Kuriozalny zapis w umowie licencyjnej Ubisoftu to tak naprawdę nic niezwykłego, choć część graczy nie chce przyjąć tego do wiadomości. Baldur’s Gate 3 ma taki sam
Ostatnio, gdy czytam te artykuły i komentarze wydaje mi się, jakby w gry grały tylko 13-letnie dzieci. Zdziwione tym, że nie kupują gier a licencję a później płaczą, bo nie wiedzą co "podpisali".
Od kilku dobrych lat zajmuję się reklamacjami. Interpretacją prawa związanego z zakupionymi produktami. Zarówno tymi fizycznymi jak i wirtualnymi. Z racji tego znam swoje prawa jako konsumenta. Znam również obowiązki sprzedającego. Każdy powinien je znać ale ten płacz tutaj wskazuje, że dzieciaki nie znają tych spraw i polegają na "myśleniu życzeniowym".
Ostatni akapit w teorii wyjaśnia. W praktyce jeśli te dzieci, które płakały nad wyłączeniem serwerów i wygaszeniem licencji The Crew postawią piracki serwer, żeby sobie pograć i twórcy gry to piractwo wywęszą to nie pomoże im obrona w stylu "jesteśmy idiotami i nie wiedzieliśmy, co klikamy". ??
Umowy są w ten sposób specjalnie skonstruowane. Oni wiedzą że nikt tego nie czyta bo się po prostu tego długiego bełkotu nie chce nikomu czytać więc ten fakt wykorzystują i dopisują różne kruczki. Gdyby to było napisane w kilu prostych punktach to przypuszczalnie większość by przeczytała i od początku robiła raban. A tak to pomiędzy tym bełkotem dopiszą taki czy inny punkt i potem mogą sobie robić co chcą.
Od kilku dobrych lat zajmuję się reklamacjami. Interpretacją prawa związanego z zakupionymi produktami.
Jesli od strony konsumenta, to w wspolczuje kazdemu, komu "doradzasz".
Mozesz tez sie pochwalic firma w jakiej pracujesz. Chetnie wysle im maila, z prosba o ufundowanie pracownikom kursow, bo chyba nie ogarniasz ze konsument ma jak najbardziej prawo "byc idiota i nie wiedziec co klika", a zapisy licencyjne niezgodne z prawem krajowym i unijnym oraz takie, ktore sa sformulowane w sposob niejasny, lub mylacy sa niewazne.
"NIeznajamosc prawa, nie zwalnia z jego przstrzegania" nie ma zastosowania, jesli zapisy umowy sa niezgodne z prawem.
Zreszta zapisy umowy miedzy jakims tam Ubisoftem a assasynkiem to nie jest prawo.
"W praktyce jeśli te dzieci, które płakały nad wyłączeniem serwerów i wygaszeniem licencji The Crew postawią piracki serwer, żeby sobie pograć i twórcy gry to piractwo wywęszą to nie pomoże im obrona w stylu "jesteśmy idiotami i nie wiedzieliśmy, co klikamy".
Ale to nie będzie miało nic wspólnego z EULA tylko z prawem o ochronie własności intelektualnej. O ile EULA / umowa licencyjna nie uwzględnia dodatkowych kar to złamanie postanowień przez jedną stronę może oznaczać unieważnienie umowy (zwalniając drugą stronę z jej postanowień, co oznacza nic ze strony wydawcy po wygaśnięciu licencji) lub druga strona może w drodze sądowej wymusić przestrzeganie tych postanowień (już widzę jak wydawca idzie do sądu żeby zmusić Cię do usunięcia gry) lub ubiegać się o rekompensatę kosztów poniesionych przy realizacji umowy (w tym wypadku praktycznie żadnych).
Tyle gadasz o prawie, a nie odróżniasz EULA od prawa :/
Zapisy w EULA są raczej po to, żebyś TY nie mógł iść do sądu. Zapis o obowiązku usunięcia gry? żebyś nie mógł ich skarżyć jak Ci zdalnie usuną grę z dysku przy użyciu launchera. Całe sekcje o tym czego nie wolno Ci robić? Po to żebyś nie mógł pozwać gdy usuną Ci licencję.
Dokładnie. Na tę chwilę jest ok, ale taki zapis istnieje, a gracze tak naprawdę nie mają żadnych praw. Dzisiaj MS czy Sony mogą usunąć wszystkim graczom na świecie ich cyfrowe gry z biblioteki i nic nie będzie można z tym zrobić.
