Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 28 listopada 2008, 15:52

autor: Maciej Kurowiak

Pokochaj mnie Laro!

Wygimnastykowana lalka czy ikona feministek i symbol emancypacji? W dniu polskiej premiery Tomb Raider Underworld sprawdzamy, kim naprawdę jest Lara Croft.

Ikona popkultury. Najsławniejsza kobieta w całości złożona z wieloboków. Pierwsza cyfrowa postać płci żeńskiej wpisana do Księgi Rekordów Guinessa. Gwiazda filmu, reklam, komiksów, książek, opracowań naukowych, feministek i władczyni wyobraźni milionów facetów na całym świecie. Lara Croft przeniknęła do naszej rzeczywistości podobnie jak James Bond – nie istnieje, a mimo to jest powszechnie znana. Piękna i piekielnie inteligentna pani archeolog, u której rozmiar biustu idzie w parze z IQ, doczekała się nawet piosenki na swoją część.

Cybernetyczna, wygimnastykowana krzyżówka Dody z Paris Hilton czy kobieca wersja Indiany Jonesa? Cyfrowa lalka, której głównym atrybutem jest falujący biust czy ikona feministek i symbol emancypacji?

Kim pani jest naprawdę, pani Croft?

- Ile ma pani lat? – zapytał lekarz kobietę leżącą na kozetce. – Kim pani jest z zawodu?

- Na pierwsze pytanie nie odpowiem, jestem w takim wieku, jaki przypisują mi ludzie, a z zawodu jestem archeologiem. Proszę przejść do sedna. Przyszłam do pana, by rozwiązać swój problem, a nie odpowiadać na trywialne pytania. Dobrze pan wie, kim jestem i czym się zajmuję. Wszyscy wiedzą.

- Mimo to ma pani problem z samookreśleniem.

- To nie jest problem z samookreśleniem. Prawdę powiedziawszy, nie ma to nic wspólnego z semantyką. Ja naprawdę nie wiem, czy jako bohaterka masowej wyobraźni spełniam tylko rolę falującej biustem kukły, napędzanej pomysłami spoconych mężczyzn, czy jestem tylko marką, w której logo wpisane jest moje własne ciało. Panie doktorze, gdybym potrafiła odpowiedź na te pytania, nie trafiłabym do pana.

- Ale przecież ze wszystkim sobie pani łatwo radzi. Po co pani te pistolety przy pasku? Czy czuje się pani zagrożona?

- Nie. Pistolety to część mojej twardej natury. Tak naprawdę z zawodu jestem heroiną. Mam poprawiać ludziom nastrój. Pokazać, że istnieje ideał kobiety, choć wcale idealna się nie czuję. Rozumie pan to? Jestem aktywna fizycznie, wygimnastykowana, gdy pokazują mnie w jakiejś grze, jestem tam od początku do końca. Gracz czy chce, czy nie chce, wgapia się w mój tyłek i biust przez wiele godzin z rzędu. Choć może mną sterować, to tak naprawdę polecenia wykonuję na swój sposób.

- Wolna i niezależna, tak?

- To pan ma mi udzielić odpowiedzi, choć pewnie moi twórcy chcieli, bym tak właśnie była postrzegana.

Doktor sięgnął po notatnik. Kobieta nie odwróciła głowy w jego kierunku. Leżała nieruchomo z dłońmi splecionymi na brzuchu.

- Istotnie – stwierdził doktor wertując kartki. – Twórca gry na pani temat, niejaki Toby Gard, powiedział kiedyś o pani, że stworzono panią, jako, tu cytuję, silną, niezależną i inteligentną kobietę.

- Już mówiłam, jestem heroiną. Te cechy są częścią konwencji, który chyba reprezentuję. Przede mną były Xena, Eowina, Catwoman i wiele innych zacnych pań.

- I wszystkie panie łączy jedna cecha – odparł szybko doktor.

- Że potrafimy skopać tyłki facetom? – odpowiedziała równie szybko kobieta. – Nie wszystkie heroiny to potrafią, na przykład Wanda, co nie chciała Niemca.

- Być może nie chodzi tylko kopanie tyłków facetom.

