Witam,
Rozmawiałem ostatnio z kumplem, takim jednym i dobrym i okazało się, że mamy w planach oświadczyć się swoim dziewczynom (paniom). Kiedyś, w (nie)dalekiej przyszłości.
Wiem doskonale, że to nie jest ani dobre miejsce, ani dobry czas na zadawanie pytań, ale z ciekawości, którą rozbudziła ta moja dyskusja z kumplem, chciałbym się zapytać osób, które są już w małżeństwie.
Co jest dobre, a co jest złe w tym sakramencie?
Co Wam wyszło na dobre, a co wam zmieniło na złe - zawarcie małżeństwa :)
Pytanie dla Pań i Panów :)
Pozdrawiam
Misiak
Ps. ja już swoje wiem i pewnie decyzji nie zmienię, ale chcę wiedzieć co mnie czeka :)
http://www.youtube.com/watch?v=Acn-en00FzA
W tym utworze muzycznym przedstawiono przyczyna zawierania małżeństw, ale czy są to zalety czy wady, ustal sam!
"Miłość - uczucie głupie... Zaczyna się na ustach, a kończy na d**ie..." :P
Nigdy nie wiesz, czy Cię kobitka kiedyś nie wyroluje;P Jeśli jednak jesteś na 100% pewien swojej wybranki - nie ma sprawy;) Dobrze jest mieć kogoś, kto być może kiedyś, w odległej galaktyce, poda szklankę wody... Nawet jeśli ta piękniejsza połówka z łabędzia zmieni się w zrzędzącą ropuchę;P
Zresztą i tak już postanowiłeś;) Mogę Wam jedynie życzyć wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia:)
IMHO :)
Jesli myslisz o zwiazku na powaznie, tak na cale zycie itp itd, to bez malzenstwa bedzie baaaardzo trudno. Swiadome i odpowiedzialne podjecie decyzji o malzenstwie jest czyms co cementuje zwiazek.
W kazdym zwiazku bywaja chwile (czasami dluzsze) lepsze i gorsze. Jesli zwiazek nie jest oparty na malzenstwie, to zawsze istnieje pokusa zeby w dluzszych gorszych chwilach powiedziec "wiesz co, to juz nie to co kiedys, rozstajemy sie". Powiedziec latwo, zrobic tez w miare latwo, a potem baaardzo ciezko odkrecic.
W malzenstwie juz o takie "proste i latwe" rozwiazania klopotow jest ciezej. Nie wystarczy powiedziec slowo i wystawic komus walizki za drzwi. Formalnosci jest o wiele wiecej, jest duzo czasu aby przemyslec, zmienic zdanie no i jest zawsze wymowka aby sie rakiem wycofac z twarza.
Tak wiec najwazniejsza roznica w zwiazku po malzenstwie to ten niejaki "przymus" aby wszystkie problemy rozwiazywac obustronnie, wspolnie. Przed malzenstwem jest zawsze ta "latwa" opcja, ktora nigdy nie jest dobra dla zwiazku (co najwyzej dla jednej z osob).
Oczywiscie ludzie jak to ludzie, niektorzy i malzenstwo maja w d... i rozwodza sie np po roku.
Druga rzecza dobra w malzenstwie to swiadomosc ze druga strona otwarcie i swiadomie potwierdzila publicznie ze chce z Toba byc. Koniec takich milych czesto nic nie znaczacych slowek o ktorych latwo sie potem zapomina. Konkretna, twarda, doslowna deklaracja: "chce z Toba byc, jestes mi najblizszy". To na pewno daje wiele pewnosci, daje poczucie oparcia.
Zagrozeniem moze byc gdy ktos taka deklaracje naduzywa, do tego aby przestac dbac o druga strone, upajac sie tym ze juz nie musi sie starac, moze miec wszystko w d... bo on/ona i tak nie odejda. Ale to by swiadczylo tylko o tym ze taka osoba przez caly okres przedmalzenski po prostu udawala kogos innego niz jest naprawde. A wtedy lepiej wziac slub i szybko sie rozwiesc, niz przez lata dawac sie omamiac oszustowi/oszustce.
A wiec jesli zwiazek jest zdrowy, oparty na trosce o druga strone, wzajemnej uczciwosci, tolerancji i pragnieniu rozwiazywania problemow razem, to malzenstwo wniesie jeszcze troche dobrego. Na pewno nie zepsuje :)
Natomiast moze zepsuc zwiazki chore w rozny sposob, czesto juz samo mowienie o malzenstwie taki zwiazek moze zniszczyc, wiele rozpada sie dopiero po slubie, ale to nie wina samego malzenstwa ale osob ktore nie potrafily wczesniej szczerze stwierdzic ze to nie to. I tak brneli byle dalej, az zabrneli za daleko :)
Jak zawsze wypowiadaja sie eksperci - w wiekszosci zonaci z wlasnymi rekami i pannami z RT , maczo z piczowasami :]
Malzenstwo, jak wszystko, ma zle i dobre strony. Dobra to jest bycie razem (tak, wiem, mozna i bez malzenstwa, ale kobiety jakos czesto wola to sformalizowac wczesniej czy pozniej, zeby np. dziecko mialo nazwisko ojca, etc.). Zla - przestajesz myslec "JA" a zaczynasz myslec "MY". I dla przykladu nie pojdziesz z kumplami na piwko, ktore skonczy sie o 3 nad ranem, choc JA by chcialo, poniewaz wiesz, ze JEJ bedzie przykro, bo ma dola, bo zamiast wywalac kase na chlanie trzeba kupic np. nowe krzesla i takie tam.
Ale powiem tak - gdy spotkasz te tobie przeznaczona, nie bedziesz kalkulowal i dzielil wlosa na czworo, liczyl zyskow i strat.
smuggler: Ale zmiana myslenia z "JA" na "MY/ONA" to bardzo pozytywna zmiana! :)
A jesli partnerka rowniez tak zaczyna myslec, to naprawde nic sie nie traci. Kochajaca zona raz na jakis czas powinna wrecz wyrzucic meza na piwo z kolegami, zeby zobaczyl jak to jest kijowe i szybko wracal do zoneczki, na obiadek i pod kolderke ;)
[9] Owszem, ale na poczatku moze bolec, szczegolnie gdy ktos cale zycie skoncentrowany byl na ""JA" [a reszte mam w dupie]
No i czasem sie okazuje, ze MY nie lubimy meczow - w zamian wolimy chodzic na imieniny do cioci Genowefy. :P
Malzenstwo to zawsze jakis kompromis, ale DOBRE malezenstwo to synergia.
Tak jak smuggler napisał. Gdy spotkasz taką osobę i będziesz pewien że to ta edyna to wtedy nie będziesz myślał o takich rzeczach tylko do razu sam zaciągniesz ją do ołtarza :) .
Jak zawsze wypowiadaja sie eksperci - w wiekszosci zonaci z wlasnymi rekami i pannami z RT , maczo z piczowasami :]
HOHOHO POWIEDZIAŁ KOLEŚ KTÓRY ZAJMUJE SIĘ KOMPUTERAMI I GRAMI
Tylko ze taka zmiana myslenia powinna nastapic w okresie przedmalzenskim :) To jest moment na "pranie mozgu" obu stron, na tarcia, lecace iskry, odlamki i przeklenstwa :)
Przed malzenstwem powinno sie wyklocic o wszystko, tak aby po juz wszystko bylo w miare opanowane (no moze poza prozaicznymi kwestiami wspolnego mieszkania, ale to ta latwiejsza sfera).