Kiedyś to zostanie użyte na 100%, ale po prostu jeszcze nie czas i miejsce na to. Podejrzewam, że gdy więcej ludzi przekona się do chmury i abonamentów to zacznie się usuwanie gier z bibliotek graczy pod różnymi głupimi pretekstami typu "większość gra w abonamencie", "a bo drogie utrzymanie serwerow", "koniec licencji" i takie tam pierdololo....
Radzę każdemu, żeby nie był idiotą i czytał co podpisuję a poza tym czytał podstawy prawne, które dotyczą problemu a jeśli nie chce lub nie umie (bo faktycznie jest niezbyt rozgarnięty, to żeby skonsultował to z kimś, kto zna temat).
To o wiele lepsze rozwiązanie niż bycie idiotą lub udawanie idioty.
To wskaż mi proszę przepis, z którym Eula tych wszystkich wydawców jest niezgodna. Bo nigdzie w tekście nie został podany. Jeśli w umowie pomiędzy Tobą a mną zawrzemy punkt, że po jej rozwiązaniu musisz usunąć wiadomości lub zniszczyć produkt, którego dotyczy umowa - musisz to zrobić. Nie możesz napisać, że nie chcesz tego zrobić bo tak. A to jest dokładnie taka sytuacja. Nie ma przepisu ani w polskim ani unijnym prawie, który pozwala to "obejść". Nie chcesz się dostosować, nikt Cię nie zmusza do podpisywania umowy/eula. Jak podpisałeś to jej dotrzymaj zamiast udawać idiotę.
Żeby nie być świadomym tego, że po utracie licencji na jakikolwiek program powinno się zaprzestać jego użytkowania i go odinstalować, to chyba nie trzeba być geniuszem?
A jednak, okazuje się, że graczy nawet to przerasta - stąd trudno później ich oraz ich protesty traktować poważnie...
"Dziennikarze-GPT" jak widać nie są lepsi - kuriozalny zapis?
Kuriozalnych jest sporo, ostatnio było głośno o jednym z nich - ale ten na pewno się do takich nie zalicza.
Człowieku, większość ludzi nie wie nawet, że kupuje licencję a nie produkt na steamach, ubi, epic itd... Toż dopiero nie dawno na steamie info zaczęli wyświetlać o tym właśnie dlatego, że się ludzie pluli "jakim prawem".
Człowieku, większość ludzi nie wie nawet, że kupuje licencję a nie produkt na steamach, ubi, epic itd... Toż dopiero nie dawno na steamie info zaczęli wyświetlać o tym właśnie dlatego, że się ludzie pluli "jakim prawem".
Człowieku, zdajesz sobie sprawę, że to samo dotyczy wydań fizycznych?
Jakich wydań fizycznych? Wydania fizyczne nie istnieją już od jakiegoś czasu. Jedyne co kupujesz to klucz do platformy...
Nie próbuj zmieniać tematu na brak wydań fizycznych, mówimy o licencjach.
Od lat kupując gry i programy na płycie nabywało się licencję na korzystanie z oprogramowania.
Najczęściej te licencje pozwalały np. na zrobienie jednej kopii zapasowej nośnika i zabraniały udostępniania oprogramowania innym osobom. A przy ewentualnej odsprzedaży / zwrocie oprogramowania należało usunąć wszystkie kopie
Zaprzestanie użytkowania po utracie licencji brzmi logicznie ale z jednym ALE, wydawca w takim wypadku powinien zwrócić pieniądze za to usunięcie bo inaczej była by to kradzież.
Przy wydaniu fizycznym po wysłaniu im płyty powinni odesłać pieniądze
A co z opłata za okres, w którym korzystałeś z licencji?
Czy sugerujesz, że abonamenty to jednak najbardziej uczciwa opcja, nawet jeśli zwykle znacznie droższa dla klienta?
A co z opłata za okres, w którym korzystałeś z licencji?
Czy sugerujesz, że abonamenty to jednak najbardziej uczciwa opcja, nawet jeśli zwykle znacznie droższa dla klienta?
1. Przeciez zaplaciles przy zakupie. To wydawca cofa licencje, niech on sie martwi co z "jego" pieniedzmi.
2. Dla wiekszosci ludzi znacznie tansza, bo w znakomita wiekszosc gier ludzie graja krocej niz miesiac i juz nigdy do nich nie wracaja. Mysle ze naprawde juz czas powoli zaczac akceptowac ten FAKT.
