Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 21 lutego 2001, 13:33

autor: Bolesław Wójtowicz

American McGee's Alice - recenzja gry

Kraina Czarów jest w niebezpieczeństwie. Musisz wrócić do niej, Alicjo, i to nie tylko po to by zmierzyć się z okrutną Królową, ale również po to, by odzyskać po przeżytej tragedii spokój ducha i wewnętrzną równowagę.Polecamy lekturę recenzji i samą grę.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

“Złocistym popołudniem

Płyniemy wolniutko,

Bo małe rączki dzisiaj

Sterować chcą łódką,

A łódka małym rączkom

Posłuszna jest krótko.”*

Amerykanie to bardzo dziwny naród, a do tego pełen kompleksów. Ujawniają się one zwłaszcza w ich pełnym zazdrości podejściu do wszystkiego co europejskie. Bo czyż ich uparte wyśmiewanie w wielu filmach średniowiecznej kultury rycerskiej nie jest przypadkiem skrywaniem kompleksu młodego narodu, który nie posiada własnej, dłuższej niż dwieście lat, historii? Albo weźmy na przykład bajki i literaturę dla dzieci. Czy przerabianie przepięknych i bardzo mądrych baśni braci Grimm lub Andersena na lekkostrawną papkę, zjadliwą dla przeciętnego zjadacza hamburgerów wychowanego na MTV, jednocześnie w ten sposób pozbawiając te perełki literatury ich cudownego klimatu, nie stanowi zasłony dla faktu, że sami nie potrafili stworzyć opowieści równie pięknych?

Wiem, może to są zbyt daleko idące wnioski, ale czasami odnoszę wrażenie, że czego by się Amerykanie nie tknęli, powstanie z tego jakiś koszmarek. Bo patrzcie: zazdrościli Francuzom kuchni, stworzyli McDonaldsa, zazdrościli Niemcom Mercedesa, powstał Ford T, zazdrościli Duńczykom dziewczynki z zapałkami, wysłali więc niejaką Dorotę w poszukiwaniu czarodzieja z Oz, zazdrościli Hiszpanom walki byków, powstał futbol amerykański. A może w tym wypadku to było odwrotnie? Nieważne.

Jedyne co im się samodzielnie dobrze udało, to konstytucja.

“Okrutna Tercjo – bajkę?

O, nie! Za gorąco!

Głos słabnie, koncept słabnie

I myśli się mącą!

Cóż jednak znaczy jeden,

Gdy trzy naraz chcą co.”*

Kiedy pierwszy raz, będąc jeszcze dzieckiem, czytałem najpierw “Alicję w krainie czarów”, a następnie “Alicję po tamtej stronie lustra” byłem... przerażony. Tak, to prawda. Początkowo myślałem, że stara, złośliwa ciotka, od której dostałem te książeczki, chciała ze mnie zakpić, wręczając mi pod postacią bajek jakieś horrory. Ze wstydem przyznaję, co pamiętam do dziś, że pierwszą noc po lekturze dzieł pana Lewis Carrolla nie przespałem zbyt dobrze, gdyż cały czas przed oczami miałem uśmiech Kota z Cheshire lub wydawało mi się, że spadam w króliczą norę. Ale z wiekiem strach mijał. Pozostawało tylko piękno tych opowieści. Jeszcze wielokrotnie wracałem do tego dziwnego świata, tylko po to by beztrosko pogonić za białym królikiem, przywitać się z Kapelusznikiem, posłuchać Kota lub poprzekomarzać się z Królową Kier. Wielokrotnie ustawiałem piony na szachownicy próbując rozwiązać zamieszczone w książce zadanie szachowe i dać mata Czarnemu Królowi. Już jako dorosły człowiek raz za razem wkraczałem w ten cudowny świat fantazji, odnajdując tam nie tylko uwolnienie od problemów dnia codziennego, ale również ten dreszczyk strachu i emocji.

Z czasem tamte stare książeczki uległy zniszczeniu, ale na szczęście w księgarniach zawsze można kupić nowe wydania, czasem w lepszym, czasem w gorszym tłumaczeniu.

““Zaczynaj bajkę!” – Prima

Zarządza zuchwale;

Secunda grzecznie prosi

O lwy i krasnale,

A Tercja mi przerywa,

Czy często? Nie: stale!”*

Kiedy więc usłyszałem, że ma powstać gra komputerowa oparta na przygodach Alicji, początkowo byłem zachwycony. Później przyszła chwila zwątpienia, gdy dowiedziałem się, że gra ma być dziełem niejakiego Americana McGee, znanego mi z innych produkcji, których nie polecałbym raczej dzieciom. Następna pogłoska przyniosła informację, że ma to być gra w stylu TPP, oparta na całkiem niezłym silniku graficznym “Quake’a III Arena”.

