Recenzja gry Battleborn – niezła strzelanka, zły marketing - Strona 4
Nowy gatunek FPS-ów stał się faktem. Premiera Battleborna, czyli pierwszej bohaterskiej strzelanki, nie spełniła jednak oczekiwań twórców z Gearbox Software. Zawiedli... marketingowcy.
Dużo znaczy mało
Battleborn to niezła gra, ale... pełna niedoróbek. Widać, że twórcy mieli wielkie plany, jednak nie udało im się zrealizować ich w 100%, w związku z czym całość sprawia wrażenie, jakby potrzebowała jeszcze pół roku szlifowania. Masa jest detali, które można by poprawić (np. sposób wypadania z bossów lootu czy brak możliwości zmiany postaci po jej zaznaczeniu w poczekali). Najdobitniejszy tego przykład stanowią kłopoty z optymalizacją – w niektórych misjach gra ma problem z utrzymaniem stałej liczby klatek, a w efekcie zauważalne są mocne spadki FPS-ów. Odczuwają je szczególnie właściciele kart firmy Radeon, ale nie tylko oni.
Przypadek Evolve?
W ostatnim okresie Battleborn był wszędzie – na banerach, w promocyjnych artykułach, nawet w telewizji. Widać, że wydawca mocno starał się rozreklamować ten tytuł. Tym bardziej zaskakuje niewielka liczba graczy – z dostępnych danych wynika, że produkt na Steamie posiada raptem 70 tys. osób, a tylko kilka tysięcy w danym momencie gra. Wystarczy to zestawić z liczbą dwóch milionów (!), które miały uruchomić Battleborna podczas otwartych beta-testów, żeby zrozumieć skalę problemu.
Battleborn to gra sieciowa, więc baza użytkowników jest po prostu niezbędna, aby tytuł ciągle żył. Sytuację może poprawić zakończenie darmowych testów Overwatcha, ale na miejscu twórców nie liczyłbym na wielką zmianę – mleko już się rozlało.
Poza złą kampanią reklamową zaważył też fakt, że gracze nie byli przygotowani na to, że tego typu produkcja będzie płatna. W takiej sytuacji ratunkiem byłaby mocna obniżka ceny, albo nawet… przejście na model free-to-play – decyzja należy jednak do wydawcy. Oby ten był gotów ją podjąć, bo dramatyczny przykład Evolve pokazuje, jak złe strategie marketingowe mogą zabić dobrą grę, a Battleborn stanowczo nie zasługuje na taki los.
W teorii Battleborn ma wszystko – 25 pełnokrwistych postaci, masę elementów do odblokowania, wcale nie tak mało misji fabularnych, a wraz z dodatkami pojawi się pięć kolejnych. Problem leży jednak gdzie indziej: Battleborn stara się być grą dla każdego – tu coś dla fana singla, tam dla miłośnika wspólnego grania i jeszcze coś dla sympatyków sieciowej rywalizacji. Przywoływany już Overwatch skupił się na jednym trybie i dzięki temu czuć, jak mocno został dopracowany. Battleborn zaś w jakimś stopniu zawodzi na każdym ze wspomnianych pól. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, ale to za mało, by przywiązać się do tego uniwersum na lata. W idealnej rzeczywistości, Battleborn, ze sporą bazą graczy i wyeliminowanymi błędami zasługuje na „ósemkę”. Mam nadzieję, że twórcy gry zakasają rękawy, aby ocalić swoją produkcję. Na razie mamy to co mamy.
Adam Zechenter | GRYOnline.pl