Hey mam pytanie do tych co mieszkaja za granica.Czy ciezko zaczac zycie w obcym sobie kraju? Zadnej pomocy tylko samemu wszystko zdobywac? Mam prawie 17lat i zamierzam po skonczeniu edukacji wyjechac za granice.Zastanawiam sie w jakim kraju moglbym zamieszkac,myslalem nad Rosjia poniewaz ucze ich jezyka a zarazem ten kraj mnie interesuje no ale wiadomo jak tam jest niby bieda i nedza. Macie jakies doswiadczenia z emigracja? Licze na
ciekawe komentarze.
Rosja? HAHAH 10 RAZY PRĘDZEJ WYBRAŁBYM SIĘ DO NIEMIEC.
Skończ dobrą szkołę i odpowiedni kierunek a będziesz mógł przebierać w ofertach. Australia i Nowa Zelandia sporządziły listę zawodów "preferowanych". Te kraje prowadzą zorganizowaną politykę imigracyjną. Przyjmują ludzi z odpowiednim wykształceniem i oczywiście dobrą znajomością angielskiego. Wszystko w Twoich rękach.
Ahaswer, na szczęście w cywilizowanych krajach jest tak, że choćby pół roku doświadczenia na podobnym stanowisku znaczy więcej, niż skończone, na domiar złego polskie, studia.
Lol jedziesz za pieniędzmi do Rosji gdzie jeszcze większa bieda niż u nas. To może od razu wybierz się do Etiopii czy Erytrei.
Widzę, że sami znawcy Rosji się wypowiadają :)
a tak się dziwnie składa, że pojawia się coraz więcej ofert pracy, w których wymagany jest język rosyjski
również coraz więcej firm zaczyna otwierać swoje przedstawicielstwa w Rosji
Niestety krazy u nas ten stereotyp ze w Rosji bida i nedza.Pewnie tak jest no ale nie oszukujmy sie w polsce tak kolorowo tez nie jest.
Jestem w technikum o profilu logistycznym gadalem troche z nauczycielem ktory jest starym wyjadaczem w tym fachu i mowil mi ,ze jest ogromne zapotrzebowanie do rosyjskich firm wiec jest szansa.
A co do mojego wieku..no coz rozumiem ,ze w moim wieku rodza sie jakies plany na przyszlosc no ale to chyba normalne? Chcialbym miec chociaz troche zaplanowane zyciw.
Znam dwie osoby które wyemigrowały do Rosji w celach zarobkowych. Jedna z nich nawet załatwiała jakieś papiery żeby mogła w Rosji płacić podatki, ponieważ są dużo niższe niż w Polsce. Oczywiście nie jest to taki raj na ziemi, ale po paru latach pracy bez stresu założyła swoją firmę, którą z powodzeniem prowadzi i rozwija. Z tego co słyszę odbywa się to bez polskich paranoi w stylu ZUS, kontrole, miliony papierów i pozwoleń.
Oczywistym jest, że musiały pojawić się opinie czegoś takiego jak Ksionim, ale to frustraci którzy nie mają pojęcia o niczym poza tym co zobaczyli w telewizji.
Jeżeli będziesz chciał to dam namiary na tą dziewczynę, możesz osobiście napisać i czegoś się dowiedzieć, tylko bez pytania o głupoty bo z pewnością nie ma na to czasu.
Rosja to Sankt Petersburg i Moskwa , tam zarobki sa o wiele wieksze niz w polsce.Ja znam goscia ktory wyjechala do Kijowa i tam z powodzeniem prowadzi interes .
Duzo latwiej niz w polsce .
Ale czy bym tam chcial jechac tam na stale? NIE.
Tam jest tak ze wiele zalezy czy nie podpadniesz komus , jak podpadniesz .... to zle :))
Ale dziewczyny maja jak marzenie ....ehhh...no i takich stad leksusow nie widzialem nigdzie indziej .
Wolalbym Anglie i ew. Kanade na pewno nie niemcy.
na pewno nie niemcy.
