Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 21 października 2016, 15:11

Recenzja gry Battlefield 1 – najlepszy Battlefield od czasów Bad Company 2 - Strona 4

Battlefield 1 to nie tylko najlepsza odsłona serii od czasów Bad Company 2, ale i triumfalny powrót strzelanin do dawno nie widzianych historycznych konfliktów zbrojnych.

„Tylko w Battlefieldzie”

Recenzja gry Battlefield 1 – najlepszy Battlefield od czasów Bad Company 2 - ilustracja #1

W Battlefieldzie 1 znalazł się również polski akcent. Jedną ze specjalnych broni, możliwych do zdobycia tylko po wylosowaniu odpowiednich części z pakietów bojowych, jest maczuga Bartek, pochodząca – jak głosi podpis – „z gałęzi 600-letniego dębu rosnącego w Polsce”.

Battlefielda nie kupujemy jednak dla kampanii fabularnej, tylko dla rozgrywek wieloosobowych, w które gra się przez kolejne lata. Stoczenie kilkudziesięciu bitew we wszystkich trybach i lokacjach nie pozwoliło mi jeszcze poznać sekretów każdej z map czy odblokować wszystkich typów broni, niemniej dało już pewne pojęcie o dobrych i słabych stronach tej odsłony cyklu. Battlefield 1 nie jest zbyt rewolucyjny – to ciągle ten sam dynamiczny BF z niesamowitymi akcjami w stylu „only in Battlefield”, w których medyk wybija połowę wrogiej drużyny za pomocą strzykawki, a koń stojący w salonie pałacu ginie po zderzeniu z samolotem. To również BF ze swoimi standardowymi wadami – czasem zbyt wielkim chaosem, brakiem zgrania przypadkowych drużyn czy dominacją snajperów na mapie.

Po kilkunastu godzinach fragów i śmierci od kuli znikąd przeważają jednak pozytywne odczucia. Świetne mapy, zupełnie inne czołgi oraz samoloty, zmienna pogoda, niesamowite wrażenie tętniącego walką, autentycznego pola bitwy – te i inne elementy składają się na niezwykły klimat całości i tak oczekiwany powiew świeżości, zachęcający do rozgrywania kolejnych rund. Autorzy pokusili się także o kilka niespodzianek, jak nowe tryby rozgrywki i zmieniona formuła pakietów bojowych. Te zawierają teraz tylko elementy kosmetyczne broni (skórki o różnych poziomach „legendarności”) i są przyznawane losowo na koniec rundy. Choć malowanie broni w tamtych czasach rzeczywiście się zdarzało, zaskakuje „finezyjność” niektórych projektów. Korzystanie z nich jest jednak całkowicie opcjonalne.

W nowym trybie operacji walczymy o kilka flag jednocześnie.

Recenzja gry Battlefield 1 – najlepszy Battlefield od czasów Bad Company 2 - ilustracja #3

Behemot to imię zwierzęcia wymienionego w jednej z ksiąg Biblii. Był on dowodem na niezwykłą moc stwórcy, istotą niemożliwą do pokonania przez kogokolwiek, z wyjątkiem samego Boga Jahwe. Często przedstawiano go jako hipopotama lub słonia. Drednot natomiast to spolszczona forma nazwy pierwszego pancernika z 1906 roku – HMS Dreadnought. Jego konstrukcja była tak przełomowa, że terminem tym zaczęto określać właśnie ten typ okrętów.

Największą innowacją w Battlefieldzie 1 jest nowy tryb rozgrywek sieciowych – operacje. Wprowadzają one do zabawy wieloosobowej mały posmak kampanii fabularnej. Generalnie jest to połączenie trybów podbój oraz szturm, tyle że oparte na prawdziwych bitwach, przybliżanych zawsze w stosownym wprowadzeniu, oraz rozłożone na kilka lokacji. Drużyna atakująca za każdym razem musi przejąć dwie lub trzy flagi i utrzymać je równocześnie, by móc przesunąć się do kolejnego sektora. Gdy jej się to uda, przenosimy się na następną mapę w danym regionie, adekwatną do historycznych wydarzeń. Broniący mają za zadanie powstrzymać szturm, wybijając cały batalion, do ostatniego żołnierza. W przypadku porażki ataku w danym sektorze, to właśnie ta grupa dostaje kolejne dwie szanse ze wsparciem behemota, czyli potężnej maszyny o ogromnej sile ognia w postaci sterowca i pociągu pancernego, a także drednota – okrętu wojennego.

Plusem nowego trybu jest duży nacisk na taktykę. Przejęcie trzech flag praktycznie równocześnie wymaga sporo wysiłku i kombinacji. Czy uda się zwabić wszystkie siły wroga w jeden punkt, czy lepiej podzielić zespół i atakować wszystkie flagi jednocześnie? Problem staje się jeszcze bardziej skomplikowany podczas rozgrywki z przypadkowymi osobami, bez dobrej komunikacji, ale trzeba przyznać, że kolejne zwycięstwa, czy to po stronie szturmujących, czy broniących, sprawiają o wiele większą satysfakcję niż w zwykłym podboju bądź szturmie. To właśnie tutaj naprawdę czuć przesuwanie się linii frontu przy sukcesach ataku oraz wojnę pozycyjną, gdy walki o te same sektory wygrywają broniący. Wadą operacji jest z pewnością o wiele dłuższy czas, jaki musimy poświęcić na jedną sesję (nawet do godziny), a także konieczność zaakceptowania faktu, że może przyjść nam grać na mapie, której nie lubimy.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej