Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 11 stycznia 2022, 17:41

Recenzja gry Kroniki Myrtany - pełnoprawny Gothic od fanów dla fanów - Strona 2

Kroniki Myrtany oficjalnie dołączają do pierwszego i drugiego Gothica jako te gry, do których wracam najczęściej. Tak, są aż tak dobre, że nawet będąc darmową modyfikacją, zasługują na recenzję.

Dźwięki i głosy

Jest to jednak na tyle subiektywne odczucie, że nie chcę, aby nadało ono tej recenzji przesadnie negatywny wydźwięk. Jako całość Kroniki Myrtany bardzo mi się bowiem podobają – grając w nie, miałem wręcz wrażenie, że twórcy wytrzasnęli skądś niewydaną w naszej linii czasowej odsłonę serii Gothic. Jej klimat w dużej mierze tworzyła znakomita ścieżka dźwiękowa i nie inaczej jest w przypadku omawianej modyfikacji. Z głośników płynie mieszanka utworów znanych z drugiej i trzeciej odsłony cyklu „Piranii”, ale pojawiają się też nowe kawałki, skomponowane specjalnie na potrzeby Kronik Myrtany. Tym samym dostajemy zestaw brzmień nie tylko pasujących do oglądanych na ekranie widoków, ale również niesamowicie wpadających w ucho. Motyw przygrywający podczas eksplorowania Archolos spodobał mi się tak bardzo, że przyłapywałem się na nuceniu go nawet z dala od komputera.

Jeden z tych NPC, których zapamiętam najlepiej. Nawet pomimo tego, co wydarzyło się w epilogu.

W pamięć wryły mi się także postacie niezależne. Zarówno towarzysze ze statku, u boku których zaczynamy przygodę, jak i NPC spotykani później – tacy jak Kurt, Bodowin, Roderich czy Ulryk – nie pozwalają przejść obok siebie obojętnie. Po części dlatego, że są potrzebni do rozwinięcia fabuły, ale głównie ze względu na swoje charaktery – są jacyś, dzięki czemu wyróżniają się z tłumu i nie ma się problemu z zapamiętaniem, który z nich zleca poszczególne zadanie czy gdzie się znajduje.

Nie ukrywam, że duża w tym zasługa rodzimych głosów, którymi mówią. Polski dubbing wypadł świetnie – co prawda na początku trudno było mi przyzwyczaić się do sposobu, w jaki wypowiada się Marvin, jednak jeszcze zanim opuściłem Silbach, zupełnie przestało mi to przeszkadzać. W czasach, gdy duzi wydawcy – na ciebie patrzę, Capcomie – uprawiają bardzo dziwną politykę, jeśli chodzi o rodzime lokalizacje, pełna polska wersja językowa Kronik Myrtany budzi ogromny podziw. Nie jest idealna, bo trafiają się kwestie pozbawione dźwięku, ale to okazjonalne przypadki. Kunszt stojących za nią aktorów po prostu słychać – co więcej, w znacznej większości zostali oni trafnie dobrani do swoich postaci. Cieszy również fakt, że w nowej roli sprawdzili się nie tylko weterani serii pokroju Mirosława Zbrojewicza – znakomicie brzmi chociażby Artur Barciś i bardzo bym chciał usłyszeć go w kolejnych grach.

Zmiany małe i duże

To samo można powiedzieć o twórcach odpowiedzialnych za modyfikację. The Chronicles of Myrtana Team wykonał kawał świetnej roboty, tworząc wyspę Archolos i zapełniając ją zawartością. W świecie gry można znaleźć wiele książek (część z nich jest całkiem długa) czy rozwieszonych na tablicach ogłoszeń, których treść nie tylko wzbogaca tło fabularne, ale również jest zgodna z lore’em serii Gothic. Po prostu na każdym kroku widać, że Kroniki były opracowywane przez fanów dla fanów. Nie oznacza to jednak, iż zabrakło w nich zmian; prawdę mówiąc, można ich tu dostrzec całkiem sporo.

Nie dość, że pancerze da się kupować, to od razu widzimy, jak wyglądają.

Wspomniane książki stanowią nie tylko źródło dodatkowego doświadczenia – pozwalają również na przykład opanować podstawy niektórych umiejętności, dzięki czemu nie zawsze trzeba szukać nauczyciela. Jeśli chodzi o skille, to w dużej mierze dostaliśmy to, co już znamy, ale niektóre elementy zostały bardzo rozbudowane. Byłem zdumiony choćby tym, ile twórcy wycisnęli z systemu craftingu – przepisów i receptur, pozwalających gotować, wytwarzać strzały oraz bełty czy ważyć mikstury, jest tu cała masa. Co więcej, przeglądając ofertę handlarzy, widzimy, które z nich już znamy. Pojawiła się także możliwość przepisywania zwojów, czyli coś, czego zawsze mi w Gothicu brakowało.

