Avengers na Dzikim Zachodzie - recenzja Siedmiu wspaniałych
W mojej opinii najlepsze w tym filmie to sceny wymiany ognia, muzyka i udźwiękowienie. Fabuła wiadomo znając klasyka trudno o jakieś zaskoczenie czy tajemnicę. Niestety poprawność polityczna również się udzieliła. W XIX wieku na Dzikim Zachodzie ciemnoskóry mężczyzna to raczej albo był niewolnikiem albo cholewy pucował a nie władał po mistrzowsku rewolwerem i piastował ważne stanowisko urzędnicze. Czarny charakter wypadł blado bez charyzmy. Gdyby poświęcono mu więcej scen takich ja ta pierwsza to zapewne odbiór tej postaci byłby inny. Reasumując remake "15:10 do Yumy" bardziej zapadł mi w pamięci.
Nie do końca. Ten historyczny, a nie wykreowany dziki zachód to było prawdzie multikulti od szwedów po chińczyków. To, że jesteśmy przyzwyczajeni do białych cowboyów to raczej efekt tego, że w latach 50tych nikt ich nie zatrudniał w obsadzie filmów ;)
Dokładnie. Był nawet znany czarnoskóry szeryf Bass Reeves. Ba, jednym z
ojców rodeo jest Bill Pickett. Zgadnijcie jaki kolor skóry ? Można więcej
wymieniać. Stare, rasistowskie hollywood skrzywiło światopogląd
o dzikim zachodzie. W tamtych czasach nawet morderstwa były
marginesem.
Chamski skok na kasę. Dziwię, że odważono się nakręcić ten film. Od początku było wiadomo, że nie dadzą rady nawet zbliżyć się do oryginału. Mam na myśli western, a nie pierwowzór. Więc powtarzam jeszcze raz: chodzi mi o oryginał, a nie pierwowzór z kina japońskiego.