Dlatego np malzenstwo po miesiacu spotykania sie, to ogromne ryzyko. Moze wypalic ale moze tez byc bardzo ciezko. Albo malzenstwo po dlugim okresie spotykania sie, ale ktory przeszedl caly czas w fazie "dziobkowania, cmokania, achania i miziania po nosku". Przed slubem trzeba sie porzadnie wyklocic, wiedziec jak daleko mozna sie posunac, ustapic tam gdzie mozna bylo ustapic, przekonac druga strone ze tam gdzie nie mozna ustapic to naprawde juz sie nic nie da zrobic, zaakceptowac ustepstwa i ich brak u drugiej strony itp.
Wtedy malzenstwo to juz bulka z maslem :)
Jestem po slubie ponad 4 lata i przez ten czas moze z dwa razy poklocilem sie z zona. Ale przez poprzednie 7 lat znajomosci, to bywalo ostro oj bywalo :)
Powyzsze przemyslanie bazuja na moich doswiadczenia i sprawdzily sie w moim przypadku. W przypadku innych przypadkow :) wyniki moga byc inne, takze przypadkowe :)
ak zawsze wypowiadaja sie eksperci - w wiekszosci zonaci z wlasnymi rekami i pannami z RT , maczo z piczowasami :]
Nie no pomyśleliśmy po prostu, że jak ty możesz trollować w każdym wątku to nam też wolno...Dobrze, że zamiast PISowcy napisałeś przewrotnie "eksperci". Wyznawcy prezesa ci dziękują...
Jeżeli mieszkasz już razem ze swoją narzeczoną, spędzasz z nią większość czasu i koncentrujecie się razem na budowaniu przyszłości to małżeństwo niczego tak naprawdę nie zmienia.
Przynajmniej ja nie zauważyłem tego u mnie.
No może poza tym, że teraz mam dwie mamy i dwóch ojców :)
Natomiast co zmienia wiele w życiu dwojga ludzi to dziecko.
Taaaak, przy dziecku dopiero potrafią wyjść niektóre wady, których nie było się świadomym u siebie, bądź u drugiej osoby. Dziecko potrafi całkowicie przewrócić życie do góry nogami, ale wierz mi, że warto.
Jak to wygląda?
Dziewięć lat ze sobą, pięć narzeczeństwa, dwa po ślubie. Mała półtoraroczna córeczka. I co?
Wigilia u swojej "mamusi", Sylwester u swojej "siostruni" razem z dzieckiem!
Ogólnie siedzę SAM.
Prawdopodobnie czeka mnie rozwód.
Powodzenia w NOWYM ROKU.
---> Kyahn - Święta prawda! Dziecko traktuję jak własność, a Ty w odstawkę.
ja w kwestii formalnej : " Jeżeli mieszkasz już razem ze swoją narzeczoną" >> lub narzeczonym tak jest nowocześniej
[12] A tym samym pewnie nienormalny i forever alone. Strzez sie, bo tez taki bedziesz.
[13] W sumie duza racja, mysmy sie dopiero po 2-3 latach malzenstwa w pelni poznali, wczesniej faktycznie bylo raczej "misianie/mizanie". No ale poiskrzylo i sie ulozylo.
[14] Nie strosz piczowasa, ekspercie. :D Nawet w Sylwka i watku o malzenstwie musial PiS wstawic.
[18] albo z kotem, to bedzie patriotycznie.
[18]
W kwestii formalnej, w Polsce nie ma możliwości zawarcia małżeństw homoseksualnych, więc formalnie nie ma czegoś takiego jak mężczyzna i jego narzeczony :P
BTW Szkło Niekontaktowe na TVN24 wymiata :)
[18] albo z kotem, to bedzie patriotycznie.
> jeżeli takie jest twoje postrzeganie patriotyzmu , to myślę ze masz problem.
małżeństwo to jest sztuka wyrozumiałości . Nieraz ambicje i "honor" trzeba schować do głębokiej kieszeni a łózko załagodzi konflikty.
Łóżko bardzo dobrze łagodzi konflikty, szczególnie jak partner/ka lubi przeklinanie i S/M :)
Naturalnie kot nie moze byc czarny i tej samej plci co wlasciciel. Warto tez zajrzec mu w papiery, zeby byla pewnosc, ze to rdzennie polski kot i ze mruczy podczas audcji Slusznego Radia.
pieprzysz bzdury a i tak szklankę coli za twoje zdrowie wypije o północy.
co do formalności, jeszcze ze sobą nie mieszkamy i czekamy właśnie na zaręczyny byśmy razem mieszkać chcieli. :)
Misiak -----> i bardzo dobrze. IMO należy zacząć mieszkać razem jeszcze przed małżeństwem, ponieważ obcując ze swoją wybraną nonstop, poznaje się ją od zupełnie innej strony, niż spotykając się z nią od czasu do czasu.
Zawsze jest też czas, żeby powiedzieć sobie "do widzenia" jeśli coś nie wypali.
A ja mam inne doswiadczenia jezeli chodzi o mieszkanie ze soba przed malzenstwem.
Otoz uwazam ze nie powinno sie mieszkac razem przed slubem.
Dla mnie slub byl wyjatkowy wlasnie dlatego ze mielismy razem zamieszkac, to byl taki przelomowy moment. Jesli sie razem ze soba mieszka, to spada motywacja do slubu, wiele par mowi "a co nam slub zmieni" itp. Faktycznie, jesli zyje sie jak malzenstwo przed slubem, to sama ceremonia niewiele zmienia.
Mozna ze soba "pomieszkiwac" ale nie wiem czy tworzenie wspolnego domu przed slubem, jest takie konieczne.
Jeżeli lubisz spędzać czas z kolegami, np. popijając sobie piwko i rozmawiać o pierdołach to możesz się z tym pożegnać. O pierdołach będziesz dalej rozmawiał z żoną, a do kolegów to może Cię wypuści, ale jak zasłużysz...
[Edit]
Przypomniałem sobie o tym:
http://www.youtube.com/watch?v=PI13BMS9PJo
u mnie małżeństwo praktycznie nic nie zmieniło, dziecko - owszem, ale małżeństwo nie, może dlatego że przed ślubem byliśmy parą prawie 10 lat...
edit: a mój kuzyn w czerwcu tego roku się ożenił, w grudniu już był pozew rozwodowy :)
nie czytalem calego watku ale odpowiem na Twoje pytanie "Wady i zalety małżeństwa ;)"
dzis po sywlestrze mam swoj osobisty koniec swiata zjadlbym cos cieplego i uczciwego... i tu sa zalety malzenstwa.. ale z drugiej strony po cholere sie zenic dla kilku skacowanych dni w roku ;) niech zyja kawalerowie :)
Ja jestem po ślubie dwa lata. Czy do tej pory żałowałem? Nigdy. We dwoje jesteśmy atrakcyjnymi ludźmi z wyglądu, żona do dziś jest dla mnie kwintesencją kobiecości, piękna. Bałem się... bo przecież wszyscy na około gadali, że WSZYSTKO się zmieni! Coś się zmieniło? Niespecjalnie... Dalej się kochamy jak przed ślubem, chodzimy na imprezy, spotkamy się z ludźmi, dzielimy wydatki, inwestujemy w siebie nawzajem.
Mówili mi, że bede musiał wydawać pieniądze na żone. No i co? Robie to, rzeczywiście ale robie to z przyjemnością, bo gdy widzę jak sie z tego cieszy jest dla mnie największą zapłatą.
