Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 16 czerwca 2011, 12:23

autor: Adrian Werner

Duke Nukem Forever - recenzja gry - Strona 3

Duke Nukem powrócił. Czy warto było czekać piętnaście lat na ten dzień?

Wszystkie te narzekania mogą stwarzać wrażenie, że Duke Nukem Forever jest kompletnie niegrywalnym śmieciem, który nie ma do zaoferowania nic wartego uwagi. W rzeczywistości aż tak źle nie jest. Tym, co ratuje tę produkcję, jest sam Duke i typowa dla gier z jego udziałem atmosfera. Nasz twardziel co chwilę rzuca zabawnymi tekstami i rozsiewa wokół kilogramy testosteronu. Oczywiście można się spinać, twierdząc, że to humor niedojrzały oraz prymitywny. Są to zarzuty jak najbardziej słuszne, ale w tej grze to działa. Potrafiła ona przełączyć coś w moim mózgu i cofnąć mnie do czasów, gdy jako czternastolatek emocjonowałem się każdym wybrykiem Księcia. Dość powiedzieć, że gdy wpadłem w zminiaturyzowanej postaci do pomieszczania, gdzie przebywały wspomniane już bliźniaczki, pierwszym, co przyszło mi do głowy, było wykorzystanie moich niewielkich rozmiarów do zajrzenia dziewczynom pod spódniczki. Duke Nukem Forever nie wstydzi się swoich korzeni i nie udaje czegoś, czym nie jest. Pozostawienie bohatera tą samą uroczą szowinistyczną świnią, którą wszyscy kochamy, było ze wszech miar słuszną decyzją. Szkoda tylko, że jedną z niewielu, jakie podjęto podczas cyklu produkcyjnego. Oczywiście, prawdziwym problemem jest to, że nawet ten pozytywny element docenią jedynie starsi fani, pamiętający dobrze poprzednie przygody tej postaci. U większości młodszych graczy i ludzi, którzy nie zaliczają się do miłośników marki, to, co oferuje DNF, wywoła co najwyżej zażenowanie.

W trybie multiplayer dostajemy własny apartament,który zapełniamy zdobytymi w sieciowych pojedynkach trofeami.

Najbardziej przyzwoitym elementem gry jest multiplayer, jednak nawet on nikogo nie zachwyci. Autorzy zaoferowali dziesięć map i cztery tryby rozgrywki, będące wariacjami na temat ich standardowych odpowiedników w innych grach. Przykładowo Capture the Babe to nic innego jak doskonale znany Capture the Flag, tyle że podkradamy sobie kobiety, a nie flagi. Starcia z innymi graczami (maksymalnie ośmioma na mapie) są szybkie i chaotyczne. Osiągnięcie sukcesu wymaga nie tylko posiadania błyskawicznego refleksu, ale również nauczenia się na pamięć rozkładu każdego z poziomów. Natomiast świetnym pomysłem jest wirtualny apartament, który zapełnia się nowymi przedmiotami i trofeami, będącymi nagrodami za wyniki w sieciowych starciach. Ogólnie multiplayer może się podobać. Jest bardzo staroświecki, ale ma kilka fajnych patentów (w tym plecaki odrzutowe) i sympatycznie zaprojektowane mapy. Jednocześnie jednak nie ma tu niczego, czego byśmy nie widzieli w dziesiątkach innych gier, a kod sieciowy nie jest najwyższej jakości, co skutkuje lagami.

Gdy po raz pierwszy grałem w Duke Nukem 3D niewiele dzieliło mnie od moich piętnastych urodzin. Kończąc kampanię w kontynuacji, zdałem sobie sprawę, że czekałem na nią prawie równą połowę mojego całego życia. Czy było warto? Zdecydowanie nie. Gra nie tylko nie spełniła wszystkich nadziei (co, bądźmy szczerzy, było tak naprawdę niemożliwe), ale nawet oceniając ją w oderwaniu od legendy, nie da się ukryć, że jakość tej produkcji pozostawia sporo do życzenia. Fatalna grafika, ograne mechanizmy zabawy i ogólne niedopracowanie sprawiają, że całość przywodzi na myśl średnią budżetówkę. Problem tkwi w tym, że wydawca życzy sobie za nią pełną cenę, a ten tytuł takich pieniędzy po prostu nie jest wart. Tegoroczny Bulletstorm udowodnił, że da się stworzyć FPS-a odwołującego się do schematów sprzed kilkunastu lat, a jednocześnie posiadającego grywalność uaktualnioną do współczesnych standardów. Niestety tego o Duke Nukem Forever powiedzieć się nie można. Łabędzi śpiew 3D Realms powstał bez żadnego sensownego pomysłu czy spójnej wizji. Zaoferowano nam niedopracowany zlepek scenek i rozwiązań, które łącznie nie tworzą, niestety, niczego godnego uwagi. Najwięksi fani serii znajdą tu sporo ukochanej atmosfery, ale nawet oni powinny zaczekać, aż gra trafi do jakiejś taniej serii. Powrotu Duke’a wyglądaliśmy długo, ale jego comeback zakończył się porażką. Na tyle dotkliwą, że nie wiem, czy marka kiedykolwiek zdoła się po niej podnieść. Jeśli dawny mistrz jest w tak słabej formie, to może najwyższy czas, by pomyślał o emeryturze.

Adrian Werner

PLUSY:

  • humor;
  • postać Duke’a;
  • przyzwoity multiplayer.

MINUSY:

  • brzydka grafika;
  • fatalna sztuczna inteligencja;
  • ogólne niedopracowanie;
  • noszenie tylko dwóch sztuk broni naraz;
  • brak quicksave’a;
  • przez większość gry wieje nudą.

Adrian Werner

Adrian Werner

Prawdziwy weteran newsroomu GRYOnline.pl, piszący nieprzerwanie od 2009 roku i wciąż niemający dosyć. Złapał bakcyla gier dzięki zabawie na ZX Spectrum kolegi. Potem przesiadł się na własne Commodore 64, a po krótkiej przygodzie z 16-bitowymi konsolami powierzył na zawsze swoje serce grom pecetowym. Wielbiciel niszowych produkcji, w tym zwłaszcza przygodówek, RPG-ów oraz gier z gatunku immersive sim, jak również pasjonat modów. Poza grami pożeracz fabuł w każdej postaci – książek, seriali, filmów i komiksów.

więcej