A to nie wszystko, bo wprowadzone w Nocy Kruka pasy zapewniają w Kronikach premie zależne od tego, w jakim stopniu rozwinęliśmy powiązany z nimi atrybut, dzięki czemu stają się jeszcze bardziej przydatne i drogocenne. Nawet tak pozornie prosta rzecz jak mapa doczekała się usprawnienia; możemy bowiem nabyć ją w dwóch wersjach: tradycyjnej oraz z zaznaczonymi najważniejszymi punktami. Mam wrażenie, że te ostatnie mogą się okazać wodą na młyn dla fanatyków Gothica, traktujących swoją ukochaną grę niczym świętość, ale mnie – dopóki egzemplarz mapy, z którego miałem korzystać, nie był narzucany – rozwiązanie to zupełnie nie przeszkadzało.

Nawet najwięksi tradycjonaliści nie powinni jednak narzekać na wprowadzenie wydarzeń losowych. Skutecznie urozmaicają one zabawę i prawdopodobnie sprawią, że kolejne przejścia Kronik Myrtany nie będą do siebie bliźniaczo podobne. Na plus zaliczam również tych kilka zadań, które zostały obarczone swego rodzaju limitem czasowym – a przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie, gdy na przykład odnalazłem martwe zwierzę, które zaginęło kilka dni wcześniej. Gra wysłała dość jasny komunikat, że mogłem zająć się tą sprawą nieco szybciej i uchronić biedne stworzenie przed bolesną śmiercią.

Garść błędów

Archolos – kolejne miasto, do którego trzeba się jakoś dostać. Warto jednak je poznać, bo przyćmiewa Khorinis.

Długo mógłbym tak rozpływać się nad Kronikami Myrtany, ale czy to oznacza, iż są one pozbawione błędów? Zdecydowanie nie. Z pewnością znacie jednak to powiedzenie, że gra jest tym lepsza, im więcej jesteśmy w stanie jej wybaczyć. Właśnie tak mam z ową modyfikacją. Wiem, że część osób miała problem z jej uruchomieniem. Sam w ciągu tych ponad osiemdziesięciu godzin zabawy obejrzałem pulpit tyle razy, że w końcu przestałem je liczyć. O drobnych błędach czy glitchach nawet nie ma sensu wspominać, bo są one nieodłącznym dziedzictwem produkcji „Piranii”, na których bazują Kroniki.

Co jednak najważniejsze, nie natrafiłem na choćby jedną przeszkodę, która uniemożliwiłaby mi ukończenie jakiegoś zadania czy dotarcie do finału. Teoretycznie powinien to być standard, lecz w czasach, gdy nawet tytuły AAA wychodzą podziurawione niczym szwajcarski ser, nie mam zamiaru czepiać się z tego powodu darmowej modyfikacji. Zwłaszcza że jej twórcy regularnie wypuszczają kolejne łatki. Innymi słowy, błędy, owszem, są, ale nie na tyle poważne, żeby mogły popsuć ogólny odbiór Kronik.

Następny przystanek – Górnicza Dolina

Niezmiernie się cieszę, że The Chronicles of Myrtana Team podołał zadaniu, które sobie wyznaczył. Fani Gothica otrzymali coś, o czym z pewnością nawet nie śnili – prequel z prawdziwego zdarzenia co najmniej równy pierwszym dwóm odsłonom serii. Jeśli jeszcze nie daliście mu szansy, zróbcie to jak najszybciej. Gwarantuję, że nie będziecie żałować, nawet gdy zgubicie się na ulicach Archolos, które przyćmiewa złożonością dość proste Khorinis. Do tego ostatniego zamierzam jednak wkrótce powrócić, bo jako że spekulacje fanów na temat przyszłości Marvina się potwierdziły, a ostatnia scena Kronik rozbudziła moje wspomnienia, właśnie po raz któryś w swoim życiu zostałem cieniem w Starym Obozie... Cóż, za Gomeza!

O AUTORZE

Moja przygoda z serią Gothic trwa nieprzerwanie od prawie dwóch dekad. Zacząłem nietypowo, bo od „dwójki”, do której mam największy sentyment; dopiero później nadrobiłem „jedynkę”. Do obu tych gier wracam co kilka lat, ale rok w rok walczę ze sobą, żeby nie robić tego częściej. Po Kronikach Myrtany skusiłem się na kolejny powrót do Górniczej Doliny. Rodzima modyfikacja spodobała mi się tak bardzo, iż z pewnością już na stałe wpisze się w każdą taką nostalgiczną podróż w przeszłość.

Hubert Śledziewski | GRYOnline.pl

Hubert Śledziewski

Hubert Śledziewski

Zawodowo pisze od 2016 roku. Z GRYOnline.pl związał się pięć lat później – choć zna serwis, odkąd ma dostęp do Internetu – by połączyć zamiłowanie do słowa i gier. Zajmuje się głównie newsami i publicystyką. Z wykształcenia socjolog, z pasji gracz. Przygodę z gamingiem rozpoczął w wieku czterech lat – od Pegasusa. Obecnie preferuje PC i wymagające RPG-i, lecz nie stroni ani od konsol, ani od innych gatunków. Kiedy nie gra i nie pisze, najchętniej czyta, ogląda seriale (rzadziej filmy) i mecze Premier League, słucha ciężkiej muzyki, a także spaceruje z psem. Niemal bezkrytycznie kocha twórczość Stephena Kinga. Nie porzuca planów pójścia w jego ślady. Pierwsze „dokonania literackie” trzyma jednak zamknięte głęboko w szufladzie.

więcej