Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 5 kwietnia 2023, 17:05

10 lat temu powstał najbardziej kontrowersyjny BioShock. Ta gra uderzyła w USA

Zawsze jest latarnia. Zawsze jest mężczyzna. Zawsze jest miasto. I zawsze jest ideologia, którą BioShock próbuje zdekonstruować. W przypadku Infinite chodziło o szczególnie czułą kwestię: amerykańskie poczucie wyjątkowości na tle świata.

Kiedy dziesięć lat temu zbliżała się premiera Infinite, wielu graczy na całym świecie miało w pełni uzasadnione wątpliwości, czy po zaledwie solidnym BioShocku 2 ekipie Irrational Games uda się doskoczyć do poprzeczki ustawionej przez fenomenalną część pierwszą, do dziś uznawaną za jedno ze szczytowych osiągnięć interaktywnej rozrywki. Nie wszystkim podobało się odejście od mrocznego Rapture na rzecz cukierkowej, dosłownie dryfującej w chmurach, Columbii czy pożegnanie z ikonicznymi Tatuśkami. Ale za oceanem toczono w tym samym czasie dyskusje wykraczające daleko poza kwestionowanie zasadności pewnych projektanckich decyzji. Kierującemu pracami nad BioShockiem Infinite Kenowi Levine’owi zarzucano bowiem antyamerykanizm.

To o tyle ciekawe, że w pierwszych minutach tej gry można odnieść wrażenie wręcz odwrotne: Columbia to przecież dowód amerykańskiej pomysłowości i przedsiębiorczości. Całe miasto wyniesione tysiące metrów ponad powierzchnię morza, czyste ulice, zadbane domy, jakby wyjęte z Disneylandu, wszechobecna atmosfera hucznej celebracji. Oczywiście sporo elementów przypomina religijny kult, a nadawanie postaciom historycznym statusu świętych jest w najlepszym wypadku tandetne. Poza tym Columbia zdaje się jednak funkcjonować bez zarzutu, a jej mieszkańcy mają się jak pączki w maśle.

A potem trafiamy na loterię, w której wygraną jest możliwość oddania rzutu rozpoczynającego lincz międzyrasowej pary, i cały czar pryska.

10 lat temu powstał najbardziej kontrowersyjny BioShock. Ta gra uderzyła w USA - ilustracja #1
Gra daje w tym momencie wybór: cisnąć piłką bejsbolową w prowadzącego loterię albo zostać permanentnie zbanowanym na Twitchu. fot. BioShock Infinite, 2K Games, 2013

Kraj wolnych, ojczyzna dzielnych

Nie zgadzam się z zarzutami o antyamerykanizm BioShocka Infinite, ale jestem w stanie pojąć rozumowanie osób je wysuwających. Podobnie jak w poprzednich częściach Levine i spółka przyglądają się konkretnej ideologii i snują domysły, jaki skutek miałaby w społeczeństwie, w którym doprowadzono by ją do ekstremum. O ile jednak stosunkowo mało kto na poważnie obrażał się za krytykę obiektywizmu czy kolektywizmu, występującą odpowiednio w części pierwszej i drugiej, tak BioShock Infinite trafił w czuły punkt: ośmielił się wziąć pod lupę mit o amerykańskiej wyjątkowości.

Nie jest to bynajmniej mit bezpodstawny. Stany Zjednoczone są pod paroma względami ewenementem na arenie międzynarodowej: to naród europejskich imigrantów osiedlonych po drugiej stronie Atlantyku, którzy wykuli w ogniu rewolucji najdłuższy nieprzerwany, mniej lub bardziej demokratyczny, eksperyment w historii. Rzecz w tym, że wielu Amerykanów widzi tę wyjątkowość jako prerogatywę do stawiania się w roli „globalnej policji” i moralnej latarni dla innych państw. Tymczasem historia tego kraju, jakkolwiek wyjątkowa, stoi na etycznie chwiejnych fundamentach – tak jak miasto zbudowane w chmurach.

