autor: Krzysztof Gonciarz
Fight Night Round 3 - recenzja gry
Podczas gdy oczy wszystkich zwrócone są na Fight Night Round 3 na X-Boxa 360, po cichu przydreptała do nas wersja na Playstation 2. Poprzednia część tej gry zaskoczyła nas - tym razem wiemy już, czego można się spodziewać.
Nastał wszem i wobec czas międzygeneracyjnego miszmaszu. Między innymi charakteryzuje się on wyraźnie zaznaczoną na rynku obecnością jedynych w swoim rodzaju releasów cross-pokoleniowych. Spełniają one rolę dwojaką: z jednej strony ich zadaniem jest ukazać całemu światu ogrom mocy platform najnowszych, z drugiej – przypomnieć posiadaczom starszych maszyn, gdzie ich miejsce. Fight Night Round 3, na widok którego ślini się chyba każdy, jest książkowym przykładem gry, która pasożytując na naszym nieodpartym parciu na nowinki techniczne zasiać ma powszechne pożądanie wobec XBoxa 360. Tylko ekstremalny przypadek reklamożernego naiwniaka spodziewałby się po wersji na PS2 rewelacyj graficznych choć zbliżonych do ‘threesixty’ – okazuje się jednak, że kurek przykręcony został nie tylko od strony czysto technicznej. Przed posiadaczami current-genów trudna walka. Wewnętrzna, gdyż FNR3 rodzi zgoła ambiwalentne odczucia.
Zeszłoroczna edycja wirtualnego boksu sygnowanego logosem EA Sports okazała się być dość niedocenionym strzałem w dziewiątkę. Niedocenionym głównie ze względu na tematykę. Nikt się bowiem nie spodziewał, że gra bokserska może być naprawdę aż tak dobra. Bycie „ponad” przestało mieć sens w momencie, gdy produkcja ta ukazała się i zaczęła zbierać obfite żniwo wysokich not w branżowej prasie. W tym roku nikt już nie miał wątpliwości, że kolejnej części tej hybrydy sportu i beat’em’upa należy wypatrywać z lunetą w ręku. Ogłuszające trailery, zapoczątkowane głośną prezentacją (o ironio) możliwości Playstation 3 w Los Angeles, skutecznie nakręcały zainteresowanie „next-gen experience”, którego świadkami mieliśmy być. Wersja na szare, skromne PS2-ki i Xboxy cały ten czas pozostawała niejako w cieniu, bazując na medialnym szumie wzbudzanym wokół jej dopakowanego na teraflopowej siłowni brata-bliźniaka. Gdy wreszcie przychodzi moment, w którym to właśnie ją należy ocenić, człowiek tęsknie odwraca głowę w stronę wywiadów z zapowiadającymi rewolucję developerami. Ej, miało nie być żadnego GUI, mieliśmy oceniać stan zdrowia bokserów po ich wyglądzie? Jakieś zmiany, anyone? Figa z makiem, to przecież po prostu FNR2 z nieco bardziej zbalansowanym gameplay’em i retuszowanymi menusami. Szybki rzut oka na płytkę z grą. EA, hm... A! EA. No tak. EA.