autor: Szymon Liebert
Amnesia: Mroczny Obłęd - recenzja gry
Niezależne studio ze Szwecji stworzyło kolejny horror. Czy twórcy Penumbry są w stanie jeszcze nas przestraszyć?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
W ostatnim czasie gatunek horrorów został wyparty przez gry akcji pełne widowiskowych, ale przewidywalnych scen. Piąty Resident Evil próbował przestraszyć nas przede wszystkim quick-time eventami a w Dead Space przemierzaliśmy po prostu ciemne lokacje, w których raczeni byliśmy obrzydliwymi i niesmacznymi widokami. Tymczasem szwedzkie studio Frictional Games oferuje prawdziwy rarytas dla fanów horroru, gdyż Amnesia: The Dark Descent to konserwatywny i klasyczny przedstawiciel gatunku, w którym zawarto kilka ciekawych pomysłów. Jeśli jeszcze nie jesteście przekonani, to wiedzcie, że na pudełku z tą grą można by spokojnie umieścić napis: „Minister zdrowia ostrzega – długotrwały kontakt grozi szaleństwem”.
Pierwsze spotkanie z Amnesia: The Dark Descent budzi prostą refleksję – Frictional Games w dalszym ciągu czerpie żywcem z twórczości Lovecrafta i jego stylistyki. Można wręcz odnieść wrażenie, że autorzy przygotowali listę charakterystycznych elementów obecnych w dorobku pisarza, a następnie umieścili je w grze. Bohater z zaburzeniami tożsamości? Jest, ma na imię Daniel. Przedwieczne zło i nawiązania do starożytnych legend? Jak najbardziej. Mroczny zamek stojący w spowitym mgłą w lesie? Tego też nie mogło zabraknąć. W żaden sposób nie jest to oczywiście wadą, bo przemierzając ciemne korytarze i zastanawiając się, o co właściwie chodzi, czujemy się niemal jak narrator Przybysza czy innego świetnego opowiadania.
Tłumaczenie zawiłości fabuły, a nawet przedstawianie zarysu historii z gry, której konstrukcja opiera się na tajemnicy, nie ma sensu. Zamiast tego możemy jednak powiedzieć, w jaki sposób przełożono klimat niepokojących opowieści Lovecrafta na tę konkretną rozgrywkę. Produkcja rozpoczyna się bez zbędnych ceregieli od wytłumaczenia podstawowych zasad. Od razu zostajemy rzuceni w mroczne korytarze, które gęsią skórkę wywołują nie tylko u gracza, ale i u prowadzonej przez niego postaci. Główny bohater przygody został określony dwoma wskaźnikami – życia oraz stanu psychicznego. Jeśli zaniedbamy któryś z nich, poniesiemy poważne konsekwencje. Utrata zdrowia oznacza śmierć, a spadek higieny psychicznej – powolne osuwanie się w szaleństwo.
Podstawowym narzędziem gracza w Amnesii są lampa olejna oraz... zapałki. Tak, brzmi to odrobinę zabawnie, ale podczas gry niejednokrotnie oddalibyśmy wiele za kapkę oleju lub kawałek krzesiwa. Dzięki nim możemy bowiem rozświetlić mrok, a to uspokaja bohatera i przywraca mu równowagę (przy okazji ułatwiając nam eksplorację). Postać boi się dokładnie tego samego co gracz – niewytłumaczalnych wydarzeń, niepokojących pomruków lub krzyków z oddali czy właśnie ciemnych zakątków. Powiedzmy od razu, że tego typu elementów nie brakuje, wręcz przeciwnie, są na porządku dziennym. Mimo to produkcja stara się straszyć w inteligentny sposób, oszczędnie operując środkami, które naprawdę jeżą włos na głowie.