Ja jak na razie sobie chwalę. Sprawna machina urzędnicza, konkretni i sympatyczni ludzie, zdrowe podejście pracodawcy do pracownika, który uczciwie i rzetelnie wykonuje swoją pracę ;)
Hmm, podepnę się pod wątek i zapytam czy ktoś ma jakieś opinie o Irlandii? Konkretnie Dublin z pensją circa 35k gross rocznie - jak w takim układzie wyglądałoby tam samodzielne [tzn. przyzwoite mieszkanie na jedną osobę] życie?
Rosję sobie chłopie wybij z głowy, to jest zniewolony kraj...
Podaje linka do vloga gościa, który od razu po maturze z małą ilością kasy na własną rękę wyemigrował do Wielkiej Brytanii. Radzi sobie całkiem nieźle, choć miał problemy.
http://www.youtube.com/user/BART69K?feature=watch
HAHAHA ma 17 lat i takie pomysły. Za miesiąc będzie marzenie o wyjeździe do Ukrainy, Włoch, Australii kończąc na USA. Jesteś młodzikiem i lada moment zmienisz zdanie. A z innej beczki mój ojciec od zawsze pracował za granicą od czech, słowacji, belgi, holandi, angli, szkocji, irlandi, francji to nigdzie nie było tak dobrze jak w Niemczech. Niedoroby nie mające pojęcia o czym piszą nie wiedzą że Niemncy to pod każdym względem naród ekskluzywny (kultura osobista jak i na drodze i finansowo jest wspaniale). Tylko polska to finansowe dno dlatego wszyscy uciekają z polski gdzie się da. A autor wątku jeszcze będzie zamierzał zamieszkać bóg wie gdzie taki wiek.
Jestem w technikum o profilu logistycznym
Haha też jestem w logistyku i do Rosji będę co najwyżej tirem jeździł :D.
Bo logistyka mogłaby się tam sprawdzić. Duży kraj, dużo ludzi, sporo fabryk, a to dla logistyki sprzyjające warunki. Nawet mimo biedy. Chociaż moim zdaniem zachód Polski jest dużo ciekawszy pod względem kogoś, kto skończył logistykę.
Panowie ja tak to wszystko czytam czytam iii... i wyszło ze mnie takie pytanie.
Czy po Polskim technikum informatycznym + jakiś studiach / albo bez gdzieś za granicą (najlepiej UK/USA - najlepiej mi idzie ten język) dostałbym jakąś robotę związaną z informatyką dającą żyć? Czy musiałbym zacząć skromniej? Bo ja nie mam zamiaru zostawać w tym kraju, ale cholera nie wiem jak to rozwiązać.
(19)
Nie rozumiem dlaczego śmiejesz z mojego z mojego wieku oraz planów jakie chcę zrealizować.
Ale pieprzenia w tym wątku. Jak ktoś jest dobry i wybija się doświadczeniem i wykształceniem to może ładne pieniądze kosić wszędzie, myślę, że nawet i w Nigerii. Tylko, aby takie coś osiągnąć trzeba się rozwijać, a nie stać w miejscu. Przede wszystkim ucz się i zbieraj jak najwięcej doświadczenia.
dostałbym jakąś robotę związaną z informatyką dającą żyć? Czy musiałbym zacząć skromniej?
Uświadom sobie jedną rzecz. Edukacja pomaga, ale nie gwarantuje od razu (!) dobrej pracy. W tym wszystkim nie chodzi o odbębnienie lat studiów, a o rozwój, zdobywanie kontaktów oraz uczenie się na własną rękę. Jak będziesz dobry to i w Polsce pracę znajdziesz. Jak będziesz przeciętny to wszędzie będziesz zarabiał średnie pieniądze. Zadaj sobie pytanie co chcesz tak właściwie robić za kilkanaście lat.
