Dreamkiller - recenzja gry - Strona 2
Fantastyczny scenariusz, zapierająca dech w piersiach oprawa wizualna, masa znakomitej zabawy i rozwiązania na nowo definiujące gatunek FPS! Niestety, nie w tej grze.
Ogromne spustoszenie, jakie czyni granatnik oraz fakt, że w grze amunicja nie jest w żaden sposób limitowana, sprawiają, że pozostałe narzędzia do eksterminacji przeciwników, choć niekiedy pomysłowe, bardzo szybko idą w odstawkę. A oczywiście trudno traktować to jako zaletę. Moim zdaniem autorzy popełnili wielki błąd, kompletnie zaniedbując kwestię balansu broni i nie wymuszając na graczu konieczności częstej jej zmiany. Wystarczyłoby wprowadzić amunicję i to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Teraz wystarczy znaleźć minigun, by przegiętym granatnikiem rządzić i dzielić na placu boju.
Najkorzystniej w Dreamkillerze prezentują się lokacje, bynajmniej nie z powodu oszałamiającej architektury, ale dlatego, że są po prostu różnorodne. Wyraźny podział na odrębne, niepowiązane ze sobą etapy a także fakt, że każdy ze snów jest tak naprawdę zupełnie innym koszmarem, dały autorom olbrzymie pole manewru. Zwiedzamy mroczny las, nowoczesny biurowiec, olbrzymie hale, oblepione pajęczynami jaskinie, podziemny parking, zoo, średniowieczny zamek, magazyny oraz kilka innych interesujących miejsc. Trzeba uczciwie przyznać, że projektanci poziomów wysili się, choć – tak jak wspomniałem wcześniej – nie oznacza to, że są one wykonane wybitnie. Co to, to nie.
I to w zasadzie wszystko. Dreamkiller posiada, co prawda, dodatkowe warianty rozgrywki, ale nie wydaje mi się, żeby komukolwiek chciało się ponownie zmierzyć z kampanią, która nie ma nic do zaoferowania poza nieustanną rzezią, na dodatek niezbyt rajcującą. Nie zachwyca także multiplayer, oferujący osiem map i cztery formy rywalizacji, zarówno solo, jak i w grupach. Idę o zakład, że za dwa tygodnie, gdy gra przestanie być reklamowana na głównej stronie Steama, rywali na serwerach trzeba będzie ze świecą szukać. Dla ciułaczy achievementów przygotowano spory zestaw osiągnięć, co prawda tylko steamowych, ale jeśli ktoś lubi kolekcjonować punkty, to niech sobie zapamięta ten tytuł. Może to właśnie dzięki nim wyrobi sobie lepszą opinię o tej grze niż ja, bo ja twierdzę, że...
... Dreamkiller to gra niewyobrażalnie wręcz słaba. Mógłbym na siłę doszukiwać się pozytywów, zwiększać wartość produktu za sprawą jego niskiej ceny, ale po co? Koń jaki jest, każdy widzi. Dzieło czeskiego studia jest przykładem na to, że nawet budżetowy, oldschoolowy shooter trzeba umieć zrobić z głową, by nie odrzucał na kilometr po dziesięciu minutach zabawy. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio raz zmuszałem się, żeby pograć z jakąkolwiek strzelaninę. Po dwóch króciutkich i nieudanych podejściach, dopiero za trzecim razem uruchomiłem to badziewie na dłużej i to tylko po to, żeby móc cokolwiek o nim napisać. Toż polski Painkiller, który – nie oszukujmy się – żadnym arcydziełem przecież nie był, dawał kilkunastokrotnie większą frajdę z zabijania niezliczonej rzeszy potworów. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek to napiszę, ale wolałbym wyrzucić komputer przez okno niż odpalić jeszcze raz to barachło. Gdyby ta gra miała jeszcze nowoczesny silnik, zrywała beret świetną grafiką, ale gdzie tam – Dreamkiller wygląda jak skamielina z poprzedniej epoki. Ewidentna strata czasu i pieniędzy. Omijać bardzo szerokim łukiem.
Krystian „U.V. Impaler” Smoszna
PLUSY:
- super strzelanina, jeśli jest to Twoja pierwsza gra w życiu;
- można szybko odinstalować.
MINUSY:
- uciążliwe walki;
- cała masa słabej broni i jeden na potęgę przegięty granatnik;
- scenariusz;
- nuda, nuda, nuda;
- słaba oprawa audiowizualna.