Nie wiem czy dobrze powiedziane, ale jak jestem w nowym miejscu, to nie szukam muzeów, zamków, starych rynków itd żeby łazić i podziwiać co tam się znajduje.
Jak mnie żona wyciągnie na jakieś zwiedzanie to tylko marudzę i łażę bo muszę i nie chce żeby było jej przykro, chociaż i tak narzeka na moje marudzenie.
Kiedyś byliśmy na zwiedzaniu jakiś ruin zamku w Olsztynie ale nie tym na mazurach ale wsi koło Częstochowy, to widziałem jak się ludzie podniecali, bo to był zamek średniowieczny, na pewno był piękny, na pewno jakaś szlachta tam mieszkała a może i jakiś książe itd. A ja sobię myślę. Czym się to podniecać to zwykła kupa kamieni która się rozleciała.
Z tego co słyszałem to wieś z tego zamku żyje, bo chodniki, ulice wyremontowane i wieś ogólnie zadbana.
Część tych ruin można było oglądać za darmochę ale trzeba było tam coś płacić jak się chciało więcej zobaczyć. Ja nie zapłaciłem bo nie miałem ochoty za to płacić.
Oczywiście obok sporej liczby turystów byli też różnego rodzaju sprzedawcy z pamiątkami, żarciem, lodami itd. Jedynie co kupiłem to lody dla nas bo było ciepło i nic więcej bo ceny z kosmosu wzięte.
Niektórzy sprzedawcy to natarczywi byli, byle tylko żebyś kupił od nich choćby jakąś pocztówkę. Jak mnie jeden zaczepił czy nie chce jakiejś pamiątki kupić to podziękowałem ale też sobie pomyślałem a idź pan z tym w h.j.
Tak samo marudziłem jak byliśmy na zamku w Pszczynie. Ludzie znowu podjarani. Jakie ładne meble, stół, krzesła, lampa, waza itd.
A ja sobie myślę. No czym tu się podniecać! Tymi starymi rupieciami? Ja to bym to wszystko na śmietnik wyrzucił a nie w domu trzymał.
Też tak macie czy lubicie zwiedzać i łazić po zamkach, muzeach i podniecać się nimi.
Jak jeszcze mam w góry iść, nad morze się przejść w ciepły dzień, poleżeć, zrelaksować się to jeszcze tak ale jak mam iść do muzeum to już mnie szlak trafia.
Lubie zwiedzać i łazić. NIe lubie leżeć pół dnia na plaży, strata czasu.
no, jak się pójdzie w góry to szlak może człowieka trafić
narzeka na moje marudzenie
jedno marudzi drugie narzeka :D
Lubie muzea, lubię po nich " łazić", lubię rupiecie ale nie "podnieca się nimi"
Ja to bym to wszystko na śmietnik wyrzucił a nie w domu trzymał.
zanim wyrzucisz to powiedz gdzie, albo oddaj mi, przyjadę i zabiorę za darmo z pocałowaniem ręki :)
Również lubię chadzać po muzeach czy na łonie przyrody. Nie znoszę natomiast kiszenia się na plaży w skwarze czy kiblowania w hotelu.
Oczywiście nie każde muzeum mi leży, w takim muzeum instrumentów się np. nie odnalazłem, podobnie też w galerii sztuki z całą tą sztuką nowoczesną.
Zdecydowanie wolę chodzić i zwiedzać niż pół dnia siedzieć na plaży i umierać z nudów .
Lubię chodzić ale niekoniecznie po muzeach. Byłem w dziesiątkach muzeów i mam już trochę dosyć. Nie tyle samych muzeów, ile tłumów turystów w tych najpopularniejszych. Do takiej Mona Lisy czy Wenus z Milo ciężko się dopchać przez japońskie wycieczki. Większość popularnych zabytków rozczarowuje, bo są praktycznie zadeptane przez ludzi. Zapomnij o tym, że dopchasz się np. do fontanny di Trevi w Rzymie. Pusto jest tam chyba tylko na filmach. Druga kwestia, to duże muzea nużą. Zwłaszcza, jak ma się niewiele czasu na zwiedzanie i chce się zobaczyć absolutnie wszystko. W Luwrze czy British Museum można spędzić tygodnie, a i tak się nie zobaczy wszystkiego. A oglądanie jednym ciągiem jest bez sensu. Pierwszy eksponat oglądasz, drugi i trzeci też ale trzydziesty obraz czy czterdziestą grecką wazę mijasz z obojętnością. Fajnie jest pojechać w miejsce, gdzie nie ma za dużo turystów ale jest sporo ciekawych, chociaż mniej oczywistych rzeczy do oglądania. A na wyjeździe zamiast chodzić do muzeów wolę chodzić po mieście i to niekoniecznie w dzielnicach turystycznych, żeby zobaczyć chociaż trochę, jak tam się żyje.
Muzea jako takie niekoniecznie ale po zamkach i starych miastach mogę chodzić godzinami.
Trochę mi żal żony, jak już gdzieś jedziecie (a zakładam że skoro nie jesteś turystą, to jest to raczej wypad okazjonalny), to mógłbyś spiąć dupę i nie psuć jej wyjazdu jęcząc, jakby to była jej wina ze Ci się nie podoba. Nawet jeśli wypad to był jej pomysł to można czasem zrobić dobrą minę do złej gry, to nie jest jakieś wielkie poświecenie. Znam typków którzy wbijają szpile kiedy tylko się da, jak coś nie pójdzie po ich myśli i jest to strasznie upierdliwa cecha.
Porównania zamku do sterty kamieni nawet nie chce mi się komentować, bo w taki (no sorry, ale po prostu głupi) sposób można przedstawić absolutnie wszystko. Messi? Gościu który kopie skórzaną kulkę, też mi coś. Keith Moon? Gość który rytmicznie walił pałkami w bębny. Ferrari? Silnik i polakierowana blacha na kółkach.
Inna sprawa jest taka że podejście mocno zmieniało mi się z wiekiem (jak miałem 15 lat to też w dupie miałem jakieś tam zamki), tyle że teraz sprawa wygląda zupełnie inaczej.