Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 października 2018, 15:02

Recenzja gry Assassin's Creed Odyssey – zamach na tron Wiedźmina 3 - Strona 2

Zrobiwszy udane przymiarki z AC Origins, Ubisoft posłał wszystkie swoje siły do boju z rozkazem: „Zróbcie mi pogromcę Wiedźmina 3!”. Ze starcia z polskim RPG Assassin’s Creed Odyssey nie wychodzi zwycięsko – ale i tak wraca z niego z tarczą.

Gatunkowe wady genetyczne

Poprawka: trudno narzekać na nudę przez pierwsze 25 godzin (lub dłużej, jeśli dawkuje się sobie grę w rozsądnych, małych porcjach). Potem w oczy zaczyna kłuć powtarzalność – zarówno w odniesieniu do lokacji, jak i zadań. Tym pierwszym pomogłoby zawarcie w nich bardziej urozmaiconych atrakcji, zwłaszcza fabularnych. Można by też troszkę ponarzekać na krajobrazy, ale w tym już nie ma zbyt wiele winy Ubisoftu – po prostu Grecja z V wieku p.n.e. nie jest tak zróżnicowana jak multikulturowy hellenistyczny Egipt z AC Origins, również pod względem geograficznym nie ma w niej takich kontrastów jak w delcie Nilu i okolicach. Gorzej z zadaniami. Gdyby to wciąż był „zaledwie” sandboks z kategorii gier akcji, nie miałbym większego problemu z tym, że gros wyzwań sprowadza się do zabijania wskazanych ludzi (względnie zatapiania wskazanych statków), wkradania się do strzeżonych placówek czy po prostu biegania na posyłki. Jednak od RPG oczekuję czegoś więcej.

ODYSSEY VS ORIGINS OKIEM REDAKCYJNEGO MIŁOŚNIKA SERII, CZYLI UV

Recenzja gry Assassin's Creed Odyssey – zamach na tron Wiedźmina 3 - ilustracja #1

Gry jeszcze nie skończyłem, więc daleki jestem od formułowania ostatecznych wniosków. Jest bardzo przyzwoicie, ale nie oznacza to, że jestem w pełni zadowolony – na tę chwilę najnowsza produkcja Ubisoftu wydaje się słabsza od Origins, które oceniłem na 9/10. Nie zmienia to faktu, że poprawiono większość bolączek poprzedniej części cyklu – kolejne poziomy zdobywa się trudniej, a w związku ze skalowaniem przeciwników w górę trzeba ciągle mieć się na baczności.

Autorzy zlikwidowali dyskusyjne ułatwiacze, więc nie da się już zatruć części załogi fortu z ukrycia i cierpliwie czekać, aż wrogowie zmienią się w trupy. Podoba mi się redukcja typów łuków i przeniesienie ich unikatowych właściwości na strzały oraz umiejętności. Gra robi też świetne wrażenie pod względem ogólnej zawartości. Po wypłynięciu ze startowej wyspy można złapać się za głowę. Byłem wręcz przerażony tym, co czekało na mnie po lądowaniu w Megaris, i autentycznie nie wiedziałem, w co mam ręce włożyć.

To nie jest Black Flag 2

Warto zauważyć, że Odyssey dość szybko obala twierdzenie, iż jest to Black Flag w starożytnej Grecji. Paradoksalnie 90% czasu spędza się tutaj na lądzie, a gra nie zachęca do eliminowania wrogich statków w fabule – większość tego typu zadań to typowe nieobowiązkowe wypełniacze czasu. Autorzy ewidentnie zmarginalizowali moduł morski, bo zdawali sobie sprawę, że ma on w sumie niewiele do zaoferowania. Walka za pomocą łuków i oszczepów to trochę za mało, żeby zdeklasować kapitalne bitwy z użyciem armat i moździerzy w „czwórce”, razi też niewielka liczba typów okrętów do zatopienia.

Co kuleje?

Co mi się nie podoba? Przede wszystkim niewielkie zróżnicowanie zadań. Przez kilkadziesiąt godzin nie zauważyłem ani jednej misji eskortowej, nikogo nie musiałem też śledzić. Questy detektywistyczne, gdzie sprawdzamy ślady, bardziej rajcowały w Origins.