10 lat temu powstał najbardziej kontrowersyjny BioShock. Ta gra uderzyła w USA - ilustracja #2

Przekonanie o amerykańskiej wyjątkowości jako pierwszy wyraził francuski arystokrata Alexis de Tocqueville w pierwszej połowie XIX wieku. We współczesnej definicji składają się na nią takie wartości, jak wolność, egalitaryzm, indywidualizm, republikanizm, demokracja i zamiłowanie do leseferyzmu w strefie ekonomicznej. Co ciekawe, termin ten rozpowszechnili w latach 20. amerykańscy komuniści (twierdzący, że dzieje Stanów Zjednoczonych ze względu na brak wyraźnego podziału klasowego wymykają się ramom sformułowanej przez Marksa teorii materializmu historycznego), a w kolejnych dekadach odnosili się do niego politycy wszelkich stronnictw: od Johna F. Kennedy’ego, przez Ronalda Reagana, aż po Baracka Obamę.

Producenci BioShocka Infinite wykorzystali powszechny w Stanach Zjednoczonych pogląd o unikatowych wartościach tego kraju, doprowadzając go do skrajności. Widać to już w samej koncepcji unoszącej się w powietrzu metropolii. W amerykańskiej polityce Stany często określa się mianem „lśniącego miasta na wzgórzu”. Columbia powstała jako ucieleśnienie tej idei: w założeniu miała latać po świecie i propagować wartości narodu, który ją zbudował. Ale w 1902 roku miasto bez zezwolenia Waszyngtonu interweniowało w trakcie powstania bokserów w Chinach, zrównując Pekin z ziemią w odwecie za wzięcie amerykańskich zakładników – i gdy zostało za to potępione przez federalny rząd, ogłosiło secesję i zniknęło w chmurach.

Budowniczy metropolii nie odwrócili się jednak od swojej ojczystej tożsamości. Wręcz przeciwnie: podkręcili ją do granic możliwości, czyniąc z niej coś znacznie wykraczającego poza zwyczajną narodową dumę czy patriotyzm. W Columbii Ameryka to religia. Gdy przybywamy do miasta, witają nas posągi trzech Ojców Założycieli ubranych w togi, przynoszących zwyczajnym ludziom atrybuty władzy. Do jednego z nich, George’a Washingtona, wznoszone są modlitwy: „Ty, który przekroczyłeś Delaware z płonącym mieczem i skrzydłami anielskimi”. Założyciel Columbii, Zachariasz Comstock, to spadkobierca niemalże boskiej mądrości twórców narodu amerykańskiego: oni są świętą trójcą, on – prorokiem, zaś jego poczęta w niejasnych okolicznościach córka to baranek-zbawiciel. Religijne nawiązania nie mogłyby być bardziej oczywiste.

10 lat temu powstał najbardziej kontrowersyjny BioShock. Ta gra uderzyła w USA - ilustracja #3
Miasto w pierwszym kwadransie gry określane jest mianem drugiej Arki Noego. Naprawdę wiele rzeczy w BioShocku Infinite ledwo, ledwo kwalifikuje się do kategorii symboliki. fot. BioShock Infinite, 2K Games, 2013

Rzecz w tym, że takie nabożne postrzeganie początków Stanów Zjednoczonych nie odbiega daleko od tego, jak dziś prezentowane są one w tamtejszej debacie publicznej. Podpisana w 1789 roku Konstytucja i wprowadzona tuż po niej Karta praw do dziś przedstawiane są jako dokumenty niemalże doskonałe, wymagające wyłącznie pojedynczych korekt. Gdy rozmawia się o zmianach obowiązujących poprawek (współcześnie przede wszystkim tej umożliwiającej dostęp do broni), regularnie podnoszonym argumentem jest to, czy nowe legislacje nie zaprzeczyłyby ideałom Ojców Założycieli. Ich samych traktuje się z kolei jako wzory cnót wszelakich i moralne drogowskazy. Gigantyczne twarze dwóch z nich – wspomnianego już Washingtona i Thomasa Jeffersona – wyryto nawet w górze Rushmore!

