Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 30 października 2023, 17:00

Grałem w nowego Avatara. Far Cry na Pandorze pozostaje dla mnie zagadką

Spędziłem dwie godziny w Avatarze: Frontiers of Pandora. I choć nie do końca ufam w siłę Avatara jako marki, jak i w umiejętności Ubisoftu co do tworzenia wciągających fabuł, tak bawiłem się nieźle. Ale nie wiem, co z tego wyjdzie.

Źródło fot. Ubisoft
i

Avatar to dziwne uniwersum. Sądząc po wynikach box office’u obu filmów, obejrzeli je chyba wszyscy na tej planecie – w końcu są na podium najlepiej zarabiających blockbusterów wszech czasów. Mimo to spotkanie fana Avatara graniczy z cudem. Nigdy z nikim o tych produkcjach nie rozmawiałem, no może krótko po seansie, wymieniając zachwyty głównie nad oszałamiającymi widokami. Memów na ich temat też jest jak na lekarstwo, żaden nie przychodzi mi do głowy (pomyślcie, ile znacie takich z GTA). Ba, nawet na AO3, największej fanfikowej stronie, fanowskich opowieści na bazie filmów Jamesa Camerona jest 1000 (!) razy mniej niż w przypadku np. Harry’ego Pottera. Nawet Astarion, popularny wampir z Baldur’s Gate 3, wystąpił w znacznie większej liczbie fanfików, niż ma ich na koncie cały Avatar...

Od dawna jestem więc ciekawy, czy ta przedziwna dynamika – wszyscy oglądamy Avatary, ale mało kogo one ruszają – przełoży się na nadchodzącą grę Ubisoftu. Avatar: Frontiers of Pandora zapowiedziano sześć lat temu, a więc jeszcze przed Istotą wody. Wspomniany FPS miał zadebiutować blisko kinowej premiery, ale rzekome problemy z dopieszczeniem rozgrywki spowodowały jego roczne opóźnienie. Ostatnio mogłem spędzić z Frontiers of Pandora dwie godziny. I gra dalej pozostaje dla mnie zagadką.

Jest pięknie, a nawet... zbyt pięknie?

W dwugodzinnym demie zobaczyłem całkiem sporo Pandory. Zaczęło się od zbierania nektaru dla duchowej przewodniczki jednego z klanów Na’vi, a skończyło na infiltracji wielkiej bazy RDA, czyli tej złej korporacji, której prawdziwe oblicze poznaliśmy w dwóch filmach. W międzyczasie udało mi się zawrzeć więź z ikranem, czyli takim latającym minismokiem, którego możecie kojarzyć z kina, a także zaliczyć małego detektywistycznego questa.

I wiem jedno: Frontiers of Pandora na pewno będzie grą oszałamiającą graficznie. Mamy tu barwne lasy, pełne detali modele postaci czy zapierające dech w piersiach pejzaże, które aż proszą się o robienie screenów co kilka sekund. Tak, growa wersja Avatara nie będzie pod tym względem odstawać od swojego filmowego pierwowzoru. I to dobra wiadomość, bo ładnych gier nigdy zbyt wiele.

Grałem w nowego Avatara. Far Cry na Pandorze pozostaje dla mnie zagadką - ilustracja #1

Avatar: Frontiers of Pandora, Ubisoft, 2023

Nieprzypadkowo napisałem, że grafika oszałamia, bo i trochę... przytłacza. Początkowo miałem kłopot ze znalezieniem wskazanych celów, trudno było mi też z daleka rozróżnić na tle dżungli np. postacie Na’vi. To zagubienie po pewnym czasie mija, zwłaszcza gdy lepiej zrozumiemy, jak działa system zmysłów, który pomaga odnaleźć cel zadania. We Frontiers of Pandora jest on dość nietypowy, więc wymaga przyzwyczajenia. Konflikt między pełną detali oprawą graficzną a jej czytelnością nie jest zresztą niczym nowym – im bardziej fotorealistyczne stają się gry, tym trudniej deweloperom nienachalnie wskazać ciekawe miejscówki czy cele misji. Ciekaw jestem, czy im dalej zagłębimy się w pandoriański las, tym łatwiej będzie nam się w tym wszystkim zorientować?

Gameplay kontra świat

Dwa momenty dema zapadły mi w pamięć. Pierwszym była misja, w której zdobyłem swojego skrzydlatego wierzchowca. To długa, przepiękna i dobrze zaprojektowania sekwencja. Wspinamy się na wielką skałę, czyli miejsce, gdzie spotkamy wspomniane ikrany. Proste zagadki środowiskowe i wspaniała muzyka towarzyszyły mi całą drogę, a przepiękne pejzaże – niczym w filmowych Avatarach – robiły niesamowite wrażenie. To było znakomite i bardzo filmowe kilkanaście minut zabawy.

Podobała mi się też infiltracja wrogiej bazy, stanowiąca finał dema. Wtedy oczywiście najwięcej postrzelałem, a ja po prostu cholernie lubię FPS-y. Baza złoli jest ogromna, wrogów trafiło się wielu, a strzelało mi się bardzo dobrze. Korzystać możemy zarówno z broni Na’vi, a więc różnych łuków, jak i ze zdobycznego ludzkiego arsenału, z karabinem na czele.