Błyskawicznie w mojej głowie pojawiło się mnóstwo pytań i wątpliwości. Czy twórcy gry będą umieli zachować ten wspaniały, mroczny klimat książki? A może raczej postąpią tak jak autorzy wersji animowanej, którzy wyprodukowali mało strawną, nawet dla dzieci, landrynkę? A może z małej Alicji powstanie nowa Lara, siejąca wokół śmierć i zniszczenie i wabiąca wszystkich facetów swoimi kształtami? Daję słowo, byłem pełen obaw. Zwłaszcza, że mieli to przecież robić Amerykanie.

Kiedy więc z duszą na ramieniu otwierałem przesyłkę z grą, pierwsza rzecz, która mnie zaskoczyła, to fakt, iż zamiast ogromnego pudła, wyjąłem zgrabne pudełko znane posiadaczom odtwarzaczy DVD. Uff, spora ulga dla mojej półki z grami. Pierwszy rzut oka na okładkę i ... szok. A cóż to za demoniczna pannica z obłędem w oczach? Czyżby to miałaby być ta sama słodka dziewuszka z oryginalnych rysunków Johna Tenniela po amerykańskich przeróbkach? No tak, ci to jak nie przegną w jedną stronę, to na pewno zrobią to w drugą.

No cóż, zainstalujmy więc grę i zobaczmy, cóż takiego imć McGee wraz liczną grupą współpracowników wyprodukował w swoich tajnych laboratoriach.

“Już cicho! sza! Słuchają.

Opowieść już płynie

O wymyślonym dziecku

W czarownej krainie,

Wśród zwierzaków-dziwaków,

Sympatycznych i nie.”*

Kiedy zapoznałem się z fabułą gry, dopiero wówczas zrozumiałem skąd wziął się ten obłęd w oczach panny Alicji. Cóż, biedne dziecko. Po takich przejściach, niejeden dorosły by gorzej skończył, niż tylko lądując w przytulnej celi szpitala dla mądrych inaczej.

Alicja nigdy nie była uważana przez jej najbliższych za zwykłe dziecko. A te jej opowieści o króliczej norze i przechodzeniu na drugą stronę lustra.... Czyż tak zachowują się normalne dzieci? Na szczęście z czasem wszystko powoli wracało do normy. I kiedy wydawało się, że Alicja wyrośnie na piękną, wspaniałą kobietę, tragiczne wydarzenia spowodowały, że świat tego dziecka stanął ponownie na głowie. Pożar domu i śmierć najbliższych w płomieniach wywarłby nieodwracalne piętno na umyśle każdego. A cóż dopiero powiedzieć o nadwrażliwej Alicji.

Nie mogąc się pogodzić z tym co się wydarzyło, zamknęła się w swoim świecie, przenosząc myślami do znanej tylko sobie Krainy Czarów. Nie rozumiana przez otoczenie, agresywna i arogancka dla obcych, umieszczona w zakładzie dla obłąkanych, pogrążyła się całkowicie w swoich fantazjach.

I trwałaby tak w obłędzie, gdyby nie pewne zdarzenie. Oto otrzymała sygnał, że w Krainie Czarów coś się dzieje złego i bez jej pomocy już nigdy nie powróci tam ład i porządek, a samą Krainą zawładnie na zawsze zła i okrutna Królowa Kier. Tylko Alicja jest w stanie jej się przeciwstawić i uwolnić wszystkie zwierzęta zamieszkujące ten magiczny świat z jarzma niewoli.

Cóż ma robić biedna dziewczynka? Lepsze to niż siedzenie w celi szpitala dla umysłowo chorych. A może tam, w świecie dziwów i czarów, zdoła odzyskać wewnętrzny spokój i psychiczną równowagę? Może zwycięskie zmierzenie się z Królową pozwoli jej wrócić do świata ludzi odmienioną? Czas pokaże, a teraz pora ruszyć za królikiem, gdyż jak mądrze mówi kot z Cheshire: Każda, nawet najdłuższa podróż, rozpoczyna się od pierwszego kroku.

“Czas płynie i wysycha

Źródełko fantazji,

“Ciąg dalszy usłyszycie

Przy innej okazji”.