Z podręcznika plantatora

Obok Jeffersona i Washingtona na Rushmore znajduje się także podobizna Theodore’a Roosevelta – który w momencie secesji Columbii dopiero zaczynałby swoją pierwszą prezydenturę – oraz Abrahama Lincolna. Ale ten drugi w świecie BioShocka Infinite nie jest bynajmniej otoczony kultem jak jego poprzednicy. Wręcz przeciwnie: w jednym z voksofonów Zachariasz Comstock nazywa go Wielkim Apostatą, który przyniósł swojemu państwu wyłącznie śmierć i zniszczenie. W siedzibie Bractwa Kruka, będącego mało subtelnym nawiązaniem do rasistowskiej organizacji terrorystycznej Ku Klux Klan, Lincolna przedstawia się jako diabła, zaś jego zabójcy, Johnowi Wilkesowi Boothowi, stawia się pomniki i maluje portrety. Skąd w Columbii taka nienawiść do szesnastego prezydenta Stanów Zjednoczonych? Nagród za odpowiedź na to pytanie nie przewidziano.

10 lat temu powstał najbardziej kontrowersyjny BioShock. Ta gra uderzyła w USA - ilustracja #4
Posiadanie rogów przynajmniej tłumaczyłoby, dlaczego Lincoln tak często dawał się fotografować w cylindrze. fot. BioShock Infinite, 2K Games, 2013

Chodzi naturalnie o rolę, jaką Abraham Lincoln odegrał w uwolnieniu osób czarnoskórych z oków niewolnictwa. Początek XX wieku, w którym dzieje się BioShock Infinite, to segregacja rasowa w pełnym rozkwicie: prawa Jima Crowa, początki odrodzenia Ku Klux Klanu i lincze idące w tysiące. Columbia bynajmniej się z tej tradycji nie wyłamuje. Tutejszy odpowiednik KKK ma swoją siedzibę w centrum miasta, samosądy mieszanych rasowo par to festynowa atrakcja, a agitki o zrównaniu czarnych i białych mieszkańców wobec prawa są drukowane potajemnie, w prywatnych mieszkaniach. Sam Comstock porównuje Afroamerykanów do psów i para się frenologią – pseudonauką, która poprzez badanie właściwości czaszek miała nadać rasizmowi akademickie podstawy. W jego wypowiedziach przewijają się te same argumenty, którymi apologeci Konfederacji podważali słuszność abolicjonistycznej sprawy.

Od czego to »Wielki Wyzwoliciel« wyzwolił czarnego? Od jego chleba powszedniego. Od szlachetności uczciwej pracy. Od bogatych panów, którzy utrzymywali go od kołyski po grób. Od ubrania i schronienia. I cóż zrobił on z tą wolnością? Cóż, idźcie do Finkton i się przekonacie. Żadne zwierzę nie rodzi się wolnym, oprócz białego człowieka. I naszym ciężarem jest opiekować się resztą stworzeń.

Jeden z voksofonów Zachariasza Comstocka

10 lat temu powstał najbardziej kontrowersyjny BioShock. Ta gra uderzyła w USA - ilustracja #5
Możecie się zapewne domyślać, że w podniebnej metropolii nie wszystkie łazienki lśnią tą samą czystością. fot. BioShock Infinite, 2K Games, 2013

Ale uprzedzenia mieszkańców Columbii bynajmniej nie kończą się na czarnoskórych. Zrównani z nimi zostali Irlandczycy, określani mianem pijaków oraz rozpustników i zmuszani do korzystania z oddzielnych łazienek. Tak jak Afroamerykanie mają pozostawać w cieniu i nie psuć wizji perfekcyjnie czystego – także, a może nawet przede wszystkim, rasowo – miasta. Tak jak Afroamerykanie wykonują ciężką fizyczną pracę, za którą dostają pensję niepozwalającą nawet wydostać się ze slumsów. Tak jak Afroamerykanie stają się więc pierwszymi rekrutami rewolucyjnej organizacji Vox Populi.

10 lat temu powstał najbardziej kontrowersyjny BioShock. Ta gra uderzyła w USA - ilustracja #6

Vox Populi to w propagandzie Columbii największy – obok „Fałszywego Pasterza”, którym szybko okazuje się sterowana przez nas postać – wróg tamtejszej wierchuszki. To organizacja złożona przede wszystkim z przedstawicieli „nizin społecznych”: imigrantów, mniejszości, pracowników fizycznych, domagających się lepszych warunków życia i uczciwej płacy. W BioShocku Infinite przypomina ona o długiej i krwawej historii tłumienia strajków i działalności antyzwiązkowej. Szczególnie brutalny był pod tym względem przełom XIX i XX wieku – a więc czas, w którym toczy się akcja gry – kiedy do dławienia protestów wykorzystywano wojsko czy prywatne agencje, takie jak np. Pinkerton. Co ciekawe – Booker de Witt, protagonista BioShocka Infinite, był w obu tych strukturach, a w tej drugiej organizacji pomagał nawet w łamaniu strajków przemocą.

