Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

The Dark Mod Gramy dalej

Gramy dalej 21 października 2013, 12:59

Testujemy The Dark Mod - darmową grę dla fanów Thiefa

Fani Thiefa stworzyli imponującą grę wiernie odtwarzającą ducha oryginału. Szkoda tylko, że nie wszystko działa jak należy, zaś rozgrywkę utrudniają liczne błędy techniczne.

Artykuł powstał na bazie wersji PC.

THE DARK MOD TO:
  • stworzona przez fanów Thiefa darmowa produkcja imitująca słynną serię o złodzieju Garretcie;
  • ponad sześćdziesiąt różnorodnych misji;
  • osadzony w gotycko-steampunkowym świecie symulator złodzieja;
  • nierówna oprawa graficzna i liczne niedoróbki techniczne.

Od premiery trzeciego Thiefa minęło już niemal dziesięć lat, a kolejna odsłona pojawi się dopiero w przyszłym roku. Jak żyć? Na przykład pobierając The Dark Mod – darmową produkcję stworzoną przez grupę zapalonych miłośników przygód Garretta. Projekt, nad którym prace rozpoczęły się jeszcze w 2004 roku, początkowo był pełną konwersją do Dooma 3. Spory sukces sprawił jednak, że twórcy zdecydowali się na usamodzielnienie swojego dzieła – wydana w tym miesiącu wersja 2.0 nie potrzebuje już do działania FPS-a id Software.

The Dark Mod jest nie tyle samą grą, co platformą udostępniającą modele, dźwięki, systemy sztucznej inteligencji oraz edytory pozwalające fanom na tworzenie własnych misji i minikampanii. Co to oznacza dla przeciętnego gracza? Głównie to, że „goła” aplikacja zawiera jedynie dwie misje (w tym jedną treningową), pozostałe zaś należy sobie samodzielnie pobrać za pomocą wbudowanej przeglądarki. Oraz to, że poziom samych zadań bywa dość nierówny.

Testujemy The Dark Mod - darmową grę dla fanów Thiefa - ilustracja #1

Łzy świętej Łucji w noc, którą się zapamięta

Na tę chwilę TDM oferuje ponad sześćdziesiąt zadań. Całkiem imponująca liczba, zwłaszcza że wiele z nich stopniem rozbudowania spokojnie dorównuje tym z oryginalnego Thiefa. Niektóre łączą się też w większą fabularną całość, tworząc coś na kształt kampanii. Spośród tych, w które miałem okazję zagrać, na plus najbardziej wyróżnia się The Tears of St. Lucia, co nie powinno dziwić, skoro to właśnie ją dołączono do standardowej wersji jako najlepiej ocenianą przez społeczność. Przesycona klimatem żywcem przeniesionym z przygód Garretta, pomysłowo zaprojektowana oferuje sporo smaczków – aż szkoda, że jest dość krótka.

Pozostałe wypróbowane przeze mnie ustępowały tej dostępnej domyślnie, ale w większości prezentowały dość solidny poziom. Ucieczki z lochów, zwiedzanie miast i przede wszystkim zabawa w złodzieja. W każdym z zadań zadbano o zaplecze fabularne, co cieszy. Warte wzmianki jest A Night to Remember, początkowo zapowiadające się na kolejną misję z cyklu „okradnij i zniknij”, które jednak szybko zmieniło się w... ściganie mordercy w nawiedzonym dworze. Niestety, ciekawy pomysł wyłożył się na strasznie irytującym wymuszaniu na graczu konkretnych zachowań. Skręcenie w nieprzewidziane przez twórców miejsce prowadziło bowiem do natychmiastowej przegranej. Wielka szkoda, bo nietypowe wykorzystanie silnika miało w sobie niemały potencjał.

Niektóre lokacje wyglądają lepiej... - 2013-10-21
Niektóre lokacje wyglądają lepiej...

Mistrz złodziei nadal sprawny

Złodziejem steruje się niemal identycznie jak Garrettem. Każdy, kto miał wcześniej do czynienia z którąkolwiek częścią Thiefa, szybko poczuje się jak ryba w wodzie, choć i tak powinien zagrać w misję treningową. Niektóre elementy rozgrywki, jak chociażby używanie wytrychów, działają zupełnie inaczej, dodano też niespotykane wcześniej rodzaje strzał. Większość elementów funkcjonuje jednak po staremu i proces aklimatyzacji w TDM przebiega bardzo szybko. Jedyny większy problem stanowi podnoszenie przedmiotów, zdecydowanie twórcy muszą nad tym popracować. Kiedy w jednej z misji musiałem wyciągać cegły ze ściany, by odsłonić przejście, zajęło mi to ładnych kilka minut tylko dlatego, że z sobie znanych powodów gra zamiast je wysuwać, przesuwała to w prawo, to w lewo. Podobne problemy miałem w innym zadaniu, gdzie należało wypchnąć pewien przedmiot, który po pierwszym ruchu się zaklinował i trochę potrwało, zanim sobie z tym poradziłem.