Mamy 10 miesięczne dziecko, które okazało się być najlepszą rzeczą jaką udało nam się zrobic. Dziecko nic nie zepsuło, nic nie komplikuje - jedynie nas spaja.
Koledzy czasami dzwonią czy gdzieś pójde, a ja nie chodze w wiekszości przypadków tylko dlatego, że nie mam na to ochoty. Wole poleżeć w łóżku z młodą piersią, powygłupiać się w pościeli niż iść na miasto z kawalerami gadającymi i fantazjującymi o tym "ale bym ruchał!".
Nie odnajduję już wspólnych tematów z ludźmi bez żony, dziecka i kredytu na mieszkanie. Nasi znajomi są w większości przypadków 5-15 lat od nas stasi, bo tylko z nimi tak na prawde mam o czym pogadać.
Mam nadzieję, że tego nie przeczyta, bo moja druga połówka mogłaby obrosnąć w piórka :)
ambu_ > gratuluje
szkoda ze moja zona nie lubi swingerskich klimatów
Mnie zawsze dziwią ludzie, którzy maja klapki na oczach: widzą i wiedzą, że ta osoba im nie odpowiada i jest im razem nie po drodze, mało: inni tez to widzą, a jednak dalej tkwią lub, co gorsza, brną w związek. A potem zdziwienie, że jest niezrozumienie, rozbiezność potrzeb i w końcu rozwód...
rvc - ambu nic nie wspominał o swingersach. Wg mnie jesli się z kimś jest i jeszcze szuka się dodatkowych uciech, to nie jest to dobry i szczęśliwy związek.
Mnie najbardziej bawi moj najlepszy kolega, znamy sie od 20 lat, kiedys razem przezywalismy pierwsze zawody i problemy milosne. A on do tej pory ciagle zmienia dziewczyny, uwaza sie za specjaliste i daje mi dobre rady jak postepowac z kobietami.
Kiwam glowa a w duchu pekam ze smiechu, kiedys nie wytrzymam i mu powiem :)
"Czlowieku, masz 30 lat, mieszkasz z rodzicami, 5 razy juz mowiles ze planujesz slub z roznymi dziewczynami i nigdy nawet nie dotarles do narzeczenstwa i Ty mi dajesz rady jak postepowac w zwiazku?"
Pewnie sie obrazi, ale taka prawda. Tacy kawalerowie co to przeruchali z kilkadziesiat dziewczyn, chodzili z kilku(nastoma) uwazajacy ze cokolwiek wiedza o kobietach :) Smieszne :)
Tak jakby kierowca ktory zaliczyl 5 ciezkich wypadkow mowil ze lepiej wie jak jezdzic samochodem od osoby ktora bezkolizyjnie zrobila duzo wiecej kilometrow :)
rvc
Swingers? Nie wiesz o czym mowisz. Uwierz mi. Nigdy nie próbuj. Wiem coś o tym.
Edit:
A może inaczej... gdy bedziesz mial okazje, to sprobuj - albo będzie rozwód albo miłość do końca życia. Nigdy nie odzywam się w tematach, na które nie mam pojęcia.
dzięki za dobre rady .
>Nigdy nie odzywam się w tematach, na które nie mam pojęcia.< >>> tez sie staram ;-)
poluzuj krawat i uśmiechnij się
edit. Coolabor wyczułem
Nie ma to jak atmosfera na swingersowej imprezie :]
I doszliśmy do sedna, małżeństwo jest fajne, bo daje dużo większe możliwości na Zbiorniku.
Wg mnie jesli się z kimś jest i jeszcze szuka się dodatkowych uciech, to nie jest to dobry i szczęśliwy związek.
Według mnie, jeśli nie szuka się dodatkowych uciech, to warto sprawdzić, czy przypadkiem przeciąg nam jaj nie urwał.
A tak całkiem poważnie - jestem w stałym związku od ładnych paru lat, ale jakoś do ślubu mnie nie ciągnie, w ogóle. Mimo to uważam, że to ta jedyna. Wiem, że w naszym przypadku ślub za wiele by nie zmienił a tylko czułbym się staro :D
jak to GOL zbliża
pozdrawiam wszystkich członków grup "dyskusyjnych" ze zbiornika
Soul wieczorem siądzie i przeanalizuje ip golowiczów i okaże się, że 75% ma aktywne i zerwyfikowane profile z 300stoma zdjęciami i filmami na zbiorniku hahahaha.
O Q....WA
Nie trzeba IP ;)
Hehehe :)
Nie odnajduję już wspólnych tematów z ludźmi bez żony, dziecka i kredytu na mieszkanie.
Z ciekawosci - czy rozmawiasz z ludzmi tylko o zonie, dziecku i kredycie na mieszkanie?
Musiales mnie zle zrozumiec. Ludzie, ktorzy nigdy tego nie dotkneli nie rozumieja tak na prawde naszych problemow. Trudno rozmawia się z rówieśnikami, ktorzy opowiadaja jak wczoraj sie "najeba..." :)
Mam nadzieje, ze teraz jest jaśniej.
bartek :--> maleznstwo ma ten plus ze jest jakby bardziej sformalizowane i nie mozna ot tak poklocilem sie i jade do mamy zakonczyc wszystkiego w 10 min.
Generalnie same plusy plus kilka minsusow.
Np.Koniec z kolegami.
koniec z graniem do 6 rano.
Koniec z zapijaniem ryja na imprezach.
itd
ambu - Nie jesteś w stanie porozmawiać z kimś o tym jak wczoraj się najebał? Musi mówić o problemach z dzieckiem/żoną żeby zwrócić Twoją uwagę?
W sumie straszny minus małżeństwa to musi być, że człowiek potem jest w stanie rozmawiać tylko o tym.
Dycu, priorytety się zmieniają i rozmawianie, a imprezie z dnia poprzedniego zwyczajnie staje się nieinteresujące. Widziałam po mojej siostrze, gdzie ludzie z którymi zawsze się dogadywała powoli się od niej oddalali tematycznie, bo zakładali rodziny, rodzili dzieci i dopóki siostra sama nie wpadła w ten stan to ciężko już było znaleźć wspólny temat rozmów.
nutkaa - W sumie straszny minus małżeństwa to musi być, że człowiek potem jest w stanie rozmawiać tylko o tym.
Strasznie dziwna rzecz, bo aktualnie wśród znajomych mam tak i studentów, tak i osoby pracujące, tak i osoby uczące się, tak i posiadające dzieci, tak i planujące zakładanie rodzimy itd. i jakoś wszyscy wspólnie się spotykamy i mamy o czym rozmawiać właśnie dlatego że jesteśmy różni.
ambu_ - no dobrze, ale jak spotykacie sie z tymi starszymi znajomymi to rozmawiacie tylko o swoich problemach wynikajacych z posiadania dzieci/zony/meza/kredytu?
Generalnie same plusy plus kilka minsusow.
Np.Koniec z kolegami.
koniec z graniem do 6 rano.
Koniec z zapijaniem ryja na imprezach.
Bez przesady. Dużo zależy od tego, jak asertywny jest przedstawiciel płci męskiej. Wiadomo, że częstotliwość już nie ta, ale okazyjnie moi pożenieni znajomi nie mają problemu z tego typu rzeczami :)
Ja wszystko rozumiem, ale czy stwierdzenia typu "ludzie się zmieniają i po małżeństwie nie mamy z nimi wspólnych tematów" nie jest troszkę przesadą?
[52] Sa rozni ludzie, rozne rzeczy ich interesuja. Jesli spotyka sie osoba ktora interesuja tylko problemy okolo rodzinne, z osoba ktora interesuja problemy tylko okoloimprezowe, to faktycznie nie ma o czym gadac.
