Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 31 sierpnia 2006, 14:01

autor: Krzysztof Gonciarz

GC 2006: Blaski i trzaski (4)

Games Convention to nie targi, na których wydawcy licytują się na ilość szokujących nowinek, ale precyzyjnie skonstruowany show, którego jedynym prawdziwym celem jest rozrywka.

Kwestie organizacyjne targów pozostały na z gruntu niezmienionym poziomie – i dobrze. Atmosfera była pozytywna, bez większych zgrzytów, czasami tylko denerwował stopień zaśmiecenia alejek wyrzucanymi przez zwiedzających ulotkami. Na plus należy zaliczyć fakt, że o wiele łatwiej było w tym roku dogadać się po angielsku, nie tylko z wysoko postawionymi pracownikami, ale również regularną obsadą standów. Rozbawiła mnie na ten przykład sytuacja, gdy stojąc przed stanowiskiem ze Splinter Cell: Double Agent sobie tylko znanym sposobem włączyłem jakiś zakazany poziom, a ubisoftowy załogant w bardzo subtelny sposób próbował namówić mnie, bym odłożył pada i pozwolił mu zresetować konsolę. Boję się myśleć, co by było, gdyby delikwent nie mówił po angielsku, hehe.

Pozostaje sprawa hostess. Śmiejcie się, szydercy, że na zdjęciach z nimi nie szczerzę zębów, śmiejcie. Jak się okazuje, śmiałość dziewcząt, a raczej ich firmowych uniformów, została trochę przygaszona w porównaniu z rokiem poprzednim, gdy możliwe było nawet spotkanie ofiar rozbudowanego body-paintingu, w dodatku obrobionych z całej w zasadzie garderoby. Przegadaliśmy sporo na temat szowinistyczności całej koncepcji, rytuału robienia sobie z dziewuszkami zdjęć, nawet pisania takiego właśnie wartościującego komentarza na ich temat. Cóż jednak poradzić, że w takim świecie żyjemy. Pozytywnym akcentem może być, że choć naród niemiecki nie słynie raczej z najbardziej uniwersalnych typów urody (ale pojechałem!), ogólny poziom „żywych reklamówek” jak najbardziej tolerowalny. Na specjalne wyróżnienie i tytuł najgorętszego standa targów zasługuje program antywirusowy (!) BitDefender, który nie dość że wystawił na widok dwa srebrne Porsche’aki, to jeszcze upewnił się, że wygniatające w nich nadkola dziewczyny wiedzą co robią. Oj, wiedziały. Może się uda przemycić jakiś filmik z tego, co widzieliśmy – o ile nie wyszedł zbyt ostry, huh.

Wzrokowcy tutaj zatrzymywali się najdłużej.

Nie było na GC jakichś wielkich niespodzianek, ale jest to impreza, na którą bezapelacyjnie warto było pojechać. Zawsze to okazja się nieco dowartościować i poczuć, że branża, którą się człowiek interesuje, naprawdę potrafi się zaprezentować i sprzedać. Największe zaskoczenie? Jak dla mnie fakt, że gry 3rd Party na Wii prezentują się fajniej, niż te dłubane przez samo Ninny. Trochę absurd, który w dodatku zapewne skorygowany zostanie już na Tokyo Game Show. Tam też zresztą zobaczymy ostateczną prezentację sił Sony, które zapewne pokaże Japończykom więcej, niż piwo i smaczne kanapki. Jeśli się kto waha nad wyjazdem za rok – śmiało, o ile nie liczy, że historia będzie toczyć się na jego oczach. Gra targowa na GC nie polega na szokowaniu konsumentów nowymi, rewolucyjnymi informacjami. Bardziej toczy się to na zasadzie ‘kto sobie większego dinozaura na stoisku postawi’ – zabawnie to brzmi, ale taka prawda. Jak każdy popkulturowy przemysł jednak, tak i gry wideo potrzebują czegoś takiego, jak „show”. A w tej roli GC sprawdzają się znakomicie.

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

GC 2006 - Nasz punkt wiidzenia
GC 2006 - Nasz punkt wiidzenia

Kolejne targi, które nawet jeśli nie mijają pod znakiem Wii, to właśnie Wii stanowi tę obowiązkową atrakcję, bez zaliczenia której czuć byśmy mogli, że umknęło nam coś bardzo istotnego. A prócz Wii? Sporo dobrze zapowiadających się gier. No i hostessy. :)

GC 2006 - Dzień pierwszy

GC rosną w siłę - 30% co roku! Organizatorzy spodziewają się 150 tys. odwiedzających (136 tys. w minionym roku), do tego 2500 dziennikarzy z 30 krajów oraz 368 wystawców, którzy zaprezentują 200 premierowych produkcji.