- Wiem, do czego pan zmierza doktorze. Wanda była bohaterką, bo wystrychnęła Niemca na dudka i rzuciła się do Wisły. A więc tak czy siak mu dokopała, nawet jeśli nie zrobiła tego fizycznie. Zatem sądzi pan, że w kulturze każda forma występku przeciwko mężczyznom czyniła z kobiet heroiny?

- To pani powiedziała.

- Tylko zwykle musiały za to płacić najwyższą cenę. Poważanie w świecie mężczyzn kosztuje bardzo wiele. Joanna d’Arc spłonęła na stosie, a królowa Icenów, Boudika, wolała popełnić samobójstwo niż wpaść w ręce Rzymian, Kleopatra także… Różnica jest jednak zasadnicza – ja, póki co, żyję i mam się dobrze.

- Nie chcę pani martwić, ale to akurat nie będzie kwestią pani wyboru.

- Zdaję sobie z tego sprawę – ucięła. – Może rola heroiny jest gdzieś znacznie bliżej fizjologii niż lirycznych uniesień? Może chodzi wspaniałą figurę, idealne kształty i rozmiary. Nikt nie wie, jak wyglądały Boudika czy Wanda, ale wyobrażane są jako piękne kobiety. Wanda to silna duchem i krucha ciałem słowiańska blondynka, a Boudika to moc i potęga w stalowej bieliźnie. Nie ma dzieła, które przedstawiałoby je jako brzydule. Są sexy w sposób, w jaki wyobrażali sobie kreujący je artyści. Świat kręci się wokół seksu i pieniędzy i może nie chodzi tu o nic głębszego?

- Gdyby tak było, nie rozmawialibyśmy teraz tutaj. Jednak dręczą panią jakieś wątpliwości?

- Tak, z jednej strony jestem bohaterką opakowań od czekolady, a z drugiej mówi się o mnie jako o forpoczcie kobiecej siły we współczesnej popkulturze. Były czasy, gdy nie mogłam otworzyć lodówki, by mnie tam nie było. Teraz jest już nieco ciszej.

- Chodzi pani o Girl Power? Atomówki i Spice Girls?

- Coś w tym rodzaju. Dawniej były ewenementy w rodzaju Cythii Rothrock, która prała facetów w filmach klasy B, ale zwykle byłyśmy sprowadzane do lalek w getrach i z ogromną szopą na głowie. Mogłyśmy być pyskate i krnąbrne, ale z reguły były to wyspy w morzu zalewającego wszystko męskiego ego. Wie pan, że w Szwajcarii dano kobietom prawo wyborcze dopiero w 1971 roku? W Portugalli trzy lata później, a w Liechtensteinie dopiero w 1984? Nie wszystko jest takie oczywiste, jak to wygląda dzisiaj.

- A gry?

- No cóż. Napinanie muskułów było standardem. Paradoksalnie największą ilość damskich bohaterek skupiały japońskie bijatyki. Może już wtedy odkryto, że damy, by zyskać na popularności, muszą kopać facetów. Trudno powiedzieć.

- Sama pani przyznała, że nie chodzi tylko o bicie. Domyśla się pani, w czym tkwi pani tajemnica? Być może kluczem jest pani osobowość? W przeciwieństwie do prostej wojowniczki Xeny, jest pani archeolożką z wiedzą w tym zakresie nie mniejszą od wiedzy Indiany Jonesa. Jest pani też poliglotką, a na dodatek doskonale sytuowaną arystokratką.

- Doktorze, to konwencja, gdybym była zapasionym kopciuszkiem, nie byłabym heroiną. Kręcimy się w kółko.

- Nie. Rzecz w tym, że łączy pani te cechy w sposób niemal idealny. Na dodatek trafiła pani w czas, w którym były one wyjątkowo pożądane. Proszę zauważyć, że przyciąga pani uwagę zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Stała się pani kluczem do zupełnie nowego uniwersum.

- Czytam w pańskich myślach. Nowego uniwersum, czyli nowych rynków zbytu.

