Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 13 października 2011, 11:31

autor: Michał Chudoliński

Kult Mrocznego Rycerza

Dwuznaczny protagonista, miasto będące satyrą na nasze lęki i cierpienia oraz płodna rzesza fanów. Oto dlaczego Batman jest obecnie hegemonem współczesnej rozrywki.

Dwuznaczny protagonista, miasto będące satyrą na nasze lęki i cierpienia oraz płodna rzesza fanów. Oto dlaczego Batman jest obecnie hegemonem współczesnej rozrywki.

Gdyby Hamlet powrócił do naszych czasów jako celebryta z dobrego domu, mógłby przypominać Bruce’a Wayne’a, błyskotliwego multimilionera prowadzącego podwójne życie. Za dnia filantrop, obiekt kobiecych westchnień i ulubiony temat brukowców. Gdy jednak przychodzi noc, a na niebie ukazuje się zwiastujący kłopoty znak nietoperza, Wayne schodzi do jaskini pod swoją rezydencją i przeistacza się w Batmana – tajemniczego bohatera patrolującego miasto Gotham, by zwalczać wszelkie akty bezprawia. Mroczny Rycerz wraz z bastionem swych uczniów i partnerów w trykotach od 72 lat stara się przeciwstawiać złu tego świata, czy to na łamach komiksów, czy też na ekranach kina, telewizorów lub komputerów. Wszystko po to, by nie powtórzyła się tragedia z Alei Złoczyńców, gdy młody Bruce był naocznym świadkiem śmierci swoich rodziców w trakcie napadu rzezimieszka.

Co sprawiło, że Batman stał się ogólnoświatową marką przynoszącą niebotyczne zyski? „Dziwne połączenie innowacyjności z konsystencją. Im więcej modyfikujesz w postaci Batmana i w jego otoczeniu, tym więcej elementów nie ulega zmianie” – mówi Paul Dini, współtwórca kultowej animacji Batman: The Animated Series oraz scenarzysta gry Batman: Arkham Asylum. Twórcy bardzo cenią elastyczność Zamaskowanego Mściciela, pozwalającą im penetrować najbardziej nieprawdopodobne rejony wyobraźni. Dowodem na to jest seria komiksów ze znaczkiem „Elsreworlds”, w której bohaterowie umieszczani są w nietypowych dla nich realiach. Dzięki tym obrazkowym historiom możemy przeżywać przygody Batmana w dobie rewolucji francuskiej, wojny secesyjnej, a nawet w czasach renesansu, gdy pomagał on... Leonardowi da Vinci przy budowaniu machin wojennych. Bywa wręcz, że autorzy przeistaczają go w kobietę albo mentora w podeszłym wieku, wychowującego nowe pokolenie herosów. Kiedy dołożymy kolejne multum interpretacji ze srebrnego i szklanego ekranu, uświadomimy sobie, z jak niejednorodnym tworem mamy do czynienia.

„Wzrost znaczenia kultury celebrytów sprawił, że bogaci, przystojni playboye, tacy jak Bruce Wayne, stali się ulubionymi superbohaterami mas. Kto w dzisiejszych czasach marzyłby o byciu ideowym reporterem albo synem zarobionego farmera?” – uważa Grant Morrison, wieloletni scenarzysta komiksów o Batmanie

Już za kilka dni światło dzienne ujrzy produkt o nazwie Batman: Arkham City, którego krytycy zdążyli już utytułować mianem gry roku 2011. W fazie produkcji jest również ostania część filmowej trylogii Christophera Nolana, reklamowana jako zakończenie legendy protektora Gotham. Planowana jest także kolejna animacja, rodem ze studia Pixar, mroczniejsza od poprzednich i wielce prawdopodobne, że wykorzystująca środowisko 3D. Wszystkie te wydarzenia będą mieć miejsce w nadchodzących miesiącach, nadając większe znaczenie batmanii wśród fanów i odbiorców kultury masowej. Twórcom zaś najwyraźniej nie brakuje asów w rękawie. Według utalentowanego rysownika Davida Fincha siła tej postaci tkwi w jej prostocie: „Kocham w Batmanie to, że zna siebie, swoje możliwości i wie, czego chce. Jego mentalność jest bardzo czarno-biała. Każdy z nas musiał kiedyś pójść na kompromisy. Stąd też oczyszczająca jest lektura opowieści o człowieku, który nigdy nie musiał iść na ustępstwa”. Natomiast Travis Langley, psycholog z amerykańskiego Uniwersytetu Stanowego Hendersona, podkreśla zarys psychologiczny bohatera: „Wayne nosi więcej niż tylko jedną maskę. Gdy jest w jaskini, gdy ma na sobie połowę kostiumu, pracując wraz z kamerdynerem Alfredem i z Robinem, widzimy go takim, jaki jest rzeczywiście. Tak naprawdę zarówno Bruce, jak i Batman są wyłącznie odgrywaną przez niego grą, farsą”.