Myślę, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na takie pytanie. Co dla jednego jest wadą, dla innego może być zaletą i odwrotnie. To zależy czego się oczekuje od życia, czy dorosło się emocjonalnie do związku. Bardzo wiele zależy też od cech osobowych - niektórzy ludzie nie mają predyspozycji do bycia z kimś innym w trwałym związku. Nie ma jednego uniwersalnego przepisu na związek pasującego do każdej osoby. Czynników jest tak wiele, że ciężko jest cokolwiek wyrokować.
Widzę, że temat się nam rozwinął :)
Co do mojej Pani, jest czasami wredna, beztroska, wkurza mnie niemiłosiernie, ale wkurza właśnie mnie i kocham ją za to bardzo :)
Grunt żeby siebie nawzajem szanować i oglądać się na siebie nawzajem, tak ja myślę :)
Bardziej chodziło mi w tym pytaniu powyżej, Czy na prawdę ludzie się zmieniają po ślubie?
Dlatego wszyscy w takim razie straszą: że zobaczysz po ślubie, po ślubie wszystko się zmieni, zapytaj się żonatego faceta, on ci powie, , , etc etc...
Przesadzacie z tym "koniec z tym", "koniec z tamtym" :D
Po przeprowadzce przy porządkach żona sama wyznaczyła mi półkę na regale na moje gry - to był szok :D 2 tyg. później powiedziała, że mogę sobie na szafie rozłożyć pudełka z grami (stare duże boxy i EK) - ale nie jedno na drugim tylko ładnie pod skosem tak że fronty widać. Chociaż zawsze była sceptycznie nastawiona do gier i wszystkiego co z komputerami związane. A teraz na kinekcie lubi poszaleć. Co lepiej, lubi na niem poszaleć moi ponad 50-letni teściowie, RAZEM we dwójkę :D
Konkludując: małżeństwo to myślenie "my", albo także myślenie o drugiej osobie.
Drugi wniosek: z kim się zadajesz takim się stajesz. Moja żona nie akceptuje zbyt długiego siedzenia na kompie: chyba że pracuję, piszę art, reckę, poradnik, raport etc. :D Nie lubi szczególnie for, i właśnie w tej chwili obudziła się z pytaniem "co robisz" i wszystko mówiącą miną :D
Także kończę wywód i idę spać, bo o 7 i tak zostanę obudzony przez syna :D I wcale nie będę z tego powodu marudził, bo to sama radość :D
Ale powiem jedno: nie zamieniłbym swojego życia małżeńskiego na "singla". Jeśli człowiek dobrze wybierze i będzie rozmawiał wszystko będzie dobrze. :) Bo najważniejsze to ze sobą rozmawiać i nie dopuścić do nawarstwienia się problemów: i nie chodzi tylko o przymykanie oka na grube sprawy, ale także o złe wyciskanie pasty do zębów :D
koniec jest blisko -> Ja nie twierdzę, że ludzie się nie zmieniają i nie zmieniają swoich zainteresowań. Chce tylko wiedzieć, czy to akurat małżeństwo ma taki wpływ na człowieka - bo człowiek bez żony myślę też może mieć problemy, które zawężą jego horyzonty.
Myślę, że gdyby wziąć 2 kolegów z ławki i wrzucić ich na 10 lat do innych rzeczywistości a potem zaaranżować spotkanie po latach to po tematach z cyklu "A pamiętasz jak X lat temu zrobiliśmy X i X - ale był ubaw" to nie będą mieli specjalnie o czym rozmawiać.
Tylko czy naprawdę to jest przynajmniej w połowie wina małżeństwa czy to milion różnych czynników ze wspólnym wektorem?
to prawda czlowiek zonaty i kumpel zniezonatyspotkaja to cala rozmowa to spowiedz tego drugiego co mu nie wyszlo i dlaczego a ty chlopie stoisz i myslisz :taaa.....
nie wiem jakie sa plusy/minusy. Jestem ze swoja luba w nieformalnym zwiazku juz 10lat Mieszkamy razem, dzieci nie mozemy miec wiec tak naprawde malzenstwo do niczego nam nie potrzebne... ale fakt, coraz trudniej porozumiec sie z naszymi rowiesnikami, ktorzy sa w zwiazku malzenskim, maja dzieci. Stali sie bardzo monotematyczni.
PatriciusG.: Wg mnie ludzie maja wspolne tematy wtedy gdy spedzaja duzo czasu ze soba, lub osobno prowadza podobny styl zycia.
Zobaczcie ile sie przegadywalo z kumplami w szkole, mozna bylo cale dnie siedziec i gadac :) Teraz wez takiego kumpla ze szkoly i pogadaj z nim dluzej niz 2 godziny :)
Tak wiec to nie jest kwestia malzenstwa ale tego ze zaczyna sie robic inne rzeczy, miec inne zainteresowania priorytety. Nawet nie wiem czy to jest kwestia waskich horyzontow, czy to po prostu normalna ludzka rzecz.
Rozmowa jest wtedy gdy obie strony sa soba zainteresowane, a nie na zasadzie:
- ale sie narabalem na imprezie. Aha wiesz a ja kupilem nowa szafe do sypialni...
Ludzie robia to co ich interesuje i interesuje ich to co robia :) Tak jak nie chcialbys sluchac o super znaczkach pocztowych albo o tym co robi moja ciocia wieczorami, tak malo kto chce sluchac o zyciu innej osoby ktorego sama nie prowadzi i nie chcialaby prowadzic.
Malzenstwo jest skladnikiem tego rozchodzenia sie drog, ale to tylko element zycia. Ani bardziej znaczacy ani mniej jak np. rozne hobby, rozne prace itp.
Psycho_Mantis: hahahah taaaaa złe wyciskanie pasty potrafi strasznie wkurzac. Ale znalazlem na to sposob: uzywam Parodontax, pasta bardzo intensywna w smaku, strasznie slona. Trzeba sie do niej przyzwyczajac z 7-14 dni, potem jest juz bardzo smaczna. Ale daje to gwarancje ze NIKT nie bedzie jej z Toba dzielil, ani przypadkiem nie skorzysta jak jej sie skonczy. Od tej pory mam paste zawsze dobrze wycisnieta, bo tylko ja ja wyciskam :D
Koniec jest bliski->
Też używam tej pasty, ale tylko jak jestem w domu rodzinnym i uwierz mi, mi nie przeszkadza ten smak :D
To wara od mojej lazienki! :) Chyba ze potrafisz dobrze paste wyciskac!
trzeba byc popierdolonym aby sie zenic
Dzieciaki do podrecznikow! Juz!
uwaga znalaz sie dorosly pantofel zapierdalacz hahahaha jak tam lysinka?
[edit] Nieee, nic nie powiem.
A tak całkiem poważnie - jestem w stałym związku od ładnych paru lat, ale jakoś do ślubu mnie nie ciągnie, w ogóle. Mimo to uważam, że to ta jedyna. Wiem, że w naszym przypadku ślub za wiele by nie zmienił a tylko czułbym się staro :D
same here
w ogole dobra jest ta teza o splawianiu dawnych przyjaciol/kolegow/znajomych tylko dlatego, ze oni sie jeszcze nie pozenili i nie splodzili dzieci
jak za dotknieciem magicznej rozdzki, bum, nagle nie mamy wspolnych tematow, bo jestesmy zupelnie innymi ludzmi :D
to moze, ja dorzuce swoje, zonaty nie za dlugo - ciut ponad pol roku.