Mieszka sie dobrze, ale musisz pamietac, ze gdziekolwiek nie pojedziesz ktos da ci poczuc, ze jestes przybleda. Predzej czy pozniej. Bez wzgledu na prace i pieniadze w koncu trafisz na sytuacje, w ktorej dadza ci poczuc, ze jestes obywatelem drugiej kategorii. I nie sluchaj, jesli ktos bedzie mowil inaczej. No chyba, ze pojedziesz do pracy jako europosel do Brukseli, lub cos w tym stylu.
Dziwne, chyba nie interesuja Cie brytyjskie media. Sam fakt, ze ktos moze napisac wprost w The Sun o "polskim imbecylu mamroczącym łamaną angielszczyzną" bezkarnie wystarczy za dowod.
W rzeczy samej, przyznaje, nie biore na powaznie tego, co pisza w listach czytelnicy The Sun w UK, podobnie jak nie biore na powaznie tego, co pisza w listach czytelnicy Faktu w Polsce. Ani nawet tego, co pisza tam dziennikarze.
Musze, jest jakis powod, by brac ich na powaznie? Kazdego trola w necie tez powinienem brac na powaznie?
Jak się mieszka za granicą?
Na odpowiedź składa się wiele czynników i bynajmniej nie zawsze chodzi o kasę.
Ja robię doktorat w Paryżu i jeszcze pewnie pobędę tutaj ze 2, może 3 lata, w zależności jak mi pójdzie.
Później pewnie pojadę gdzieś na postdoca i jeszcze nie wiem, jaki to będzie kraj - może Stany, może Nowa Zelandia. Pytanie, co dalej pojawi się tak naprawdę dopiero pod koniec tego postdoca. Albo otworzę jakiś własny lab w Polsce, albo poszukam pracy w jakimś koncernie za granicą... nie wiem. Powrót do Polski jest możliwy i akurat o standard życia zbytnio się nie boję. Nie będzie na pewno z tego kokosów, ale standard życia powinien być ok, pod warunkiem, że zamieszkam w większym mieście. Boję się jedynie tego, że nasza zapyziała biurokracja skutecznie mnie do tego zniechęci. Czytam sobie to, co opowiadają ludzie, którzy wrócili "rozkręcać naukę" w ramach uniwersytetów i państwowych instytutów i jest to niezła komedia. Dostajesz grant, a pieniądze z niego wybierzesz sobie po pół roku, bo papierki utknęły w kwesturze u jednej z dwunastu Jolek i czterdziestu Krysiek i leżą gdzieś pod kubkiem kawy.
Ostatecznie jednak myślę o powrocie kiedyś tam, bo nie jest tak, że się nie da, ponieważ i w Polsce zaczynają się pojawiać grupy badawcze porządnie sfinansowane przez unijną kasę, w dodatku świetnie konkurujące z placówkami zagranicznymi... co prawda zlokalizowane głównie w trzech miastach Polski, ale postęp w ostatnich 5 latach jest pod tym względem niesamowity.
Ale wracając do tematu... Paryż jest miastem dość drogim, przy czym np. ceny mieszkań są zupełnie absurdalne. Miasto kojarzone jest z urokliwymi kamieniczkami, zabytkami, ciekawym życiem nocnym itd. itp. Jeśli się jednak zajrzy do wnętrza kamieniczek, to zaczyna być już mniej ciekawie :).
W zakresie 850-900 Euro miesięcznie dostanie się najczęściej zagrzybioną (mniej więcej 70% mieszkań), niewielką kawalerkę, która jeśli ma jakikolwiek dostęp do światła dziennego, to jest to ogromny komfort. Zupełnie odpuściłem sobie oferty poniżej 700 jewro, bo widziałem już takie rozwiązania, jak np. kibel w kuchni - można sobie smażyć francuskie crepesy, robiąc jednocześnie crApesa metr dalej. Mi szukanie lokum zajęło 4 miesiące, zanim udało mi się wygrać casting pośród (średnio) 7-8 Francuzów na mieszkanie, do którego nie wstyd było mi zaprosić znajomych. Pod tym chociażby względem Warszawa stoi w lepszym świetle. Za mniej, niż pół przeciętnej pensji można już wynająć bardzo sympatyczną kawalerkę w samym centrum i nie martwić się o brak kaloryfera.