Grałem w nowego Avatara. Far Cry na Pandorze pozostaje dla mnie zagadką - ilustracja #2

Avatar: Frontiers of Pandora, Ubisoft, 2023

We wspomnianej sekwencji łuki oczywiście lepiej się sprawdzały podczas skradania się, a broń palna w trakcie ostrych wymian ognia, gdy wrogowie już nas odkryli. Podobało mi się, że żołnierzy w małych mechach można było zabić na dwa sposoby: klasycznie – zbijając im pasek zdrowia do zera – albo celując w schowanego za pancerną szybą pilota. Jeśli przebiliśmy się pociskami przez osłonę, człowiek ginął od jednego strzału – taki odpowiednik headshota, tyle że dostosowany do realiów tego uniwersum. Mały plusik za ten detal.

Nie pamiętam za to osób, które spotkałem na swojej drodze. Dzięki materiałom przygotowanym przez Ubisoft nie miałem problemu, by sprawdzić, że byli to np. Etuwa czy Ka’nat, ale tak po prawdzie to wszyscy Na’vi zlali mi się w jedną sztampową postać. Nie wiem, jak będzie dalej, ale fakt, że za grą stoi Ubisoft, który z dobrymi fabułami nie jest za pan brat już od dawna, nie daje wielkich nadziei na epicką i pamiętną opowieść.

Czy to jest nowy Far Cry?

Skojarzenie z Far Cryem jest oczywiste, bo Frontiers of Pandora faktycznie przypomina gry z tej serii. Po dwóch godzinach trudno mi jednak powiedzieć, jak wiele znajdziemy tutaj elementów z flagowej strzelanki Ubisoftu. Na pewno zabraknie specyficznego humoru i luzu, którym charakteryzuje się Far Cry. Zastąpi je znany z filmów patos, co mnie szczególnie nie cieszy. Należę do tych ludzi, którzy o Avatarach zapominali już kilka dni po seansie. Oczywiście seria Far Cry też nie może pochwalić się jakąś fantastyczną opowieścią, ale ta charakterystyczna nutka szaleństwa i głupkowatego humoru nadawała je specyficzny charakter.

Za Frontiers of Pandora stoi szwedzkie studio Massive Entertainment, które od 2008 roku wchodzi w skład Ubisoftu. Jego pracownicy to specjaliści od strzelanek, znani z dobrze ocenianego cyklu The Division. Obecnie studio to pracuje jeszcze nad drugą grą na licencji, czyli nad Star Wars Outlaws, a także – prawdopodobnie – nad The Division 3.

Grałem w nowego Avatara. Far Cry na Pandorze pozostaje dla mnie zagadką - ilustracja #3

Avatar: Frontiers of Pandora, Ubisoft, 2023

Trudno porównywać mi Avatara i Far Crya pod względem gameplayu – grałem po prostu zbyt mało i głównie w mocno tutorialowy fragment. Tak, widziałem charakterystyczne elementy rozgrywki – zbieranie różnych ziół, niszczenie wrogich baz czy skradanie się w ufortyfikowanych twierdzach. Trzeba jednak pamiętać, że dzisiaj to już pewna norma w singlowych strzelankach. Frontiers of Pandora z kolei od Far Cryów odróżnia oderwanie od ziemi – nie tylko często będziemy latać na naszych skrzydlatych wierzchowcach, ale też biegać po drzewach czy wspinać się na gigantyczne skalne konstrukcje.

Inny jest też feeling poruszania się naszej postaci (którą tak na marginesie będziemy mogli stworzyć sami) – Na’vi w końcu mają średnio trzy metry wzrostu i naprawdę czuć, że sterujemy takim gigantem. Szczególnie gdy odwiedzimy jakąś ludzką bazę. Nie możemy korzystać z drabin, bo są dla nas zbyt małe, za to bez problemu wskakujemy na wysokie, wydawałoby się, budynki czy mury.

Ostatecznie zabrakło mi w tym demie otwarcia się gry. Opcji choćby pobieżnego, ale swobodnego zwiedzania tego świata, co pozwoliłoby lepiej ocenić, jaka tak naprawdę będzie to pozycja. Póki co ja w tym szaleństwa Far Crya nie widzę – a to właśnie szaleństwo, wraz z otwartym światem, jest istotą tej serii. Mam trochę wątpliwości, czy nieco nijakie uniwersum Avatara będzie dobrym tłem dla epickiej opowieści bądź szalonej strzelanki z otwartym światem. Żeby się o tym przekonać, nie będziemy musieli jednak długo czekać. Gra zadebiutuje już 7 grudnia. Czy będzie to owocny koniec roku dla Ubisoftu?

Adam Zechenter

Adam Zechenter

W GRYOnline.pl pojawił się w 2014 roku jako specjalista od gier mobilnych i free-to-play. Potem przez wiele lat prowadził publicystykę, a od 2018 roku pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego. Obecnie szefuje działowi wideo i prowadzi podcast GRYOnline.pl. Studiował filologię klasyczną i historię (gdzie został szefem Koła Naukowego); wcześniej stworzył fanowską stronę o Tolkienie. Uwielbia gry akcji, RPG-i, strzelanki i strategie. Kiedyś kochał Baldur’s Gate 1 i 2, dziś najczęściej zagrywa się na PS5 i od myszki woli pada. Najwięcej godzin (bo blisko 2000) nabił w World of Tanks. Miłośnik książek i historii, czasami grywa w squasha, stara się też nie jeść mięsa.

więcej