Samo malzenstwo zmienia nie wiele, poza tym, ze kumpele mojej zony sie chetniej do mnie przystawiaja, bo wiedza, ze i tak nic im nie grozi :)
Ale na powaznie. My akurat zyjemy odwrotnie niz wiekszosc ludzi na swiecie - pracujemy w domu. Ja mam wlasna firme, zona wlasna. Wieczorem kombinujemy jak by tu gdzies wyskoczyc z WLASNYMI kumplami, bo przeciez caly dzien spedzilismy razem, wiec pora sie przewietrzyc. Tak wiec weekend z kumplami na moto czy babskie weekendy dziewczyn to normalka u nas - a my i tak mamy od groma czasu do spedzania razem.
Czasem nawet slysze od zony czy przypadkiem nie wyszedlbym dzis gdzies na piwo bo chetnie by pograla w Skyrima... mamy jeden komp glowny, ktory nadaje sie do gier i jak siedze w domu to zazwyczaj na nim pracuje.
Zyc nie umierac :)
Malzenstwo scementowalo zwiazek, ponadto w pewnym momencie znajomosci zabraklo kolejnych krokow - wlasnie narzeczenstwo, potem slub, teraz szykujemy sie do dzieci, ale jeszcze jedna wakacje wspolnie na moto... ;)
Bullzeye_NEO: A kto mowil ze to sie dzieje nagle? To pewien proces, dobrze widoczny z perspektywy lat, a nie bum.
Ponad 20 lat wystarczy?
Tak was czytam i czytam i fakt, przykład mikmaca to jest to co chciałabym właśnie osiągnąć. Gadanie, że po ślubie wchodzą zakazy i nakazy chyba jest trochę przesadzone, szczególnie jeśli chodzi o wyjścia na męskie/babskie wieczory. Mam akurat taki przypadek, że mój facet nie jest typem, który wychodzi ciągle na piwo z kumplami, ale jak spotyka się ze starymi znajomymi to sama mu proponuje, żeby sam poszedł i na spokojnie sobie z nimi porozmawiał a nie brał mnie jako bagaż którym będzie się musiał zajmować ;)
Sama w życiu zobaczę jak się ułoży, póki co jeszcze jestem na etapie wspólnego poznawania się, następnym krokiem jaki planujemy to wspólne mieszkanie, żeby się sprawdzić czy damy radę ze sobą wytrzymać ;)
Pozdrawiam wszystkie małżeństwa i wierzę, że tworzycie tak uzupełnianiący śę wzajemnie zespół, że ani przez chwilę nie żałowaliście wejścia w sformalizowany związek i umocnienia tej więzi :)
to ja tez sie dopisze
ponad 13 lat znajomosci, 13 lat razem, ponad 2 lata malzenstwa
zbieralismy sie dlugo do slubu glownie dlatego, ze nie wiedzielismy co zrobic z weselem, a konkretnie to nie chcielismy go robic, ale wiedzielismy, ze jak zrobimy sam cywilny i bez wesela to bedzie wielki rodzinny foch
az w koncu wymyslilismy slub na dalekiej wyspie na plazy, rodzine poinformowalismy po fakcie (oprocz najblizszych, oni wiedzieli) i w sumie brak wesela rozszedl sie po kosciach
u mnie po slubie nic sie nie zmienilo, ale jak pisalem, 11 lat bylismy ze soba w tym 6 na studiach i 5 po, te 5 mieszkalismy razem
nie zawsze bylo super, byly jakies tam problemy, ale wszystko udalo sie przezwyciezyc
mamy teraz 16 miesieczna coreczke i choc zawsze bylem nastawiony ze dzieci to wstretne male bachory to oczywiscie moja jest najpiekniejsza i najmadrzejsza i w ogole osmy cud swiata
jesli chodzi o rozmowy ze znajomymi singlami to kompletnie nic sie nie zmienilo, bez problemu mamy o czym rozmawiac, bardzo czesto nas odwiedzaja (mieszkamy za granica wiec mamy sporo gosci na krotkie wakacje)
jesli chodzi o wolny czas to oczywiscie dziecko skutecznie go ogranicza, nie wlaczam przy niej konsoli, dopiero jak pojdzie spac, ale tutaj raczej ogolnie mam mniejsze cisnienie na gry niz np w liceum czy podstawowce
moja zona nie gra, w sumie czasem da sie namowic na jak to nazywa, szmacianki (LBP), to jedyne w co moze zagrac, reszta jej nie interesuje, ale tez nie jest jakos przeciwna, chyba ze nie mamy czasu pogadac czy np ogladnac filmu czy serialu
nie pije alkoholu, wiec tez nie wychodze czesto do knajpy bo co to za frajda pic soczek w knajpie, wole domowki, wiec czesto spotykam sie czy to z samymi kumplami pograc i pogadac i dziewczyny wychodza, czy tez my idziemy uprawiac jakies sporty
zakupilem siedzisko na rower i wozek do biegania i jak zony nie ma a ja chce wyjsc pocwiczyc to pakuje mala i lecimy, a co:)
podsumowujac, u mnie malzenstwo w sobie nie zmienilo nic, ale dzieki niemu zdecydowalismy sie na dziecko i to byla dobra decyzja, nigdy tego nie rozumialem, teraz wiem jaka to radosc
el kocyk-> nice:D
A mam pytanie, jak to jest z pierścionkami zaręczynowymi.
Znalazłem piękny ze złota z rubinek, a drugi ze szmaragdem, ale moja pani jak rozmawialiśmy kilka razy na ten temat, mówi tylko o złocie i brylancie.
Kupić to co mi się podoba, czy to co jej? ^-^ :)
misiak -a kto go bedzie nosil?:P
oczywiscie kupic to co jej sie podoba, ja pamietam jak sam kupowalem, zarabialem wtedy grosze i dorabialem zleceniami by uzbuerac na taki jaki chcialem, szalenstwo to w tamtym czasie bylo, ale bylo warto:)
ja tam nie lubie zlota takiego zwyczajnego, moja zona na szczescie tez nie, wole biale i taki tez znalazlem pierscionek, z malymi brylancikami
az w koncu wymyslilismy slub na dalekiej wyspie na plazy, rodzine poinformowalismy po fakcie (oprocz najblizszych, oni wiedzieli) i w sumie brak wesela rozszedl sie po kosciach
Ślub ideał... Też chcę daleko i też bez wesela, tylko ciężko o taką kobitę, której nie zależy na spektaklu oraz oczach wszystkich zwróconych na nią, przynajmniej przez jeden wieczór :D
Ja sie z problemow z organizowaniem slubu i wesela wykpilem, biorac slub w stronach rodzinnych zony.. w Indiach. Z jej strony byli wszyscy krewni, sasiedzi, znajomi - z mojej tylko ja i rodzice.