- Wolałaby pani na tym miejscu Pamelę Anderson? Jestem przekonany, że pani cechy lepiej definiują to, z czym wolą być utożsamiane współczesne kobiety. Przecież cechy takie jak doskonała sprawność fizyczna w grach także były wcześniej zarezerwowane dla mężczyzn. W żadnym medium, w którym pani występowała, nie porusza pani kwestii roli kobiet we współczesnym świecie, nie broni pani ich praw, a mimo to łączy się panią z negacją patriarchalnego modelu rzeczywistości. Wkroczyła pani z kobiecością w domenę mężczyzn. Dziesiątki bohaterek przed panią ruszały w bój, ku przygodzie, ale często z lirycznych, romantycznych pobudek. Pani pobudki są inne i nie mają nic wspólnego z walką o miłość czy kochanka. Niewiele wiadomo o pani preferencjach seksualnych – tych kwestii nie nakreślono celowo.

- Bym mogła być kochanką wszystkich mężczyzn świata?

- Być może.

- Panie doktorze. Doskonale pan wie, że to furtka. Szybko powstały komiksy i opowiadania, które zrównują mnie z gwiazdami branży pornograficznej. Są tego tony. Jeśli urwiesz zdanie w środku, to dopiszą je inni.

- Proszę zauważyć, że James Bond czy Indiana Jones także nie są żonaci – odparł doktor. – Bohater otwarty na nowe związki jest zdecydowanie bardziej atrakcyjny niż osoba z obrączką. Inaczej niż w zwykłym życiu, w świecie fikcji schowanie obrączki do kieszeni czyni bohatera atrakcyjniejszym.

- Naprawdę? Jak nazywa się kobietę, która ma wielu partnerów? I w świecie fikcji i w rzeczywiści tak samo. Społeczeństwa są dla płci żeńskiej znacznie bardziej surowe, niż się wydaje. Gdyby spróbować zsumować ich mentalność, wyszłoby skrzyżowanie kibica z talibem, czyli mieszanka mało przyjazna kobietom.

- Może dzięki pani ta mentalność kruszeje?

- W jakim sensie?

- Proszę zauważyć, że częścią satysfakcji z rozgrywki w grach komputerowych jest wcielanie się w swoje drugie ja. Gracz musi więc wcielić się w jakimś stopniu w panią, zmienić płeć i na jakiś czas wczuć się w kobietę. Zanim do akcji wkroczyła pani, te granice były bezpiecznie wyznaczone. Gracz wcielał się w mężczyzn, silnych, słabych, głupich, mądrych, ale jednak mężczyzn.

- Panie doktorze, chyba nie jest pan aż tak naiwny! Dobrze pan wie, że w gruncie rzeczy pozostaje to bez żadnego wpływu na gracza lub przynajmniej jest to wpływ bardzo ograniczony. Gra to zaledwie czubek góry lodowej. Produkuje się filmy, komiksy czy albumy, które nie pozostawiają żadnych złudzeń. Mam być wydzielonym obiektem seksualnych fantazji, co zabezpiecza gracza przed dylematami innej natury. Nawet jeśli w grze z nikim otwarcie nie romansuję, z nikim się nie całuję, nie wspominając już o innych rzeczach, to i tak wątpliwości nie może być żadnych. Nawet moje sławne „no”, gdy nie chcę czegoś zrobić – może być odczytywane w dwojaki sposób. W swoim czasie moi rozpaleni miłośnicy zrobili specjalną łatkę do gry, bym biegała po ekranie zupełnie naga. Duzi i mali chłopcy mogą sobie po prostu mną pograć i bardziej przypomina to rodzaj niewolnictwa niż, z całym szacunkiem dla pana, doktorze, wydumaną transseksualność.

- A może ci duzi i mali chłopcy, jak pani określa mężczyzn, w jakiś sposób oswajają się z obcowaniem z silną i inteligentną kobietą, pozbywają się strachu przed takim typem kobiecości, co pozytywnie wpłynie na kontakty z kobietami w realnym świecie? Może prowadzi to do lepszego zrozumienia różnicy pomiędzy płciami, większej akceptacji i świadomości? Nie mówię tylko o pani, ale kulturowy nurt istniejący częściowo dzięki pani może wpłynąć bardzo pozytywnie na relacje mężczyzn z kobietami.

