Recenzja gry Hatred - kontrowersyjny Postal znad Wisły jest niezły, choć nie bezbłędny
Hatred – brutalna izometryczna strzelanka rodem z Gliwic – w aurze kontrowersji debiutuje na rynku. Zobaczcie, czy pod grubą warstwą krwi kryje się gra, która pozostanie w pamięci nie tylko obrońców moralności, ale również graczy.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- Satysfakcjonujący, wymagający system walki z pewnymi nietuzinkowymi rozwiązaniami;
- Ładna grafika z efektowną destrukcją otoczenia;
- Sugestywny, ciężki klimat, budowany przez mroczny styl graficzny i udźwiękowienie;
- Większość lokacji ma otwartą strukturę i oferuje cele dodatkowe oraz pojazdy.
- Przydałoby się więcej poziomów, broni i przeciwników;
- Bardzo słaba optymalizacja;
- Głupawa sztuczna inteligencja;
- Okazjonalne problemy ze sterowaniem, nieczytelnym otoczeniem i gliczami;
- Warstwa fabularna mimo wszystko mogłaby być bogatsza.
To była pracowita noc – a właściwie pracowite sześć godzin. Zdemolowałem spory wycinek Stanów Zjednoczonych, wystrzeliłem bez mała szesnaście tysięcy pocisków, położyłem trupem prawie dwa tysiące ludzi: cywilów, policjantów i żołnierzy. Ale nie zrozumcie mnie źle – to nie była radosna rzeźnia. Wprawdzie twórcy Hatred, debiutujące w roli dewelopera studio Destructive Creations z Gliwic, dołożyli starań, by o ich pierwszym dziele było głośno z uwagi na bezkompromisową brutalność, ale jednocześnie zadbali o to, aby nikt nie odniósł wrażenia, że obcujemy tu w czymś w rodzaju izometrycznego Serious Sama – równie zabawnego i beztroskiego, tylko w innej otoczce. Choć czuję się zadowalająco napompowany adrenaliną po tych sześciu godzinach – czyli tak, jak powinien czuć się gracz po sesji z dobrą strzelanką – nie mam wątpliwości, że wziąłem udział w ludobójstwie, i doświadczam z tego powodu pewien dyskomfort. Nie zamierzam jednak rozwodzić się nad moralną stroną Hatred – głos w dyskusji nad tym, czy tworzenie produkcji o równie ciężkiej tematyce jest stosowne czy nie, mogę zabrać w innym miejscu. W niniejszej recenzji skupiłem się wyłącznie na grze jako takiej – i grze jako takiej wystawiłem widniejącą powyżej ocenę, niezależnie od zawartych w niej treści.
Grafika w Hatred jest powleczona grubym filtrem ziarnistości - w ruchu prezentuje się znacznie lepiej niż na screenach.
„Moje imię nie ma znaczenia…”
Osobom, które po raz pierwszy spotykają się z omawianą grą, należy się parę słów wyjaśnienia. Hatred to izometryczna strzelanka, której osnową uczyniono dokonywanie masowych morderstw. Otoczka fabularna jest tu skrajnie zmarginalizowana i stanowi jedynie pretekst do zabijania wszystkiego, co wejdzie nam pod celownik. Oto wcielamy się w tajemniczego psychopatę, który pała nienawiścią do całego świata i zamierza położyć mu kres – a przynajmniej tej jego części, którą zamieszkuje. Poznajemy go w momencie, gdy zbroi się we własnym domu, by zaraz wyjść na ulicę i zacząć pluć ołowiem we wszystkie strony. Od tej chwili bezustannie kierujemy jego krokami, pomagając mu w realizacji „misji”, którą sobie wyznaczył. I to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o fabułę – przez całą grę nie dowiadujemy się niczego o naszym antybohaterze, a już na pewno nie poznajemy powodów, które pchają go do ludobójstwa. I choć prywatnie nie obraziłbym się za pogłębienie warstwy narracyjnej, rozumiem, że twórcy nie chcieli odrywać uwagi gracza od tego, co w Hatred najważniejsze: czystej akcji.
Nie dajcie się zwieść napisowi na kamizelce - jegomość na pierwszym planie bynajmniej nie nachyla się nad rannym, by mu pomoc.
Zabijać masowo, ale z umiarem
Choć Hatred oferuje niski poziom trudności, widać wyraźnie, że twórcy kierują swój produkt do wprawnych graczy. I nawet nie chodzi o to, że stopień łatwy nie jest wcale taki prosty. Zanim ktoś się na niego zdecyduje, powinien zwrócić uwagę, że za ukończenie na nim gry przyznawane jest osiągnięcie „Piz...” – znaczy, brzydkie określenie jednej z kobiecych części ciała.
Musicie jednak wiedzieć, że debiutanckie dzieło studia Destructive Creations wcale nie oferuje takiej bezkompromisowej rozwałki, jak mogły sugerować materiały promocyjne. Kierowana przez nas postać nie ma odporności na kule na miarę czołgu, a przeciwnicy przez większość rozgrywki nacierają grupami, więc zalecana jest ostrożność. Grając na drugim z trzech poziomów trudności (trudnym – pozostałe dwa to łatwy i ekstremalny), już w drugiej z siedmiu misji poruszałem się powoli, zerkając co chwila na minimapę w poszukiwaniu wrogów, a na najmniejszą oznakę zagrożenia kucałem (dla zmniejszenia podatności na trafienia), gotów strzelać we wszystko, co wyłoni się zza krawędzi ekranu. Chętnie korzystałem też z wszelkich osłon, co niekiedy upodabniało trochę rozgrywkę do Gears of War.