Druga sprawa to różnice kulturowe. Każdy naród ma nieco inną mentalność i trzeba umieć się do niej dostosować. Często Polacy, którzy przyjeżdżają tu na krótko są początkowo zachwyceni, po czym po 6 miesiącach przychodzi kryzys, bo a to Francuzi burkliwi, niemili, nie da się nic załatwić, a nawet już słyszałem oskarżenia o antypolonijność (jakbyśmy ich cokolwiek obchodzili). To, że wielu z nas ma kompleksy na punkcie sposobu traktowania nas przez różne narody to niestety nasza upierdliwa przywara, która czasem nie pozwala na postrzeganie pewnych rzeczy w neutralnych kategoriach. Otóż Francuzi są burkliwi i dużo się na siebie wydzierają, jednak oni sami nie odbierają tego jako agresję i głupio robi im się dopiero wtedy, gdy widzą, że osoba słuchająca tego zamieszania milczy i odpowiada spokojnie. Ot, głośni, krzykliwi ludzie :).
Przy załatwianiu z nimi interesów trzeba ich niemalże podrywać, bo lubią wygodę. Jeśli odmówią ci załatwienia pewnej sprawy, nie oznacza to tego, że "nie cierpią Polaków" (serio, nie wiem, ile razy już się tego osłuchałem), a dlatego, że są wygodniccy i jeśli tylko pojawia się ryzyko, że będą się z czymś męczyć, wolą odpuścić i cię spławić.
I tu przechodzimy do ostatniej kwestii, którą Polakom chyba najciężej przezwyciężyć. U nas ukształtowała się poniekąd trochę taka mentalność w stylu "nie drażnić sklepowej". Jak urzędnik tupnie nóżką, to trzeba się podporządkować, bo "po cholerę walczyć z wiatrakami". Sam też tak na początku miałem po przeprowadzce, ale tutaj rzeczy działają tylko na pozór podobnie.
Jeden z bardziej kuriozalnych przykładów, to moja dość dawna rozmowa telefoniczna z agentem mieszkaniowym.
- Dzień dobry, chciałbym przełożyć wizytę z poniedziałku na sobotę. Zależy mi na wcześniejszym odwiedzeniu tego miejsca.
- Dzień dobry, to niemożliwe.
- Dlaczego?
- Bo nie pracujemy w sobotę i nie da się.
Podziękowałem, rozłączyłem się, ale dotarło do mnie, że ich agenci często w soboty organizują wizyty.
Dzwonię drugi raz:
- Ale mi ogromnie zależy, bo w poniedziałek będę miał blablabla i blablablablabla
- A to proszę przyjść na 14.00
Piszę to wszystko, bo przy wyjeździe trzeba się nastawić na elastyczność w kwestii dostosowania się do innej kultury i mentalności, co dla niektórych jest niewykonywalne, gdyż patrzą poprzez pryzmat wartości wyniesionych z domu i nie dociera do nich, że ktoś może funkcjonować inaczej. Gdy byłem w Danii, spotkałem wielu bardzo introwertycznych ludzi, którzy podczas wspólnych imprez potrafili wypłakać się na twoim ramieniu i opowiadać o ulubionych kreskówkach z czasów podstawówki, zaś 3 dni później, gdybym sam nie zaczął ich zagadywać, skończyłoby się zapewne na "cześć", "cześć" podczas spaceru.
Wracając do Francji, to akurat podoba mi się tam socjał. Podatki płacę co prawda spore, ale mam refundację wszystkich lekarstw wypisanych na receptę, tak jak i wizyty u dentysty oraz raz w roku okulary. Ot niby pierdółka, ale w dłuższej perspektywie dość odczuwalna.
