku zabrakło spójności i logiki, natomiast deweloperzy z Toys for Bob przenoszą do swojej gry cudze pomysły z taką swobodą i wyczuciem, jakby to oni byli ich autorami.

GORĄCE KRZESŁA

Autorzy zadbali także, aby można było popykać sobie w Crasha z kumplami, i to w najbardziej klasycznej formie, znanej jeszcze z czasów szkoły podstawowej i pamiętnych partyjek w Heroes of Might and Magic III. Wszystko dzieje się bowiem za pośrednictwem jednego kontrolera, a gracze muszą czekać na swoją kolej.

Dotyczy to zarówno trybu fabularnego, w którym po każdej śmierci pad trafia w ręce innego uczestnika zabawy, jak i nowości w postaci „bitwy bandików”, czyli prostego multiplayera polegającego między innymi na osiąganiu możliwie najlepszych wyników czasowych na danych odcinkach poziomów. Dodatki to skromne, acz mile widziane.

To oczywiście nie wszystko. Mamy tu znajome sekwencje zmuszające nas do ciągłego ruchu i nagradzające refleks, a także osobne poziomy, gdzie możemy wcielić się w inne postacie, choć na chwile dając odpocząć styranemu jamrajowi. I owszem, w przypadku poprzednich części zdarzały się takie epizodyczne ekscesy jak na przykład gra głównym antagonistą serii, Doctorem Cortexem, jednak w „czwórce” etapy te są normą i pojawiają się regularnie. Żeby było jasne, wiążą się one nie tylko ze zmianą modelu postaci, ale i z szeregiem innych umiejętności podstawowych.

Każda z postaci narzuca kompletnie inny styl gry.

Wspomniany karłowaty złoczyńca dysponuje laserowym pistoletem zmieniającym przeciwników w kamień oraz w galaretę, Dingodile to opasły jaszczur dzierżący w dłoni dmuchawę na skrzynki i insekty wszelkiej maści, a Tawna Bandicoot, czyli crush, nomen omen, Crasha, może się pochwalić nie lada zręcznością oraz posiadaniem haka rodem z Just Cause.

Muszę przyznać, że każdym z tych bohaterów grało mi się zupełnie inaczej, co nie znaczy, że nieprzyjemnie. Zapalonych fanów uspokajam, możemy sterować również Coco, co więcej – jest ona jedną z dwóch głównych grywalnych postaci, ale to już kwestia naszego wyboru, bowiem ma ona identyczny zestaw ruchów jak Crash.

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Który bohater platformówki jest Twoim ulubionym?

Mario!
18,9%
Crash!
42,8%
Rayman!
29,8%
Kangurek Kao!
8,6%
Zobacz inne ankiety
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Y.O.R.G.U.L. VIP 16 czerwca 2022

(PS4) Godna kontynuacja oryginalnej trylogii. Crash Bandicoot 4 to najtrudniejsza część serii, ale równie przyjemna co poprzednie odsłony. W grze mamy kilka grywalnych postaci oraz nowe maski, które dają głównemu bohaterowi zupełnie nowe moce co powoduje, że gra jest bardzo urozmaicona i się nie nudzi.

9.0
Recenzja Super Mario Bros. Wonder - zachwycający powrót króla platformówek
Recenzja Super Mario Bros. Wonder - zachwycający powrót króla platformówek

Recenzja gry

Podchodziłem do Super Mario Bros. Wonder z dużą rezerwą, bo ostatnie platformówki 2D z udziałem hydraulika były mocno odtwórcze i nie miały tej magii co kiedyś. Okazało się jednak, że Nintendo odrobiło zadanie domowe.

Recenzja gry LEGO Skywalker Saga - beztroska rozrywka na trudne czasy
Recenzja gry LEGO Skywalker Saga - beztroska rozrywka na trudne czasy

Recenzja gry

LEGO Star Wars Skywalker Saga, choć nieidealne, dostarcza na rynek cenny ładunek, którego chyba wszyscy teraz potrzebujemy: czystą rozrywkę pozbawioną ciężkiej fabuły i trudnych emocji. Suchy humor, ulubione uniwersum i tysiące znajdziek.

Recenzja gry Psychonauts 2 - mózg rozwalony
Recenzja gry Psychonauts 2 - mózg rozwalony

Recenzja gry

Psychonauts 2 miesza w głowie wieloma stylistyczno-narracyjnymi dziwnościami, chwyta za gardło masą zwrotów akcji i pomysłów na siebie, a na sam koniec łapie za serce ciepłem i morałem snutej opowieści. Psychodeliczny szał ciał, ot co.