autor: Luc
Recenzja gry Warhammer: The End Times - Vermintide - Left 4 Dead ze szczurami
Na papierze połączenie Left 4 Dead oraz uniwersum Warhammera wygląda absolutnie rewelacyjnie. Czy przeniesienie uwielbianej przez miliony kooperacyjnej formuły do świata pełnego Skavenów to przepis na murowany sukces?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- satysfakcjonujący system walki;
- charakterystyczny klimat Warhammera;
- dobrze zbalansowane klasy;
- zachęcający do dalszego grania system progresji;
- ciekawie zaprojektowane lokacje;
- świetna muzyka i oprawa graficzna.
- zastraszająca ilość błędów;
- większości misji „nie opłaca się” powtarzać;
- beznadziejna sztuczna inteligencja przeciwników;
- chwilami zbyt monotonna.
Kiedy kilka lat temu Games Workshop zaczęło rozdawać licencję na wykorzystanie marki Warhammer w grach wideo na prawo i lewo, nie byłem szczególnie optymistycznie nastawiony do tej decyzji. Nie jestem wielkim fanem tego świata, a z fizyczną wersją miałem do czynienia zaledwie kilka razy, ale to, co stanowi symbol gier figurowych, w wersji elektronicznej wypada zazwyczaj co najwyżej średnio. Fakt, Warhammer: Dawn of War i jego kontynuacja okazały się świetne i bawiłem się przy nich wyśmienicie, ale reszta... Muszę jednak wyznać, że ostatnio miałem okazję spędzić odrobinę czasu zarówno z Mordheim: City of the Damned, jak i z Warhammerem 40,000: Regicide i okazało się, że pomimo powierzenia marki mało znanym studiom powstały naprawdę przyzwoite produkcje. Kiedy usłyszałem o szykowanym Warhammerze: The End Times – Vermintide wzorowanym na świetnym Left 4 Dead, miałem nadzieję, że i tym razem będę mógł powiedzieć to samo. Trzeciej części kooperacyjnej strzelanki z zombiakami w roli głównej raczej prędko się nie doczekamy, trzeba więc zadowolić się tym, co zaserwowało studio Fatshark. Tylko czy jego dzieło spełnia oczekiwania?
Odrobina chaosu nie zaszkodzi
Warhammer: The End Times – Vemintide już na wstępie nie pozostawia żadnych złudzeń – to gra nastawiona przede wszystkim na akcję i choć uniwersum, w którym jest osadzona, aż prosi się o odrobinę głębszą fabułę, ta... cóż, praktycznie nie istnieje. Trafiamy do miasta Ubersreik, które padło jakiś czas temu ofiarą inwazji Skavenów. Nasi szczuropodobni przyjaciele naturalnie nie mają zbyt szczytnych celów i odbicie z ich rąk niegdyś pięknej metropolii i okolic spada na barki sterowanych przez graczy bohaterów. Ich działania koordynuje niejaki karczmarz, który prowadzi też całą narrację. Jeśli mam być szczery, mogłoby jej równie dobrze nie być – i tak ogranicza się do jednego, dwóch zdań przed każdą misją, a ponadto w żaden sposób nie spaja kolejnych sekcji. Można by ją zamknąć w stwierdzeniu: „Trzeba po prostu zabić Skavenów!” i choć od tytułu tego typu nie oczekiwałem rozbudowanych dialogów ani zwrotów akcji, szkoda, że nie mamy okazji zagłębić się bardziej w ten ponury świat.
W grze spotykamy kilka rodzajów przeciwników, jednak praktycznie wszyscy stanowią bezpośredni odpowiednik swoich archetypów z Left 4 Dead. I tak oprócz szeregowych Skavenów, pełniących rolę zombiaków, występują tu także: zmutowane, gigantyczne szczury (Tank), packmasterzy (Smoker), asasyni (Hunter), szczury rzucające zatrutymi granatami (Spitter), uzbrojeni dowódcy patrolujący okolice (Witch) oraz szczury dysponujące tak zwanym ratling gunem o ogromnej mocy (można przyrównać je do Chargera).
Jedyne wyraźniejsze nawiązanie do tego, z czym kojarzone jest uniwersum Warhammera, stanowią klasy, jakie oddano do naszej dyspozycji. Tych mamy łącznie pięć, choć podczas wykonywania zadań drużyna liczy maksymalnie czterech członków. I tak kolejno mogą być to: łowca czarownic, żołnierz Imperium, krasnoludzki wojak, piromantka oraz elfia łowczyni. Każda z profesji reprezentowana jest przez jedną, stworzoną na potrzeby gry postać, obdarzoną oczywiście własną osobowością. Tym, co rzuciło mi się w oczy już po kilku wykonanych misjach, jest fakt, że każdą z nich zaprojektowano w ciekawy i zrównoważony sposób. Wszystkie posiadają wprawdzie jedynie dwa typy ataków – wręcz oraz dystansowy – jednak są one nie tylko mocno zróżnicowane, ale i bardzo przydatne. Krasnolud oczywiście o wiele lepiej radzi sobie wśród hordy wrogów niż adeptka magii ognia, ale nie oznacza to, że któraś z klas jest gorsza czy słabsza. Nawet jeśli w danym momencie ktoś może wydawać się całkowicie bezużyteczny, nadrabia to już przy kolejnym starciu. Wszyscy się wzajemnie uzupełniają i – co istotniejsze – wszystkimi gra się równie przyjemnie. Choć zazwyczaj w produkcjach tego typu szybko znajduję swojego faworyta, którym staram się sterować jak najczęściej, w tym przypadku nie miałem absolutnie żadnych oporów przed mieszaniem kontrolowanych bohaterów, naprawdę nieźle się przy tym bawiąc.