Jeśli fakty nie pasują do teorii...

O ile jednak osobom czarnoskórym i Irlandczykom pozwolono w Columbii żyć i pracować – nawet jeśli w niegodnych warunkach – tak na podobny „przywilej” nie mogli liczyć Azjaci i rdzenni Amerykanie. Tych pierwszych wypędzono najprawdopodobniej tuż po zrównaniu z ziemią Pekinu. Na samym początku pastor, który chrzci protagonistę, wspomina bowiem o tym, że Comstock przegonił z miasta „żmije Orientu” – zapewne chodzi tutaj o budowniczych z Chin, którzy pomagali stawiać miasto. O rdzennych Amerykanach wspomina się mniej – prawdopodobnie w związku z tym, że gra wyraźnie sugeruje, iż krew autochtonów krąży w żyłach samego proroka. Obie grupy odgrywają jednak kluczową rolę w jednym z najważniejszych motywów BioShocka Infinite: mitologizacji historii Columbii, a przez to także Stanów Zjednoczonych.

10 lat temu powstał najbardziej kontrowersyjny BioShock. Ta gra uderzyła w USA - ilustracja #7
By to osiągnąć, prawdziwe wydarzenia często obracano na głowie. fot. BioShock Infinite, 2K Games, 2013

Dzieło Irrational Games w każdej z poruszonych wcześniej kwestii przypomina, że amerykańska historia była – podobnie jak historia niemal każdego narodu – szlakiem eksploatacji i niesprawiedliwości, przepuszczonym przez takie filtry, by stworzyć chlubny obraz i wywoływać poczucie patriotycznej dumy. Nigdzie nie widać tego mocniej niż w przedstawieniu bombardowania Pekinu i „bitwy” pod Wounded Knee. To drugie starcie w rzeczywistości było raczej masakrą, w której armia Stanów Zjednoczonych zamordowała ponad 150 osób z plemienia Lakotów (w tym kobiety i dzieci) uciekających przed groźbą represji. Nie tak wygląda to jednak w Hali Bohaterów w Columbii: tutaj to rdzenni Amerykanie przedstawieni są w roli oszalałych dzikusów, atakujących podstępem i mordujących bezbronnych.

W barwach wojennych, z krzykiem i czerwonym orężem tańczyli wśród naszych zmarłych.

Lecz gdy zjawili się nasi żołnierze, dzika horda musiała ustąpić.

Zmotoryzowany Patriota w Hali Bohaterów

Podobnie potraktowane zostało fikcyjne bombardowanie Pekinu w trakcie powstania bokserów. W kanonie BioShocka Infinite Columbia równa miasto z ziemią w odwecie za to, że rebelianci wzięli Amerykanów jako zakładników. Hala Bohaterów przedstawia to wydarzenie jako sprawiedliwość wymierzoną podstępnym Chińczykom, prezentowanym na wzór wampirów: z ostrymi szponami i zwierzęcymi kłami.

Żółta skóra i skośne oczy zdradziły nam ich kłamstwa

Aż stanęli na drodze prawości i świętego gniewu naszego Proroka.

Zmotoryzowany Patriota w Hali Bohaterów

10 lat temu powstał najbardziej kontrowersyjny BioShock. Ta gra uderzyła w USA - ilustracja #8
Jingoizm połączony z kultem bohaterstwa, a to wszystko na progu siedziby organizacji wzorowanej na Ku Klux Klanie – gorzej już nie będzie. fot. BioShock Infinite, 2K Games, 2013