Wyjechać moim zdaniem jest zawsze warto. Poznasz ciekawych ludzi ze swojej branży, porównasz jak pewne rzeczy robi się "tam", a jak "tu", nauczysz się obcego języka (albo chociażby go podszlifujesz). Polska będzie zaś Twoim domem i jak będziesz chciał wrócić, to raczej nikt Cię stąd nie wykopie. Myśl tylko o swojej przyszłości i o tym, czego oczekujesz od życia, bo choć zarobki to ważna kwestia, to jest jeszcze wiele innych, które ogromnie wpłyną na jego komfort :).
A co do tego, co napisał Maziomir, to cóż. Trzeba zagryźć zęby i umieć się odgryźć. W każdym kraju trafią się ludzie, którym nie będzie podobał się problem migracji. Ja w takich sytuacjach zwykle wypytuję rozmówcę o jego własne osiągnięcia i rozwój... przeważnie rura wtedy mięknie, bo ludzie nie lubią być rozliczani. Ot, warto nie brać tego do siebie, bo emigrant zawsze będzie emigrantem bez względu na miejsce i najlepiej mają ci, którzy mają hejt głęboko w d*.
A co do mojego głównego problemu życiowego, to ja za cholerę nie mogę przetrawić tego, że we Francji nie ma zwykłego chamskiego twarogu do zrobienia pierogów ^^.
Tak, bo The Sun jest gazeta opiniotworcza dla milionow Brytyjczykow. Nastroje nie sa zbyt dobre i nawet jesli nikt w oczy nie powie mi co mysli, to trzeba miec swiadomosc, ze wiekszosc mniej sprytnych tak o nas mysli. Zobaczymy jak to sie przelozy na kolejne wybory i jaki bedzie efekt. Jesli UK wystapi z Unii to bedzie to za sprawa tych wlasnie niechetnych imigracji obywateli, ktorych mozemy uwazac za niespecjalnie wyedukowanych (to taki eufemizm), ale stanowia oni wiekszosc. Nie to, zebym sie przejmowal, ale kazdy kto tu zamierza przyjechac musi wiedziec, ze dzisiaj spora czesc urzednikow panstwowych jest juz inaczej nastawiona do Polakow, niz 8 lat temu. Czesto, aby otrzymac nalezne prawnie udogodnienia odpowiednie dla lokalnych obywateli, trzeba przebic sie przez taka niechec, o czym czytuje na lokalnych forach. Ludzie dostaja odmowy benefitow, ktore im sie naleza, bez lub z blednymi uzasadnieniami, to chyba najczestsza forma niemego buntu. Poza tym daje sie rowniez wyczuc w kontaktach bezposrednich, ze czesc po prostu ma nas dosyc. Nie jest to dla mnie dziwne, zwazywszy na zachowanie i poziom kultury czesci rodakow, ale odbija sie na jakosci zycia i samopoczuci wielu z nas. Szczegolnie tych, ktorzy trafiaja do pracy w najgorzej platnych zawodach, sa wiec zmuszeni do towarzystwa czytelnikow The Sun. Nie ma co tego ukrywac, zreszta jest to ogolna tendencja nie tylko w UK. Wystarczy wspomniec komentarz Wojewodzkiego i te drugiego becwala odnosnie ukrainskich pomocy domowych w Polsce. Moze Londyn jest bardziej multikulti i to powoduje Twoje lepsze samopoczucie, nie chce tez demonizowac problemu, bo sam nie moge narzekac na bezposrednie zle traktowanie, ale twierdzenie, ze taki klimat jest nieprawda jest albo chowaniem glowy w piasek, albo klamstwem. Kazdy kto zamierza tu przyjechac powinien zdawac sobie sprawe, ze w bezposredniej konfrontacji z ocena miejscowych, szczegolnie w sytuacjach kryzysowych nie tylko bedzie stal o krok z tylu, ale rowniez bedzie stanowil smakowity kasek dla wszelkiego rodzaju mediow, ktore nieprzychylnym okiem patrza na nasza tu obecnosc. Dlatego napisalem - obywatel drugiej kategorii.