Generalnie zabawa cały czas sprowadza się do eliminowania kolejnych celów i choć nie jest to w gruncie rzeczy złe (wszak to gra gloryfikująca zabijanie innych ludzi), to jednak z rozrzewnieniem wspominam czasy „dwójki”, w których np. trzeba było pokonać kogoś w wyścigu po dachach. Możliwe, że takie zadania też tu są, choć szczerze w to wątpię – mimo bardzo długiego czasu spędzonego z grą nie natknąłem się na ani jedno tego typu wyzwanie.

Nadal dyskusyjna pozostaje też wspinaczka, na którą narzekałem już w Origins. Wleźć możemy wszędzie bez większego wysiłku, więc duch Prince of Persia nad „Asasynem” już się nie unosi.

A jaka jest eksploracja?

Gra błyszczy pod względem eksploracji i stanowi kolejny dowód na to, że w tworzeniu imponujących wizualnie lokacji Ubisoft jest mistrzem świata. Niestety, z wypełnieniem tej zawartości ciekawą treścią bywa juz dużo gorzej. Podobne zadania i nie do końca wykorzystany potencjał erpegowy psują ogólne bardzo dobre wrażenie. Co z tego, że mamy dodatkowe kwestie do wyboru w dialogach, skoro nie prowadzą one do niczego.

W trybie eksploracyjnym powinny dawać wskazówki dotyczące kolejnych celów misji, a można je równie dobrze zignorować i wszystkie podpowiedzi z automatu dostać na tacy. Wybory to kompletna iluzja, ani razu nie odniosłem wrażenia, że mam wpływ na cokolwiek. Nie widać decyzji globalnych, których skutki dałoby się dostrzec w roli świata, ani takich w skali mikro, które zbliżałyby Odyseję do The Walking Dead studia Telltale.

Wnioski UV

Wciąż chce mi się w to grać i nie będę ściemniać, że zabawa mnie nudzi. Nie, jest wręcz przeciwnie. Ale nie będę też ukrywać, że w paru kwestiach Ubisoft nie dowiózł, jakby bał się zaryzykować, idąc na całość. Jestem fanem stwierdzenia, że Assassin’s Creed to gra od lat osiemnastu, która tworzona jest z myślą o trzynastolatkach. W Odyssey widać to praktycznie na każdym kroku.

Krystian „UV” Smoszna

Urozmaiceniem nieustannej akcji mogłyby być zagadki logiczne – niestety, gra zbyt rzadko sięga po tę formę rozrywki. Poza tym śledztwa stały się jeszcze mniej angażujące niż w AC Origins, bo gra niemal na tacy podaje nam wszystkie elementy otoczenia, które trzeba „kliknąć”.

No właśnie, jak to jest z tą „rolplejowością” AC Odyssey? Jak wspomniałem, Ubisoft próbował wzorować się na Wiedźminie 3 w kwestii dialogów czy wyborów – ale nie do końca zrozumiał, na czym polega esencja stojąca za erpegową formą. Gra chętnie częstuje nas alternatywnymi kwestiami w rozmowach, jednak wpływ różnych wyborów na cokolwiek okazuje się zazwyczaj znikomy.

W gruncie rzeczy większość zadań jest zbudowana zupełnie liniowo. Na przykład ustala się, że gracz najpierw zdobędzie lekarstwo dla ojca Odessy, następnie obroni ją przed atakiem najemników i przeszuka dom zarządcy (oczywiście strzeżony), by zdobyć pewne dowody, zaś na koniec w nagrodę kobieta dołączy do załogi naszego statku. Po drodze teoretycznie są jakieś rozwidlenia: lekarstwo da się kupić lub ukraść, a dowody można uznać za obciążające zarządcę lub Odessę. Jednak zadania nie sposób ani poprowadzić inną ścieżką, ani zepsuć – nawet zasypana oskarżeniami zleceniodawczyni i tak się do nas przyłączy... a na dodatek chwilę przedtem beztrosko pójdzie do łóżka z protagonist(k)ą. Niby istnieją też ambitniejsze misje, w których występują jakieś faktyczne rozwidlenia (np. elegancko poprowadzona minikampania na Mykonos), ale są to jednostkowe przypadki, zakopane w stosie linearnej drobnicy.

Gromadzenie załogi na statku było świetnym punktem wyjścia do budowania długotrwałych relacji z NPC, ale Ubisoft poszedł po linii mniejszego oporu. Również romanse to tylko przelotne przygody, w których gracz nawet nie musi się starać, by zobaczyć „momenty” (zresztą nie ma tu prawie nic do oglądania).