Paudyn - my ogolnie nie lubimy wesel, mierzi nas ta szopka, wiec nie bylo z tym problemu
wiecej problemu bylo pozniej z legalizacja w Belgii, gdzie mieszkamy i w Polsce chociazby z tego powodu, ze na akcie slubu mam wpisane Imie + Nazwisko lat 30 i to sa jedyne dane:)
ale wszystko sie udalo i choc ogolnie nie lubie pozowanych zdjec to fotograf byl tak naturalny i umial wyciagnac z ludzi to co najlepsze:) mysle ze to oslodzilo mamom fakt nie bycia na slubie, mogly sie pochwalic zdjeciami:)
wysiak - mi nie chodzilo o problemy w organizacji ale o sam fakt wesela
a czytwoje bylo takie wielkie jak to widuje sie w filmach? wielkie i kolorowe? jak tak to swietnie:)
Belert, moja dziewczyna będzie ze mną grała do 6 rano (zdarzało się), więc nie widzę problemu ;)
mikmac, sądzę, że będę miał podobnie z moją kobietą (i ona i ja pracujemy/planujemy całe życie pracować z domu). Jakieś wady/zalety takiego rozwiązania, z doświadczenia?
wysiak, jak wyglądał Twój ślub w Indiach? :D
el.kocyk, taki ślub by mi się marzył, mam identyczne podejście do wesel, alkoholu, knajp. Widzę, że na wygnaniu lepiej, bo w Polsce z wieloma starymi, nawet bardzo dobrymi, znajomymi nie mogę się dogadać - nie piję, nie palę, nie chce mi się ciągle tłumaczyć dlaczego.
Ogólnie świetny temat na wątek i ciekawe historie, aż żal dupę ściska, że na GOL-u nie ma okejek przy postach jak na reddicie :D
Misiak ---> wszystko jedno co Jej kupisz - i tak będzie zadowolona, że złapała "głupiego" ;-)
Żartuję trochę, ale co byś nie kupił, to i tak nie ma znaczenia. Albo chce z Tobą być i jej pasują Twoje wady ( granie "w kompa" ), albo co byś nie kupił i tak Cię rzuci, po jakimś czasie ;-)
Trudno pogodzić granie ze stałym związkiem - wiem coś o tym, niestety..
bartek -->
ja niestety od 12 lat pracuje w domu i tak jest to generalnie nudne. Naprawde trzeba sie starac i ciagle gdzies wychodzic aby nie zdziczec.
Dawniej mialem takie etapy, ze nawet wodke z kumplami przez skype pilismy, bo bylo duzo pracy i nie mialo sie ochoty na wyjscie.
Dzis wychodze min 2-3 razy w tygodniu rozrywkowo, plus my oboje mamy pasje - jezdzimy na motocyklach. Jak widzisz moja zone jak oglada relacje z dakaru i pedzi przymierzyc nowego buzera i buty crossowe to az sie serce smieje ;)
tak wiec praca w domu OK, ale trzeba miec poza domowe pasje i czesto sie spotykac z kumplami.
ja bym nie chcial pracowac z domu, lubie swoja prace, w sumie w kazdej jednej gdzie pracowalem to glownie chodzilem do biura by spotkac sie ze znajomymi
najlepiej bylo w poprzedniej, gdzie zawsze gdy chcialem moglem zostac w domu i tam pracowac, ale i tak 99% czasu chodzilem do biura by pogadac, pograc w pilkarzyki czy ping ponga:)
bartek - moi znajomi mi sie nie dziwia, w sumie 95% nie pali, wiec tu nie ma problemu, co do picia, to oni wiedza, ze ja pije tylko to co lubie i raz, dwa w roku moge napic sie dobrej wodki, ale wiedza tez ze mam hamulec, ktory nie pozwala mi sie upic, nie przeszkadza im to
a co do slubu to szczerze polecam, czlowiek odpocznie, zrelaksuje sie, zero stresu, choc akurat tam gdzi emy bralismy (Mauritius) to wychodzi drogo, porownywalnie do kosztow organizacji sredniego wesela, ale ze przy okazji jest podroz poslubna to zaszalelismy:)
my ogolnie nie lubimy wesel, mierzi nas ta szopka, wiec nie bylo z tym problemu
Jaka szopka?
Ja w sumie też nie przepadałem za weselami, aż zrobiliśmy z żoną swoje.
I takie wesela to ja bym mógł mieć co roku, było zajebiście.
Osobiście nie wyobrażam sobie samego ślubu bez wesela.
Zresztą u mnie nie było nawet szans na jakąkolwiek dyskusję w tej kwestii, ponieważ moja żona pochodzi ze wschodu Polski, a tam wszelkiego rodzaju tradycje są bardzo głęboko zakorzenione.
Kyahn -> dla mnie szopką jest zapraszanie na wesele rodziny z którą się nie utrzymuje kontaktu, no ale 'trzeba, bo ciotka Kryśka zaprosiła nas na swoje wesele X lat temu'. Chciałabym mieć wesele, ale tylko najbliższa rodzina + przyjaciele, jednak taka opcja chyba wejdzie w grę, jeśli będę planować w ścisłej tajemnicy przed rodzicami, którzy mają odmienne zdanie :)
Ale cichy ślub na plaży to już w ogóle bajka :) To już w ogóle chyba cała rodzina by się na mnie poobrażała gdybym im coś takiego zrobiła ;)
Jak dla mnie to jest całkiem normalne.
Po to właśnie są wesela i nota bene pogrzeby, żeby spotkać się też z "dawno zapomnianą" rodziną.
Kyahn - sa ludzie, ktorzy lubia wesela, sa ludzie, ktorzy tego nie znosza
ja sie mecze, w zeszlym roku bylem na jednym i to byla jakas masakra, nie chcialem czegos podobnego dla siebie
choc uczciwie musze przyznac ze dwa na jakich bylem mi sie dosc podobaly, w sensie nie byly zenujace, w Polssce chcielismy zrobic wesele w formie rejsu po Wisle (Krakow), z jazzuajca/swingujaca kapela bo to sa raczej nasze klimaty, ale rodzina fochala na taka impreze, wiec stwierdzilismy po rozmowach z kuzynka, ktora wesele miala fajne a i tak pozniej sporo ludzi bylo niezadowolonych ze warto to zrobic po swojemu by nie zalowac
nutkaaa - czesc sie lekko obrazila, ale w koncu zrozumieli, ze ten dzien mial byc dla nas a nie dla nich i np babcie to w sumie sie ucieszyly, ze po 11 latach w koncu jakikolwiek slub byl:)
nie wiem jak typowo polskie wesele sie moze podobac :D
dwadziescia skrzynek kiepskiej wodki, sztachety, andrzeje z wasem, remiza, tragiczny weselny band i stare baby, ktore chca sobie pomacac - pierwsze skojarzenia =]
Ładne mi skojarzenia :p
el.kocyk ----> i tu jest Twój podstawowy błąd.
Wesele nie jest dla Was, wesele jest głównie dla gości i to oni powinni się na nim dobrze bawić. Nie dziwię się, że nie spodobał im się pomysł jazzującej kapeli, bo bądźmy szczerzy ilu przeciętnych ludzi słucha w ogóle jazzu?
Kyahn - ja nie jestem z tych ludzi, ktorzy robia cos bo wypada, ze mus
slub, wesele to jest moj dzien, nie ich, tak wiec podstawowy blad popelniasz Ty
to ja mam sie dobrze czuc i bawic w ten dzien, nie wujki i ciotki
a sluchales kiedys swingujacej/jazzujacej kapeli? u mnie gra taka rok w rok w parku pod domem, rewelacja, wszyscy ich sluchaja
nie mowie tu o totalnej klasyce jazzu, tylko p przyjemnych dla uchach dzwiekach, kiedy mozna sobie porozmawiac
takie cos jestem w stanie przezyc a "majteczki w kropeczki" to nie moja bajka
bylem na weselach, gdzie bylo w polowie dobra muza, taka jak wybrali mlodzi, ale druga polowa, gdzie lecialo disio to naprawde nie moj klimat i nie chcialbym tak spedzic tego wieczora
zamiast tego mialem fajny masaz dla par przed slubem, fajny slub, ciekawe trzaskanie fotek a pozniej rewelacyjna kolacja i wieczor zostal dla nas
czego chciec wiecej?
no i ja nie jestem z garniturowcow:) stanowczo lepiej sie czulem tam niz bym sie czul w garniaku w kosciele/urzedzie
nie zrozum mnie zle, ja nie mowie ze to najlepszy sposob na slub, najlepszy dla mnie, niech inni wybieraja sami
edit:
jakby ktos sie wybieral kiedys zrobic sobie taki slub na ta sama wyspe to moge polecic fotograla:)
http://www.sandiren.com/photography/wedding/
na jednym zdjeciu nawet jestesmy:)
Wieczorów, które zostają dla NAS to ja mam na pęczki.