Inne zdanie na temat charakterystyki Batmana ma wieloletni producent filmów z nim związanych i popularyzator sztuki komiksowej, Michael E. Uslan, który niedawno opublikował w USA wspomnienia pt. Chłopiec, który kochał Batmana. „Dla mnie Bruce Wayne zginął dawno temu, wraz ze śmiercią swoich rodziców. Pozostał tylko Batman. Ta historia opiera się na człowieku reprezentującym dobro, ale przebierającym się za potwora. Nosząc ten strój, walczy z nikczemnikami przebranymi za klaunów albo w bardziej jaskrawe kolory, których zwykliśmy postrzegać pozytywnie. Gdzieś w tej batalii zarysowana jest cienka linia wytyczająca granice etyki i moralności. Batman działa na jej krawędzi. Stąd też istnieje niebezpieczeństwo, że któregoś dnia przeistoczy się w łotrów, których zwalcza”. Dużą rolę w ukształtowaniu charakteru herosa miało miasto Gotham, którego Mroczny Rycerz obiecał bronić lata temu na grobie swoich rodziców. Bezkresna metropolia przypominająca Nowy Jork na sterydach albo Chicago w groteskowym ujęciu. O ile wizerunek Batmana ulegał zmianie na przestrzeni lat, tak Gotham w gruncie rzeczy pozostawało takie samo. Jest to zmierzające do samozagłady siedlisko zła, występku i szaleństwa. Jednakże – czemu tu się dziwić, skoro pierwszym budynkiem postawionym na terenie Gotham był zakład dla psychicznie chorych oraz zwyrodniałych zbrodniarzy?

Owo obłąkanie pozostawiło piętno na architekturze, łączącej gotycką estetykę ze zdyscyplinowanym stylem art déco. Tworzy się tym samym jedyne w swoim rodzaju miasto-moloch, cierpiące z powodu wielkiej niesprawiedliwości, czego ilustracją jest dzielnica szubrawców i prostytutek, czyli East End. Właśnie te elementy sprawiają, że Gotham City jest niezwykle trafną metaforą spojrzenia na amerykańską metropolię nie tyle oczami emigranta, zmierzającego do USA po chleb, co przez pryzmat naszych współczesnych fobii. Co by nie mówić, architektura danego miasta oraz jego klimat wpływa na nas samych, kształtuje naszą osobowość i poczynania. I w tym sensie Batman przegrywa w swojej krucjacie o duszę Gotham. Albowiem ilekroć wybawia je z opresji, ono odwdzięcza mu się pięknym za nadobne, wprowadzając go w frustrację oraz wysyłając przeciwko niemu szaleńców nieradzących sobie w pędzie życia codziennego. Najwięksi adwersarze Człowieka Nietoperza to ludzie niepotrafiący przystosować się do wytyczonych norm, negujący je na rzecz występku i chaosu. Scenarzyści uwielbiają ich relatywizować, gdyż wielu z nich okazało się na tyle wyjątkowych, że najbliższa społeczność ich nie akceptowała i nie starała się zrozumieć, a stąd już jeden krok do nienawiści. Tak było z narcystycznym Człowiekiem Zagadką, dla którego rozwiązywanie łamigłówek od dziecka stanowiło jedyną pasję w życiu. Pingwin natomiast, mafijny boss cierpiący na brzydotę i deformację ciała, stał się krzywym odbiciem Bruce’a Wayne’a, rozpływającym się w przepychu i otoczonym prostytutkami. Nie wspominając już o orędownikach chaosu w postaci Jokera czy Trującego Bluszczu, którą nienawiść do mężczyzn skłoniła do działania na rzecz ekoterroryzmu.

„Widzę Batmana jako siłę natury. I jak każda siła natury może on na uboczu wyrządzić komuś krzywdę. Tylko od czytelnika zależy, jaką lekcję z tego wyciągnie” – mówi Frank Miller, autor Powrotu Mrocznego Rycerza i Roku Pierwszego, jeden z najbardziej prominentnych twórców komiksów o Batmanie na przestrzeni lat.

