Recenzja gry Rayman Adventures – eksperyment Ubisoftu z free-to-play
Po dwóch latach oczekiwania wreszcie pojawiła się nowa odsłona przygód wesołego Raymana – tym razem mobilna. Co ciekawe, Ubisoft zastosował w grze nietypowy model free-to-play, który ma swoje wady, jak i zalety.
- świetna oprawa graficzna i animacje;
- klimatyczna udźwiękowienie;
- cztery typy poziomów;
- bogata zawartość (kostiumy, osiągnięcia, w przygotowaniu kolejne postacie etc.);
- przemyślane i satysfakcjonujące projekty poziomów;
- mikropłatności nie dają bonusów w grze.
- długie i stale rosnące czasy oczekiwania na odblokowanie kolejnych map;
- niektóre aktywności wymagają połączenia z internetem;
- spowolnienia aplikacji (spadki płynności);
- rozgrywka nie jest trudna (pewnych graczy to ucieszy);
- nie zawsze idealne sterowanie.
Na pewno słyszeliście o tej serii gier platformowych. Od głównego bohatera wzięła nazwę „Rayman”, a jej twórcą jest francuski projektant i pracownik studia Ubisoft – Michel Ancel. Jak każda marka, również i ta miała swoje wzloty i upadki. Po początkowym okresie popularności w 2003 roku jej twórcy skupili się na subcyklu opowiadającym głównie o szalonych kórlikach. Rayman w klasycznej formie powrócił triumfalnie w 2011 roku, by dwa lata później wzbogacić się o jeszcze lepszą kontynuację. W międzyczasie deweloperzy z Ubisoftu przenieśli wesołego bohatera i paczkę jego przyjaciół także na smartfony i tablety. Tę poboczną serię, o podtytule Run, cechuje uproszczony styl rozgrywki (postać sama biegnie przed siebie), ale zarazem wysoki stopień trudności, czym podbiła serca graczy. Wielokrotnie trafiała dzięki temu na szczyty list najlepszych mobilnych platformówek wszech czasów. Po blisko dwóch latach przerwy nasz bohater powraca – i choć Rayman Adventures jest piękną wizualnie i darmową grą, pod względem zastosowanego systemu mikropłatności mocno zaskakuje, zarówno pozytywnie, jak i negatywnie.
Jest pięknie
W grach z serii Rayman fabuła nigdy nie ma większego znaczenia – traktować należy ją raczej jako pretekst do dobrej zabawy. Podobnie jest i w Adventures – oto przez niemilców skradzione zostały jaja zapewniające moc magicznemu drzewu. Na ratunek spieszy więc muzykalny Rayman, wojownicza Barbara, a także cała masa stworków Incrediballs – uroczych kuleczek. O ile jednak opowiadana historia nigdy nie była w Raymanach specjalnie ważna, tak jej rolę przejmował poniekąd świat gry – pięknie zaprojektowany, z barwnymi postaciami i lokacjami, a także odznaczający się niepowtarzalnym bajkowym stylem. Nie inaczej jest i tym razem. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że to jeden z najbardziej zachwycających tytułów dostępnych obecnie na urządzenia mobilne – nie tylko pod względem projektów tła, ale także – co ogromnie ważne – animacji czy dźwięków. Kolejny raz przekonujemy się, że na bazie silnika UbiArt Framework można tworzyć piękne gry.
Z bogactwem i dopracowaniem oprawy audiowizualnej koresponduje to, co najważniejsze – rozgrywka. W porównaniu z wcześniejszymi mobilnymi częściami – czyli Rayman Jungle Run i Rayman Fiesta Run – dostaliśmy produkt daleko bardziej rozbudowany, dojrzalszy, a przez to bliższy odsłonom na „duże” platformy. Rozgrywka podzielona została na przygody – każda z nich to mapa, na której znajduje się magiczne jajo, czyli nasz cel. Aby do niego dotrzeć, musimy z sukcesem przebiec kilka poziomów – wtedy też przenosimy zdobycz do specjalnego inkubatora, gdzie wykluje się z niego stworek, wspomniany Incrediball, nasz pomocnik.