Czym innym jest abonament, a czym innym licencja. Jeżeli wybieram licencję zamiast abonamentu, to chcę mieć takie prawa, jakie obowiązują dla licencji, a nie dla abonamentu.
A jaka jest różnica? Licencje bardzo często są czasowe. Mam kupę czasowych licencji - np. na roczną na Intellij, odnawianą i opłacaną co rok. To już abonament czy jeszcze nie?
wydawca w takim wypadku powinien zwrócić pieniądze za to usunięcie bo inaczej była by to kradzież.
Jak w umowie licencyjnej masz zapisane, że płacisz za licencję na korzystanie z oprogramowania i ta licencja może zostać odebrana w dowolnym momencie, i taką umowę zaakceptowałeś, to o co masz pretensje?
Jeśli w umowie byłoby napisane, że licencja obowiązuje przez rok, a utracisz ją po 3 miesiącach to wtedy tak, jest to kradzież. Ale tak naprawdę pewnie nawet nie wiesz jaką umowę podpisujesz, prawda?
1. Przeciez zaplaciles przy zakupie. To wydawca cofa licencje, niech on sie martwi co z "jego" pieniedzmi.
2. Dla wiekszosci ludzi znacznie tansza, bo w znakomita wiekszosc gier ludzie graja krocej niz miesiac. Mysle ze naprawde juz czas powoli zaczac akceptowac ten FAKT.
1)Ale tu chodzi o to, że użytkownik żąda zwrotu pieniędzy co jest absurdem. W takiej sytuacji traci po prostu licencję i pieniądze, głupotą jest żądać zwrotu pieniędzy. To tak jakbym chciał aby Netflix zwrócił mi pieniądze za czerwiec bo nie obejrzałem żadnego filmu, coś w tym stylu.
2) Nie, nie jest tańsza, to tylko iluzja. Za każdym razem kiedy będziesz chciał wrócić do jakiejś gry musisz płacić. Niektóre gry są długie i bardzo rozbudowane więc gra się w nie np na weekend albo jak ma się czas, a kasa z konta ucieka bo ludzie niestety nie pilnują opłat abonamentowych.
Tak że gdyby cały gaming przeszedł do abonamentu to gracze dostaliby bardziej po kieszeniach niż teraz kupując gry "na własność".
FAKT ograniczony do grupy uczniów podstawówek i wiecznych studentów oraz opierdalaczy z IT na "pracy" zdalnej? :)
GP może się okazać tańszy, jeśli przechodzisz premierową grę szybko, na raz, ale jeśli przechodzisz tak każdą grę, to... patrz zdanie wyżej. Dzieciaków jest oczywiście sporo, starszych piwniczaków też, podobnie jak jest cała rzesza ludzi, która ogląda całe seriale na jedno-dwa posiedzenia, czy jednak jest to dominujący model konsumpcji treści? Mimo wszystko chyba jednak nie, nawet w przypadku gier. :)
Coo? xD Co ma do tego rynek wtórny? Przecież grę wypożyczasz tak samo jak auto z wypożyczalni, nie kupujesz jej na własność!!! Tylko w przypadku gry nie masz określonego czasu na który ją wypożyczasz. To wszystko jest po to aby chronić prawa do własności intelektualnej. Tak że po tym jak ci zabiorą grę z konta nie masz prawa żądać zwrotu pieniędzy bo jedyne co kupiłeś to licencję która daje możliwość korzystania z oprogramowania.
Ta, już pędzą ci zwracać kasę za to, że korzystałeś z ich produktu. Pewnie jak płaciłeś za wynajem, a się wyprowadzasz, to też chcesz zwrotu za tamte miesiące albo lata. Co za czuby xd
Na marginesie, to w praktyce pusty zapis, bo żaden wydawca nie ma ani legalnego prawa, ani praktycznej możliwości wyegzekwowania takiego „obowiązku”, czy nawet sprawdzenia tego.
Ale co nam to daje? Nic. Taki zapis pozwala twórcy usunąć gry cyfrowe z naszej biblioteki, chyba, że się mylę to mnie poprawcie.