Mogę kopać zbyt głęboko, ale motyw całkowitego zniszczenia Pekinu zawsze kojarzył mi się trochę z bombami atomowymi zrzuconymi na Hiroszimę i Nagasaki, które nawet według wielu ówczesnych przywódców wojskowych były nie tyle środkiem niezbędnym do zmuszenia Japonii do kapitulacji i zakończenia wojny na Pacyfiku, co raczej pokazem amerykańskiej siły militarnej wobec Związku Radzieckiego – i dziś ich użycie coraz częściej traktowane jest po prostu jako zbrodnia wojenna o szokującej skali. Ale nawet jeśli Levine i spółka nie próbowali odnosić się do tamtych wydarzeń, dodawanie szlachetnych motywów do rzezi rdzennych plemion, zniszczenia całego miasta czy zniewolenia czarnej ludności w BioShocku Infinite to bez wątpienia krytyka tej samej mitologizacji historii, której ulegały przez dekady Stany Zjednoczone. Mitologizacji absolutnie niezbędnej, by móc postawić się w roli moralnego kompasu pośród narodów świata.

10 lat temu powstał najbardziej kontrowersyjny BioShock. Ta gra uderzyła w USA - ilustracja #9

BioShock Infinite w swojej krytyce wyidealizowanej wizji Stanów Zjednoczonych bynajmniej nie jest subtelny: samo logo składa się z rozrywanej amerykańskiej flagi, a propagandowe plakaty uderzają hasłami rodem z najbardziej nieludzkich autorytaryzmów. Ale dla niektórych najwidoczniej nawet to podejście było nazbyt zawoalowane. W grudniu 2013 roku National Liberty Federation, ugrupowanie czerpiące z ideologii konserwatywno-libertariańskiej Partii Herbacianej, udostępniło na swoim profilu na Facebooku jeden z posterów wiszących na wirtualnych ścianach Columbii. Znajdował się na nim George Washington dzierżący w ręce tablice z dziesięcioma przykazaniami, powstrzymujący karykaturalne postacie Irlandczyków, Arabów, Azjatów i czarnoskórych. Napis głosił: „Dla Boga i kraju – to nasz święty obowiązek, by ochraniać ich przed obcymi hordami”. Cóż, przynajmniej nie musieli się już silić na eufemizmy w dyskusjach o polityce migracyjnej.

Irytować wszystkich, nikogo nie oszczędzać

Jest w tym trochę przesłania uniwersalnego, bo w końcu każdy naród próbował lub próbuje nadal wybielić ponure karty własnych dziejów. Ameryka wydaje się jednak pod tym względem o tyle szczególnym przypadkiem, że jej pozycja globalnego mocarstwa i popkulturowej potęgi pozwalała przez dekady pokazywać ten wybielony obraz całemu światu. Stany pokonywały swoje problemy i ostatecznie zawsze stawały po właściwej stronie historii. BioShock Infinite posypał sól na rany, które zdawały się być dawno zagojone: przypomniał o paskudnej tradycji rasizmu, jingoizmu i religijnego fanatyzmu, które po dziś dzień zbierają swoje żniwo w debacie publicznej za oceanem. Ken Levine, reżyser gry, doskonale zdawał sobie sprawę, jakiej może spodziewać się reakcji.

10 lat temu powstał najbardziej kontrowersyjny BioShock. Ta gra uderzyła w USA - ilustracja #10
Gdyby Levine próbował uniknąć kontrowersji, raczej nie odcinałby głowy ekwiwalentowi Statuy Wolności. fot. BioShock Infinite, 2K Games, 2013

Kiedy zaczynałem pracować nad tą grą, moi krewni byli oburzeni, bo sądzili, że atakuje ona Partię Herbacianą, w której aktywnie działali. Potem zdemaskowaliśmy motywy Vox Populi i wiele portali o lewicowych poglądach stwierdziło: »To szkalowanie ruchu robotniczego!«. Na forum białych suprematystów widziałem wpisy o dosłownie tej treści: »Żyd Ken Levine robi symulator zabijania białych ludzi«. Z pierwszym BioShockiem było tak samo: obiektywiści byli nim rozjuszeni, a lewicowcy sądzili, że to list miłosny do obiektywizmu. W moim mniemaniu te gry to dla ludzi test Rorschacha. Zazwyczaj negatywny. Wkurza ich to, wiesz?”

Ken Levine w wywiadzie dla PC Gamera, grudzień 2012

Być może jest w tym ziarnko prawdy i sztuka, by być prawdziwie wartościową, musi stawać ością w gardle.

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej