Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

The Legend of Zelda: Breath of the Wild Recenzja gry

Recenzja gry 14 marca 2017, 17:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry The Legend of Zelda: Breath of the Wild – sandboks wymyślony na nowo

Zmiana konwencji przy jednoczesnym pozostawieniu elementów tradycyjnie kojarzonych z serią – oto nowa Zelda. Najlepszy tytuł startowy w historii branży, którego odkrywanie to jedna z największych przygód w życiu gracza.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

PLUSY:
  1. przełamuje sandboksowe schematy;
  2. gargantuiczny, otwarty, bez reszty wciągający świat, pełen najróżniejszych zakamarków i zagadek;
  3. całkowita swoboda w wykonywaniu i kolejności podejmowania zadań – gracz nie jest traktowany jak idiota;
  4. koniec z anachronizmami serii;
  5. przemyślane i świetnie zrealizowane rzemiosło;
  6. dziesiątki dodatkowych drobnych mechanizmów zabawy, które odkrywa się nawet zupełnie przypadkowo w trakcie eksploracji;
  7. wspaniałe animacje i oprawa artystyczna;
  8. ścieżka dźwiękowa i nowe aranżacje doskonale znanych motywów;
  9. syndrom „jeszcze jednej chwili” zamieniającej się w kolejne magiczne godziny;
  10. w ciągu całej rozgrywki ani razu nie zdarzył mi się żaden, nawet drobniutki, bug.
MINUSY:
  1. poszatkowana fabuła (aczkolwiek osoby grające w poprzednie części bez trudu się tu odnajdą);
  2. w niektórych lokacjach zdarzają się przycięcia animacji w trybie telewizyjnym.

Kto by się spodziewał, że Nintendo dokona prawdziwego przewrotu w jednej ze swoich flagowych serii? Dotychczasowe odsłony cyklu The Legend of Zelda najczęściej zadowalały się jednolitym schematem. Oto zły Ganondorf więzi w zamku Hyrule księżniczkę Zeldę, a bohater, który początkowo nie ma pojęcia, jak wielkie wydarzenia staną się jego udziałem w przyszłości, wyrusza na ratunek królestwu, odnajduje mityczny Master Sword, a następnie w finałowym starciu pozbywa się nieprzyjaznych sił, ratując królestwo przed wiecznym mrokiem.

W międzyczasie Link zdobywa nowe gadżety, które pozwalają mu przemierzać rozbudowane lochy (dungeony) pełne przemyślanych zagadek i wrednych mieszkańców. W trakcie podróży nasz heros odwiedza wieś Kakariko, gdzie obowiązkowo zagania kury do zagrody – ten patent zapożyczyli nawet twórcy Rise of the Tomb Raider – oraz wykonuje różne zadania dla ludu Gerudo, wodnej nacji Zora, wulkanicznych Goronów czy ptakopodobnych Rito.

W mniejszym lub większym stopniu są to stałe elementy, związane od lat z serią, za którą od samego początku odpowiedzialny jest Shigeru Miyamoto – moim zdaniem jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy projektant gier wideo. Facet mający obsesję na punkcie więzionych księżniczek – Zelda to poważna i smutna wersja Peach, a podstawowy atrybut Linka, czyli zielona czapeczka, jest prawie równie rozpoznawalny jak wąsy Mario. W Breath of the Wild nasz bohater co prawda biega bez zielonego glutka na głowie, ale pisząc w pierwszym akapicie o przewrocie w serii, miałem na myśli coś zupełnie innego.

Nintendo udała się rzecz wielka. Zachowując wszystkie elementy kojarzone z tym cyklem, przygotowało grę na wskroś świeżą, nowoczesną i opartą na bardzo solidnych fundamentach sandboksowych, których w tak totalnej wersji próżno szukać wśród konkurencji. Krótko mówiąc, nowe przygody Linka nie traktują graczy jak idiotów, oferując jednocześnie niezapomnianą przygodę.

Co to znaczy 10/10?

Recenzja gry The Legend of Zelda: Breath of the Wild – sandboks wymyślony na nowo - ilustracja #1

Na pewno wielu z Was będzie krytycznie patrzeć na ocenę. Po pierwsze, gra na „dychę” to, zgodnie z nazwą, produkcja wybitna. Nie znaczy to, że jest doskonała (bo doskonałych produkcji nie ma) lub że każdy będzie się w niej świetnie bawić – tak samo jak nie wszyscy kochają Skyrima czy Wiedźmina. To po prostu pozycja przełomowa, sprawiająca masę frajdy i pozbawiona błędów tę frajdę psujących. Wybitna w swoim gatunku.

Po drugie, od czasu premiery Zeldy powoli mijają już dwa tygodnie. Ekscytacja tym tytułem już opadła, więc mogliśmy ocenić go na zimno. W redakcji z Breath of the Wild spędziliśmy łącznie kilkaset godzin i każdy z pięciu redaktorów mówił z błyskiem w oku: „Ta gra jest wybitna”. Jak wiecie, nie wystawiamy najwyższej oceny tylko na podstawie jednej opinii – w przypadku nowej Zeldy byliśmy jednogłośni.

Redakcja

Oddech swobody w otwartym świecie

Lotnia to najlepszy sposób na szybkie przemieszczanie się w niżej położone tereny.