Wystarczą mi te, które spędzaliśmy we dwójkę w różnych miejscach świata.
Taki wyjazd we 2 osoby to można zorganizować w każdej chwili.
Natomiast imprezę jak wesele już nie.
I nie, nie słuchałem jazzującej kapeli i nie zamierzam, bo ja w zasadzie w ogóle nie słucham muzyki, ewentualnie jakiejś elektronicznej.
Ty też nie zrozum mnie źle, każdy robi sobie takie wesele na jakie ma ochotę, jego sprawa, nic mi do tego.
Niektórzy np robią wesela bez alkoholu, czego ja osobiście w ogóle nie potrafię zrozumieć.
Natomiast nie dziw się, że Twoja rodzina miała do Ciebie pretensje o Wasze wesele, bo ja na ich miejscu też bym miał.
ale czy ja sie gdzies dziwie ze mieli pretensje? pretensje juz mieli na etapie planowania wesela w Polsce, tak ze nas zniechecili do tego planu, wiec ogolnie z tym sie liczylem
ja sie ciesze, ze jestes zadowolony ze swojego wesela, znam niestety tylko kilka par, ktore byly zadowolone ze swojego, wiekszosc byla:
zmeczona
rozczarowana
wkurzona
miala dosc:)
tez nie rozumiem wesela bez alkoholu, sam nie pije prawie nigdy, ale jak juz cos to wiadomo, ze goscie lubia i i zabawa po alkoholu rozkreca sie szybciej:)
jak juz ide na wesele to staram sie nie byc kierowca, po dobrej wodce jest mi na nim o wiele lepiej:)
taaaaa złe wyciskanie pasty potrafi strasznie wkurzac
Nie aż tak bardzo jak łyżeczkowanie masła....
el.kocyk -->
wiesz czemu tak jest? Bo wiekszosci mlodych malzenstw wesele finansuja/organizuja rodzice. I wtedy wlasnie jest tak:
dwadziescia skrzynek kiepskiej wodki, sztachety, andrzeje z wasem, remiza, tragiczny weselny band i stare baby, ktore chca sobie pomacac - pierwsze skojarzenia =]
Ale mozna inaczej, sprawdzone na wlasnym przykladzie.
Pelna organizacja to zona i ja. Rodzice czasem cos zapytali, ale wxzystko robilismy my.
Wesele i slub na mazurach, choc rodziny to Warszawa - tak sobie wymyslilismy i koniec.
Restauracja - podniesione sciany na ogrod, czyli de facto sam dach, zrobilo sie garden party. Wielka chata grillowa z pelnym grillem, plazowy drink bar z barmanem lezaczki na pomostach i trawce do wypoczecia i co najwzniejsze - DJ a nie zadna wiejska kapela. Kazdy jeden utwor wybrany przez nas i to nie w odpustowej wersji wiejskiego zespoliku na dicho przerobiony tylko w oryginale.
Kazdy mial swoje miesjce normalnie przy stole, ale bylo tam praktycznie kompletnie pusto - nawet babcie nie siedzialy przy stole tylko sie bawily i gdzies tam sobie lazily po terenie.
Slub tez mial byc w tym samym miejscu taki w stylu amerykanskim na pomoscie, ale to sie nie udalo zalatwic - beton koscielny (zona wierzaca) jest nie do przebicie i biskup Elcki powiedzial nie bo nie - wypierdalac.
Aaa i sklad gosci - 30 rodziny, 30 bliskich najomyxh i 40 z klubu motocyklowego z oprawa motocyklowa ;) Czyli zadnych dalekich wujkow i cioc. Zabranie ich 200km od miejsca zamieszkania pieknie ich przefiltrowalo...
mikmac - i to brzmi niezle, mozna jak widac zrobic niezle wesele:)
mysmy wszystko sami finansowali, jakbysmy robili w Polsce to tak samo by bylo
tesciowa niby chciala suknie kupic, ale jak przyszlo co do czego to nie bylo o czym rozmawiac:)
no ale juz masz odpowiedz, nie boj nic bedzie dobrze
co prawda statystyka mowi, ze prawdopodobnie wcale nie skonczy sie dobrze, ale jest szansa, ze jakis czas bedzie lepiej niz teraz:)
elkocyk-> wiem już coś i tam i gdzieś, ale dalej ciekawi mnie co to jest łyżeczkowanie masła :D
moze chodzi o to, ze jak lezy sobie kostka masla w maselniczce to ta 2 osoba biorac maslo do posmarowania kromki robi wielka dziure w srodku kostki czym wkurza Fetta?:)
Podejdę do tego nieco cynicznie, ale mam prawo z racji doświadczenia. Subiektywnego, ale przecież tylko takie się tu liczy, nieprawdaż?
wady:
- kiedy masz na kogoś papier stajesz się zbyt pewny siebie (dotyczy to w większości kobiet, choć nie tylko)
- forma zawierania małżeństwa przesłania często jego cele (również najczęściej u kobiet), kosztuje mnóstwo pieniędzy i zachodu
- nie jest potrzebne by kochać, rodzinny i społeczny nacisk w ostatnich czasach maleje, przynajmniej w większych miastach
- nie jest też potrzebne by w świetle prawa współdzielić majątek (przynajmniej w UK)
zalety:
- nie znam
Mazio -->
Podchodzisz do przedmiotu pragmatycznie, a przecież obecnie małżeństwa zawiera się jedynie z powodów emocjonalnych.
"forma zawierania małżeństwa przesłania często jego cele" - czyli co? Jakie są cele małżeństwa?
Poza tym, to że świstek nie jest potrzebny by kochać i nie ma nacisku społecznego to nie są wady małżeństwa. Raczej argumenty za tym, by go nie zawierać.
To, że Tobie, podobnie jak wielu innym, się nie powiodło nie znaczy, że sama instytucja traci wszelki sens.
Nie wiem
Ale w teorii chyba takie by być ze sobą do śmierci. Niestety rzadko to się udaje.
Będąc po dwóch rozwodach jestem w szczęśliwym związku bez małżeństwa od siedmiu lat. Trudno mi być więc apologetą jego idei. Dużo ważniejsze od samego "sakramentu" jest właściwe dobranie się partnerów.
edit: podkreśliłem żebyś zwrócił uwagę koobonie
"Dużo ważniejsze od samego "sakramentu" jest właściwe dobranie się partnerów."
Zgadzam się w stu procentach, co oznacza, że Twoje dwa rozwody nie były spowodowane "świstkiem", ale złym doborem.
"podkreśliłem żebyś zwrócił uwagę"
Ale na co? Nie chciałem sugerować, ze jesteś samotnym, zgorzkniałym cynikiem. Sam napisałeś, że przeżyłeś dwa rozwody, więc, siłą rzeczy, Ci się nie udało (w tamtych związkach).
Co oczywiście nie oznacza, że nie możesz być szczęśliwy w kolejnym.