Tak jak ktoś napisał - jeśli jest się człowiekiem, powiedzmy, "utalentowanym", zdolnym i pracowitym, to wysoki standard życia można osiągnąć praktycznie w każdym kraju. Polska też może być niezłym miejscem do życia dla ludzi gruntownie wykształconych, przedsiębiorczych, kreatywnych. Polska biurokracja i polski klimat bywają czynnikami nieco uciążliwymi, ale jeśli się jest Polakiem to chyba można się jakoś do tego przyzwyczaić. Mnie mniej boli biurokracja i tzw. niska kultura urzędnicza niż właśnie pogoda, która przez pół roku doprowadza mnie do rozpaczy, bo jestem wobec tego zjawiska bezsilny. Z drugiej strony mój kolega mieszka teraz w Finlandii i jakoś sobie radzi, bardziej narzeka na ludzi, mentalność, kulturę, niż na pogodę.
Dla młodego człowieka po studiach wyjazd za granicę zdecydowanie może być opcją pożyteczną, bo takie doświadczenie zawsze wzbogaca (nie tylko materialnie), poszerza horyzonty, jest kolejnym bodźcem do dalszego rozwoju.
Maziomir - Przyznam, że nie mam dobrego porównania z sytuacją w GB, bo Francji jeszcze nie skolinizowaliśmy. Byłem ostatnio kilkanaście dni na Wyspach i język polski słychać było zewsząd. Rozmawiałem o emigracji zarobkowej raptem z pięcioma tubylcami i wszyscy postrzegali polskich emigrantów nie przez pryzmat kwalifikacji, a przez pryzmat ubogich rodzin, które próbują się dossać do jakiegokolwiek socjału. Jeden z nich był profesorem i powiedział mi, że był w szoku, jak przyjechał raz na konferencję do Naszego kraju, mówiąc, że robi się u nas "porządną naukę" i że mamy sporo tęgich łbów... i że nasz wkład w pewne dziedziny jest godzien podziwu, jednakże na ich podwórku to wygląda nieco inaczej.
Cóż, z drugiej strony angielscy turyści szczający do fontann i chlejący do nieprzytomności w krakowskich rynsztokach też dają niektórym Polakom podstawy do generalizowania, choć niekoniecznie są dobrą grupą referencyjną.
Niestety emigrant zawsze będzie emigrantem i dlatego właśnie przed wyjazdem trzeba zadać sobie kilka ważnych pytań, nie tylko dotyczących zarobków.
Ja pobyt tutaj traktuję jako zdobywanie nowych doświadczeń. Na pewno jest mi trochę łatwiej, bo tutaj nastrojów antypolonijnych praktycznie nie ma (Francja ma wystarczająco dużo innych problemów), a i pracuję w dość mocno międzynarodowej grupie.
Jestes tez w nieco innym polozeniu bedac osoba zdobywajaca najwyzszy poziom wyksztalcenia. Niestety w moich czasach bylo to raczej niedostepne. W UK sa polskie sklepy, gdzie kupisz polski twarog. Mimo to maja cos co od biedy mozna uznac za podobne i nazywa sie Cottage Cheese, tak wiec moze i we Francji jest jakis twarogopodobny serek, jesli sie rozejrzysz.
edit:
wiem jacy potrafia byc Brytyjczycy i tu w Szkocji, i na goscinnych wystepach. Staram sie swoja kultura byc malym ambasadorem swojego kraju, wyrwalem sie tez z kregu przy samym dnie, choc na szczyty nie zajrze. Chcialem jedynie pokazac inna strone medalu, o ktorej nie mysli sie przed przyjazdem.
Poszukam, tu też podobno jest jeden polski sklep, ale póki co przede mną czwarta próba zrobienia zsiadłego mleka. Może tym razem nie zasmrodzę całego mieszkania.
po co wyjezdzac? w PL tez mozna bardzo bardzo godnie zyc :) za nic w swiecie bym nie wyemigrowal