autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry The Last of Us - niemal doskonały exclusive na PS3
Niebanalni bohaterowie w świecie pełnym przemocy, ale i nadziei na lepszą przyszłość. Niebanalni autorzy ze studia Naughty Dog, czyli jedna z najlepszych ekip tworzących gry na konsole marki PlayStation. Oto exclusive prawie doskonały.
Recenzja powstała na bazie wersji PS3.
- niebanalni bohaterowie;
- scenariusz;
- eksploracja, survival;
- możliwość rozgrywania starć różnymi metodami;
- świetna oprawa audiowizualna.
- drobne błędy techniczne;
- problemy z polską wersją językową 5.1;
- eksploracja może części osób wydać się nudnym obowiązkiem.
Gier z akcją umieszczoną w postapokaliptycznych realiach jest do diabła i ciut, ciut. Ludzkość zwykle staje się ofiarą wojny atomowej, z grobów wyłażą nieumarli i wysysają nam mózgi, a od czasu do czasu przytrafia się jakaś pandemia skutecznie dziesiątkująca gatunek homo sapiens. W powietrzu mogą zostać na przykład rozpylone zarodniki grzybów zmieniające nosicieli w ciągu dwóch dni w agresywne kreatury wywołujące skojarzenia z zombie. Właśnie taka infekcja przydarzyła się ludzkości w The Last of Us, najnowszym dziele studia odpowiedzialnego za przygody Nathana Drake'a w serii Uncharted. Każda z powyższych sytuacji wydaje się banalna. No bo przecież, co może zaoferować kolejny tytuł, w którym człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie. Naughty Dog udało się niemal niemożliwe – wykorzystanie wszystkich zgranych motywów i przygotowanie z nich niezwykle emocjonalnej i – co najważniejsze – emocjonującej opowieści o podróży przez zniszczoną Amerykę dwojga zupełnie różnych bohaterów.
The Last of Us rozpoczyna się, niczym u Hitchcocka, trzęsieniem ziemi, by następnie potęgować napięcie. Serio, sam początek gry to jedno z najlepszych interaktywnych otwarć, jakie w tej chwili przychodzą mi na myśl. Prawdziwe kłębowisko emocji, definiujących postać głównego bohatera.
Akcja gry toczy się dwadzieścia lat po wybuchu epidemii spowodowanej przez zarodniki grzybów atakujące mózg zainfekowanej osoby i zmieniające delikwenta w pozbawione świadomości agresywne monstrum. Joel jest przemytnikiem, który wraz ze wspólniczką Tess zajmuje się szmuglem towarów do jednej ze zmilitaryzowanych stref kwarantanny. Troszkę zramolały, zrezygnowany facet, któremu życie dało w kość, na skutek niefortunnych wydarzeń staje się najważniejszą osobą w życiu czternastoletniej Ellie. Dziewczynę trzeba odeskortować do Świetlików – grupy zwalczającej oficjalne wojskowe władze. Używając wyświechtanego stwierdzenia, to podróż do samego jądra ciemności, zniszczonego przez zarazę amerykańskiego snu o świetlanej przyszłości, w której możesz zostać bezkarnie zastrzelony tylko dlatego, że masz niezniszczone buty.
Bardzo mocnym punktem niezbyt przecież innowacyjnej opowieści drogi, opierającej się w dużym stopniu na konflikcie charakterów, jest udana moim zdaniem próba scharakteryzowania degrengolady, jaka staje się udziałem dowolnie sformalizowanej społeczności w momencie pojawienia się nieprzewidzianych trudności. Zepsucie moralne, gotowość do pozbawienia życia drugiego człowieka bez żadnego powodu – tylko z chęci zysku i poczucia bezkarności. Publiczne egzekucje są tu na porządku dziennym. Kiedy nadchodzi czas próby, ludzie zamieniają się w bestie. I to dosłownie.
We właściwym tekście recenzji świadomie pominąłem wszelkie odniesienia kulturowe, które legły u podstaw The Last of Us. Warto jednak sięgnąć po kilka przykładów postapokaliptycznej wizji przyszłości, które być może w pewnym stopniu wpłynęły na autorów gry. Przede wszystkim są to dwie książki: Bastion autorstwa Stephena Kinga i Droga Cormacka McCarthy'ego. Obie pozycje doczekały się filmowych wersji, z tym że Bastion pojawił się jako miniseria telewizyjna, zaś Droga to pełnometrażowy film z Viggo Mortensenem w roli głównej. Obecnie w niektórych telewizjach można także oglądać pierwszy sezon serialu Revolution, w którym brał udział J.J. Abrams.
Być może ludzkość tłumaczy strach przed zarażonymi. Naughty Dog nie chciało sięgać po zombie, obecnie ulubionego chłopca do bicia w branży gier. W rezultacie stworzono monstra niewiele różniące się wyglądem czy zachowaniem od żywych trupów. Ten krok pozwolił jednak zachować pozory racjonalności przedstawionego świata, bo przecież chyba nikt nie wierzy, że zmarli faktycznie wstaną z grobów. Tymczasem epidemia wywołujących agresję grzybów nie wydaje się do końca niemożliwa.
The Last of Us jest opowieścią drogi. W miarę rozwoju akcji bohaterami targają różne emocje, a ich wzajemne relacje ulegają zmianom. Dzięki pracy scenarzystów nie są to papierowe postacie, o których zapomnimy już w chwilę po zakończeniu zabawy. Joel i Ellie, a szczególnie Ellie, powinni na długo zapaść nam w pamięć. Czternastolatka jest wyszczekana i wyjątkowo dorosła jak na swój wiek. Być może dlatego, że nie zna innego świata niż ten, w którym najważniejszym prawem jest prawo pięści. Urodziła się już po wybuchu epidemii i dla niej opowieści o życiu przed katastrofą są jedynie próbą robienia jej w konia.