Pewnie tak, ale doświadczenie uczy, że nie jest on do niczego potrzebny. Lepiej być z sobą z dobrej woli niż dlatego, że ma się na siebie papiery. Oczywiście jeśli się je ma i ludzie się kochają to też nie wadzi. Napisałem przecież - będzie cynicznie i subiektywnie.
najważniejsze jest to, że większość wypowiadających się ludzi nie ma w ogóle tej mierze doświadczenia lub niewielkie stażem - patrzą więc przez pryzmat myślenia życzeniowego. Ja jako "kłamliwy starzec" (lat 42) coś tam już przeżyłem. Ale życzę każdemu jak najlepiej!
edit - edytowałeś swój post więc i ja muszę, a to zatraca sens. Pokaż mi takich, którym wszystko w życiu wyszło poza przysłowiowym owłosieniem.
Nie ma takich, prawda. Powtarzam, że nie chciałem, by mój post zabrzmiał jak zarzut. Jeśli tak go odczytałeś, przepraszam.
No problem.
Dodam coś jeszcze:
Do początkowej "chemii" miłości z czasem dochodzi poznanie się nawzajem, oraz poznanie życia jakie druga strona na co dzień może oferować. Ze wszystkimi płynącymi z tego plusami i minusami. Znasz czyjeś zalety i wady, mocne i słabe strony, przyzwyczajenia, drobne natręctwa, temperament i reakcje na zdarzenia. Sumując te wszystkie aspekty możesz ocenić czy będziesz, czy będziesz umiał w codziennym kieracie normalności cieszyć się z obecności tego człowieka u twego boku. Nawet wtedy ludzie potrzebują nieco prywatności by odsapnąć, ale im lepiej znasz drugą osobę tym łatwiej możesz ocenić czy wytrzymasz z tym kimś do końca życia czując ciągle tę "chemię", która was połączyła.
Zdaję sobie sprawę, że ludzie wierzący potrzebują małżeństwa z innych aspektów - nie rozwijam tego, bo sam nie wierzę.
Mikmac --> I tak chyba powinno być w przypadku wesela. To znaczy małżonkowie organizują, małżonkowie decydują.
Zależy jeszcze, jakie są rodziny ale jeśli starsze pokolenie woli klimaty wiejskiej zabawy a młode jazz czy Gwiezdne Wojny to o zgrzyt nietrudno.
W moim przypadku za wcześnie, by mówić o doświadczeniach małżeństwa. Całkiem możliwe, że się to zmieni w ciągu roku - dwóch.
BTW Z cyklu słabe wesela przypomina mi się jedno, na którym grała kapela 'Johny Bravo' Wokalistka ww zespołu wyglądała całkiem jak żeńska wersja Johnyego. Zwłaszcza klata i fryzura.
Maziomir - poznanie sie nawzajem jest wazne, nam zajelo 11 lat (co do dnia:) od momentu poznania sie do wziecia slubu:)
a pobralismy sie tylko i wylacznie dlatego, bo mielismy ochote, nie dla rodziny, nie dla wesela, nie dla prezentow, nie dla babc, ktore juz pomalu sie przyzwyczaily i chyba stracily nadzieje
No i świetnie. Kto wie, może i my kiedyś to zrobimy. Z tych samych zresztą powodów. Chciałbym jedynie mocno rozgraniczyć - znanie się od wspólnego i samodzielnego mieszkania.
szybko po poznaniu zaczelismy ze soba byc, mieszkalismy ze soba polowe tego czasu
wczesniej w sumie wiekszosc weekendow mieszkalismy razem, tak wiec moge powiedziec, ze po 11 latach wiedzielismy o sobie wystarczajaco
Mazio->
1. Aż tyle zmienia wspólne mieszkanie?
2. Może to zbyt osobiste pytanie, proszę, nie musisz na nie odpowiadać, ale... dlaczego nie wyszło wcześniej, że przyszedł rozwód?
Pozdrawiam
Misiak
Misiak - ja odpowiem na 1 z mojego i znajomej punktu widzenia
wspolne mieszkanie jest wazne o tyle, ze gdy sie czlowiek widuje tylko np na weekend to to jest calkiem inne zycie, nie widzi sie wtedy mnostwa denerwujacych rzeczy, spedza sie ze soba intensywnie czas i nie zajmuje raczej codziennoscia
no i dochodza takie historie o ktorych mozna gdzies uslyszec czy poczytac - znajoma po zamieszkaniu z facetem zaczela sie wkurzac jaki to z niego balaganiarz, wszedzie ciuchy, do tego wyciaga rzeczy z lodowki i nie chowa i takie tam pierdoly, rzeczy ktorych sie nie widzi gdy sie nie mieszka razem
do tego dochodza takie prozaiczne rzeczy jak rachunki, zakupy codzienne itp
znam ludzi, ktorym nie wyszlo bo nie umieli sie dogadac w sprawach finansowych, inna para ciagle ma spiecia o to, ze on wszystko wydaje a ona by chciala cos zaoszczedzic
u niektorych to przychodzi naturalnie, innym sprawia problemy
no i do tego dochodzi ostatnia rzecz jaka mi przychodzi na mysl, czyli jest sie ze soba ciagle a nie tylko na pare wybranych, milo spedzonych godzin
Misiaq
1. Wiele zmienia, albowiem dopiero gdy z kimś mieszkasz i jesteś bez przerwy dochodzi do wszelkich możliwych sytuacji w obecności tej osoby. Wychodzą więc na jaw wszelkie ukryte cechy charakteru, postępowanie w różnych sytuacjach, zachowania i reakcje. Dopiero wtedy człowiek poznaje drugą osobą dogłębnie - nie sposób bowiem grać kogoś kim się nie jest na dłuższą metę. Często też zaczynają ludzi drażnić różne przyzwyczajenia - że chlapiesz w łazience, lub zmywasz inaczej naczynia czy pozwalasz się zeschnąć chlebowi bo nie był porządnie zawinięty. To oczywiście przykłady, ale na bazie takich drobiazgów rodzą się często kłótnie. Nie zawsze bowiem każdy ma świetny nastrój. Im mniej takich różnic tym lepiej, no i umiejętność akceptacji różności, odmiennego charakteru i tolerancja wynikająca z miłości - to wszystko sprawia, że związki się trzymają. Niemniej większość tych rzeczy, a przynajmniej te najskrzętniej ukrywane wychodzą dopiero gdy z kimś mieszkasz. Nie sposób opisać wszystkich możliwości bo trzeba by było opisać czym jest życie. Myślę, że odrobina wyobraźni tu może pomóc. Jeśli więc chcecie się żenić niech będzie to krok przemyślany, a osoba, której chcecie poświęcić swoje życie znana jaka najlepiej. Inaczej będzie jak u mnie
2. zbyt osobiste sprawy - tak zupełnie ogólnie - pierwsza zaszła w ciążę z kimś innym gdy byłem pół roku za granicą, a z drugą zupełnie do siebie nie pasowaliśmy i jedynym wyjściem wydał mi się koniec związku. Teraz gdy minęło 7 lat od tego czasu jeszcze mocniej czuję, że to było jedyne wyjście.
Maziomir - pozwol, ze zapytam, choc oczywiscie nie musisz odpowiadac
jesliby nie bylo by punktu 2 to czy sam punkt 1 by ci nie wystarczyl?
Misiak - dla mnie punkt 1 by wystarczyl w zupelnosci, nie mogl bym zyc z taka osoba dluzej
kocyk-> no tak, ale czasami jak ktoś wytrzymuje z kimś w pkt 1 to zawsze może być pkt 2, prawda?