Ostatnio nie chcę mi się grać w gry komputerowe. Zagram jakieś 40 min i wyłączam. Biorąc pod uwagę to, że mam nową grę to jest dla mnie dziwne, bo zawsze nie mogłem się oprzeć aż ją nie przejdę. To jakiś kryzys gracza? Mieliście takie coś?
Mam od jakiegoś czasu dokładnie to samo - gry zaczęły mnie nużyć, pomimo, że mam trzy nowe tytuły na półce od zeszłej niedzieli. Przeszedłem po jednej misji i na razie odstawiłem na półkę, bo normalnie odechciało mi się grać, co w moim przypadku jest o tyle dziwne, że jestem graczem namiętnym i każda gra zawsze mnie wciąga. Na razie czekam aż mi przejdzie.
[3] Ja mam podobnie, jedynie gry multi potrafią mnie jakoś wciągnąć, ale z gier single to pół godziny grania i mi się nudzi, często na tyle że już do tej gry w ogóle nie wracam albo wracam bardzo rzadko. A kiedyś to i z pół dnia mogłem przy grze przesiedzieć, no i przechodziłem je całe.
Chłopaki ja mam tak samo. Czasami są takie dni że, zainstaluję grę, włączę i w tym momencie uświadomię sobie, że nie potrzebnie instalowałem i ją usuwam :D . Ale to czasami. Inna sprawa jest taka, że jak przejdę jakąś grę to wcale nie mam ochoty do niej wracać nawet jeśli jest to jakiś bardzo dobry tytuł. Jedyne wyjątki to moje top 5: w które mogę grać o każdej porze dnia i nocy.
Dorastacie/starzejecie się, macie teraz inne impulsy z aktywnego życia - nie potrzeba wam udawanej interaktywności.
Właśnie to jest ten magiczny powód, czemu "gry są dla dzieci" - ponieważ prędzej dziecko będzie zaabsorbowane gierką wymagającą własnej inwencji niż dorosły. Treść gier tu nie ma wiele do rzeczy.
U niektórych osób ten "kryzys" mija i potem nagle znowu zaczynają wciągać się w gry i zapominać o bożym świecie. U większości jednak ta zmiana zostaje na zawsze i pozostają co najwyżej casualami, a relaks będzie się kojarzył bardziej z bierną rozrywką (film, książka), a interaktywność gier będzie raczej podświadomie traktowana, jako niepotrzebna "autodestrukcyjna" (bo narzucana samemu sobie) męka i kolejna "robota" do wykonania. Przychodzi potem moment, w którym uświadamiasz sobie, ze przecież nikt cie do tego nie zmusza - i tak właśnie przestajesz być graczem.
Przez wielu dawnych graczy nazywane jest to "brakiem czasu", nawet gdy znajdują czas na masę innych głupot.
[8] -> w moim przypadku gry akurat nigdy z tym nie kolidowały. Gdy miałem dziewczynę, zawsze potrafiłem znaleźć dla niej czas. Natomiast od jakichś 4 lat jestem sam i mogłem się poświęcić mojej pasji, znaczy się grom. Teraz przyszedł chyba jednak taki moment, że nie będę musiał ograniczać gier, żeby spotkać się z lubą(jeśli takowa się pojawi) - gram maksymalnie godzinę dziennie(dłużej nie potrafię), resztę czasu podczas którego obcuję z komputerem, poświęcam na Internet i filmy, a i tak nie jest to bardzo długo.
[ed.]
[9] -> mnie akurat nigdy nie sprawiały przyjemności gry, w których nie trzeba było się choć minimalnie wysilić. Nie sprawiają mi frajdy produkcje, w których wszystko jest na "koko-bango i do przodu". Zawsze lubiłem grać w tytuły, które wymagały nieco myślenia i umiejętności kombinowania.