To też jest baaardzo trafne spostrzeżenie. Jak wypożyczamy gry to powinno być to jasno komunikowane, a nie zakopane pod tysiącem znaków bełkotu, a potem wina jest zrzucana na graczy bo nie czytają umowy licencyjnej.
Jak najbardziej się zgadzam, że powinno być napisane "wypożycz". Tylko wiesz co? Wydaje mi się, że wtedy twórcy poszliby tym tropem, i jeśli byłoby wypożycz to podaliby zapewne okres wypożyczenia, a wtedy nie byłoby tak kolorowo. Ogólnie zyjemy trochę w takiej symbiozie, chociaż jesteśmy z góry na przegranej pozycji.
Zdaje się steam i ubi zmienili jakiś czas temu politykę i u nich się nie kupuje gier tylko wypożycza albo raczej wykupuje się dostęp do gier.
o tu;
https://www.benchmark.pl/aktualnosci/steam-jasno-mowi-ze-kupujesz-licencje-a-nie-gre.html
Aż sprawdziłem jak to w Ubi wyglądają i tam też nie ma but tylko "get the game". To jak nie ma buy to po problemie?
To akurat dosyć standardowa praktyka w przypadku zakupu licencji produktu bądź usługi (tyczy się to także starszych gier, wydanych w pudełkach 2-3 dekady temu). Nawet licencja wieczysta (bezterminowa, nieograniczona czasowo) może wygasnąć, np. na skutek złamania warunków umowy lub wystąpienia innych, bardziej specyficznych i przewidzianych w treści umowy okoliczności. Wtedy nabywca (posiadacz) traci prawo do korzystania z usługi lub produktu i często nie wolno mu nawet posiadać zakupionego nośnika z oryginalną kopią. Ludzie przystają na to od lat i nawet nie zdają sobie z tego sprawy (tak, na GOGu też obowiązują podobne regulacje).
Ubisoft zapracował sobie na takie traktowanie wcześniejszymi akcjami.
To im powinno zależeć na poprawie wizerunku...
Różnica między Ubisoftem a innymi jest taka, ze Ubisoft uśmiercił już kilka swoich tytułów. Poza uśmierceniem gier, został równiez w Europie ukarany za grzebanie w prywatnych plikach graczy i sprzedawanie ich zawartości zainteresowanym podmiotom.
Temu grzebaniu w plikach nalezaloby sie przyjrzec dokładniej. Tak w przypadku Ubi, jak i Take2, które nawet w Singlowych gierkach typu Borderlands ma w regulaminie o tym, że grzebią we wszystkich plikach, łącznie ze zdjęciami itp. znajdującymi się na komputerze.
Takie rzeczy teoretycznie bywają lekceważone. Ale co jeśli ktoś podpisał NDA na jakieś rzeczy firmowe i ma na tym komputerze oprogramowanie grzebiące w rzeczach objętych NDA. Już nie mówiąc o celu tego zbierania. Bo służby innych krajów zbierają dane z naszych komputerów, aż wesoło. Niby taki ogromny zbiór danych jest nieprzydatny. Pozornie tak jest. Ale co za problem w tej chwili odsiać np. komputery należące do Polskiego prezydenta za 10-20lat... I szantażować go ujawnieniem, co w przeszłości robił "Strasznego".
Nigdy nie wiesz, co w przyszłości może zostać uznane za "karygodne".
Dlatego korzystanie obecnie z social mediów może być w przyszłości strzałem w stopę, bo a tu polubisz jakiś rasistowski post... A tu popiszesz żarty z koleżanką, która lubi czarny humor...
A patrząc na naszych prezydentów, to w przeszłości robili bardziej kontrowersyjne rzeczy... Tylko nikt tego skrupulatnie nie zapisywał. Na niektóre rzeczy są tylko świadkowie...
Zapytacie, jak zidentyfikować komputer... No bardzo łatwo, zaczynając od naszych social mediów w plikach coockies, dokumentów typu CV stworzonych na komputerze, Pitów, logowań do banku (chociaż to już ciężej), zdjęć, opłat za gry kartą, wszelakiego rodzaju kont z podłączoną płatnością, podłączonych urządzeń, sieci wifi w domu (która pozwala na dość dokładną geolokalizacje komputera dużym korporacją, bez proszenia o geolokalizacje operatora - który ma prawo wydać takowe na zlecenie organów państwowych tylko).
Ja jestem szaleńcem w tym względzie, ale pewnie i tak komputer z którego pisze jest już jakoś zidentyfikowany.