“Już jest inna okazja!” –

Woła chór przyjazny.”*

...Mamo, ja się boję... Jestem tu sama, ten wstrętny kocur, który obiecał, że będzie mi pomagał, gdzieś znów zniknął, a jeśli już się pojawi, to wygaduje jakieś bzdury, których pewnie sam nawet nie rozumie. Wszędzie dookoła czai się zło, ciągle ktoś chce zrobić mi krzywdę. Jak mam odnaleźć Królową i z czym stanąć do walki z nią? Gołymi rękami raczej nic jej nie zrobię. Trzeba rozejrzeć się dookoła za jakimiś odpowiednimi narzędziami i obiecuję, że nie będę wybredna...

Osobiście przyznam, że nie tak wyobrażałem sobie Krainę Czarów. I Alicja pewnie też. Cały znany jej z poprzedniej podróży świat stał się nagle straszny i przerażający. Wszystko się zmieniło, powykrzywiało, spokraczniało. Cóż to za kopalnie, skąd te lochy? A gdzie podziali się wszyscy mieszkańcy? Cóż to za dziwne dźwięki słychać w oddali?

Podróż, w którą wyruszymy wraz z Alicją do najbardziej bezpiecznych nie należy. Przyjdzie nam zwiedzić różne przedziwne miejsca. W pogoni za białym królikiem przemierzymy podziemne tunele kopalni i tętniące złem korytarze zamku, będziemy wspinać się po wodospadach, wkroczymy w mroczne otchłanie lasu. W pewnym momencie przyjdzie chwila, gdy nasza panna będzie musiała zdrowo się naszukać sprytnie ukrytych składników napoju, który umożliwia zmniejszenie się do odpowiednich rozmiarów, by zmieścić się w otworze nory królika. A co tam nas czeka? Sprawdźcie sami jak ogromny wydaje się świat dla kogoś wielkości naparstka.

W drodze do miejsca w którym zmierzy się z Królową Kier, Alicja będzie musiała nie tylko wykonać całkiem pokaźną liczbę innych, pozornie niczym ze sobą nie związanych, a jakże ważnych dla dalszej rozgrywki zadań, ale przede wszystkim będzie musiała zmierzyć się z całą armią wrogo do niej nastawionych osobników.

Gdyż tak naprawdę, oprócz sporej ilości elementów zręcznościowych w stylu wspinania się po czym tylko się da i skakania w miejsca zdawałoby się niedostępne, oraz rozwiązywania kilku nieźle zakręconych zagadek, przygody Alicji w Krainie... hm, teraz to raczej Koszmarów, to walka, walka i jeszcze raz walka z wszelkiej maści strażnikami Królowej, czy to karcianymi, czy też owadzimi lub roślinnymi. I to miejscami bardzo krwawa walka.

Na szczęście autorzy gry zadbali, by nasza panna miała czym zwalczać pleniące się dookoła zło. I trzeba przyznać, że w posługiwaniu się różnego rodzaju narzędziami zbrodni jest całkiem biegła. Obojętne, czy w ręku trzyma jej ulubiony nożyk, czy też posługuje się talią kart, każdy przeciwnik znajdujący się w zasięgu wzroku w efektowny sposób udaje się na wieczny spoczynek. A jeśli dodamy, że w zapasie ta miła dziewuszka ma jeszcze tajemnicze, ale bardzo ciekawie działające laseczki i gwiazdki, oraz niewinnie wyglądające kości do gry, po których rzuceniu, pojawia się pewien, bardzo przydatny, pomocnik, a także coś w rodzaju starożytnego muszkietu, wówczas nie zazdroszczę nikomu, kto znajdzie się po drugiej stronie barykady.

“Rozrosła się opowieść

O Krainie Czarów.

Sterujmy ku domowi,

Ku linii szuwarów,

Bo słońce już się chowa

W mroczny nocy parów.”*

Od razu przyznaję, że nie jestem wielbicielem gier typu “Quake III Arena” czy też “Unreal Tournament”, gdyż uważam, że są to gry dla... Dobra, nie będę się niepotrzebnie narażał ich wielbicielom. Ale za to silniki graficzne, jakie zostały zastosowane w “Q3” i “UT” to prawdziwe perełki, które po odpowiednich modyfikacjach z powodzeniem użyto do wielu znakomitych gier. Również do “American McGee’s Alice”.

