Recenzja gry Total War Battles: Kingdom – płać lub płacz
Total War to pełne rozmachu bitwy, gęsty klimat i wielkie emocje. Jak to się stało, że najnowsza odsłona serii, czyli War Battles: Kingdom, nie posiada choćby jednej z tych cech?
- klimatyczna muzyka tła;
- przyjemna oprawa graficzna;
- system pór roku i modyfikacji terenu.
- nuda;
- bez płacenia co chwilę nie ma co robić;
- „zapłać-by-wygrywać”;
- słabe podpowiedzi;
- kiepski port na PC;
- różne drobne błędy.
To było jak uderzenie grzmotu. Premiera Shoguna: Total War, czyli pierwszej odsłony serii, przykuła mnie do ekranu na całe godziny. Rozgrywałem kampanię po kilka razy, zmieniałem strategie i klany, toczyłem widowiskowe bitwy i stale zachwycałem się kapitalną – jak na tamte czasy – oprawą graficzną oraz gęstym klimatem średniowiecznej Japonii, którego i dziś ze świecą w grach szukać. Od tego czasu marka się wzmocniła, a tworzące ją studio Creative Assembly rozpoczęło kilka eksperymentów. W ramach tych ostatnich powstaje free-to-playowa odsłona z podtytułem Arena (i zbiera dobre opinie), a w zeszłym tygodniu po niemal roku otwartych testów zadebiutowało Total War Battles: Kingdom, będące kolejną próbą uproszczenia formuły i przeniesienia jej m.in. na urządzenia mobilne. Mam złe wieści – gdyby w branży gier przyznawano Złote Maliny, to Kingdom byłoby silnym kandydatem w co najmniej kilku kategoriach.
Jesień średniowiecza
Zacznijmy od tego, czym Total War Battles: Kingdom nie jest. Otóż poza nazwą gra ta ma niewiele wspólnego z serią studia Creative Assembly. Bitwy, będące najbardziej rozpoznawalnym elementem cyklu, są w Kingdom schematyczne i mało realistyczne, zaś zarządzanie królestwem zrealizowano w sposób znany z przeglądarkowych strategii typu Anno Online czy Stronghold Kingdoms – a więc opiera się ono głównie na ciągłym czekaniu na zrealizowanie zleconych poddanym zadań. Mamy zatem do czynienia z klasycznym fundamentem przeglądarkowych strategii społecznościowych, na bazie którego stworzono całkiem ciekawą (w teorii) i momentami nowatorską odsłonę tego często niesłusznie lekceważonego gatunku. Nie wszystko jednak poszło dobrze.
W Total War Battles: Kingdom brakuje wielu rzeczy, ale szczególnie dziwi brak kampanii. Opcja taka widnieje w menu, jednak póki co jest zablokowana. Może jej obecność – choć pewnie i tak będzie się ona opierać na schematycznych bitwach – poprawiłaby odbiór gry?
W Total War Battles: Kingdom przenosimy się do średniowiecznej Anglii i wcielamy w możnowładcę, który po śmierci ojca dziedziczy podupadające królestwo. Naszym zadaniem jest oczywiście uczynić nasze włości świetnie prosperującymi, a także – walcząc z innymi lordami – zdobyć nowe ziemie oraz (jakżeby inaczej) nieśmiertelną chwałę. To dość sztampowe zawiązanie akcji, nikt jednak innego nie oczekiwał. Szkoda tylko, że schematyczność rozgrywki eliminuje z niej już na starcie jeden z plusów serii Total War – technicznie rzecz biorąc, fabuły tu brak, w praktyce jednak tworzymy ją sami. To od zawartych sojuszy, zdrad i wielkich bitew zależy, jak zaliczymy i zapamiętamy daną kampanię – w efekcie każda jest inna. W Kingdom przydałaby się ta możliwość dynamicznego kreowania własnej historii. Między innymi dlatego, że królestwa graczy są do siebie bardzo podobne, a kontaktu z innymi lordami w zasadzie nie ma. W efekcie nie sposób oprzeć się wrażeniu, jakby gra stała w rozkroku pomiędzy społecznościowym charakterem strategii przeglądarkowych a przeznaczonym dla jednego użytkownika stylem serii Total War – nie trzeba dodawać, że zdecydowania jej to szkodzi.