Posępny obrońca Gotham należy do grona postaci, które nieustannie ewoluują od chwili swych narodzin. Najpierw był bezwzględnym detektywem, nietroszczącym się o życie swoich adwersarzy (mało kto wie, że Joker miał być pierwotnie zabity w swoim komiksowym debiucie w trakcie finałowej walki z Batmanem – w ostatniej chwili uratowała go skrupulatność redaktora), by potem mieć długi romans z campowym humorem i absurdalnymi motywami science fiction. Gdy ta interpretacja wyczerpała wszystkie możliwości, zbliżono się ku realizmowi i bardziej przyziemnym tematom, przez co mit Batmana stawał się coraz bardziej ponury i gniewny. Mroczny nastrój przypieczętowały adaptacje filmowe Burtona i komiksy uznawane za kanoniczną trójcę – Powrót Mrocznego Rycerza Franka Millera, Zabójczy Żart Alana Moore’a oraz Azyl Arkham Granta Morrisona i Dave’a McKeana. Dość jednak powiedzieć, że legenda Batmana w pewien sposób odpowiadała na istotne aktualnie pytania, dopasowując się do nastrojów amerykańskiego społeczeństwa i tego, czym ono żyło. Tak więc, gdy doszło do pierwszego w XXI wieku kryzysu gospodarczego i zaczęto mówić o globalnych problemach, to Batman też zmienił tryb myślenia o swojej krucjacie. Obecnie mija niecały rok, od kiedy w komiksach Bruce Wayne wyjawił mediom oraz światu, że finansuje Batmana. By dopomóc mu w zwalczaniu zbrodni, założył specjalną, ponadnarodową korporację zrzeszającą bohaterów odwołujących się do ideałów Mrocznego Rycerza. Tym samym Batman w niedługim czasie wraz z „innymi” Batmanami różnej narodowości zmierzy się z chcącą zniszczyć świat misterną organizacją „Lewiatan”. Dla Granta Morrisona, który jest pomysłodawcą tej idei, jest to okazja do odwoływania się do filozofii Tomasza Hobbesa i jego idei kolektywu, jak również wyobrażenia szatana chcącego pożreć istoty boskie.

Wielu fanom nie podoba się to, w jakim kierunku idą wizje zarówno Morrisona, jak i Nolana. Nie poprzestają jednak na tym i biorą sprawy w swojej ręce, korzystając, ile się da, z dyktatu fanów w dzisiejszej (konwergentnej) kulturze popularnej oraz narzędzia, jakim jest Internet. To dzięki komputerowej sieci fandom Batmana należy do najwierniejszych i najbardziej kreatywnych grup społecznych wśród wielbicieli fantastyki. Pośród zalewu dobrych fanfików i fanartów (a niekiedy nawet muzyki) wypada szczególnie zwrócić uwagę na rzetelnie wykonane fanowskie filmy. Polecam szczególnie dwa z nich: Batman: Dead End Sandy’ego Corroli (to on stworzył logo Parku jurajskiego i koncepty potworów w Facetach w czerni), w którym Batman mierzy się z Obcym i Predatorem oraz Patient J ze studia Bat in the Sun, któremu co prawda można zarzucić teatralność, ale który doskonale analizuje motywy działania nihilisty Jokera oraz jego nienawiści do Batmana.

Jakkolwiek wielkie byłby różnice pomiędzy wszystkimi wersjami Batmana, zarówno tymi autoryzowanymi, jak i fanowskimi, to łączą je dwie kwestie: komentarz na temat kondycji ludzkiego ducha i poczucie tragizmu skryte za zasłoną groteski i dramatu. Oba aspekty przewijają się w powołaniu Batmana i syzyfowości jego trudu. Dobrze opisał to Greg Rucka, autor komiksu Gotham Central o policjantach z miasta Mrocznego Rycerza: „Jest prawdziwie i absolutnie tragiczną postacią – każdej nocy ta sama misja, ten sam cel. Baczne czuwanie, by to, co przytrafiło się jemu, nie wydarzyło się nikomu więcej. Każdej. Nocy. I każdej nocy przegrywa, gdyż nie może być w dwóch miejscach jednocześnie. Gdy ratuje komuś życie, ktoś inny umiera w dzielnicy położonej na drugim końcu miasta. Mimo to każdej nocy robi to samo. Ponieważ każde życie się liczy. Czysty patos. Czysty heroizm”. Jeszcze dosadniejszy jest Frank Miller, autor Sin City i 300: „Jest niewątpliwie człowiekiem z misją, ale nie szuka zemsty. Bruce nie żąda osobistej zemsty... jest ponad tym, jest o wiele szlachetniejszy. Chce by świat był lepszym miejscem, w którym młody Bruce Wayne nie byłby ofiarą... w taki sposób, by stał się po pewnym czasie niepotrzebny. Batman jest bohaterem marzącym o tym, by nigdy nie istniał”. Gdy to zrozumiemy, nietrudno będzie nam pojąc spadek popularności Supermana. Człowiek ze stali nuży, gdyż nie ma się czego obawiać – jest chodzącą doskonałością. Batman zaś jest o tyle interesujący, że jest jego ludzkim odpowiednikiem, a mimo to jego perfekcyjność nie ochrania go przed upadkami i błędami, popełnianymi często z próżności.

Michał Chudoliński