Grafika jest zdecydowanie najmocniejszą stroną gry. Znakomicie skonstruowane i wykonane lokacje, cudowna gra świateł, olbrzymie bogactwo kolorów i najdrobniejszych nawet detali, perfekcyjnie odwzorowany wygląd poszczególnych postaci. To wszystko powoduje, że wkraczając w ten świat mamy ochotę wędrować po nim tylko po to, by podziwiać jego piękno. Wyłaniająca się niespodziewanie z mgły sadzawka w której faluje prawdziwa zdawałoby się woda, dają takie złudzenie realizmu z jakim nie spotkamy się w zbyt wielu innych grach. Kiedy nagle spod naszych nóg znikają deski podłogi mamy wrażenie, że lada moment cały świat runie w wirującą dookoła nicość. A to tylko drobny opis tego, co ujrzą wasze oczy, gdy zanurzycie się w Krainę Czarów. Doprawdy, to co wykonali panowie odpowiedzialni za grafikę, nazwałbym z czystym sumieniem mistrzostwem świata.

Jeśli do tego wszystkiego dodamy perfekcyjną oprawę dźwiękową, czyli wszelkiego rodzaju odgłosy, efekty wystrzałów, rozmowy i wszelkie inne, momentami zupełnie przerażające dźwięki, uzyskamy produkt stojący na najwyższym poziomie.

Temu wszystkiemu towarzyszy znakomita muzyka. Ci spośród was, którym nazwa “Nine Inch Nails” nie kojarzy się tylko i wyłącznie z “Quakiem”, słysząc, że za oprawę muzyczną odpowiedzialny jest niejaki Chris Vrenna, m-gli by pomyśleć, że muzyka w “Alice” jest podobna do pozostałej, którą prezen-tuje zespół. A tak do końca nie jest. Muzyka w tej grze ma za zadanie podkreślić jej mroczny, posępny klimat, tak by gracz wczuł się w nastrój grozy, jaki panuje dookoła. I to się znakomicie udało. Spokojne, ale jednocześnie dziwnie niepoko-ące brzmienie instrumentów towarzyszy nam w tej podróży nieustannie, opisując raz kołyszącymi, a raz nerwowymi dźwiękami wydarzenia rozgrywające się na ekranie monitora.

“Alicjo! Przyjmij bajkę

- Ode mnie prezencik –

I przechowaj ją w tajnym

Zakątku pamięci,

Jak pielgrzym płatki kwiatów

Z ziem, gdzie żyli święci.”*

Nadszedł czas by podsumować to wszystko, co napisałem powyżej. Jak wiecie podchodziłem bardzo nieufnie do tej gry. Czy Amerykanie ponownie zszargają kolejne świętości kultury europejskiej jakimi niewątpliwie są opowieści Lewisa Carrolla o przygodach Alicji?

Na szczęście mile się rozczarowałem. Chociaż muszę dodać, że ta gra pod żadnym pozorem nie powinna wpaść w ręce dziecka, i to nie tylko ze względu na psychiczne problemy Alicji, ale przede wszystkim z powodu dużej dawki brutalności. Jednak jak znam życie, niejedno dziecko już nie takie rzeczy w telewizji i dookoła siebie widziało.

Natomiast jeśli zwrócimy uwagę na kapitalnie opracowany scenariusz gry przy umiejętnym wykorzystaniu postaci z książek Carrolla, rewelacyjną (i tu jeszcze kilka przymiotników w tym stylu) oprawę graficzną okraszoną świetną muzyką oraz nieprawdopodobny wręcz nastrój grozy jaki nam nieustannie towarzyszy w trakcie przemierzania Krainy Czarów, wówczas dojdziemy do wniosku, że “American McGee’s Alice” jest jedną z najlepszych gier, jakie ukazały się w ostatnim czasie.

I uwierzcie mi, że każda chwila jaką spędzicie przed ekranem monitora podróżując wraz z Alicją, na długo pozostanie w waszej pamięci.

“A wioślarki małe trzy –

Zasłuchane, marszczą brwi:

Czy to bajka, czy się śni?

Po staremu rzeka płynie –

Słońce topi blask w głębinie –

Czym jest życie? Snem jedynie...”*

_____________

* Wszystkie fragmenty wierszy pochodzą z książek: “Alicja w Krainie Czarów” i “Alicja po tamtej stronie lustra” Lewisa Carrolla w tłum. J.Kozak. Wyd. Prószyński i S-ka 1999

VOID

American McGee's Alice - recenzja gry
American McGee's Alice - recenzja gry

Recenzja gry

Kraina Czarów jest w niebezpieczeństwie. Musisz wrócić do niej, Alicjo, i to nie tylko po to by zmierzyć się z okrutną Królową, ale również po to, by odzyskać po przeżytej tragedii spokój ducha i wewnętrzną równowagę.Polecamy lekturę recenzji i samą grę.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.