Szkoła studia Piranha Bytes

Gwoli ścisłości – w zadaniach brakuje alternatywnych rozwiązań, ale część z nich da się przynajmniej wykonać na skróty i/lub zacząć od środka. Pierwszym etapem nie musi być zawsze rozmowa ze zleceniodawcą. Np. poszukiwania włóczni należącej do herosa Kefalosa można równie dobrze rozpocząć od końca, jeśli tylko gracz postanowi wcześniej zwiedzić odpowiednią jaskinię i zajrzeć do odpowiedniej skrzyni. Takie rozwiązanie potęguje przyjemność czerpaną ze swobodnej eksploracji i bardzo się deweloperowi chwali. Poza tym twórcy mieli sporo ciekawych pomysłów na zadania, więc chce się je wykonywać, nawet jeśli od strony mechaniki zostały zaprojektowane trochę na jedno kopyto.

Zresztą już sam fakt wybierania kwestii w dialogach stanowi zaletę, która stawia misje poboczne wysoko ponad tymi z AC Origins. O wiele ciekawiej śledzi się konwersację, w której trzeba co parę zdań coś kliknąć, niż nieinteraktywne pogaduszki statycznych kukieł z Egiptu – zwłaszcza że Ubisoft zadbał o wyeliminowanie również owej statyczności. W Odysei uczestnicy każdej rozmowy robią użytek z bogatej mimiki i szerokiego wachlarza gestów – emocje już nie zawierają się tylko w głosach i słowach, ale są też wypisane na twarzach i widoczne w ruchach postaci (przynajmniej tych ważniejszych). Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że na ten moment żadna gra RPG nie ma ładniej animowanych dialogów niż Odyssey (co oczywiście nie oznacza, że nie dałoby się poprawić tego i owego).

Duży powiew świeżości miał przynieść tryb eksploracyjny z ograniczonymi znacznikami, ale to bardziej ciekawostka niż prawdziwa innowacja. Wskazówki co do położenia celów otrzymujemy w nielogiczny sposób i często ich lokalizacja pokrywa się ze znakami zapytania na mapie.

Wybieralne opcje dialogowe i animacje to również istotne powody, dla których Aleksios i Kassandra wypadają lepiej jako protagoniści niż Bayek z Siwy. Łatwiej się z nimi zżyć, kiedy w ich imieniu wygłaszamy opinie na różne tematy (nierzadko prywatne) i na każdym kroku – a nie tylko w co staranniej wyreżyserowanych cut-scenkach – obserwujemy, jak targają nimi przeróżne uczucia. Poza tym są po prostu sympatyczni i obdarzeni nienatrętnym poczuciem humoru, a przy tym żywiołowi i charakterni. A dlaczego mówię o nich obojgu tak, jakby byli jedną i tą samą postacią? Bo takie niestety można odnieść wrażenie – wybór płci to kwestia czysto kosmetyczna, nie ma istotnego wpływu na przebieg ani fabuły, ani nawet poszczególnych rozmów.

JEST TU JESZCZE WĄTEK WSPÓŁCZESNY?

Recenzja gry Assassin's Creed Odyssey – zamach na tron Wiedźmina 3 - ilustracja #5

Tak, od czasu do czasu gra przypomina, że starożytność to tylko symulacja w Animusie, a „właściwa” opowieść rozgrywa się we współczesności – pierwsze skrzypce ponownie gra tu Layla Hassan, którą poznaliśmy w AC Origins. Jednak Ubisoft zepchnął ten wątek na margines jeszcze bardziej niż w grze o przygodach Bayeka. Niby asasyni robią ważne rzeczy i gdzieś tam w tle ważą się losy wojny z templariuszami, ale sekwencji dziejących się współcześnie jest raptem kilka i chyba żadna nie trwa dłużej niż minutę. Czy to dobrze, czy źle, niech każdy oceni sam.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Dokąd chcesz, żeby zabrała nas następna część serii Assassin's Creed?

Starożytny Rzym
27,7%
Starożytna Persja
7,2%
Chiny epoki Walczących Królestw
46,8%
Chciałbym, żeby już skończyli ze starożytnością
18,3%
Zobacz inne ankiety