Dane z działalności głów państwa/ważnych osób w internecie to są bezcenne rzeczy. Nikt nie przygotowuje się raczej na bycie prezydentem w młodości... Nie chroni całej swojej korespondencji itp. Obce służby mogą sobie w tym grzebać dowoli... I znaleźć jakąś miłostkę sprzed 20lat. Czasem jakiś romans w małżeństwie, czasem inne kompromitujące rzeczy. To idealny dla nich materiał do robienia z władców marionetek...
To wszystko pokazuje, że kupując gry w pudełkach wcale nie dostaje się ich na własność. To też tylko licencja. No tylko nikt nie czyta umów do czegoś tak nieistotnego, jak gierki. Natomiast fanboje plastikowych krążków mogliby już przestać wiecznie powtarzać, że na Steam nie dostaje się gier na własność. Licencja jest dokładnie taka sama w przypadku wydań fizycznych, jak i cyfrowych. Różnica jest taka, że w przypadku kopii cyfrowej wydawca może grę zablokować, a w przypadku płyty - mógłby ewentualnie nakazać jej zniszczenie, czego oczywiście nikt by nie zrobił, łamiąc zapisy licencyjne.
Czyli klasycznie. BG3 to taki bożek. Ich twórcy nasraliby fanom na talerz, a ci by mówili że nic się nie stało.
A ludzie są tępi. Mają w umowie, że to może być licencja na jakiś czas, a chcą niewiadomo czego. To nie jest zakup, a WYPOŻYCZANIE. Nie chcesz się z tym pogodzić, to nie kupuj. Proste.
Jest moda na gnojenie Ubi to każda okazja jest dobra. Jutuberzy i streamerzy i ludzie z portali growych - wiedzą o tym - więc będą grzać temat - póki są wyświetlenia. Wiedzą że gracze są jak lemingi i łakną dram.
Była moda na gnojenie redów za cyberpunka to wszyscy gnoili bo widzieli modę na kompilacje bugów na YT.
I nie jest ważne że gra w wersji PC była świetna - i nie jest ważne że część z nich nie grała nawet wtedy :)
Kro miał normalnego w miarę blaszaka i zagrał w pierwszy dzień - to wie najlepiej jak było - ale czy to kogoś interesuje? Nie. Bo przecież widział kompilacje bugów na YT.
Czyli sugerujesz że nie powinno się gnoić twórców za jebanie graczy? Ubisoft jebie od dawna, i trzeba go za to jebać, mikropłantości w grach wątpliwej jakości, w grach za 300 zł. A redów też należy jebać, sprzedali scam tak naprawdę. Jakbym kupił książkę i ona miałaby pełno błędów to też bym jebał zarówno autora jak i wydawnictwo, bo to byłby scam. I tak, grałem w Cyberpunka na premierę, i było w chuj bugów, może i nie napotkałem żadnego co by mi zepsuł grę, ale błędy były na każdym kroku. Powinno się też jebać dziennikarzy co recenzje tej gry przeprowadzili, w tym Jordana i "znowu to zrobili". A do dziś to moje ulubione przywołanie auta, z pośród wielu zepsutych które mnie mimo wszystko często śmieszyły.
Za stan techniczny powinno się, ale za mikropłatności nie ma powodu, jeśli są całkowicie opcjonalne. W grach Ubi są opcjonalne, a poza tym robią dobre gry, nie jakieś epickie, ale dla relaksu są idealne.
Jak sama nazwa mówi, umowa użytkownika końcowego. To umowa między mną, a producentem gry (w tym przypadku), którą akceptuje (po przeczytaniu lub nie). I jeśli ją złamie (np. w tym przypadku nie usunę gry i jej kopii) mogą zostać wyciągnięte skutki lub kary, bo to umowa ogólnie rzecz mówiąc legalna i prawna.
ALE. Jak to umowy tego typu mają do siebie, to takie luźne warunki, które można sobie wymyślić. Jednak... te które nie są nielegalne, takie pozostaną. Więc gówno nam zrobią. Większość takich durnych zapisów, taka jest.
Gorsza jest jednak ta brzydka strona medalu, że ich też nikt nie pociągnie do niczego. Bo umowa jest, jaka jest. My się zgadzamy na takie warunki, więc mogą usuwać nam gry z kont, czy blokować dostęp.