Problem nie mój, a kolegi. W zasadzie nie problem, ale mnie zastanawia do teraz. Jako komputerowy spec mniej lub bardziej znany w pobliskim moim otoczeniu wybrałem się do kumpla, by skonfigurować mu router, który z jego relacji zachowywał się co najmniej dziwnie. Router jak w tytule przywieziony z USA. Jak wygląda zwyczajne podłączenie routera każdy wie: kabel ze ściany, modem (o ile ktoś to jeszcze ma, niestety mój operator upiera się dalej przy puszczaniu do 100Mbit/s przez kablówkę), router, urządzenia. Ten router działa zupełnie inaczej! Gdy go się w ten sposób podłączy, to krzyczy, że w ogóle nie ma internetu, że do niego nie dochodzi żaden sygnał. Po dopięciu do niego drugiego routera, wpiętego w któreś wyjście nagle dostaje przebłysku i internet jest, Netgear pokazuje już swoją obecność, można się łączyć przez wifi, w każdym podłączonym urządzeniu jest już dostęp do sieci. Przez kabel też można normalnie się już do tego routera podpiąć i jest okej. Wystarczy odpiąć od niego ten drugi router i znów jest to samo, internetu brak. Nie wiem co jest, nie mogłem tego obejść wcale. Drugi router po prostu wychodzi z Netgeara i po prostu sobie stoi, ma wyłączone w ustawieniach wifi, żeby się sieci nie mieszały. Po jego wyjęciu Netgear głupieje i nie wie w ogóle jaki sygnał dostaje na wejście. Klonowanie MACa nie pomogło, żadne filtrowanie, nic. Koledze nie przeszkadza to że stoi drugi router, najważniejsze że działa sieć przez ten nowy, tylko że strasznie mi to ciąży, że nie zrobiłem tego tak jak trzeba. Macie jakieś pomysły dlaczego ten router tak dziwnie pracuje? Bo ja pojęcia naprawdę nie mam.
Netgear dostaje internet z portu WAN? A do portu LAN jest podłączony drugi router?
