Ile czasu Wam to zeszło? Chciałbym opanować perfekcyjnie ten język. Nie wyobrażam sobie wyjazd zagranicę nie znając przynajmniej podstaw angielskiego. Aktualnie znam na poziomie, w którym się dogaduje, lecz to jeszcze nie to. Także jak Wy opanowaliśta - jakiś sposób skuteczny? Ile czasu do tego potrzeba?
nie ma czegoś takiego jak perfekcyjne opanowanie. Wszyscy robią błędy.
Ile czasu - ciężko powiedzieć. Zależy od indywidualnych zdolności. Jedni będą potrzebować roku, inni 10 lat.
Skuteczny sposób przerzucić się prawie kompletnie na angielski - oglądać TV w tym języku, czytać ksiażki/gazety, zamieszkać w kraju gdzie obowiazuje angielski, chodzić do pracy w której wszyscy się nim posługują, zamieszkać z anglikami.
Jeszcze trudniej jest pozbyć się obcego akcentu.
8 lat i dalej się uczę, w samych szkołach, poziom C1
W życiu mi się to nie przyda
Zawsze sprawdzaj teksty ciekawych piosenek, oglądaj Youtube'a i filmy po angielsku, ew. z napisami itp. Samo wejdzie.
Heh, dzięki za radę. Postaram się więcej czasu poświęcać temu językowi, bo jestem leniem i zawsze odkładam wszystko na później. :P
A tak poza tym, (nie wiem w jakim jesteś wieku) szkoła też jest istotna, bo z filmów się gramatyki nie nauczysz, więc nie olewaj tego.
No właśnie się zastanawiam, czy nie iść do jakiejś szkoły językowej, tylko niektórzy mi odradzają tego...
Do nauki podstaw - dobra szkola i dobry NAUCZYCIEL. Nie wszyscy potrafia uczyc - musisz trafic kogos z kim dobrze Ci sie bedzie wspolpracowalo. Potem - tylko zycie za granica. Moze nie docelowe ale DOBRZE opanujesz jezyk tylko w srodowisku gdzie poslugujesz sie nim caly czas i jestes nim otoczony. Chociaz kilka miesiecy. Angole maja na to swoje okreslenie - immersion. Osobiscie zyje w Szkocji od 5 lat - pracuje z klientami codziennie - caly czas mam wrazenie ze dukam...
Filmy, gry po angielski i najlepiej z angielskimi napisami. Jednak najlepiej nauczysz się mieszkając i przebywając z ludźmi dla których ten język jest ojczystym. Na swoim przykładzie ci powiem, że uczyłem się sporo czasu angielskiego w Polsce, ale dopiero gdy wyjechałem nauczyłem się na tyle, że ogarniałem praktycznie wszystko.
Granie w sieciówki.
oglądanie Cartoon Network za dzieciaka... w czasach gdy Dexter's Laboratory, Powerpuff Girls, Cow and Chicken i Johnny Bravo wiedli prym :)
Jak sie tak cofne myslami - to naprawde duzo podlapalem ogladajac South Park. Byl nawet czas ze zaczalem rozumiec Kenny'ego.
Ja się sporo nauczyłem na starych RPG'ach, które były jedynie po angielsku. Najzwyczajniej siedząc ze słownikiem w łapie, bo innego wyjścia nie było by zrozumieć fabułę. Brak Internetu ma czasami swoje zalety. Tylko że to obecnie jest trudne. Większość gier jest już spolszczona, a do tego brakuje cierpliwości by wszystko czytać.
A najlepiej jeśli chodzi o potoczny? Poza wyjazdem za granicę na parę miesięcy minimum to pozostają ci seriale i filmy. Tylko musisz wyłączyć napisy, by nie kusiło cię ich czytanie.
Poza tym jak ktoś nie ma smykałki do języków to po prostu nie da rady się ich nauczyć powyżej jakiegoś poziomu i tyle.
Angielski jest międzynarodowy właściwie głównie w Europie i USA, a poza nimi częściej spotkasz się z francuskim, hiszpańskim czy nawet rosyjskim. Więc idąc twoim tokiem rozumowania to do podróżowania należałoby znać podstawy każdego szerzej znanego języka.
Nie olewaj też polskiego, bo nigdy nie wiesz co ci się w życiu przyda :p
Kilka lat spędzonych w WoWie zrobiło więcej niż nauka w LO i fakultety na uczelni. Poza tym filmy i seriale z napisami lub bez.
pornosy
Jak potrafisz się dogadać to już więcej niż trzeba. Nie uwierzyłbyś jakie ludzie w anglojęzycznych krajach mają problemy czasem z dodaniem się. Bywa i tak że ciężko kawę zamówić w kawiarni, bo osoba na kasie zna tylko menu i liczby, żeby powiedzieć ile jesteś winien.
Nie ma jednej uniwersalnej metody.
Ja się uczyłem angielskiego chyba od 4 klasy podstawówki aż do końca lektoratu na 2 roku studiów (łącznie chyba ponad 10 lat). W międzyczasie oglądałem kreskówki, grałem w gry, itp. po angielsku.
Problem tkwił w moim braku motywacji do nauki w momencie, gdy odbierałem ją bardziej jako obowiązek niż coś przydatnego. Druga sprawa to efektywność. Od podstawówki nauka w grupach 20-30 osób to jakiś żart, szczególnie bez jakiegokolwiek rozdziału na grupy zaawansowania (czyli standardowe równanie w dół), w liceum co rok nowy nauczyciel, a na studiach już tylko język techniczny.
Dopiero po jakichś 2 latach pracy, jak musiałem zacząć wykorzystywać angielski w pracy, na dobre zacząłem się uczyć. Zacząłem oglądać filmy i grać w gry tylko po angielsku, również czytać książki (na początku jest ciężko, ale po kilku lżejszych lekturach przestaje się widzieć różnicę w czytaniu po polsku i po angielsku). A przede wszystkim poszedłem na kurs językowy, żeby poprawić mówienie i przygotować się do egzaminu CAE. Dużo zależy od nauczyciela na jakiego się trafi, ale teraz dopiero widzę, że nauka w szkole publicznej, a językowej to zupełnie coś innego.