- Sądzę, że wyciąga pan zbyt wiele wniosków. Proszę pamiętać, że w grze wciąż jesteśmy uwikłani w stosunki gracz – postać. Może w odległej przyszłości poprzez nowe metody sterowania i budowy immersji te rzeczy się zmienią, ale wciąż jesteśmy na etapie naciskania przycisków. Sytuacja niczym nie różni się od działania mistrza marionetek pociągającego za sznurki w taki sposób, w jaki ma ochotę. Niczym nie różnię się więc od cybernetycznej lalki, którą dowolny człowiek może uruchomić lub unieruchomić, kiedy tylko zechce. Rozumiem, że bardzo chce pan nadać wielu wspominanym w tej rozmowie kwestiom głębsze znaczenie, ale proszę nie zapominać, że poruszamy się po świecie, w którym głównym odbiorcą produktów związanych ze mną są mężczyźni i to ich potrzebom mam folgować i w ich gusta trafiać. Jestem produktem doskonałym, ponieważ realne kobiety nie mogą się ze mną porównywać. Stałam się ideałem, do którego można próbować równać, sama nie musząc nikogo gonić. To aktorki i modelki, które wcielają się w moją rolę, muszą podporządkować się posiadanym przeze mnie atrybutom. Chcesz grać mnie w realnym świecie? Musisz być co najmniej bardzo atrakcyjną akrobatką lub mieć za sobą najlepszych speców od efektów specjalnych, którzy taką cię uczynią. Jestem tylko cybermodelką i niczym poza tym.

- A mimo to dyskutuje się o pani wpływie na współczesną kulturę.

- Tak, ale dyskusje wśród naukowców nie wyplenią seksizmu, nietolerancji, homofobii i innych ludzkich przypadłości.

- Tak, gdyby nie pani, nie byłoby nawet tej rozmowy, nie byłoby może nawet tematu. Od czegoś trzeba zacząć, sama pani powiedziała, że bohaterki istniejące przed panią służyły za drugi plan.

- Panie doktorze. Nie o to mi chodzi. Rzecz w tym, że na pierwszym planie zawsze pozostanie biust i tyłek. Wszystko, co kobiece w grach, sprowadza się tylko do atrybutów cielesnych. Czy gra z moim udziałem sprzedałaby się w milionach egzemplarzy, gdybym biegała w ciepłym swetrze i dżinsach?

- Wszystko pani racjonalizuje, a świat jest zbudowany także na emocjach. Z większością pani poglądów się zgodzę, ale zwabiony krótkimi szortami gracz zasiądzie przed grą i zrobi to, o czym wspomniałem wcześniej. Wcieli się w kobietę, zrzekając się części swego męskiego ego, przynajmniej na czas grania.

- Panie doktorze. Potrafię utrzymać całą wagę swojego ciała na jednej ręce, wisząc nad wielometrową przepaścią. Potrafię robić rzeczy, których nie potrafi nikt w realnej rzeczywistości. Kobiety, ogólnie, jako płeć, mają dystans do tego, co widzą. Młodzi mężczyźni, na których tak często się pan powołuje, moim zdaniem – nie. Dzięki moim twórcom dowiedzą się, że kobieta nie tylko powinna mieć wielki biust i idealny tyłek, ale musi być też zwinną akrobatką, o wytrzymałości kenijskiego maratończyka.

- Mimo to jest pani podziwiana. Jest pani częścią masowej wyobraźni, wielką ikoną popkultury, działa pani inspirująco… Napisano o pani nawet piosenkę…

- Tak, Amami Lara, Pokochaj mnie Laro. Jakiś Włoch ją napisał. Okropna. Do widzenia panie doktorze – powiedziała wychodząc.

Do widzenia – odpowiedział lekko zmieszany doktor w pustym już pokoju. Odłożył notatnik i wyszedł na papierosa, mając nadzieję natknąć się na swoją pacjentkę na parkingu. Nie dogonił jej jednak, ani nigdy później już jej nie spotkał.

Zanotował: Maciej Kurowiak