Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 30 kwietnia 2012, 14:45

autor: Grzegorz Bobrek

Redakcyjny ranking gier z serii Call of Duty

Na dzień przed oficjalnym ogłoszeniem kolejnej cześci cyklu Call of Duty sprawdzamy, które gry z serii najbardziej zapadły nam w pamięć.

Spis treści

Co dalej z Call of Duty?

Miejsce pierwsze: Call of Duty 4: Modern Warfare

Wynik: 40 punktów (maksymalne noty m.in. Verminus, UV, Hed)

Popularność na Raptr: 480 000

Zdaniem czytelników – najlepsze gry serii:
  • Call of Duty 4: Modern Warfare – 35,6% głosów
  • Call of Duty z dodatkiem United Offensive – 14,2% głosów
  • Call of Duty 2 – 12,5% głosów

Bezapelacyjny zwycięzca redakcyjnego rankingu. Jedynie dwie z przepytanych dwunastu osób (ja i Del) nie przyznały punktów pierwszej odsłonie Modern Warfare. Reszta uznała niemal jednogłośnie, że pierwsza wycieczka serii poza okres II wojny światowej należy do ścisłej czołówki najlepszych gier ostatniego dziesięciolecia. W swoim czasie porzucenie dobrze znanych frontów było odważnym posunięciem. Sceptycy, przyzwyczajeni do Garandów czy Mauserów, nie potrafili sobie wyobrazić przejścia na niemal całkowicie automatyczny arsenał. Transformacja jednak wyszła cyklowi rewelacyjnie. Połączenie realiów nowoczesnego pola walki z antyterrorystycznymi operacjami SAS-u na tyłach wroga stanowiło, bez przesady, powiew świeżego powietrza w gatunku przez kilka lat zdominowanym przez konflikt z Trzecią Rzeszą. W 2007 roku gra zasługiwała na medal. Dzisiaj zasługuje na stałe miejsce na dysku każdego fana FPS-ów.

Co jest w pierwszym Modern Warfare, czego nie ma w „dwójce” i „trójce”?

Verminus: Modern Warfare było strzałem w dziesiątkę, seria Call of Duty zyskała dzięki niemu drugą młodość. Zarzewie międzynarodowego konfliktu zakończonego w Modern Warfare 3 zostało pokazane z wyczuciem i smakiem. Klika poziomów zapadło mi w pamięć do dzisiaj – pierwsza misja na frachtowcu, misja, w której na pokładzie śmigłowca jesteśmy świadkami eksplozji nuklearnej, czy wreszcie pamiętna przeprawa przez Prypeć. Kolejne części zmierzały w kierunku estetyki stosowanej przez Michaela Baya i Rolanda Emmericha – wielkie eksplozje na jeszcze większą skalę wcale nie są równoznaczne z pogłębieniem klimatu opowieści.

Co było źródłem sukcesu multi w Modern Warfare?

UV: Kapitalny model rozgrywki, świetne tryby i mapy, zapożyczony z Battlefielda 2 system „rozwoju postaci”, zachęcający do pompowania doświadczenia i odblokowywania nowych typów broni i gadżetów, brak sensownej konkurencji (kto dziś pamięta, że dwa miesiące wcześniej wyszło Medal of Honor: Airborne?), no i głód pecetowej braci, która na „czwórkę” przesiadała się z pominięciem „trójki”. W Modern Warfare wszystkie te elementy stworzyły monolit i dlatego właśnie potyczki w sieci skradły mi dobre kilka miesięcy z życia.

Jakie musiałoby być nowe Call of Duty, aby trafić do Twojego rankingu najlepszych gier z cyklu?

Verminus: Na pewno nie chciałbym, żeby seria zerwała z rozwijanym przez lata mechanizmem rozgrywki. Call of Duty pozostaje królową skryptów, a kolejne próby zdetronizowania jej przez konkurencję (nawet tak doświadczoną jak DICE) kończą się fiaskiem. Konieczność zmiany silnika jest dla mnie warunkiem niezbędnym, nawet z obecnej generacji konsol da się wycisnąć więcej niż to, na co pozwala stosowana od lat technologia. Jednak oprawa to jedno, pomysł na grę to drugie. By jakakolwiek produkcja z serii Call of Duty mogła trafić na szczytową pozycję w moim osobistym rankingu, musi przenieść gracza do jakiegoś niewyeksploatowanego konfliktu – im będzie on bardziej lokalny, tym lepiej. Kluczowa dla mnie pozostaje także narracja. Nawet Call of Duty: Black Ops, które nieco absurdalną historię opowiedziało w interesujący sposób, wybiło się na trzecią pozycję w moim zestawieniu.

Czy nadeszła pora, aby powrócić do korzeni serii i II wojny światowej?

UV: Moim zdaniem tak, bo dochodzimy do sytuacji, w której „symulacja” współczesnych konfliktów zaczyna się zwyczajnie przejadać. Kilka lat temu mało kto wierzył w powodzenie Call of Duty 4, pamiętam, ile było narzekań na zmianę realiów przed premierą, a tu proszę – dziś Modern Warfare uważane jest powszechnie za najlepszą odsłonę cyklu. Problem polega na tym, że nie tylko Call of Duty, ale i cała konkurencja idzie tą samą drogą (Battlefield, Medal of Honor, Homefront), więc naturalnie odczuwa się przesyt. Dziś może wydawać się to zabawne, ale powrót na fronty II wojny światowej mógłby zostać potraktowany jako powiew świeżości, zwłaszcza gdyby tematem zajęła się któraś z dużych firm. Tak się jednak nie dzieje i wciąż zastanawiam się dlaczego.

Zdaniem czytelników – czy powrót do II wojny światowej to dobry pomysł?:

  • Nie, konflikty współczesne są strzałem w dziesiątkę – 53% głosów
  • Tak, seria powinna być kojarzona przede wszystkim z II wojną światową – 47% głosów

Jakie konflikty z XX wieku dobrze nadawałyby się do nowego Call of Duty?

T_bone: Jeśli twórcy nowego Call of Duty zdecydowaliby się zrezygnować z operacji specjalnych na rzecz wojny przedstawionej z punktu widzenia żołnierza, to dobrym wyborem mogłaby być Korea. Krótka misja początkowa osadzona w latach 50., a potem skok w przyszłość i desperacka obrona w strefie zdemilitaryzowanej. Na deser dodajmy jeszcze ewakuację cywilów z płonącego Seulu i już mamy kilka przyjemnych lokacji. W przypadku Black Ops 2 chciałbym więcej podróżować po świecie, w pierwszej części zdecydowanie brakowało mi brawurowej ucieczki z Berlina Wschodniego.