Szybcy i wściekli 6 - "2012" z samochodami w roli głównej
Dokładnie tak, przy odpowiednim podejściu i zaakceptowaniu wszystkich głupot ten film to typowo wakacyjny umilacz czasu. BTW. The Rock w filmie bodajże trzykrotnie ma udział w nawiązaniach do "Avengersów", jak nie Thor z Samoa to Kapitan Ameryka. ;)
Jestem fanem całej serii. Ale fanem świadomym, tzn. ja nigdy w życiu nie twierdziłem, że to jest ambitne czy realistyczne kino. Po prostu uwielbiam filmy, na których mój mózg może się zrelaksować.
Szósta część jak dla mnie dała radę. Fakt, może jest mało wyścigów typowo streetracingowych (Tokio Drift to nie jest), dużo za to absurdów (pas startowy, czołgoodporny Mustang), ale nie żałuję ani złotówki, którą wydałem na przedpremierę. Otrzymałem to, czego się spodziewałem. No ale ostatnia scena... Nie wiem, kto to ogarnął, ale poczułem się, jakby ktoś strzelił mi płaskiego. W sensie pozytywnym - to jest taki absurd, ale tak świetnie wkomponowany w cała historię. Ja już się nie mogę doczekać na następną część.
Zresztą co może być lepszego, niż film z Walkerem, Dieselem i The Rockiem? Jednak ja już chyba znak odpowiedz: film z Walkerem, Dieselem, The Rockiem i J.S. :D
To ja dorzucę swoje trzy grosze, bo mam kilka myśli, ale przez parę dni nie zrobiłem z nich tekstu (jednocześnie z wymową FSMowego się zgadzam), więc:
Poza Tokyo Drift (które wprawdzie miało swój klimat, ale kulało w kilku innych miejscach), szóstkę uważam za najsłabszą część serii. Składają się na to głównie dwie rzeczy. Po pierwsze, gdzieś zniknęła tożsamość Fast & Furious. Z historii o wyścigach, seria wykonała ostry skręt driftując w kierunku filmu akcji, z zamieszanym we wszystko Interpolem, NATO i czołgiem. Dodatkowo, choć nikt nie ma prawa oczekiwać od F&F realizmu i popuszczenie wodzy fantazji jest wręcz wskazane, to tym razem twórcy wznieśli ten proceder na zupełnie nowy poziom.
Druga sprawa, w piątce wszyscy bohaterowie mieli swoje 5 minut. Tutaj mam wrażenie większość z tego skradła Letty, co nie każdemu musi się podobać. Ja te akcenty bym rozłożył trochę inaczej, przede wszystkim dał więcej Hana.
Tyrese Gibson kradnie swoje sceny. Vin Diesel ma jedną minę.
Można marudzić czy 7 ma sens, ale trzeba przyznać że połączenie wątków szóstki z Tokyo Drift wyszło twórcom zgrabnie.
Koniec końców, jeśli zna się tą serię, to można kiedyś obejrzeć, ale pośpiechu nie ma. To film który bywa zabawny, jest (za)bardzo efektowny. Sprawdzi się jako odmóżdżacz, ale trochę trzeba mu wybaczyć.
Na filmie z jakiegoś powodu bardzo chciało mi się spać jednak dotrwałem film zgrabnie komponuje się z poprzednimi częściami i jeszcze ta zapowiedź na końcu :)
Cóż teraz najbardziej czekam już tylko na Kac Vegas 3!
................................................................................................................................
spoiler start
Czyżby Tokio Drift 2 ?
spoiler stop
Ostatnia część odeszła już od pierwotnej konwencji, która niewątpliwie sprawdza się do dziś. Tutaj jest chyba podobnie.. Za rękę jesteśmy prowadzi po zlepku sytuacji, gdzieś (dla filmu niewiele to znaczy) połączonych, zupełnie przewidywalnych, może nadrealnych, pełnych efektownego kunsztu, który poza widowiskowością niczego nie wnosi, prędzej spłycając warstwę fabularną i rozumową. Szkoda, że w tym kierunku to zmierza, aczkolwiek przy filmie można miło spędzić czas, nie przejmując się schematycznym (banalnym) prowadzeniem akcji, prostą muzyką czy ujętymi motywami.. Bohaterowie, znani, lubiani, jesteście tam? Charakterystyczne, osławione elementy serii uciekły gdzieś na rzecz kasowego kina akcji. :|
Zapowiedź w końcowym fragmencie napawa nadzieją na być może powrót do korzeni. :> Środki są, fani.. też!