Recenzje gier na PlayStation VR - Driveclub, EVE: Valkyrie, Rez Infinite i inne
PlayStation VR zawitało do wielu domów posiadaczy konsoli PlayStation 4. Sony postarało się także o duży wybór startowych tytułów, z których część omawiamy w niniejszym tekście.
Spis treści
- Recenzje gier na PlayStation VR - Driveclub, EVE: Valkyrie, Rez Infinite i inne
- Battlezone
- DriveClub VR
- Headmaster
- Hustle Kings VR
- PlayStation VR Worlds
- RIGS: Mechanized Combat League
- Tumble VR
PlayStation VR Worlds
Podobnie jak The Playroom VR, PlayStation VR Worlds także jest pakietem, na który składa się kilka minigier. O ile jednak w tamtym przypadku mieliśmy do czynienia z darmowymi programami przeznaczonymi dla dzieci, tak tutaj za zestaw kilku pokazówek nowej technologii musimy słono zapłacić, a przynajmniej jedna z nich z powodu rzucania przez napotykane postacie mięsem absolutnie nie nadaje się dla młodszych fanów interaktywnej rozrywki.
Zabawę rozpocząłem od zapoznania się z zawartością gry Scavengers Odyssey. Trudno mi jednak dokładnie stwierdzić, o co w tym tytule chodzi, ponieważ jest to jedyna z testowanych przeze mnie produkcji, która niemal natychmiast spowodowała u mnie kłucie w gałce ocznej i nudności. Niby nie powinno być tu niczego takiego, czego nie doświadczyłbym przy Battlezonie czy EVE: Valkyrie, ale z jakiegoś powodu moje ciało buntuje się i nie pozwala mi spędzić w mechu buszującym w pasie asteroid więcej niż kilkanaście minut. Strzelanie do jakichś kosmicznych żuków, rozwalanie jaj i przeskakiwanie z asteroidy na asteroidę... Bleh...
Zachwyciło mnie Ocean Descent, choć to rzecz zupełnie nieinteraktywna i w dodatku na raz. Potem ewentualnie polecam pokazywać to demo znajomym, żeby przekonali się, jaką grozę można poczuć, nie ruszając się z wygodnego fotela. Przepływający obok klatki dla płetwonurka rekin robi wrażenie samą skalą, a kiedy otwiera wielką paszczę...
Najlepszą pozycją w zestawie jest... odbijanie piłki. Serio. Danger Ball to strzał w dziesiątkę. To rozrywka powracająca do korzeni gier, coś w rodzaju trójwymiarowego Arkanoida, w którym staramy się odbijać wystrzeliwaną w naszym kierunku przez konsolowe ustrojstwo piłkę. Przy okazji próbując ją umiejętnie podkręcać, obijać o ściany itp. Wszystko po to, by zmylić rywala i zmusić go do puszczenia szmaty, a tym samym zdobycia punktu. Rzecz kapitalna i aż szkoda, że nie jest dostępna oddzielnie, za parę złotych.
London Heistem Sony chwaliło się już od dość dawna. Wcielamy się w jednego ze zbirów, którzy kradną wielki diament, po czym nie do końca umiejętnie dzielą się łupami. Twórcy tego kawałka kodu przygotowali sporo interakcji, w tym nawet zapalanie cygara zapalniczką, co najlepiej sprawdza się przy korzystaniu z kontrolerów PlayStation Move. Poza tym jest jeszcze strzelanina zza biurka, strzelanina z kabiny pędzącej ciężarówki i sekwencja, w której łysy typ przygotowuje się do torturowania gracza. Pomyślałem sobie, że skoro kontrowersje wywołał jeden z epizodów Grand Theft Auto V, to pójście na serio w tę stronę w produkcji VR niechybnie skończyłoby się jakimś politycznym rozwiązaniem sprawy. Program wart uwagi, ale podobnie jak Ocean Descent – tylko na raz.
Na koniec zostawiłem sobie Luge VR. W tej grze leżymy na czymś w rodzaju pędzącej po trasie deskorolki. Sterowanie odbywa się poprzez wychylanie głowy w prawo lub lewo. Nic specjalnego. Niby do odblokowania jest kilka tras, ale tak naprawdę to jedna i ta sama lokacja, a jedyne, co się w niej zmienia, to natężenie ruchu lub jakieś pojedyncze niespodzianki w rodzaju pni drzew spadających z ciężarówki gdzieś na zakręcie. Gra bardzo szybka, szalona i ponoć źle działająca na organizm, wywołując nudności. No cóż, mnie nic takiego nie spotkało, a zabawa znużyła mnie mniej więcej po czterech czy pięciu przejazdach.
Rez Infinite
Rez towarzyszy ludzkości od 2001 roku, kiedy to po raz pierwszy ukazał się w Japonii na konsolę Sega Dreamcast. Muzyczny rail shooter stworzony został pod okiem i według koncepcji Tetsui Mizuguchiego – polskim fanom bardziej znanego dzięki genialnemu tytułowi Lumines.
Rez Infinite to wersja gry przeznaczona na PlayStation VR i pozwólcie, że określę ją jednym słowem. Kapitalna! Ostatnio z Rezem miałem do czynienia pewnie z dziesięć lat temu, więc nostalgiczny powrót do wirtualnego świata niczym z Kosiarza umysłów sprawił, że prawie przyklęknąłem, dziękując opatrzności za tak znakomite dzieło, machające zachęcająco w kierunku posiadaczy PS VR już od dnia premiery.
Czy koncepcja gry się zestarzała? Absolutnie nie. Właśnie dopiero teraz, kiedy jesteśmy prawie w tym samym miejscu co będący naszym avatarem w świecie przedstawionym ludzik, znajdujemy się we właściwym czasie. Bierzcie i używajcie tego wszyscy, koniecznie z głośno nastawionym kinem domowym!