Link budzi się w jakiejś jaskini, w której spędził ponoć minione sto lat. Bohater Hyrule przegrał ostatnie starcie z siłami ciemności. Podobno, bo nasz protagonista nic z tych wydarzeń nie pamięta. Zupełnie jak gracz nie jest świadom, dlaczego w całej ogromnej – podkreślam: ogromnej i niezwykle zróżnicowanej – krainie panoszą się złowrogie maszyny, kiedyś mające ochraniać świat przed Ganonem, a teraz w pełni podległe jego woli i spaczeniu. Link jest słaby, jego pierwszą bronią zostanie zapewne leżąca obok jaskini gałąź, która po kilku zaledwie uderzeniach rozpadnie się i trzeba będzie rozejrzeć się za jakimś bardziej trwałym narzędziem do obrony.

Największym atutem Breath of the Wild jest dowolność postępowania. Poza kilkoma pierwszymi zadaniami wykonywanymi na ograniczonym terenie – do czasu zdobycia lotni dającej Linkowi możliwość szybowania – możemy iść gdzie chcemy i robić co chcemy – obojętnie, jaką podejmiemy decyzję (niektórym udało się nawet ukończyć grę w godzinę, zmierzając wprost do finałowego starcia), i tak będziemy się świetnie bawić. Jest to jeden z tych nielicznych tytułów, które są w stanie zaskoczyć nas na każdym kroku, ujawniając coś, czego ani wcześniej nie sygnalizowano, ani sami się tego nie spodziewaliśmy.

Link w czasie podróży natrafi na znane graczom już wcześniej rasy.

W internecie zaczęły pojawiać się porównania nowej Zeldy do Minecrafta, nieco na wyrost w kwestii swobody postępowania, ale na pewno bliskie prawdzie, gdy przyjrzeć się dziesiątkom drobnych, dopieszczonych mechanizmów, których odkrywanie sprawia przeogromną satysfakcję. Uwierzcie mi, że po siedemdziesięciu godzinach spędzonych z Linkiem dzięki filmikom krążącym po sieci wciąż dowiaduję się rzeczy, których nawet sobie nie wyobrażałem (np. tego, że przeciwników da się zabijać... kurami!).

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Adrian Werner Ekspert 30 maja 2023

(Switch) Dobra gra. Prosta mechanicznie, ale z ciekawymi misjami i cudownymi zagadkami. Niestety, sam otwarty świat jest pusty i nudny, a jego rozmiar sprawia, że trudniej jest grze ukryć słabość swojej fabuły.

7.0

Gambrinus84 Ekspert 7 października 2019

(Switch) Nadrabiam z opóźnieniem, ale potwierdzam. Zelda to absolutna rewelacja w standardzie otwartych światów. W czasach, gdy Ubisoft tłucze swoje schematy, Breath of the Wild udowadnia, że mniej znaczy więcej. Żadna z mechanik nie jest przesadnie skomplikowana, ale w synergii dają elegancki efekt. Grę, która z jednej strony budzi emocje fantastycznie wykreowanym światem i atmosferą a z drugiej wciąga eksploracją i mnóstwem mądrej zawartości. Od czasu Skyrima otwarty świat nie był zrobiony tak dobrze.
Ocena o 0,5 punkta w dół za zagadki z żyroskopem.

9.5

hedasw Ekspert 14 marca 2017

(Switch) W pełni zasłużona maksymalna ocena dla być może pierwszego sandboksa, w którego przez wiele godzin grałem z najprawdziwszym poczuciem ekscytacji i oczekiwania na kolejną wyprawę.

10

Zmroku Ekspert 14 marca 2017

(Switch) Zelda przypomniała mi, czego szukam w wirtualnych światach: obietnicy wielkiej podróży, w dodatku w najpiękniejszej odsłonie Hyrule, jakie widziały konsole Nintendo. Więcej godzin błąkałem się po świecie, niż wykonywałem główne zadania. I nigdy nie sądziłem, że spodoba mi się gotowanie w zielonym kubraczku. Wybaczaliśmy Skyrimowi bugi, wybaczamy Zeldzie framerate. A że chciałbym to w 1080p i 60 klatkach na sekundę? Cóż, chciałbym. Ale nie mam. Mam za to, przewrotnie to ujmę, Zeldę w łóżku. I czuję z tego powodu wielką radość.

10

WildCamel Ekspert 14 marca 2017

(Switch) Nowa Zelda mnie oczarowała. To połączenie Skyrima (można wejść wszędzie) z klimatem niczym z przepięknego filmu Księżniczka Mononoke. To sandboks, w którym robisz, co chcesz, ale zarazem w ogóle nie czujesz typowej dla tych gier powtarzalności i nudy. Słowem, to The Last of Us sandboksów.

10
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.

Recenzja gry Pacific Drive - to najdziwniejszy, najbardziej wciągający survival od dawna
Recenzja gry Pacific Drive - to najdziwniejszy, najbardziej wciągający survival od dawna

Recenzja gry

Pacific Drive udowadnia, że w oklepanym gatunku survivali jest jeszcze miejsce na nowe, świeże doświadczenia, nawet gdy składają się na nie znane pomysły. W żadnej innej grze nie poczujecie tak silnej więzi ze swoim samochodem – starym kombi!